ďťż
cranberies
Jako, że rano znalazłam czas by przybyć do SC, postanowiłam wziąć Shettiego na lonżę. Kucyk był w dobrej formie, paręnaście minut lekkiego ruchu nie zrobi mu krzywdy, a może i pomoże, bo ostatnio coraz bardziej go nosiło. Przydreptałam do boksu malucha, który z rżeniem podszedł do drzwiczek i zaczął domagać się pieszczot. "No tak, kucykowata radość na widok człowieka" pomyślałam z uśmiechem gładząc i drapiąc ogierka po ganaszu. Ocknęłam się po chwili z transu i pomaszerowałam po jakieś miniaturowe ogłowie z wędzidełkiem, lonżę i szczotki. Otwierając drzwi siodlarni usłyszałam huk i po chwili Nojcowy wianuszek przekleństw. Wyjrzałam ostrożnie zobaczyć, co się stało. Dziewczyna siedziała na ziemi i patrzyła na mnie tak, jakby chciała zaraz poćwiartować widłami stojącymi tuż obok.
-E....Hej Noju - Zaczęłam udawać, że wszystko gra. - Dlaczego siedzisz na ziemi? -Pomyśl no. Wcale przed chwilą nie przywaliłaś mi drzwiami -.-' - Nojka była wyraźnie poirytowana. -Skąd mogłam wiedzieć, że tam będziesz? - Stwierdziłam raczej niż spytałam. -Myślałam, że chociaż ty masz szósty zmysł. No ale trudno. - Odparła wstając z ziemi i się otrzepując. - Czyżbyś brała kucora? - Skwitowała szybko widząc malutkie ogłowie w mojej ręce. -Ano. Nosi go już mocno, niech sobie polata - Uśmiechnęłam się. -To leć, bo już kombinuje jak drzwiczki wyważyć - Powiedziała rysualka lekko mnie popychając w stronę boksu. - Powodzenia - Dodała na końcu. Westchnęłam i poszłam gdzie miałam pójść. Tarancik rzeczywiście knuł spisek przeciwko mnie i całej reszcie próbując otworzyć drzwi na X różnych sposobów. Zacmokałam układając sobie cały sprzęt w jednym miejscu, złapałam kantar i weszłam do boksu Shettiego. Mały jak zwykle zainteresował się zawartością moich kieszeni, jednak wykorzystałam to przeciw niemu i po założeniu kantara od razu wyprowadziłam na korytarz. Uwiązałam, szybko oczyściłam z słomy, zlepek i kurzu,które stworzyły artystyczną mieszankę na i tak pociapkowanej sierści ogierka. Rozczesałam grzywę i ogon, wyczyściłam kopytka i tak wypucowanego kucyka ubrałam w ogłowie. Shetty miał opory przed wędzidłem, jednak po minucie próśb otworzył pyszczek. Delikatnie wsunęłam kiełzno, założyłam resztę ogłowia i pozapinałam paski. Tak przygotowanego kucyka poczochrałam, przypięłam lonżę do wędzidła i idziemy na round-pen. Puściłam taranta stępem po dużym kole. Szedł żwawo, z zainteresowaniem rozglądając się na boki. Po paru minutach jednak nie widział już nic ciekawego, więc próbował podchodzić do mnie. -Nie mały, łazisz tam przy ścianie - Mówiłam za każdym razem, kiedy zbliżał się w moją stronę i odsuwałam go za pomocą bata. Gdy Shetty stępował już 5 minut poprosiłam o podejście do mnie, przepięłam lonżę i w drugą stronę. Kolejne 5 minut stępa i znów zmiana kierunku. Tarantowaty załapał już, że jak nie podchodzi póki go nie zawołam to dostanie pochwałę, a może i smakołyk. Przyszła pora na kłus. Zacmokałam, zbliżyłam bat do zadka kucyka a ten jak ruszył! Wypruł z baranami przed siebie, po nich galopował z łebkiem w dole i podskakującym wesoło zadkiem, w końcu jednak wyhamował do kłusa. Pruł w nim do przodu, nóżki były już w sumie czarno-białą smugą Wink Uspokajałam go głosem, aż zaczął ładnie kłusować w średnim tempie, z uchem skierowanym w moją stronę. Podreptał tak 5 minut w jedną stronę, potem 5 minut w drugą i na dziś wystarczy. Przywołałam go do siebie, pogładziłam po wilgotnej już szyjce i obdarowałam kawałkiem marchewki. Kiedy ogierek chrupał przespacerowałam się z nim chwilę po terenie SC, a gdy ochłonął weszłam na pusty, dobrze ogrodzony padok. Były na nim skrawki trawy, ale głównie piach. -No mały, ciesz się tym padoczkiem, powinieneś spędzać więcej czasu na dworze. - Powiedziałam zamykając bramkę i zostawiając kucyka w ogłowiu na chwilę, bo musiałam polecieć po jego kantar, przy okazji odnosząc lonżę i bat. Wróciłam po paru minutach i zastałam małego z radością tarzającego się w najgłębszym piachu. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Pogładziłam po główce i szyi, zdjęłam ogłowie, założyłam kantar i zostałam chwilę przy bramce patrząc, jak kucyk skubie sobie te ostatki trawy, biega, rży, bryka i czasem gdy podchodził gładziłam go chwilę po łebku, ale w końcu zostałam wezwana do biura, trzeba było jakieś papiery uzupełnić, a dziewczyny ostatnio nie miały za bardzo do tego głów. No cóż... Jak obowiązki to obowiązki. Zostawiłam Shettiego samego i żwawo powędrowałam ku swojej robocie. |