ďťż
cranberies
Zapraszam!
Nie będzie to blog, ale takie różne wspominki czy co ciekawsze zasłyszane historie. przy okazji zapraszam innych forumowiczów do takich opowiadanek, historyjek z każdej dziedziny. Na lajkowanie nie ma tu miejsca, na komentarze zawsze. ==================================================== Z życia wzięte Tytułem wprowadzenia chciałem nieco przybliżyć kominiarza - to jeden ze starszych zawodów świata, który pewnie nie szybko zakończy swoją działalność, jak niektóre inne już zanikające. Prawdziwy kominiarz nie krąży po domach z życzeniami noworocznymi, bo nie jest to usługa, do której został powołany, a do żebractwa nie jest kompetentny, bo nie licuje to z godnością i reputacją zawodu, który wykonuje. Powinien zachować poufność o swoim kliencie, ale równocześnie powinien dbać o ochronę środowiska, czyli otoczenie klienta i jak rozumiem sygnalizując zagrożenie np. ogrzewanie domostwa plastikiem, ale to inna para kaloszy. Każdy pozna w kominiarzach: majstra noszącego cylinder, czeladnika noszącego też cylinder, ale składany tzw. szapoklak i pomocnika kominiarza po kepliku, czyli najprostszym nakryciem głowy, jakby czapką bez daszka. Ale najważniejsze są narzędzia, którymi wykonuje swoją ciężką pracę. Trudno powiedzieć, czy najważniejszym narzędziem jest lina z kulą, ale z pewnością stanowi jedno z podstawowych narządzi. Przy czym kula może być z różnego metalu np. żeliwa czy aluminium, może być lekka np. 1,5kg ale też 5 kg w zależności od potrzeb. A skąd się wzięło łapanie za guzik na widok kominiarza – to też historia. Podobno kiedyś jak byli czyści i rozpoczynali swoją pracę, gospodynie domowe łapały ich za guzik /to jedyna czysta część munduru/ by w pierwszej kolejności wykonał u niej swoją kominiarską usługę, bo potem już był umorusany i mógł pobrudzić izbę. Prawidłowo byłoby złapać kominiarza za guzik i go nawet urwać ponoć na szczęście. Pewien administrator osiedla opowiedział mi dwie historie, które ośmielam się opisać, a mają one powiązanie z lekkomyślnymi majsterkowiczami i kominiarzami. O majsterkowiczach nie piszę, bo jest nim niemal każdy mężczyzna, ale rzadziej bywają lekkomyślni, co jednak zdarza się. Otóż do administratora osiedla niezbyt wysokich bloków 4-5 piętrowych z lat 70 –tych przyszedł lokator ze skargą, że w jego mieszkaniu jest duszno i musi otwierać do wietrzenia okno. Wydaje mu się po sprawdzeniu, że cienka kartka nie trzyma się kratki wentylacyjnej, czyli nie ma ciągu i kanał czy pion wentylacyjny jest zapchany. Wcześniej kilka miesięcy, może lat pewien lokator zamieszkujący nad sąsiadem, który złożył skargę postanowił zrobić sobie samemu remont w łazience. Przestała mu się podobać stara krótka wanna i postanowił zamienić ją na zdecydowanie dłuższą. Wyszło na to, że mimo dokonanych pomiarów, podjął decyzję, że zakupi wannę, która nawet nie mieści się przy ścianie łazienki. Przewidując już w czasie zakupu, że wykuje małą szczelinę w ścianie łazienki i wanna się zmieści. Jak pomyślał tak zrobił. Nie widziałem takiej wanny z jakby szerszą półka na mydło, ale może i były kiedyś takie. Ówczesne bloki były budowane z pustaków i cegieł, więc wykucie szczeliny by zmieściła się tam owa półka nie stanowiło problemu. Po kilku miesiącach wannę zabudował płytkami, a przy okazji i ściany łazienki. Wszystko wyglądało na cacy, gdyby... nie, no właśnie - kominiarze. Przyjęli zlecenie wykonania usługi udrożnienia kanału wentylacyjnego. Kominiarze z góry wiedzieli, że sobie poradzą i od razu założyli, że przyczyna są patyki, suche gałązki, odchody i jeszcze niewiadomo co, co gdzieś zawisło w kanale wentylacyjnym. Niewiele myśląc, dobrali odpowiednia kulę i wykonali tzw. linowanie komina, czyli spuścili ją w otchłań kanału. Ponieważ kula nie spadła na spodziewaną wysokość, dokonali tej próby kilka krotnie, aż w końcu kanał okazał się być udrożniony. Po południu wytrawny majsterkowicz wrócił pracy i nie poznaje łazienki. – poodpadały raptem płytki z obudowanej wanny i częściowo ze ścian. Co się stało? Włamywacze, wandale? A to kula kominiarska nie zawsze trafiając w udrożniony przekrój kanału spowodowała takie straty. Drugie opowiadanie administratora jest podobne tyle, że o mieszkańcu innego bloku, ale też majsterklepce, który wymyślił sobie całkiem świadomie, że przez kanał wentylacyjny zainstaluje rurę z kolankami w kształcie litery U, doprowadzając wodę do mini umywalki w WC własnego pomysłu. Wszystko się udało i działało sprawnie przez jakiś czas, aż sąsiad z parteru zaczął skarżyć się, że w mieszkaniu jest strasznie duszno i prawdopodobnie kanał wentylacyjny jest zapchany odpadami z gniazd ptaków i trzeba wezwać kominiarza, bo nie można ciągle otwierać okien. Niezawodni kominiarze przystąpili do usunięcia dokuczliwej usterki. Wrzucając kilkukrotnie swoją kulę na sznurze, aż w końcu rura z kolankami poddała się i woda zaczęła wlewać się do pionu wentylacyjnego, znajdując ujście w kratce wentylacyjnej umieszczonej pod sufitem u sąsiada w kuchni na parterze. Coś nieprawdopodobnego woda lała się z kratki wentylacyjnej zalewając mieszkanie. Jaki był finał obydwu spraw – wiadomo, odnawianie, odszkodowanie, itp. Sądzę, że np. lekkomyślnym majsterkowiczom w blokach nie zaszkodzi taka wiedza. |