ďťż
cranberies
Zapoznanie z koniem by Bee.
Pełna entuzjazmu szłam do stajni pożerając Snickers'a. Po drodze weszłam do siodlarni i wzięłam sprzęt Kubuszona. Do kieszeni wpakowałam jeszcze paczkę smakołyków. Kiedy zbliżałam się do boksu mocno się zdziwiłam, bo nie zastałam w nim konia. Dziwne, bo pora pastwisk już minęła. Kiedy podeszłam do drzwiczek zauważyłam, że grubas leży i chrupie sobie sianko. - Ty leniu, Ty! - krzyknęłam ze śmiechem. Siwek podniósł głowę i spojrzał sie na mnie z wyrzutami. Powoli weszłam do boksu i poklepałam wielkoluda po grzbiecie. - No ruszaj swoje wielkie zadzisko, trzeba trochę popracować. Nie widząc większego entuzjazmu wyjęłam z kieszeni paczkę smakołyków. Kuba ociężale i strasznie powolnie wstał, otrzepał się z siana i powąchał moją dłoń, na której było kilka ciasteczek. Obok od razu zauważyłam żebrzącego Kaszmira, którego też poczęstowałam. - Ty łakomczuchu. - powiedziałam do kasztana. Chwilę potem założyłam Jakubowi kantar i wyprowadziłam go z boksu. Wyjęłam szczotki i zaczęłam go energicznie czyścić. Kiedy sierść była dość doczyszczona (trudno doczyścić siwka, który kładzie się w kupie x.x'') wzięłam się za czyszczenie kopyt. Mocno trzymałam wielkie i ciężkie kopyta czując na swoim tyłku pysk Kuby. - Przestań mnie marać po tyłku, proszę? - powiedziałam. Następnie rozczesałam mu ogon i grzywę, a potem założyłam mu ogłowie. Koń z udręczeniem przyjął wędzidło. Leń, nad leniami. Potem przesunęłam się w stronę grzbietu i wysoko zarzuciłam czaprak, następnie siodło. Wszystko dopasowałam i zajęłam się za dopinanie popręgu. Mocno się zaparłam i z całej siły dopięłam popręg do ostatniej możliwej dziurki. Odpięłam mu kantar i poprowadziłam w stronę stajni. Po drodze spotkałam oranżadę, którą zaprosiłam do pomocy XD. Ta oczywiście bez żadnych (no prawie xdd) przeciwieństw poszła ze mną na halę. Po zamknięciu drzwi ze schodków wdrapałam się na grubaska i ruszyłam wolnym stępem. Czekałam aż koń i również ja, w pełni się rozluźnimy. Zrobiłam kilka kółek w każdą stronę, po czym ruszyłam kłusem. Koń wyciągnął szyję przed siebie czując luźną wodze. Zrobiłam dwa powolne kółka po czym zebrałam wodze i zmieniłam kierunek przez półwolte. Koń lekko podrzucił głową po czym znów skupił się na jeździe. Postanowiłam ruszyć do galopu. O dziwo Kubuszon strasznie się ożywił i zaczął strzelać baranki. Zaczęłam się śmiać, byłam zadowolona energicznym chodem ogierka. Zrobiłam dwa kółka, po czym zwolniłam go do kłusa. Znów miał ospały, powolny kłus, więc dodałam półparadę, żeby trochę rozciągnął krok. Poklepałam go za dobrze wykonane zadanie, potem zwolniłam do stępa. Poprosiłam Julię o rozstawienie kilku drągów na środku. Po krótkim odpoczynku znów ruszyłam do kłusa i po dwóch kółkach najechałam na drągi. Zrobiłam półsiad i oddałam Kubie wodze. Poklepałam konia i zmieniłam kierunek po przekątnej. Zrobiłam kolejne kółko i znów najechałam na drągi. Po kilku takich najazdach, ćwiczenie już znudziło się Kubie. Postanowiłam żeby Julia ustawiła dwa drągi, małego krzyżaka. Ruszyłam do galopu, robiąc ósemki i wolty. Kiedy przeszkoda była już gotowa spokojnie najechałam przytrzymując lekko siwka. Świetnie sobie poradził na drągach, również z przeszkodą. Mocno go poklepałam po szyi i powtórzyłam ćwiczenie raz jeszcze, w inną stronę. Kuba na zakręcie strzelił sobie kilka baranków. Zwolniłam do kłusa, porobiłam parę ósemek, wolt, pozmieniałam kierunki dzięki półwoltom i zaczęłam rozstępowywać ogierka. Troszkę się zgrzał. Podziękowałam oranży i zatrzymałam grubaska, który już ochłonął. Zsiadłam z niego i poklepałam go po szyi. Zaprowadziłam go do stajni, rozsiodłałam i wytarłam go porządnie sianem. Następnie okryłam go derką, bo spocił się przez swoje futro i dawałam mu smakołyki. Kiedy zjadł już wszystko poklepałam go po szyi, pożegnałam się i ruszyłam w stronę domu. Jazda rekreacyjna by Bee. Po tygodniu upałów przyszedł bardzo chłodny i deszczowy weekend. Wcześnie rano przyjechałam do stajni i poszłam na halę, żeby ogarnąć trochę podłoże i wszystkie bezpańskie drągi. Chciałam dzisiaj wziąć grubego na lekką, rekreacyjną jazdę. Poustawiałam trzy małe krzyżaki do pół metra wysokości. Zagarnęłam też kilka cavaletti i ustawiłam je w równych odległościach na środku hali. Na końcu ustawiłam jednego niziutkiego oksera. Kiedy poustawiałam już cały plac poszłam do siodlarni po sprzęt, po czym przytaśtałam wszytko do stajni. Zaczęło mocno padać, całe szczęście, że mamy halę! Weszłam do boksu, przywitałam się klepiąc siwego po jego masywnej szyi i założyłam mu kantar. Jeszcze chwilę miziałam go po grzbiecie i szyi, potem wyprowadziłam go z boksu i przywiązałam uwiąz do kółeczka. Chwyciłam plastikowe zgrzebło i miękką szczotkę i zaczęłam energicznie czyścić Kubuszona. Koń strasznie liniał, jak każdy chyba, ale on to już przesadził. Nie dość, że długo to i bardzo mocno. No, ale co zrobić. Wzięłam kopystkę i zaczęłam walczyć z kopytami, które o dziwo nie były zabłocone. Szybko się uwinęłam. Zapięłam mu kantar na szyi i szybko założyłam mu ogłowie. Potem przerzuciłam czaprak, futerko i siodło. Dopięłam popręg, przechwyciłam kask i szybko poprowadziłam konia na halę. Niby taka krótka droga, a trochę zmokliśmy. Podeszłam do pieńka, zebrałam wodzę i wsiadłam spokojnie na Kubę. Pozbierałam się i ruszyłam stępem dookoła hali. Zrobiliśmy tak po trzy okrążenia w każdą stronę. Potem robiłam wolty w narożnikach, żeby koń zrobił się bardziej "gumowy". Ruszyłam wolnym kłusem. Zrobiliśmy to samo co w stępie. Potem najechałam na drągi. Kuba trochę się zawahał, na trzecim drągu lekko się pogubił. Najechałam raz jeszcze dając mu lepszy sygnał. Teraz wyglądało to o wiele lepiej. Zmieniłam kierunek przez półwolte i najechałam na drążki z drugiej strony. Teraz Jakub przeszedł już bez zawahania, ale nie wyglądało to idealnie. Za drugim razem wyszło perfekcyjnie. Pewnie kłusował z nogi na nogę. Dałam mu chwilę stępa. Następnie ruszyłam do kłusa i od razu do galopu. Siwy dostał poweru, bo zachciało mu się nawet strzelić małego baranka. Szybko dałam mu do zrozumienia, żeby tego nie robił. Zmieniłam kierunek i galopowałam nadal na drugą stronę, okrążając halę znów kilka razy. Delikatnie przeszłam do kłusa i znów najechałam drążki. Świetnie! Dałam mu dwa kółka stępa po czym znów zakłusowałam. Ósemka wokół przeszkód, okrążenie i najazd na najniższego krzyżaka. Kubuszon był lekko zaskoczony, ale skoczył. Może niezbyt pewnie i niepoprawnie, ale skoczył. Nie wiem czy kiedykolwiek skakał przeszkody pod jeźdźcem. Nie chciałam z niego zrobić skoczka, gdzieżby to! Drugi najazd był już trochę lepszy, chociaż przed skokiem znów lekko się spiął. Przed trzecim najazdem dałam mu wcześniej półparadę przez co szybciej zorientował się o co mi chodzi. Teraz skoczył już pewny siebie, o wiele poprawniej niż wcześniej. Po krzyżaku najechałam na dwa pozostałe, które tworzyły szeroki szereg. Siwek skoczył pewnie, chociaż na drugiej przeszkodzie chciał wyłamać, na co mu nie pozwoliłam, dlatego skok wypadł bardzo pokracznie. Ponowiłam najad. Wyszło o wiele lepiej. Koń coraz pewniej czuł się w skoku, wiec najechałam też na mini-oksera, którego pokonał już z łatwością. Poklepałam olbrzyma po szyi i przeszłam do stępa. Zrobiliśmy kilka energicznych okrążeń w każdą stronę. Przeszłam do kłusa i znów zagalopowanie. Udało się nam zrobić piękną ósemkę w wolnym galopie. Potem ostrożnie najechałam na krzyżaka. "Pięknie!"-krzyknęłam dumna z grubaska. Śmiało przeskoczył nad przeszkodą. Nadal galopując najechałam na szereg z krzyżaków. Pierwszy skok wyszedł nieco pokracznie, ale nadrobił go drugi bardzo odważny. Drugie podejście. Tym razem wyszło bezbłędnie. Po szeregu od razu jechałam oksera. Gdyby nie to, że po skoku za szybko skręciliśmy to byłoby idealnie! Kolejne podejście było już o wiele lepsze. Teraz jechaliśmy cały "parkur". Krzyżak przeskoczony bezbłędnie, szereg i okser, przed którym lekko się zawahał, ale skoczył poprawnie. Przegalopowaliśmy jeszcze jedno kółko, zmieniliśmy kierunek i przeszliśmy do kłusa. Grubasek lekko się zgrzał. Pokłusowaliśmy jeszcze wolniuteńkim kłusem i zwolniliśmy chód niżej. Oddałam mu luźną wodzę i zaczęłam go miziać po spoconej szyi. Dość długo stępowaliśmy. Kiedy już trochę oschnął zsiadłam, popuściłam popręg i wyprowadziłam go do stajni. Strasznie lało! Zdjęłam mu siodło, ogłowie, potem rozczyściłam zgrzebłem. Pod siodłem trochę się spienił. Sprawdziłam kopyta i wprowadziłam go do boksu. Dałam mu smakołyka i porządnie go wymiziałam. Potem wyszłam, zgarnęłam cały sprzęt, zrobiłam co trzeba. Poszłam jeszcze do izabelki, po czym zadowolona pojechałam do domu. Trening z Dirnu James umówił się na kolejny trening w Deandrei (stała tam właściwie teraz większość koni rysualowych), musiał się tylko zastanowić co chce z Jakubem zrobić - bo miał właściwie w tym temacie pełną dowolność. Oczywiście wybrał coś trochę skokowego. Czemu? Bo Jakub miał ćwiczyć powożenie i skoki w przyszłości, a skoki były raczej wiodącym sportem u Jamesa. Wsiadł więc na motor z gotowym planem treningu i ruszył do Deandrei. Na miejscu zaparkował swojego harleya, rozejrzał się trochę po okolicy i ruszył do stajni. Znalazł Bee, która pomogła mu ustawić drągi i cavaletti na hali (znała lepiej wykrok ogiera), opowiedział jej co planuje z jej koniem dziś zrobić, i ruszył po ogiera. Wziął sprzęt Jakuba, swoim zwyczajem ustawił go na ławeczce, a sam poszedł po ogiera. Zagwizdał krótko, żeby zwrócić na siebie uwagę koni. Większość wyjrzała zaciekawiona z boksów... Więc znalezienie Jakuba nie zajęło mu dużo czasu. Przywitał ogiera krótką pieszczotą, dopiął uwiąz, otworzył przed nim drzwi boksu i na myjkę! Uwiązał go, wziął się za czyszczenie. Porządnie rozczesał grzywę, ogon, pozbył się sklejek z sierści. Miękką szczotką pozbył się kurzu głównie z nóg, szyi i brzucha, a na koniec zajął się "odkurzaniem". Po kolei też poprosił ogiera o podanie kolejnych nóg, żeby mógł wyczyścić kopyta. Jakub sprawował się idealnie - stał grzecznie, reagował posłusznie na jego prośby. James wziął się w końcu za siodłanie. Zaczął oczywiście od czapraka, dociągnął go do linii grzywy, poprawił jego ułożenie, żeby leżał równo po obu stronach. Potem siodło, tu znowu poprawienie. James dopiął popręg, na oko dopasował sobie strzemiona. Przy zakładaniu ogłowia też nie miał żadnych problemów. Byli już właściwie gotowi na trening... Poprowadził go na halę. Sprawdził jeszcze i dopiął popręg. Wspiął się w siodło, poprawił strzemiona i wypchnął ogiera z krzyża. Rozgrzewkę zaczęli od kilku wolt w energicznym stępie, potem przejście na koło, kilka wężyków, ósemek... Ogółem trochę rozciągania. Wszedł znów na woltę. Dał pomoce do kłusa, zaczął anglezować. Standardowo zaczęli od kilku wolt, koła a potem kolejne wężyki na rozluźnienie i rozciągnięcie. Wodze trzymał cały czas na kontakcie. Trzeba przyznać, że na Jakubie było mu naprawdę wygodnie - pewnie świetnie się sprawuje na pokazach, jeśli chodzi o kłus. Dał pomoce do zagalopowania, Jakub zareagował dość chętnie. James prowadził go wzdłuż ścian, kołysząc się w siodle. Potem zwolnienie do kłusa, znowu stęp. Pierwsza była zwykła linia utworzona z drągów - ot, tak na rozgrzewkę. Dobra na początek... Zimnokrwisty szedł dość swobodnie, lekko. Postawił tylko uszy na widok drągów. Tuż przed nimi trochę 'ogarnął' swój chód i przekroczył je właściwie bezbłędnie, bez choćby zaszurania o któryś. To też upewniło Jamesa, że dobrze odmierzył z Bee wykrok ogra. Linia drągów się skończyła, zawrócili, przejechali równolegle do niej i znów ogarnęli sobie najazd. Tym razem mężczyzna dał pomoce do kłusa. Gdy koń przyspieszył, James zaczął anglezować, przy każdym wróceniu w siodło dawał ogierowi łydkę, żeby utrzymać dość dobre, aktywne tempo. Jakub szedł przez drągi lekko, jakby leciał po prostu! Wysoko unosił nogi, maszerował aktywnym kłusem. Konie zimnokrwiste kojarzą się raczej z ciężkim, trochę rozleniwionym chodem... A tu proszę bardzo! Taki wyjątek od reguły. Zdażyły się z dwa puknięcia w drągi, gdy ogiera rozproszył jakiś ptaszek zaglądający na halę. Dość szybko pozbierał się i skupił ponownie na pracy, poprawiając swoje wyniki i ponownie łapiąc tempo. Dla poprawki mężczyzna zakręcił - tym razem w drugą stronę - znów przejechali równolegle do drągów, kolejny skręt, prosty najazd na drągi. A wszystko to cały czas w kłusie. James poprawił jeszcze ustawienie wodzy, kontakt i już wjeżdżają na drągi... Pouczony jakby porażką, ale w ogóle niezrażony, Jakub przejechał drągi bez puknięć w pięknym stylu (chyba nie muszę wspominać, że chodzi o ten kłus!). Z tej figury zjechali na bok i James nakierował Jakuba na inną - ustawioną w drugiej części hali. Poprosił o zwolnienie do stępa. Ogier posłusznie, chętnie i dość dokładnie reagował na pomoce, więc mężczyźnie udało się zapewnić mu dobry najazd na ósemkę z korytarzem. Przejechali pierwszą kolistą połowę ósemki, wjechali między drągi. Tu James zatrzymał konia. Przez cały przejazd kontrolował, czy Jakub właściwie się skręca na okręgach, czy jest prosty przy przechodzeniu przez drągi. Mężczyzna znów wypchnął go z krzyża, dał pomoce łydkami do stępa. Ciągle trzymał ogiera na lekkim kontakcie. Przy drugiej części ósemki Jakubowi zdarzało się ścinać zakręty, więc James go skorygował, znów korytarz, zatrzymanie. Za drągami mężczyzna pospieszył go do lekkiego kłusa, pokonali teraz ósemkę w tym tempie. W przejeździe w stępie zauważył, że jedno koło wyszło mniejsze od drugiego, więc teraz przypilnował też tego. Zmniejszanie jednej kulistej części ósemki powoduje pewną nierówność w tempie, więc potem się zdarzy to jakieś puknięcie o drąg, to zgubienie ogólnego rytmu chodu. Tym razem Jakubowi poszło zdecydowanie lepiej. James powiększył nieco tę ósemkę i wprowadził zmiany tempa, żeby trochę popracować nad skupieniem ogiera. Kuliste części ósemki przechodzili lekkim, wolnym kłusem, dochodzili do drągów i wychodzili z korytarza stępem, potem znowu kłus... I tak w kółko. I to wyszło zimnokrwistemu bezbłędnie... Więc czas kontynuować. Dalej czekało na nich już pewne wprowadzenie do cavaletti. Szereg drągów, który wcześniej po prostu leżał płasko na ziemi został trochę zmodyfikowany - naprzemiennie podniesiono odpowiednie strony drągów. Odległość między nimi była na tyle odpowiednia, że w razie czego Jakub miał chwilę na odzyskanie równowagi... Oczywiście, gdyby ją stracił. Zjechali z ósemki, mężczyzna pospieszył go do kłusa, zaczął anglezować. Nakierował go na sam środek drągów. Tempo utrzymane, ale z koncentracją trochę gorzej - ogierowi zdarzyło się puknąć pierwszy drąg, za nisko podniósł nogę. Skorygował to przy następnych drągach, niektóre zdarzało mu się jeszcze potrącić przez zwykłe roztrzepanie. Koń musiał minimalnie zmienić tu swój wykrok - było to coś na kształt wprowadzenia do takiej elastyczności w wykroku właśnie. Ogółem rzecz biorąc - pierwszy przejazd nie poszedł im najlepiej, ale to głównie przez brak skupienia. James zawrócił go, przejechał równolegle do drągów, kolejny zakręt, chwila zanim dojdą i drągi. Trzeba przyznać, że ogier szybko wyłapywał swoje własne błędy i je korygował - tym razem szedł w pełnym skupieniu, wysoko unosząc nogi, bez ani jednego pukniętego drąga. Z równowagą u ogiera było wszystko w najlepszym porządku. James uznał, że właściwie nie ma dziś sensu na przejazdy po cavaletti - może kiedyś zajmie się tym z Jakubem później, bo już niedługo będzie miał do niego kilka kroków... Rozstępował ogiera, chwilę stępując po hali. Potem zeskoczył na ziemię, złapał wodze wierzchowca i odprowadził go do stajni. Rozsiodłał, wyczyścił. Chwilę pomasował, pogłaskał za ładną pracę. Odstawił ogiera do boksu, pożegnał się z Bee i ruszył sprzątać halę. |