ďťż
cranberies
Przyszłam dziś do stajni, piękna pogoda, słońce świeci, ale halo halo, mamy tu ogiera alfa do okiełznania. Weszłam do stajni przyglądając się innym koniom, po czym oczywiście udałam się do Jokera. Nachalnie powitał mnie już przy samych drzwiach od boksu. Weszłam do niego, poklepałam, dałam marchew i poszłam po potrzebny sprzęt. Wziełam szczotki, ogłowie, lonże i położyłam pod boksem. Wyprowadziłam ogiera z boksu i przywiązałam, zaczęłam czyścić. Nie obyło się bez wariacji, w końcu, podgryzanie mnie jest zabawniejsze niż stanie prosto i czekanie aż tortury się skończą. Pride kombinował cały czas, więć przywiązałam go 2 uwiązami na szerokość stajni. Już teraz nie miał jak mnie podgryzać. Reszta czyszczenia szła gładko, oczywiście najgorsze były kopyta... Przednie nie szły tak źle, ale żeby utrzymać dłużej niż parę sekund tylne nogi musiałam włożyć dużo siły. W końcu odetchnęłam z ulgą, koniec czyszczenia. Chociaż, zostało jeszcze to, że trzeba jakoś to ogłowie na łeb konia wcisnąć. Na sam początek pokazałam Jokerowi ogołowie. Nie wystraszył się, a wręcz przeciwnie, powąchał, próbował wziąć do pyska. Dałam mu powąchać wędzidło smakowe, miało mocny zapach, co zachęciło ogiera do wzięcia do pyska kiełzna. Nie chciał wypuścić, chyba za bardzo mu smakowało. Ściągnęłam kantar z pyska i założyłam na smukłą szyję konia, po czym powoli zakładałam ogłowie. Mimo, że koń miał stulone uszy, wędzidło wziął do pyska bez problemu, a ja w tym czasie szybko założyłam ogłowie na jego pysk. Wszystko szło w porządku, ale gdy dopasowywałampaski zaczął się rajd. Gdyby nie to, że miał kantar na szyi, zmasakrowałby pół stajni. Zaczęłam do niego gadać, rozmawiać, a ten dopiero po jakimś czasie się uspokoił. Ściągnęłam kantar, który wzięłam ze sobą, podpiełam lonże i jakoś wyczłapaliśmy się ze stajni. Poszliśmy na padok, gdzie pochodziłam w kółko z Jokerem. Coraz bardzie wydłużałam lonże, a gdy wchodził do środka, skracałam, wydłużałam, skracałam, aż nie szedł za mną do środka. Gdy już chodził w kole cały czas mówiłam, lonża na razie była przypięta do kantara, jak dobrze pójdzie to później przepniemy ją do ogłowia. Na ujeżdżalni leżał bacik, wzięłam go do ręki, a ogier spojrzał się nieznacznie w moją stronę. Nie chciałam go nim pośpieszać, ale chciałam żeby zobaczył, że to nic strasznego. Cmoknęłam parę razy, aby ogier przeszedł do kłusa. Ano przeszedł, ale do galopu. Szło tak łatwo, aż byłam zaskoczona. Cały czas uspakajałam go głosem, w końcu przeszedł do kłusa. Pride zrobił kilka kółek, po czym próbowałam skłonić go do przejścia do stępa, udało się to dopiero po kilku próbach, paru mianutach. W stępie jednak robił cały czas kilka kroków kłusa, kilka stępa, łab miał podniesiony do góry i interesował się wszystkim, tylko nie mną. Pociągnęłam lonżę, za każdym razem, gdy tracił skupienie na pracy. Zmieniłam kierunek. Ogier robił co jakiś czas wjazdy do środka koła, ale zwalczałam to tak, jak opisałam trochę wyżej. Znów przejście do kłusa. znaczy, do galopu. Szeroki, szybki galop z barankami i innymi wygłupami. Lekko skracałam lonże i skracałam mu drogę- w końcu zwolnił. Kłus przez kilka kółek i podpięłam lonże do ogłowia. Starałam się nie ciągnąć, ale znów tracił uwagę. Za każdym mocniejszym pociągnięciem ogier się wkurzał, co okazywał buntem, ale nie dawałam za wygraną. Im bardziej widziałam, że mocniejsze pociągnięcie go denerwuje i przyśpiesza kroku, albo słabiej pociągnęłam, albo tylko poruszyłam mocno lonżą, aby zwrócić jego uwagę, aby zobaczył, że coś się rusza przy jego pysku. Zakłusowaliśmy tak na drugą stronę, po czym puściłam go po ujeżdżalni wolno. Chwilę postępował, a potem trochę się pogoniliśmy po padoku. Nagrodziłam go kilkakrotnie marchewkami, po czym lekko przegoniłam go batem, aby pogalopował. Na początku galopował dziko, ale później nabrał dobre tempo i po prostu cieszył się wolnością. Później na prr przeszedł do stępa i chodził za mną gdy ja sprzątałam sprzęt. Ściągnęłam ogłowie na padoku, podpiełam lonże do kantara i poszliśmy do stajni. Poklepałam go, porozmawiałam chwilę, dałam kilka przysmaków i wyprowadziłam na łąkę. W żłobie zostawiłam mu jabłko, duże 2 marchwie, małą garść smaczków dla konia i wróciłam do domu. Byłam zadowolona z dzisiejszej pracy.
|