ďťż
cranberies
Po wczorajszych szaleństwach dziś trochę spokojniej. Pracujemy na płaskim, powolutku, ugniatamy kapustę. Dałam Lithium pobyć na padokach przez całe przedpołudnie i zabrać do roboty dopiero po obiedzie. Wpuściłam ją do boksu na jakieś 15 minut, by się napiła czy coś, sama w międzyczasie przyniosłam z siodlarni pad, ochraniacze, siodło ujeżdżeniowe i ogłowie z oliwką podwójnie łamaną oraz nachrapnikiem szwedzkim. Wyprowadziłam dzidzię na korytarz, przewiesiłam uwiąz przez szyję i sprawnymi ruchami sczesałam z niej jak największą ilość pastwiskowego brudu, rozczesałam grzywę, ogon, wyczyściłam kopyta, a na koniec przejechałam całą klacz nawilżaną chusteczką, zgarniając w ten sposób niedobitki kurzu. Lith stała grzecznie, czasem zrobiła krok w jedną, w drugą stronę, zwaliła ogłowie z wieszaka, jednak jak na nią było to nader spokojne zachowanie. Założyłam jej ochraniacze, pad, siodło, zapięłam luźno popręg i wszystko zwieńczyłam zamianą kantara na ogłowie. Nie miałyśmy problemów z przyjęciem wędzidła, jednak przy podciąganiu popręgu pojawił się pierwszy sprzeciw w postaci zeszczurzenia się. Upomniałam klacz głosem, założyłam rękawiczki, wzięłam bat w jedną, wodze w drugą dłoń i idziemy na dwór.
Wsiadłam z pomocą schodków, od razu nasze kroki kierując na czworobok. Lithium na początku szła nieco ociężale jak na siebie, nie wykorzystywała w pełni swojego wykroku, można rzec nawet, że lekko drobiła. Dosiadem zachęcałam ją do otworzenia się, dając zarazem na to czas, niewykluczone, że miała jakieś niezauważalne od razu zakwasy bądź była najnormalniej w świecie trochę zmęczona. Na szczęście dziś raczej lajtowo, ja sama czułam dokładnie każdy mięsień swojego ciała. Po 7 minutach, kiedy wykrok gniadoszki bardzo się poprawił, a i psychicznie ona się rozgrzała (co poznałam po rozpoczęciu lekkiego ciągnięcia naprzód), sprawdziłam popręg i przygotowujemy się do kłusa. Nim jednak wykonamy pierwsze przejście, porobimy parę ćwiczeń w stępie. Powyginałam klacz delikatnie do wewnątrz i na zewnątrz, porobiłam koła mniejsze, większe, wydłużyłam, skróciłam wykrok, oddałam i nabrałam wodze na kontakt, parę wyjść do łopatek, ustępowań i tak nam upłynęło no... z 10 minut. Lith fajnie współpracowała, chociaż czuło się, że nie jest w stanie fizycznie dawać z siebie 100%, jeszcze na to za wcześnie. Chwaliłam ją często, zwłaszcza przy chodach bocznych, które były najświeższym elementem z całej puli. W końcu przyłożyłam delikatnie łydki, wypchnęłam klacz lekko biodrami w kłus i na luźnej wodzy pierwszych 5 okrążeń w jedną, w drugą stronę, jadąc aktywnie do przodu i starając się pootwierać, rozruszać stawy, mięśnie, wpaść w rytm i dopiero wtedy troszeczkę zwalniamy, wodze na kontakt, niskie ustawienie, robimy duże koła, łuki, zmiany kierunków, wszystko możliwie najpłynniej i w stałym rytmie, bez nadmiernego zmieniania wykroku czy ustawienia. Pilnowałam, by na łukach głowa klaczy była skierowana w kierunku jazdy, całe ciało odpowiednio zgięte, zad zaangażowany, a pysk luźny. Tak spędziłyśmy z 10 minut, włączając kolejno do pracy wszelkiego rodzaju przejścia, wygięcia itp. Przeszłyśmy do stępa i chwila odsapki. Przy kolejnej turze poprosiłam Dzidzię o nieco wyższe ustawienie, większe zaangażowanie zadu i odciążenie przodu przy aktywniejszym kłusie. Zaprzestałam wyginania kobyłki, bardziej skupiając się na obszerności chodu, wyprostowaniu i balansie. Stopniowo dołączałam do tego zmiany wykroku, cofanie oraz, tak jak w stępie, wyjścia do chodów bocznych. Ku mojemu zdziwieniu Lithium bardzo fajnie wykonywała wszelkie przejścia w górę, wydłużenia w kłusie były bajeczne, kompletnie inne, niż się spodziewałam po wczorajszym wycisku. Często chwaliłam klaczkę i nie forsowałam jej zanadto przed przejazdami. Ponownie przeszłam do stępa na parę minut, trzymając wodze tylko za sprzączkę, a gdy złapałyśmy oddech przeszłam do stępa pośredniego, z niego ruszyłam kłusem roboczym, następnie zagalopowałam na prawo. Hanowerka płynnie wykonała przejście w ładny, okrągły galop, nieco za wolny, jednak delikatna łydka z dosiadem skutecznie poprawiła tempo i impuls galopu. Pogalopowałyśmy trochę na dużym kole w prawo, wyjazd na przekątną, przejście do kłusa, zagalopowanie w narożniku i koło na lewo. Przejście do kłusa na parę kroków, zagalopowanie, przejście do kłusa, zmiana kierunku, zagalopowanie na prawo. Koło 20 m, trochę delikatnego wyginania, bo Lith trochę się usztywniła w szyi, następnie wyjazd na ślad i pilnujemy, by podczas jazdy koń był faktycznie prosty, a nie tylko takiego udawał. Trochę to zajęło, Gniada złapała jakiś moment niechęci do zewnętrznej wodzy, jednak na spokojnie dobrnęłam swego. Wydłużyłam i skróciłam wykrok dwa razy, po czym zrobiłam koło 15 m, wyjechałam na krótką przekątną i do stępa na parę kroków, zagalopowanie na lewą nogę. Poklepałam Dzidzię, bo dobrze poradziła sobie ze skomplikowaną operacją, następnie poprostowałyśmy się w drugą stronę, wydłużyłyśmy, skróciłyśmy, pokręciłyśmy na kole 15 m (w lewo jakoś ciężej szło) i do kłusa, do stępa, odsapka. Jako pierwszy postanowiłam przejechać program L-8. Kiedy odpoczęłyśmy z lekka, nabrałam wodze na kontakt, nie odczuwając najmniejszego oporu od strony Gniadej. Ruszyłyśmy kłusem roboczym praktycznie od samego pomyślenia o nim i zaczynamy. Wyjazd na linię środkową w A, koń prosty, idący równo, skupiony i pełen swobody. W X płynne, spokojne zatrzymanie z podstawionym równo zadem. Ukłon, lekkie klepnięcie po szyi w ramach pochwały i od razu do kłusa. Lithium wykonała bardzo fajne przejście, wyraźnie "do góry", a nie hajda w przód. Pilnując, by szła równym, poskładanym i lekkim kłusem dojeżdżamy do C, gdzie dokładnie wyjeżdżając narożnik skręcamy w prawo. Wyjeżdżamy narożnik i na wprost do B, od którego koło 15 m w prawo. Pilnowałam zgięcia, rytmu i impulsu, reszta przyszła sama na dobrą sprawę ![]() No to nie ma co zwlekać, nabieramy wodze na kontakt, ruszamy kłusem roboczym i zaczynamy ![]() Opadłam bezwładnie na spoconą szyję Hanowerki, poklepując ją gdzie akurat trafiłam i chwaląc solidnie. Podniosłam się po chwili, popuściłam popręg i dałam klaczy cukierka, którego zachowałam specjalnie na tą okazję w kieszeni koszuli. Poklepałam jeszcze trochę i rozstępowałam przez jakieś 15 minut, póki nie ochłonęła najlepiej, jak się dało. Wróciłyśmy do stajni, rozsiodłałam Lithium, zabrałam na myjkę, schłodziłam dokładnie nóżki i wypuściłam jeszcze na padok, niech się cieszy wolnością, póki pogoda sprzyja. Sama pozbierałam sprzęt, poodkładałam na miejsce, czaprak wystawiłam lewą stroną na słońce i ruszyłam odpocząć chwilę, by później zająć się sprawami papierkowymi. dnia Pon 15:46, 18 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz |