ďťż

10.02.2011 Rozruszanie by Roselle SC

cranberies
Z braku jakichkolwiek konkretnych zajeć ruszyłam do budynku stajni ogierów, własciwie sama nie wiem po co.
Powitało mnie cichutkie rżenie. Podeszłam do każdego koniowatego i dałam po smakołyku.
Kiedy doszłam do boku fryza, ten rzucił się na mnie z zębami.
-A to za co?!- krzyknęłam, rozmasowując ramię. No pięknie, będzie siniak.
Ogiera wręcz roznosiło. Kręcił się w boksie, grzebał kopytami w ściółce.
Ahm... No dobra, to samobójstwo ale poszłam do siodlarni po jego sprzęt. Przynajmniej w ambitny sposób sporzytkuję jego energię.
Ogier nie był zbytnio zadowolony widząc mnie z górą sprzetu na łapach.
Wlazłam do jego boksu, przypięłam uwiąz i przywiązałam do barierki.
Zazęłam gruntowne czyszczenie. Nieźle się namęczyłam, ale po pół godzinie ogier lśnił. Zabrałam się więc za siodłanie. Zsunełam kantarek na jego ogromna szyję i założyłam ogłowie. Później czapraczek, siodełko, podpinamy popreg, zawijamy owijki i jesteśmy gotowi.
Nie mogłam za cholere znaleźć żadnego kasku... No trudno, najwyżej zginę. Odmówiłam szybko paciorek i ruszyliśmy w stronę maneżu, bo na hali Skrzydło męczyła Apacza. W międzyczasie zdazyłam jeszcze chwycic lonżę i mostek.
Ogier zarżał niemiłosiernie gdy opuścilismy budynek stajni. Uspokoiłam go głaszcząc po muskularnej szyi.
Szczęśliwie doszliśmy na maneż. Ustawiłam ogiera na środku placu, podciągnęłam popręg i zawinęłam strzemiona tak, aby nie obijały się o jego boki w trakcie lonżowania. Przypięłam mostek do wędzidła, a lonze do kółka mostku. Ledwie odsunęłam sie na bezpieczna odległość, a ogier już dziko bryknał i pognał przed siebie. Zaparłam się nogami i z ogromną siłą przyciągnęłam konia do siebie. Przywołałam go do porządku i kazałam okrązac mnie w kłusie. Noxle był nieźle nabuzowany. Kłusował w szybkim tempie, a jego nogi... Miałam wrażenie, że zaraz je pozakłada za uszy. Zmieniłam kilka razy kierunek, po czym dałam komendę do zagalopowania. Nie musiałam długo prosić, Nox sam wyrwał się do galopu. Na szczęście nie przyszło mu do głowy aby znowu mnie wyciagać Bóg wie gdzie.
Kiedy zobaczyłam, że choć trochę się zmęczył, postanowiłam wsiąść. Odpięłam lonżę i odrzuciłam ją poza teren placu. Uregulowałam strzemionka i wsiadłam. Noxle od razu chciał ruszyć do przodu. Przytrzymałam go i pozwoliłam ruszyć, wtedy, kiedy to ja będe miała na to ochotę. Podciągnęłam jeszcze raz popręg, usadowiłam się wygodnie w siodełku i pozwoliłam ruszyć fryzikowi.
Ogier szedł szybkim stępem. Nie chciałam go dzisiaj bardzo męczyć, bardziej zalezało mi na ogólnym przypomnieniu o co w tym wszystkim chodzi.
Noxle był bardzo niespokojny. Dla zajęcia go, zaczełam krecić wolty, wężyki, serpentyny i inne esy floresy. Następnie to samo w kłusie. Krok konia był bardzo nierówny i nerwowy.
Po 10 minutach kręcenia różnych figur, ogier lekko odpuścił w potylicy i zaczął nawet angażować swój szanowny zadek.
Kilka przejść i mocniejszych półparad zaczęciło go do mocniejszego zgięcia w szyi.
Jeszcze później, Noxle zaczął ładnie mielić wędzidło.
Cały czas jechaliśmy kłusem. Cieszyłam się, że Noxle jest tak opanowany. Szczerze mówiąc, myślałam że będzie gorzej.
Nie chciałam z nim robić żadnych skomplikowanych elementów ujeżdżeniowych, chodziło mi tylko o to aby trochę go rozruszać. Postanowiłam, że nawet nie bedę galopować.
Rozstępowałam konia po 30 minutach jazdy. To był dobry moment na pierwsze zapoznanie się ze sobą.
Myśle, że przy odrobinie czasu poświęconemu ogierowi, Noxle zostanie naprawde wyśmienitym ujeżdżeniowcem.

by Ros
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies