ďťż

Teren Kondycyjny (pod Filipem) z Scarlet

cranberies
Ponieważ nasze galopy były już w miarę kontrolowane, kobyłka się wyrabiała, nabierała pewności siebie i odwagi postanowiłam razem z Filipem na Etiudzie pojechać w teren kondycyjny. Głównie stępo-kłus, parę odcinków na galop i tyle. Trzeba nabierać formy Gawędząc sobie miło razem z Filipem weszliśmy do stajni.
-To co? Rozdzielamy się, szykujemy konie i heja? - Powiedziałam dając przyjacielowi kuksańca.
-Dobra. Czyli dziś męczę Etiudę? - Odparł chowając ręce w kieszenie.
-Si. To do zobaczenia za 20 minut przed stajnią - Zawołałam radośnie i pobiegłam do siodlarni. Szybko wyciągnęłam siodło wszechstronne i ogłowie Antarktydy, należące teraz do Scarlet, ochraniacze siwki i poleciałam przed jej boks. Poukładałam co trzeba i wyciągnęłam z kieszeni cukierka. Scar z zaciekawieniem obserwowała moje wyczyny zza głębi boksu.
-Hej Miśka... Przyjdziesz do mnie? - Powiedziałam otwierając drzwi boksu. Siwa stała dłuższą chwilę, po czym skuszona przysmakiem na mojej dłoni podeszła i pewnie zgarnęła swoimi aksamitnymi chrapami. - Dobry konik - Dodałam drugą ręką gładząc siwkę po czole. Z haczyka wzięłam kantar i delikatnie założyłam na jej zgrabną łepetynkę. Scarlet jak zwykle uciekała z uszami, jednak udało mi się ją w miarę szybko przekonać, że to, co chcę jej za nie założyć nie gustuje w koninie. Pochwaliłam kobyłkę i wyprowadziłam na korytarz, następnie uwiązałam. Nogą otworzyłam skrzynkę ze szczotkami i wyjęłam z niej iglaka, włosiankę,grzebień do grzywy i ogona oraz kopystkę. Ułożyłam pod ręką i zabrałam się za czyszczenie. Na początek wszystkie zlepki rozklejamy a całą sierść doprowadzamy do ładu za pomocą dwóch pierwszych szczotek. Scarlet non stop oglądała się na mnie i chciała nawiązywać kontakt, jednak musiałam jej delikatnie zasygnalizować, że na to przyjdzie pora później. Gdy z tym się uporałam wzięłam kopystkę i dokładnie wyszorowałam każdy paznokieć folblutki. Scary jak zwykle nogi podawała aż zbyt chętnie - nie dość, że wierzgała, to parę razy wyrwała mi je z rąk. W końcu poirytowana skarciłam ją ostrym "ej!" i mimo iż zyskałam na posłuszeństwie, to miałam konia poddenerwowanego i spiętego. Gdy skończyłam pogładziłam klaczkę po szyi i wzięłam grzebień. Dokładnie rozczesałam krótką grzywę i długi ogon siwuski, odłożyłam wszystko na miejsce i siodłamy.
Na nogi pozakładałam ochraniacze, na grzbiet siodło z cienkim, przewiewnym czaprakiem i w końcu na pyszczek ogłowie z wielokrążkiem. Nie wiedziałam jak się młoda zachowa, wolałam mieć nad nią kontrolę. Przy Antarktydzie wyrobiłam sobie delikatną ale dającą skutki rękę więc raczej jej krzywdy nie zrobię. Poklepałam Miśkę, która ładnie przyjęła kiełzno i o dziwo bez oporu dała sobie założyć nagłówek, pozapinałam paski, sama odziałam co trzeba było i wychodzimy przed stajnię.
Podciągając popręg spojrzałam jak radzi sobie Filip. Etiuda jak to miała w zwyczaju przy obcych stawiała duże opory przed ogłowiem, jednak jako, że chłopak jest stosunkowo wysoki i silny, ma podejście do koni to szybko się z nią uporał. Uśmiechnęłam się w trakcie opuszczania strzemion, pogładziłam Scar po łepku, poświęciłam chwilę na pieszczoty i w końcu słysząc stukot kopyt po podłożu stajni wsadziłam nogę w strzemię i lekko wskoczyłam na grzbiet folblutki. Filip z Etiudą wyszli na plac.
-No ruchy, ruchy staruszku! - Zaśmiałam się.
-Wrednego masz tego zwierza - Odparł wskazując Holsztynkę, po czym zajął się podciąganiem popręgu, opuszczaniem strzemion itd itp.
-To chyba nie znałeś dobrze Wiary - Powiedziałam gładząc zaczynającą nerwowo stąpać Scarlet. - Ta panna też pewnie będzie niemałym ziółkiem - Dodałam przytrzymując ruszającą do przodu siwkę.
-Dobra. Koniec gadania i jedziemy - Stwierdził Filip poprawiając się już w siodle.

Stępem na (w miarę) luźnych wodzach ruszyliśmy w stronę lasu. Kobyły pobudzone szły bardzo energicznie bok w bok, Scar czasem caplowała, jednak lekkie napięcie wodzy, wstrzymanie dosiadem i spokój na parę metrów. Rozmawiając sobie o najbliższym czasie (planowałam wyjechać na trochę do swojego wuja z całą gromadką, odpocząć trochę w górach i może poznać tamtejsze tereny) przejechaliśmy jakieś 2 km, następnie sprawdzamy popręgi. Gdy wszystko grało ruszamy znów stępem na nieco krótszych wodzach i odbijamy w lewo. Teren zaczął iść nieco pod górkę, podłoże było twarde, nieco kamieniste. Po chwili wszystko się wyrównało, jednak po deszczach ziemia była zbyt twarda, by ruszyć kłusem. Kolejny kilometr upłynął nam na żwawym stępie związanym z ogarnianiem napalonych klaczek. Etiuda była wyraźnie spokojniejsza i łatwiejsza do opanowania niż bardzo "świeża" w tych sprawach Scarletka. Flip dobrze sobie radził z gniadą, chociaż czasem za mocno przytrzymywał na wodzy co powodowało u nich drobne spięcia.
-Nie za mocno, staraj się raczej dosiadem wstrzymywać - Powiedziałam do chłopaka, po czym sama za mocno przytrzymałam wodze i Scarlet przysiadła na zadzie unosząc przody na parę centymetrów - ...Bo skończysz jak ja - Dodałam próbując przekonać Scary, że to było przypadkowe.
-Okej, ale ty też uważaj, nie chcę wzywać pogotowia - Odparł z uśmiechem. - Ruszamy kłusem? Droga jest już dużo lepsza - Spojrzał na mnie pytająco.
-Ruszamy. - Powiedziałam i cmoknęłam. Scarlet wypruła kłusem przed siebie. Anglezowałam wolno, wyraźnie wskazując klaczce tempo. Ta jednak niezbyt chciała się dostosować. Jakimś cudem zwolniłam do stępa. - Jedź pierwszy, ta panna mnie zabije zaraz - Stwierdziłam puszczając Filipa przodem. Kłusowali energicznie, ale bez szaleństw. Ja za nimi próbowałam uspokoić siwuskę. Raz wjechałyśmy Etiudzie w zad, co zaowocowało bryknięciem z jej strony i przycupnięciem zdziwionej Scar, następnie już w miarę spokojnie kłusujemy po leśnych ścieżkach. Teren był raczej równy, podłoże optymalne, dużo zacienionych miejsc więc nie gotowaliśmy się w pełnym słońcu. Droga delikatnie wiła się między czyimiś działkami i domkami, trzymając od nich w bezpiecznej odległości. Po 20 minutach kłusowania zwolniliśmy do stępa. Naszym oczom ukazała się dość długa polana. Etiuda obyta z tą trasą wyraźnie miała ochotę pogalopować, jak to zwykle miałyśmy w zwyczaju, jednak dziś przejedziemy ją w stępie, może chwilę w kłusie. Zrównałam się z Filipem i podałam dane co do dalszej trasy. Chłopak przytaknął głową i przytrzymał podkłusowującą Holsztynkę. Wróciłam na tył zastępu i uspokajałam Scarlet. Połowa łąki za nami, na razie żyjemy. Ruszamy kłusem na parę metrów. Etiuda zagalopowała, jednak migiem przeszła do kłusa mocno przytrzymana przez Filipa. Ze Scarlet nie było już tak łatwo. Zagalopowała, zrobiła parę krótkich fuli, wjechała w zad Etiudy i ostro zastopowała. Postańcowała w miejscu, wspięła się raz, drugi i ruszyła niezidentyfikowanym chodem doganiając przyjaciółkę. W końcu udało mi się wykrzesać z niej równy, w miarę spokojny kłus.
-Wszystko gra? - Filip obejrzał się na nas
-Taa... Scarlet to folblut, szykujemy się na wyścigi to wiesz, jedna iskra i pożar - Westchnęłam napinając delikatnie wodze i wykonując na siwej półparadę. Scarletka nagle jakby nigdy nic uspokoiła się, powędrowała z noskiem w dół i rozluźniła. Albo poszła w ślady Etiudy, albo pólparada jest magicznym środkiem na tego wariata.
Pod koniec łąki przeszliśmy do stępa. Spokojnie przejechaliśmy po usypie nad niewielkim strumyczkiem i wjechaliśmy w las. Daliśmy klaczkom odsapnąć, sprawdziliśmy popręgi i kłusem. Już nieco spokojniej, powariowały chwilę, to dużo łagodniejsze. Minęliśmy urokliwy domek z sosnowych bali i mamy pierwszy odcinek na galop. Filip delikatnie ruszył trzytaktem na Etiudzie, ja cmoknęłam i Scarlet ruszyła jak z procy. Chłopak oglądając się i widząc, że siwa ma zamiar wyprzedzać, a ja wolę wjechać mu w zad delikatnie przyspieszył kroku na Holsztynce. Teraz tempo było optymalne, udawało nam się utrzymać zastęp. Chwilę pogalopowaliśmy i do kłusa. Kłusem z przerwami na stęp dla wyrównania oddechu przejechaliśmy spory odcinek lekko pagórkowatej drogi. Etiuda świeciła przykładem dla młodszej koleżanki, możliwe, że wczuła się w rolę przewodniczki.
W końcu przyszedł czas na drugi galop. Filip dał mi ręką znak i przeszedł do wyższego chodu. Tym razem Etka nie była takim aniołkiem. bryknęła parę razy i od razu mocno poszła do przodu. Delikatnie musnęłam boki siwki łydkami i galop na "dobrą" nogę - tą, na którą chciałam. Scarlet chętnie poszła do przodu za Holsztynką, w mig ją doganiając. Delikatnymi półparadkami i dosiadem zwalniałam folblutkę, by przypadkiem nie doprowadzić do ścigania się. Tym razem na galop przeznaczony był naprawdę spory odcinek drogi. Gdy klacze spuściły w końcu z pary i się jako-tako uspokoiły odważyłam się zrównać z Filipem.
-Przy następnym odcinku na galop dajemy im popalić i się ścigamy, ok?! - Powiedziałam zagłuszana przez wiatr.
-Dobra! - Odparł po czym zaczął stopować Etiudę, gdyż zaraz przechodzimy do kłusa i mamy nieco grząskie podłoże, w dodatku pod górkę. Również zwolniłam Scarlet i wjechałam za przewodnika. Przeszliśmy do kłusa, potem do stępa. Tym chodem na dyszących rumakach wspięliśmy się pod górę, następnie delikatnie w dół i mamy równe, miękkie, porośnięte mchem podłoże. Daliśmy klaczom odsapnąć i ruszamy kłusem. Scarlet mokra już praktycznie wszędzie nie pruła już tak do przodu, jednak dalej czułam, że ma masę energii. "Nie martw się, niebawem ją zużyjemy" powiedziałam do niej w myślach. Etiuda w dużo lepszej kondycji była tylko lekko mokra na szyi i pod popręgiem. Kłusem przejechaliśmy przez podwórko paru domków, wyciszone o tej porze i wjechaliśmy z powrotem do lasu. Droga rozszerzyła się.
Zrównałam się z Filipem i ręką pokazałam, że na końcu lasu ruszamy z kopyta. Klacze czujące co się święci były wyraźnie pobudzone. W końcu oboje równocześnie przyłożyliśmy łydki i ruszamy. Scarlet wypruła do przodu o sekundę szybciej niż Etiuda, a czując większą swobodę i bardziej odciążający dosiad w połączaniu z łydkami zaczęła się mocno wyciągać i gwałtownie przyspieszać. Łąka była dość długa, przynajmniej mamy jak się wylatać. Etiuda była niewiele za nami, dość szybko nabierała prędkości. Wstrzymałam nieco Scarlet, by zostawić trochę siły na finisz. Filip z Etiudą zrównali się z nami, po czym zaczęli stopniowo wyprzedzać. Mimo to wciąż przytrzymywałam Scary i dopiero jakieś 200 m przed końcem dałam sygnał do przodu. Klacz wykonała niezłego susa i zaczęła w przerażającym tempie doganiać przeciwniczkę. Zrównaliśmy się, następnie razem z folblutką zaczęłyśmy wyprzedzać chłopaka i holsztynkę. Ostatecznie wyścig zakończył się wygraną mnie i Scarlet, jednak Etiudzie bardzo mało do nas brakowało. W miarę szybko wyhamowaliśmy klaczki do wolnego galopu, potem do kłusa.
-To teraz ty prowadzisz - Stwierdził Filip, wjeżdżając z Etiudą za zad siwki.
-Okej. - Uśmiechnęłam się i skierowałam calutką mokrą, ale dalej energicznie kłusującą Scary w lewo, potem parę zawijasów na miękkiej ścieżce i wjeżdżamy na główną drogę prowadzącą do Aurum Animus. Przeszliśmy do stępa i zrównaliśmy się. Klaczki dostały luźne wodze, parskały zadowolone i szły dużo spokojniej niż na początku. Minęło z 20 minut, gdy dotarliśmy na teren stajni. Przestępowaliśmy je chwilę na półhali i zajeżdżamy pod stajnię.

Poklepałam siwkę z obu stron szyi, zeskoczyłam z niej i poluźniłam popręg. Podpięłam strzemiona, rozpięłam nachrapnik i podarowałam cukierka.
-Dobra z Ciebie klaczka - Powiedziałam gładząc Wariatkę po mokrym łebku i zaprowadziłam przed boks. Tam rozsiodłałam, ubrałam w kantar i na myjkę. Całą klacz umyłam wodą, nogi schłodziłam, kopyta umyłam i to samo poleciłam Filipowi, następnie poszłam z Scarletką na trawę. Po chwili dołączyli do nas Filip i Etiuda oraz Oliwia z Antarktydą, która miała SPA. Posiedzieliśmy sobie w trójkę pasąc kobyłki i w końcu, po naprawdę długim czasie rozeszliśmy się, odstawiając damy do boksów.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies