ďťż

Ujeżdżenie - Program L-1 + teren

cranberies
Po Latającym przyszła kolej na Scarlet. Zakończyłam z folblutką treningi wyścigowe i postanowiłam skierować ją w stronę WKKW. Jednak, by dobrze wypadać na jakichkolwiek zawodach trzeba najpierw potrenować i opanować podstawy. Siwa wyczyszczona przez Filipa stała w boksie i wyglądała z niego swoimi ogromnymi, lśniącymi oczętami. Na mój widok cicho zarżała i całym ciałem obróciła tak, bym natknęła się centralnie na jej łepetynę. Zaburzona równowaga spowodowała, że część sprzętu, który niosłam z hukiem wylądowała na ziemi. Siwa wystraszona schowała się błyskawicznie w głąb boksu, a ja pozbierałam sprzęt, poukładałam i weszłam do niej, przemawiając spokojnie. Szybko lęk minął i pojawiła się chęć kontaktu. Pogładziłam folblutkę po nosku i założyłam ogłowie, w którym wyprowadziłam ją na zewnątrz. Pozapinałam paski i złapałam owijki. Pozawijałam ładnie każdą z klaczkowych nóg, następnie na grzbiecie umieściłam pad i siodło ujeżdżeniowe. Zapięłam popręg, sama założyłam rękawiczki i wychodzimy na dwór. Poprowadziłam folblutkę za jedną, luźno trzymaną wodzę, podprowadziłam do schodków, gdzie podciągnęłam popręg i opuściłam strzemiona. Weszłam na schodki i z nich lekko wgramoliłam się na Scary. Siwka posłusznie czekała, aż lekkim ruchem bioder wepchnę ją w stęp i skieruję na czworobok.

Rozgrzewka była w sumie tradycyjna. Luźna wodza i dużo zakrętów, zmian kierunków, uruchamiamy u konika myślenie i przepracowujemy pierwsze widoczne niedoskonałości. Spróbowałam zatrzymań - trochę słabawo, ale Scarlet nie była jeszcze koniem na tyle zrobionym, by reagować na sam dosiad. O tyle pozytywną jej cechą była chęć do ruchu naprzód i przy rozluźnieniu bardzo dobre zaangażowanie zadu. Po 10 minutach sprawdziłam popręg, następnie zaczęłam nabierać wodze i zaprowadzać łydkami klacz na kontakt. Scarletka chwilę uciekała od wędzidła, jednak po paru woltach i wygięciach ładnie się ustawiła i zaakceptowała moją rękę. Poklepałam ją i żucie z ręki - całkiem ładne. Potem przejścia stęp pośredni-stęp swobodny i po 5 minutach takiej porządniejszej rozgrzewki ruszamy kłusem roboczym.
Siwa szła energicznie, na kontakcie, żując wędzidło. Tylko przy samym przejściu zadarła główkę, jednak wynikało to z mojego nagłego i nieplanowanego skoczenia ręką. Szybko wróciła do ustawienia i jeździmy sobie po kołach, ósemkach, przekątnych, oraz po ścianach. na razie wszystko grało, Scary była bardzo sterowna, mięciutka i wykonująca polecenia od razu. Pochwaliłam ją i przejścia do stępa pośredniego i zakłusowania. Z początku traciłyśmy kontakt, ale rozpracowałyśmy jak należało i potem to samo, ale z pozycją "stój". Starałam się przygotowywać klacz do przejść, dzięki czemu po paru próbach mogłam wykonać bardzo ładne, książkowe zatrzymanie i ruszenie kłusem czy inne przejście na naszym poziomie.
Minęło już 20 minut kłusa, więc w narożniku przyłożyłam łydki i zagalopowanie. Siwa zadarła łepek do góry i ruszyła do przodu, ja jednak zamknęłam ją w pomocach i wzięłam na koło. W końcu siwa zwolniła, utworzyła most i można rzec "ogarnęła się" czy "pozbierała do kupy". Pochwaliłam ją i wjechałam na ścianę. jedno okrążenie i przejście do kłusa. Odpowiednie przygotowanie i tylko lekki dryg głową do góry, potem ładne ustawienie, zadek zabrany, impuls jest, rozluźnienie jest. Pochwała i w narożniku znów galop. Ładne, dużo lepsze przejście, jedno okrążenie i do kłusa, zmiana kierunku przez środek ujeżdżalni i galop w drugą stronę. Tu poszło nam lepiej, folblutka zdążyła się już wyciszyć i skupić na pracy, a nie gnaniu do przodu, więc po przejściu w górę dwa okrążenia, dwa duże koła i do kłusa, zagalopowanie, okrążenie i kłus. Poklepałam klaczkę i żucie z ręki. Scarletka już po galopie bardziej rozluźniona ze spokojem podążyła za kontaktem, jednak trochę przyspieszyła, gubiąc rytm. Mimo to pochwaliłam ją, zdążymy jeszcze dopracować ten element. Może po prostu potrzeba trochę więcej czasu. Zwolniłam do stępa i spojrzałam sobie na program L-1.
Gdy Scar odsapnęła nabrałam wodze, pozbierałam ją do kupy i ruszyłam kłusem roboczym. Przed A zrobiłyśmy mocny zakręt, by wypaść ładnie na linii środkowej. Udało się, więc potem tup tup tup i stój. Fajne przejście, koń skupiony i spokojny. Ukłoniłam się lekko i ruszyłam kłusem. Scarlet pozytywnie reagowała na moje pomoce, szła prosto, na kontakcie, w zebraniu. Przed C skręcamy w lewo, następnie od E robimy kółeczko o średnicy 20 m. Łydkami delikatnie pilnowałam wygięcia, jednocześnie zachowując panowanie nad resztą ciała. Wyszedł nam z tego ładny okrąg, wykonany na spokojnie, w rytmie i jednostajnym ustawieniu. W myślach pochwaliłam klacz i jedziemy sobie kłusem do K, gdzie wykonałam półparadę, aby następnie zagalopować dokładnie między tą literką, a literką następną, czyli A. Scarletka ładnie wykonała przejście, wychodząc jednak lekko z kontaktu. Nie międliłam jej już w buzi tym wędzidłem, trzymałam tylko stabilny kontakt i po dwóch fulach, będąc już na kole miałam konia na nowo z główką w dole. Koło wyszło nam chyba niezbyt wymiarowe, ale przynajmniej okrągłe. Myślę, że dużo punktów byśmy nie straciły. Po wykonaniu koła galopujemy do B, gdzie przygotowanie do przejścia i wracamy do kłusa. Scarlet ładnie wykonywała przejścia, była skupiona i gotowa na każdy ruch. Przy C do stępa, następnie przekątna HXF stępem swobodnym, po F znów stęp pośredni. Zakłusowanie w A, jedziemy do E, gdzie koło 20 m i potem do H, gdzie przygotowanie do zagalopowania, zagalopowanie między H a C i w C koło 20 m. Dużo lepsze niż poprzednie, a przynajmniej rzeczywiście o średnicy bliskiej 20 metrom. Galopujemy dalej na spokojnie, do B, gdzie przejście do kłusa. W A na linię środkową, zatrzymanie w X, ukłon i pochwała, luźna wodza.
Ponieważ Scary nie była w ogóle mokra postanowiłam pojechać jeszcze na łąki, wygalopować ją i zmęczyć jak należy, bo jutro mnie wysadzi z siodła już przy kłusie. Stępem skierowałyśmy się na wąską, lekko zarośniętą ale przejezdną ścieżkę, prowadzącą od razu na łąki, które były jednym z lepszych miejsc na galopady. Jedynym lepszym była plaża, ale nie miałam czasu tam pojechać ze Scarlet. Po 5 minutach przedzierania się przez chaszcze droga poszerzyła się i mogłyśmy zakłusować. Przyłożyłam łydki i siwa chętnie ruszyła do przodu, z zainteresowaniem rozglądając się na boki. Minęło kolejnych 5 minut, gdy przed nami rozciągnęły się zielone przestrzenie po horyzont. Sygnał był prosty i zrozumiały - łydka, półsiad, luźniejsza wodza i mocno do przodu. Pozwoliłam siwej iść swoim tempem, sama ciesząc się wiatrem zaburzającym mi oddech. Galopowałyśmy długo, okrążając łąki, które były poniekąd długie i szerokie. Ponoć należały do jakiegoś rolnika, który nie chciał z nimi nic robić, ale też nie zamierzał ich sprzedać. Bardzo chętnie zgodził się oddać mi je do "użytku" jakim jest jazda w terenie. Galopowałyśmy w obu kierunkach, póki Scarlet nie była mokra i nie parła już do przodu. Wtedy poklepałam ją, przetrzymałam chwilę w spokojnym galopie i do kłusa. Do Auruma wróciłyśmy nieco naokoło, by się ładnie długo rozkłusować i rozstępować, co też miało na celu wspomóc naszą kondycję na przyszłość. Galopować galopowałyśmy bardzo długo, Siwa niezmordowanie parła do przodu, widać wyścigi wyrobiły u niej naprawdę dobrą kondycję. Akurat na cross. Po 25 minutach stępa dotarłyśmy do stajni. Od razu zatrzymałam siwkę, zeskoczyłam z jej grzbietu i wlazłyśmy do środka.

Przed boksem zdjęłam Miśce siodło i owijki, ogłowie zamieniłam na kantar i zaprowadziłam na myjkę. Schłodziłam nogi klaczy, ją całą zlałam letnią wodą, potem osuszyłam jak należało i wręczyłam Filipowi, by ją wypasał, póki pogoda jest ładna. Sama poszłam zabrać się za ostatnio wrednawą Etiudę.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies