ďťż
cranberies
Z racjo ogromnych upałów postanowiłam pojechać w teren nad morze. Z Łukaszem oczywiście. Konie stały w boksach. Uwiązaliśmy je w korytarzu i szybko przeczyściliśmy. Ja brałam Novę, Łukasz Incognito. Założyliśmy im cieńsze czapraki i zdecydowaliśmy się jechać bez tylnych ochraniaczy, przednie założyliśmy. Wyszliśmy przed stajnię i ruszyliśmy stępem.
Supernova rozglądała się ciekawsko po okolicy, Incognito podkłusowywała, ale Łukasz ją trzymał. Powietrze było ciężkie, strasznie było duszno w lesie, nawet ptaki się pochowały. Obie klacze smętnie zaczęły zwieszać głowy. Już niedaleko. Po jakimś kilometrze stępa postanowiłam dać sygnał do zakłusowania. Ponieważ jechałam pierwsza to jako pierwsza ruszyłam, Łukasz pojechał dopiero trochę później ze względu na spory wykrok klaczy. W kłusie się trochę ożywiły, owady już nas się nie czepiały bo jechaliśmy szybko. Koniom też było odrobinę chłodniej. Zobaczyliśmy plażę, a na niej wyjątkowo sporo ludzi. Każdy spojrzał w naszą stronę. Łukasz zadecydował, że ich po prostu zignorujemy. Pojechaliśmy kłusem brzegiem plaży na dalszy koniec. Zwolniliśmy do stępa i skierowaliśmy w stronę zbiornika. Incognito raźno weszła bez żadnych oporów co do nowej rzeczy, Nova jednak nie chciała wejść. Incognito stała sobie w wodzie i próbowała skakać przez fale co wyglądało jakby stawała dęba. Łukasz się próbował wycofać, ale klaczy się nowa zabawa strasznie spodobała. Nova się cofnęła, ewidentnie nie podzielała entuzjazmu koleżanki. Odjechałyśmy trochę i mocną łydką sprowokowałam ją do wjazdu. Podkłusowywała wysoko podnosząc nogi, ale potem się przyzwyczaiła. Napiła się trochę słonej wody przez moją nieuwagę. Incognito znudziła się skakaniem fal i zaczęła grzebać w błocie. Łukasz nie chciał narazić ochraniaczy na jeszcze większe ubrudzenie, więc trochę odjechaliśmy od wody. Postanowiliśmy pojechać kłusem i spektakularnie wyjechać z plaży galopem. Trochę odświeżeni i cali mokrzy zakłusowaliśmy na granicy wody i brzegu. Woda rozbryzgiwała się na wysokość kłębu półkrewki, więc ja z Supernovą byłyśmy nieźle ochlapane. Zagalopowanie wyszło strasznie nagłe, ale za to efektowne jak klacze się poderwały. Jakaś pani miała do nas pretensje że dziecko jej straszymy, ale nei zwróciłam na to uwagi. Nie ma tu ratownika to niech dziecko się tu nie kąpie. Wyjechaliśmy z plaży i przeszliśmy do kłusa, by się trochę wysuszyć. Koniałki z radością pomykały. Zobaczyliśmy bramy stajni, więc zwolniliśmy do stępa i odpuściliśmy wodze. Stępowaliśmy potem na luźnych popręgach na parkurze. Po jako takim wyschnięciu obu dziewczyn rozsiodłaliśmy i zmyliśmy z błota i glonów z nóg na końcu ściągając nadmiar wody. Klacze poszły do stajni, a my posprzątaliśmy siodła opowiadając sobie wrażenia z terenu. |