ďťż

20.05.2012r - Ujeżdżenie: Zatrzymania i zebranie (by Joanne)

cranberies
Pełna werwy przyjechałam do WSR Cavalcade, popracować z Chockową Lithium. W drodze dostałam telefon, że koń stoi czysty w swoim boksie i czeka na moje tortury. Roześmiana wjechałam na parking, wysiadłam z auta i rzuciłam się na Chocky z przyjacielskim uściskiem. Po tak gwałtownym przywitaniu poszłyśmy wpierw do siodlarni, potem do Hanowerki. Gniada z początku nieufna i zdystansowana w końcu nawiązała ze mną kontakt najpierw przez drzwi, potem już w boksie. Stałam się nie być nachalna, dawałam jej dużo swobody, ale też pilnowałam, by nie wlazła mi na głowę. Założyłam jej ogłowie i wyprowadziłam na korytarz. Konwersując z Chocky sprawdziłam dokładnie najważniejsze miejsca, następnie odziałam klacz w ochraniacze i siodło. Nie było to trudne, ale nie było też łatwe, bo młoda niekoniecznie miała zamiar pozwalać na tyle obcemu. Wszystko pozapinałam, dopasowałam sobie strzemiona i wyszłam przed stajnię. Rysualka oznajmiła, że zostawi mnie samą i poleciała gdzieś, chyba do swojego domku. Podciągnęłam popręg niezwykle żywej kobyłce i wgramoliłam się na jej grzbiet. Poklepałam, bo była nader grzeczna, dałam cukierka i wjechałam na maneż. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam widząc znajome pyszczki i twarze.

Rozstępowałam Lith na luźnej wodzy, kręcąc się po placu, po czym powolutku skracając wodze i działając łydkami próbowałam zachęcić ją do pozbierania się do kupy. Nie było łatwo do niej dotrzeć, co rusz spinała się, buntowała i nawet nie dawała szansy wyczuć, co jest dla niej najlepsze. W końcu jednak udało mi się do niej dotrzeć i uprosić odpuszczenie z łebkiem i większe zaangażowani zadu. Dużo pracowałam na kołach i woltach, gdy ogarnęłyśmy punkt 1, spróbowałam wykonać zatrzymania i ruszenia stępem. Z początku wykonywałyśmy je głównie od wędzidła, ale z czasem Hanowerka zaczynała reagować na dosiad. Raz zatrzymania były na dłuższą chwilę, raz na sekundkę, by nie popaść w monotonię. Poklepałam ją i wypuściłam wodze. Gniada wyciągnęła łepetynkę i parsknęła. Poczułam jak się rozluźnia. Skróciłam wodze i delikatnie pobawiłam się wewnętrzną wodzą, delikatnie działając łydkami, czego efektem było szybkie odpuszczenie kobyłki w potylicy i lepsze podstawienie zadu. Klepnęłam ją po szyi i powtórzyłam ćwiczenie na linii środkowej. Dosiadem pilnowałam, by klaczka szła po linii prostej, a tuż przed ścianą wróciłam do stępa pośredniego. Pochwała dla konia i sprawdzamy popręg.
Ruszyłam stępem, po chwili wykonałam półparadę i dałam Lithium sygnał do kłusa. Ta ruszyła energicznie do przodu, zadzierając łeb do góry. Dumny koń, co łeb w górze nosi. Zamknęłam delikatnie ręce na wodzach i mocniej podparłam łydką, wjeżdżając na duże koło. Złapałam kontakt z jej pyskiem, ale nie odpuściła, więc delikatnie pobawiłam się wewnętrzną wodzą, dosłownie minimalne ruchy. Poczułam jak zmienia się kontakt. Po chwili kobyłka odpuściła i delikatnie oparta na wędzidle przeżuwała je uważnie. Poklepałam ją i zmniejszyłam trochę średnicę koła. Wymagało to większego zgięcia, co najpierw było dla gniadej niemałym problemem, ale gdy poczułam, jak poprawnie kombinuje pochwaliłam ją i wjechałam na ścianę, by zapamiętała, że dobrze robiła. Półparadką przygotowałam ją do przejścia w dół i starając się dawać sygnały głównie dosiadem zwolniłam ją do stępa. Poklepałam ją po szyi i dałam chwilę luzu. Po połowie okrążenia nabrałam wodze i zakłusowałam. Zmieniłam kierunek przez środek ujeżdżalni i popracowałam z gniadą na kole. Najpierw na największym z możliwych, potem coraz mniejszym, pilnując wygięcia, impulsu i rytmu. Lith skupiła się na pracy i przyznam, była bystrą uczennicą. Wróciłam na ścianę i spróbowałam zatrzymać ją z kłusa. Średnio, ale jak na początki to wcale nie jest tak źle. Stwierdziłam jednak, że dziś skupię się na wygięciach podczas wykonywania zakrętów i przejściach „o jedno oczko”. Męczyłam młodą Hanowerkę przejściami kłus-stęp-kłus i kłus-stęp-stój-stęp-kłus, kołami, woltami, serpentynami i ósemkami. Uzbroiłam się w ogromną dozę cierpliwości i uruchomiłam mózg, by przypadkiem nie znudzić klaczki monotonnymi układankami elementów. W końcu postanowiłam trochę pogalopować.
Usiadłam w siodło, co okazało się trochę trudniejsze niż sądziłam, ale po wykonaniu jednego koła w kłusie ćwiczebnym przywykłam do nieco wybijającego chodu kobyłki. Przygotowałam ją do przejścia i w pewnym momencie dałam odpowiednie pomoce. Lith z lekkim bryknięciem przeszła w bujający, pełen werwy chód. Poprosiłam ją o odpuszczenie łebka, ale ona uparcie nie zamierzała spełnić mojej prośby. Przeszłam do kłusa i męczyłam w tym chodzie, aż odpuściła, następnie zagalopowałam na parę fuli i do kłusa. Kłusujemy aż odpuści i znów zagalopowanie. I tak jeszcze parę razy, póki przejścia nie stały się płynne, a kobyłka nie wykazała jakichkolwiek chęci wysłuchania mojej prośby o odpuszczenie w potylicy podczas galopu. Potem poszło gładko. Lithium posłusznie odpuściła z łebkiem, rozluźniła się i skupiła na pracy. Poklepałam ją sowicie i zmieniłam w kłusie kierunek. Powtórzyłam ćwiczenie z zagalopowaniami, popracowałam chwilę na kole i potem wjechałam na ślad. Pilnując, by klaczka szła prosta wykonałam parę okrążeń w jedną stronę, potem w drugą i wystarczy.
Przeszłam do kłusa i stopniowo wypuszczając wodze rozkłusowałam Lithium, po czym rozstępowałam w 10 minut i odprowadziłam do stajni.

Rozsiodłałam spokojniejszą już Hanowerkę i zabrałam na myjkę, gdzie schłodziłam jej nogi, umyłam kopyta i tak oporządzoną odstawiłam do boksu, następnie zebrałam sprzęt, poodnosiłam na miejsce i polazłam do Chocky zdać relację z treningu. dnia Czw 18:55, 29 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies