ďťż
cranberies
Po ostatnim aktywnym skokowo okresie postanowiłam, że zmienię trochę proporcje treningów u siwej. Zwłaszcza w ciężkim ostatnio do zniesienia okresie przechodzenia w zimę, jesiennej chandry i braku energii. Małej co prawda zimno nie przeszkadzało, dalej wesoło maszerowała na padok, chociaż chętniej z niego wracała do stajni i częściej trochę biegała w międzyczasie. Dziś z rana poznosiłam wszystkie stojaki, drągi, koziołki, murki etc w jeden kąt hali i poleciałam szykować kobyłkę. Po przyniesieniu potrzebnego sprzętu wyprowadziłam kuckę, rozebrałam z derki, wyczyściłam i osiodłałam. Była całkiem czysta i tradycyjnie nie sprawiała żadnych problemów podczas oporządzania. Dziś ubrałyśmy siodło ujeżdżeniowe z grubym padem pod spodem, owijki z podkładkami, kaloszki na przód i obowiązkowo polarową derkę na grzbiet. Marszem powędrowałyśmy na halę, gdzie błyskawicznie zamknęłam drzwi przed zimnem, podciągnęłam popręg i wsiadłam z pomocą schodków.
Ruszyłyśmy stępem swobodnym na luźnej wodzy. W obie strony, aktywnie do przodu, obszernie, lecz luźno. Gracja z początku była nieco oporna na taką aktywność, mróz dziś chwytał solidnie. Umiejętnie omijałyśmy Jokera, którego Charlie lonżowała w dalszej części hali. Po 10 minutach zatrzymałam klacz, podciągnęłam popręg, odłożyłam derkę na bandę i ruszamy stępem na lekkim kontakcie, póki co dość długa wodza, głowa w dole i tak rozprężamy się przez 5 minut. Dużo kół, zmian kierunków, parę przejść w dół, w górę i w końcu na dobre przechodzimy w kłus roboczy. Skróciłam wodze, biorąc klacz na normalny kontakt, nastawiając na pracę. Na początku głównie duże koła, ósemki, zmiany ustawienia, potem przejścia kłus-stęp-kłus i kłus-stój-kłus. Gracja bardzo fajnie współpracowała, jak już się rozruszała to szła luźno, od zadu, z lekkim przodem i spokojnym pyskiem. No to na chwilę do stępa, przy okazji parę przejść stęp pośredni-stęp swobodny-stęp pośredni, ustępowania połączone z łopatką do wewnątrz w stępie na obie strony i ponownie kłus. Poprosiłam kuckę o wyższe ustawienie i teraz parę kół 10 m, całkiem dobrze wykonanych, kucka była w naprawdę dobrej formie, solidnie rozciągnięta po obu stronach, w miarę równo, więc udawało nam się kręcić kółeczka bez utraty rytmu czy impulsu. Kółeczka połączyłam z ustępowaniami, do tego łopatki, zady do wewnątrz i znowu do stępa. W stępie jedno koło odsapki, następnie stęp zebrany. Podpierając siwą łydką skracałam jej wykrok możliwie najbardziej, nie tracąc rytmu i energii. Siwka bardzo dobrze dziś reagowała na pomoce, była rozgrzana i skupiona. Wpierw wykonywała ćwiczenie nieco nieśmiało, jednak z czasem, przy wielu próbach (które raz kończyły się sukcesem, a raz klęską) udało nam się dojść do jakiś podstaw. No to dla odmiany wyciąągaamy wykrok. Pilnując, by kucka pozostała w jako-takim ustawieniu (pozwalałam jej na wyjście nosa nieco przed pion, jednak nie do góry) próbowałam nakłonić ją do jak najobszerniejszego, aktywnego stępa. To szło lepiej, chociaż dwukrotnie zamiast poszerzyć wykrok przeszłyśmy przypadkowo do kłusa, ale na spokojnie, powolutku damy sobie radę. No to coby się nie następować za dużo kłus. W kłusie najpierw wydłużenia i skrócenia wykroku, potem próbujemy się trochę powyciągać. Pilnowałam, by wszystko zaczynało się od zadu, klaczka się nie spinała i rozpadała w trakcie ćwiczenia. Element wykonywałyśmy na przekątnych i długich ścianach, nie bojąc się zaszaleć. Kucka ładnie odpowiadała na moje sygnały, płynnie i szybko zaczynała wydłużać wykrok, z początku na jakieś 80% możliwości, z czasem, w miarę powtarzania otworzyła się jeszcze bardziej i zaprezentowała świetny jak na kucyka kłus wyciągnięty. Nos wychodził jej lekko przed pion, jednak do przodu, a nie w górę czy jakąś inną wymyśloną stronę, przejścia robiła od zadu, z lekkim przodem i pracującym grzbietem. Po trzech próbach postanowiłam poćwiczyć same wyjścia do wyciągniętego i kłus zebrany. Siedząc głęboko w siodle, z delikatną ręką skracałam kuckę do granic możliwości, czasem lekkim tryknięciem bacika przyspieszając zad. Mała fajnie odpowiadała na ten rodzaj bodźca, w lustrach widziałam znaczną poprawę w jej chodzie. Miała dużo lżejszy przód niż jeszcze miesiąc temu, zad był zaangażowany, szła równo, bez żadnego wykrzywiania się. Z takiego kłusa robiłam wyjścia do wyciągniętego - a to na długiej ścianie, a to na przekątnej, dwukrotnie na krótkiej, coby się nie przyzwyczaiła do schematu. Cały czas jej zad intensywnie pracował, zaś głowa była spokojna, a sama klacz zrównoważona i skupiona na pracy. Kiedy udało nam się wykonać świetne wyjście do wyciągniętego od samych pomocy naturalnych poklepałam Grację i stęp. Chwila luźnej wodzy, następnie zbieramy się i czas uczyć się ciągów. Najpierw porobiłam z małą parę ustępowań, łopatek, zwrotów na zadzie, stawiając ją na pomoce prowokujące do ruchu w bok. Nie sprawiała przy nich problemów, więc jadąc łopatką do wewnątrz dałam jej sygnał do ciągu. Wyraźnie spychałam ją w stronę linii środkowej, wodzami prowokując do ustawienia w kierunku ruchu. Siwka wyszła z ustawienia, nieco poddenerwowana nową komendą i wyraźnie była to dla niej nowość, jednak jak tylko zrobiła poprawny krok puściłam wodze, poklepałam i na luźnej wodzy wróciłam na ścianę. Tam nabranie wodzy i znowu ten sam schemat. Już mniej stresów, a więcej poprawnych kroczków. Pochwała, chwila luzu i jeszcze raz. No, już pięć kroków! Stopniowo, powolutku siwa coraz płynniej wykonywała figurę, łapiąc powoli jak to się je. Na ogół początek był najsłabszy, do zepsutego końca jeszcze nie dochodziłyśmy, kończyłam na trzecim-piątym prawidłowym kroku, by to się utrwaliło. Kiedy udało się wykonać pięć kroków ciągu od samego początku luz, zmiana kierunku, luz i w drugą stronę. Tu oczekiwany moment przyszedł szybciej, co było do przewidzenia. Gracja szła dalej nieco niepewnie, ale coraz płynniej i pokusiłam się na 7 kroków ciągu. Udało się. No to zmiana kierunku i 7 w drugą stronę. Też przyzwoicie, chociaż się lekko przycięła pod koniec. Powtórzyłam dla utrwalenia i kłus, żucie z ręki dla chwili wytchnienia. Gracja przyjęła to ćwiczenie z wdzięcznością, bardzo chętnie podążyła za kontaktem i parskając z zadowolenia szła chętnie do przodu fajnym, pełnym swobody kłusem. No to galopujemy Pozbierałam kuckę do kupy, skupiłam na sobie i zagalopowanie. Ładne, do góry, od leciutkiej łydeczki. Od razu aktywny, okrągły galop i poprawiamy pracę zadu. Jeździłam głównie na kole, bawiąc się w przejścia do kłusa, do stępa, z kłusa, z stępa i z czasem widać było, że coraz większy ciężar przenoszony jest na zad, który wkraczał teraz głęboko pod kłodę, a Gracja zrównoważona, spokojna, wyciszona szła na równym kontakcie w pełni skupiona. Zmieniłyśmy kierunek i też podnosimy przód, pilnując zaangażowanego zadu i spokojnego konia, idącego równo, prosto i z impulsem. Skróciłam możliwie najmocniej galop, przechodząc do chodu (docelowo) zebranego. Musiałam tryknąć Grację bacikiem w zad, bo wyraźnie opadła. Nie było to dla niej proste zadanie, jednak dzielnie próbowała sprostać moim wymaganiom i po paru dostatecznych krokach wróciłam do roboczego na 3/4 okrążenia hali, by potem ponownie przejść w galop zebrany. Teraz było nieznacznie lepiej, ale już to wystarczyło, bym w następnym narożniku prowadzącym na długą ścianę wykonała przejście do wyciągniętego. Tu siwa zareagowała naprawdę dobrze, prezentując swoje ogromne możliwości zmieniania wykroku. Galopy wyciągnięte ćwiczyłyśmy wcześniej, więc nie było to takim zaskoczeniem. Potem trzeba było jednak wrócić wpierw do pośredniego, a potem do zebranego galopu. No, powiedzmy, że było w miarę. Potem jeszcze samo wyjście do wyciągniętego i powrót do zebranego, z wyraźnym podkreśleniem pracy zadu. Teraz uzyskałyśmy prawidłowy galop zebrany. Poklepała Grację po paru fulach i do stępa, chwila luzu, zmiana kierunku, zagalopowanie i to samo na drugą mańkę. Tu szło nam ciężej, Gracja zmęczyła się już tymi wszystkimi ćwiczeniami, mózg jej pewnie też parował, koncentracja zaczynała siadać. Doprowadziłam jedynie do jakiegokolwiek wyciągnięcia i zebrania chodu, po czym żucie z ręki w galopie, do kłusa, rozkłusowanie i stęp. Stępowałyśmy do ochłonięcia, czyli jakieś 15-20 minut, okryte derką, z początku zasapane, potem ledwie zmęczone. Mimo wszystko byłam zadowolona z treningu, kucynka bardzo się starała i w trakcie tej jednej jazdy zrobiła spory progres. Myślę, że jeszcze parę szlifów, głównie jeśli chodzi o ciągi i nowe sprawy, a spokojnie możemy się brać za debiuty w N-kach. Szybkim krokiem wróciłyśmy z Gracją do stajni, gdzie już spokojniej rozsiodłałam ją, okryłam szczelnie polarkiem, zabrałam na myjkę by schłodzić i domyć nogi z żółtych plam i w końcu odstawiłam do boksu. Po 15 minutach zmieniłam jej derkę na zimową i wrzuciłam dwie duże marchewki, następnie ruszyłam dalej, wiecznie zabiegana jak zawsze. dnia Pon 15:48, 08 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz |