ďťż
cranberies
No, czas się ruszyć. Nieco zmarnowana po świętowaniu początku wakacji i zarazem zasmucona odejściem New Moona na drugą stronę postanowiłam dziś pojeździć dość oszczędnie, ujeżdżeniowo. Zlazłam do stajni i chwyciłam pierwszy lepszy uwiąz kierując się na pastwisko, po którym latały wariaty. Scarlet na szczęście nie kazała mi iść daleko, ani ganiać za nią czy coś innego. Grzecznie poczekała aż zapnę uwiąz, podskubując mnie przy tym w ramię, po czym spokojnie szła u mojego boku aż do boksu, gdzie się rozdzieliłyśmy. Zostawiłam ją tam, z uchylonymi drzwiczkami i polazłam po sprzęt. Chwyciłam co trzeba i wróciłam. Klacz nie ruszyła się z miejsca podczas mojej nieobecności czego byłam pewna zostawiając ją tak. Szybko wyczyściłam ją ze wszystkich zlepek, plam brudu, kurzu itp, rozczesałam grzywę i ogon, wyczyściłam dokładnie kopyta i zabrałam się za zawijanie nóg, bo ambitnie postanowiłam założyć jej dziś owijki i (obowiązkowo) kaloszki. Scary co chwila podskubywała mnie, w miarę możliwości opierała swoje chrapy na moich barkach i stała tak, przymykając oczy. Taki gest był dla niej ostatnio charakterystyczny i działał rozbrajająco na każdego w otoczeniu. Ja w końcu jednak zebrałam się w sobie, wzięłam pad, siodło, założyłam, zapięłam, potem ogłowie z podwójnie łamaną oliwką i voila, koń gotowy. No to na co czekamy? Wychodzimy przed stajnię i na koń!
Oczywiście sprawdziłam przedtem popręg, coby przypadkiem nie wylądować ze złej strony Stępem na luźnej wodzy pojechałyśmy na maneż. Pięknie wyrównany, skropiony wodą, gotowy do treningów. Dałam siwce 5 minut kompletnego luzu, sama zaś napawałam się świeżym powietrzem i przyjemną jeżdżeniu pogodą. Potem zaczęłam zbierać klacz i robić różne koła, ósemki, półwolty, serpentyny pilnując, by wszystko było na miejscu. Scary nie stawiała oporu, była postawiona na pomoce i chętna do pracy. Bardzo łatwo ją było zgiąć, wygiąć, wyprostować, zatrzymać, no cokolwiek chcesz to zrobi. Poklepałam ją i sprawdziłam popręg. Ruszyłyśmy kłusem. Na początek 4 okrążenia roboczym w niższym ustawieniu, z jakąś pojedynczą woltą gdzie bądź, potem podniosłam siwkę i z trochę większym impulsem zaczynamy się kręcić. Duże, 20-metrowe koła, trochę jazdy po ósemce, przejścia kłus-stęp-kłus i kłus-stój-kłus, potem też mniejsze wolty w różnych miejscach i serpentyny. Siwa naprawdę fajnie pracowała, szła naprzód, błyskawicznie odpowiadała na moje pomoce. Taka rozgrzewka, z dodanymi jeszcze do programu zmianami ustawienia zajęła nam nieco ponad 12 minut. Potem dałam siwej chwilę odsapnąć, jednak nie do końca przestać pracować. Owszem - dwa koła na luźnej wodzy obowiązkowo, jednak potem nabrałam z powrotem wodze, pozbierałam siwkę ( w sumie sama zrobiła to od razu po wejściu na kontakt) i robimy łopatkę do wewnątrz na długiej ścianie. Pilnując impulsu i zgięcia przejechałam tak 3/4 ściany i wyprostowanie. Pochwała, na drugiej ścianie to samo, potem na końcu półwolta 10 m i ustępowaniem od łydki do ściany. Ku mojemu zdziwieniu klacz nic się nie rozklekotała, wszystko wykonywała jak w zegarku. Po wjechaniu na ścianę łopatką do wewnątrz. Na końcu wyprostowanie, pochwała. Zatrzymanie pośrodku krótkiej ściany i cofnięcie 3 kroki. Nieco opornie i krzywo, ale zrobione - pochwała. Ruszenie stępem i po paru krokach znów zatrzymanie, cofnięcie. Lepiej. Pochwała i stęp, łopatką do wewnątrz na długiej ścianie, potem półwolta, ustępowanie od łydki do ściany i pochwała. Zatrzymanie, cofnięcie 4 kroki - super. Pochwała, chwila odpoczynku i zad do wewnątrz. Tu szło nam nieco oporniej, dlatego jedną długą ścianę podzieliłam na 2 mniejsze odcinki z sporą przerwą pomiędzy, coby więcej razy podejść do zadania i poćwiczyć początek, bo on głównie szwankował. Po paru podejściach było już naprawdę przyzwoicie, więc zmieniamy kierunek i w drugą stronę. Scarlet coraz lepiej kojarzyła używane pomoce i po paru minutach pracy mogłam swobodnie wykonać trawers w jedną jak i w drugą stronę. Pochwaliłam klacz i kłusem. Teraz z kolei pobawimy się wydłużeniami i skróceniami. Na początek zwykłe dodania na rozbudzenie się, potem przeszłyśmy do wydłużeń, a do nich dołączyły po chwili skrócenia. Siwka nie miała z tymi elementami najmniejszych problemów, nie usztywniając się mocno wydłużała wykrok bądź skracała go, nie tracąc przy tym impulsu. Znów zabrałyśmy się za chody chody boczne, poczynając od łopatki i ustępowania. Wszystko ładnie, przy jednym ustępowaniu się nie zgrałyśmy, ale kolejne wychodziły już prawidłowo. Parę w lewo, parę w prawo, następnie trawersy. Przy mocnych sygnałach szło przyzwoicie, jednak gdy chociaż trochę odpuszczałam wszystko się z lekka rozlatywało. Zrobiłam po trzy na stronę i dałam siwej spokój, jeszcze nad tym popracujemy. Przeszłam do stępa, dałam chwilę odetchnąć. Gdy obie odsapnęłyśmy nabrałam wodze, pozbierałam klacz i zagalopowałam ze stępa. Scary od razu odpowiedziała mi na pomoce, przechodząc w ładny, okrągły trzytakt. Galopując na kole, za którymś okrążeniem oddałam jej wewnętrzną wodzę na 5 fuli. Nie wyszła z ustawienia, nie utraciła jakości chodu, normalnie bajka. Klepnęłam ją i skracamy galop. Skracamy, skracamy, w końcu galop był naprawdę bardzo do góry, a ledwo ledwo do przodu. No to wracamy do pośredniego. Wjechałam na przekątną i lotna - ładna, bez opóźnienia, od zadu. Dokończyłam przekątną, dokładnie wyjechałam narożnik i znowu chwila galopu pośredniego na kole, potem skrócenie go do granic możliwości, powrót do pośredniego i tym razem wjechałam na ślad i na drugiej długiej ścianie po drodze wydłużenie. Niewielkie na początek, ale zauważalne. Siwa bardzo ładnie odpowiedziała na pomoce, potem bez oporu wróciła do galopu pośredniego. Pochwaliłam ją, jeszcze jedno, tym razem już porządne wydłużenie i zmiana kierunku ze zmianą nogi przez stęp. W drugą stronę też dwa wydłużenia i parę małych kół w najróżniejszych miejscach. Wyjechałam na przekątną lecz tym razem nie zmieniłam nogi, a kontynuowałam jazdę kontrgalopem. Czułam, że Scary nie jest szczęśliwa z tego powodu, jednak posłusznie szła jak jej mówiłam. Zrobiłyśmy tak ok 3/4 okrążenia i do stępa, pochwała. Oddanie wodzy na jednej ścianie, potem powrót do kontaktu, zagalopowanie, parę małych kół i znów przekątna, kontrgalop. Folblutka usztywniła się w jednym z zakrętów, co zniszczyło całe ćwiczenie, więc zaczęłam od nowa. Wyjazd na przekątną, potem pierwszy narożnik w kontrgalopie, drugi, długa ściana, trzeci i pochwała, do stępa. Chwila odpoczynku, potem zagalopowanie i chwila galopu na kole z oddawaniem i nabieraniem wodzy, potem przekątna i 2 lotne na całej jej długości. Siwa fajnie odpowiedziała na moje pomoce, do lotnej od razu była gotowa na kolejną, więc przy ponownym podejściu zrobiłam na przekątnej lotne co 4 fule. Bardzo fajnie. No to kolejna przekątna i zmiana co 3 fule. Jeden, dwa, trzy, hop, jeden, dwa trzy... Siwa zaskoczyła mnie swoim skupieniem i zaangażowaniem, jednak czułam, że fizycznie zaczyna się męczyć. Zrobiłam jeszcze jedną przekątną ze zmianami co 3 i wystarczy. Pogalopowałam chwilę na luźnej wodzy w jedną, w drugą stronę i do kłusa. W kłusie pojeździłam jeszcze chwilę, zrobiłam parę podejść do trawersów, dwa ustępowania na stronę i żucie z ręki. W tym ostatnim pokłusowałam trochę dłużej, rozciągając mięśnie siwej, aż w końcu zwolniłam do stępa i wystarczy. Poluźniłam popręg o dziurkę, wyjęłam nogi ze strzemion i rozstępowałam Scary spacerując po terenie Auruma, w którym trwały teraz prace porządkowe, które powinniśmy zrobić wiosną, ale cóż... nie udało się. Klacz z zainteresowaniem przyglądała się Filipowi na drabinie myjącemu okna, Zuzce malującej ogrodzenie i innym zapracowanym osobistościom, ale niczego się nie bała. Po 15 minutach wróciłyśmy do stajni, gdzie zeszłam na ziemię. Wprowadziłam klacz do boksu, rozsiodłałam, rozwinęłam, ubrałam w kantar i zabrałam na myjkę. Ponieważ nie spociła się szczególnie schłodziłam i umyłam jej tylko nogi oraz szyję, po czym zamieniłam uwiąz na lonżę i wzięłam ją szybko na parę minut na trawkę. Gdy wróciłyśmy zostawiłam ją w boksie, pozabierałam rzeczy i poodnosiłam na miejsce, następnie ruszyłam dalej, coby nie wyszło na to, żem leń. |