ďťż
cranberies
Wstałam rano, ubrałam się i od razu poleciałam do siwej. Dla odprężenia postanowiłam wybrać się w teren, a do mojego planu włączyłam... Skrzydlatą. Z rańca dziewczyny (Skrzyd i Nominacja) przyjechały do Auruma i zagościły w jednym z wolnych boksów. Dałyśmy Nomi trochę czasu na odpoczynek, który wykorzystałam by oprowadzić rysualkę po terenie AA i pokazać, co planuję, co zrobione, a z czym nie wiem co zrobić. Przy okazji odbyłyśmy też miłą pogawędkę bez konkretnego tematu, zjadłyśmy śniadanie i ostatecznie o 9:00 postanowiłyśmy zabrać się za szykowanie kobył. Tak jak Skrzyd miała łatwiej, bo jedyny sprzęt do założenia to były owijki, tak ja musiałam oprócz tego dopasować sidepull do kucynki. Wkroczyłyśmy razem do stajni, po czym każda ruszyła do swojej kopytnej. Gracja po nocy miała parę żółtawych plam na sobie, jednak regularnie kąpana w odpowiednich środkach nie zatrzymała ich dla siebie na długo. Wystarczyło parę ruchów jedną szczotką i po sprawie. Zawinęłam siwą w brązowe owijki polarowo-elastyczne, po czym sięgnęłam po sidepull'a. Pogłowiłam się trochę, przez co Skrzydło musiała na mnie czekać, w końcu jednak udało mi się dopasować sprzęcior i po otworzeniu drzwiczek boksu wskoczyłam na siwą, która łypnęła na mnie jak na dziecko niespełna rozumu i ruszyła przed siebie kiedy przyłożyłam łydki. Imponującym był widok Skrzydlatej idącej sobie spokojnie przez stajnię, a za nią młodego konia w samych ledwie owijkach, w nowym miejscu, jedynie rozglądającego się z zainteresowaniem na boki.
Rysualka wsiadła z pomocą schodków i ruszamy do wyjazdu z Auruma. Klacze wpierw musiały się obwąchać, kwiknąć, po czym poskubać, dopiero mogłyśmy spokojnie ruszyć jadąc obok siebie i gawędząc głównie o starych czasach. Wybrałam trasę, która powinna zająć nam jakieś 2h, w tym jakieś 40 minut samą plażą. Pogoda była bardzo udana - słońce świeciło, wiatr był wyjątkowo słaby jak na ostatnie czasy, do tego było jeszcze całkiem cieplutko. Klacze szły równo obok siebie, rozglądając się z zainteresowaniem dookoła. Po minięciu bramy AA przez chwilę jechałyśmy główną drogą, następnie odbiłyśmy w prawo, w dużo węższą i zarośniętą ścieżkę. -Dasz radę wlec się za kucykiem, czy mam Cię z tyłu sterować? - Rzuciłam zmieniając chwilowo temat. -Spróbujemy się powlec, najwyżej jakoś się zmienimy, ok? - Odparła -Dobra. - Uśmiechnęłam się i wyjechałam na czołowego. Ścieżka wiła się między drzewami, a od pierwszego zakrętu trzeba było pokonać dwa dość strome wjazdy i zjazdy. Obie kobyłki poradziły sobie z nimi bez problemu, a gdy wyjechałyśmy na równy teren zarządziłam kłus. Pozwoliłam siwej iść swoim tempem, na niemal puszczonej wodzy, trzymając ją w sumie tylko dla zasady, jakby coś się miało nagle podziać. Skrzydlata kłusowała za nami w bardzo wolnym tempie, jednak nie było wątpliwości co do tego, jakim chodem się poruszała. Nominacja z zainteresowaniem rozglądała się na boki, jednak nie widać było po niej jakiegoś zdenerwowania czy strachu. Gracja po paru krokach rozchodziła się i przyspieszyła na tyle, że Nomi mogła swobodniej poruszać się za nią kłusem. Szum morza stawał się coraz wyraźniejszy, jednak jeszcze trochę musimy przejechać. Ścieżka odbiła w lewo, przez lekkie wzniesienie, po czym rozszerzyła się i mogłyśmy jechać ze Skrzydlakiem obok siebie. Kiedy Nominacja zrównała się z kucką zaczęły iść równym tempem, obie odprężone i wyraźnie spokojne. -Skrzyd, zaraz wyjedziemy na szerszą drogę. Proponuję tam zagalopować, bo lada moment będziemy na plaży, gdzie warto spróbować się pościgać - Powiedziałam przechodząc do stępa. -Nie ma problemu, to idealny moment - Odparła z uśmiechem. Tak jak mówiłam, po chwili wyjechałyśmy na dużo szerszą, równą drogę prowadzącą prosto na plażę. Klacze po chwili oddechu bez problemu ruszyły aktywnym, ale nie przesadzonym galopem w dużych odstępach między sobą. Gracja szła szybko, parskając co chwila, parę razy nawet lekko podbrykując. Pozwoliłam jej, wszak to czysto rekreacyjny terenik, podczas którego każdy ma prawo do zabawy. Nominacja szła równym, swobodnym galopem pod Skrzydlatą, obie odprężone niesamowicie, zgrane i czerpiące jak najwięcej z naszego świeżego, najodowanego powietrza. Po paru minutach zarządziłam stęp, pokonałyśmy wzniesienie i naszym oczom ukazała się czysta, pusta, piaszczysta plaża. Stępem zjechałyśmy ze zbocza, a klacze zapadając się lekko w piach jak na zawołanie schyliły głowy, by upewnić się, że to nic groźnego, po czym uspokojone spokojnie, ostrożnie zjechały na równy teren plaży. Ponieważ zyskałyśmy na czasie podczas drogi przez las ustaliłyśmy ze Skrzyd, że zrobimy chwilę postoju. Zsiadłyśmy z klaczy, ja odpięłam gracji jedną wodzę i pozwoliłyśmy im się ewentualnie wytarzać. Gracja dużo nie potrzebowała, ledwie dałam jej opuścić łeb - leżała cała i tarzała się w najlepsze. Nominacja gorsza być nie chciała i po chwili obie panny były całe w piachu. Otrzepałyśmy je z rysualką, wsiadłyśmy i stojąc jeszcze chwilę pogawędziłyśmy, po czym ruszyłyśmy stępem brzegiem morza. Ponieważ klacze miały owijki wjeżdżanie do morza było niezbyt mądrym pomysłem, więc wjechałyśmy jedynie jego brzegiem, a co większa fala obmywała klaczkom kopyta. Nominacja z początku była lekko zaniepokojona, parę razy wciągnęła głośno powietrze i patrzyła na wodę wielkimi oczyma, jednak po pięciu minutach obyła się z bodźcem na tyle, że mogłyśmy spokojnie ruszyć kłusem, jednak poczekałam z tym kolejne pięć minut, bo może wyniosło na brzeg różne rzeczy, a nie chciałam by komuś przez przypadek coś się stało. Gracja była nieprzejęta wodą, a nawet miała niezły ubaw z rozchlapywania jej na wszystkie strony. W końcu zakłusowałyśmy. Klacze szły równym temptem, wyraźnie pobudzone otwartą przestrzenią, na której się znalazły. Po siedmiu minutach zagalopowałyśmy. Wpierw w zastępie, na spokojnie, na jedną, na drugą nóżkę. Na chwilę wróciłyśmy się parę metrów, bo chciałam pokazać Skrzydlatej fragment nad brzeżnej trasy pseudocrossu, który powstał w sumie sam z siebie podczas któregoś sztormu, a ja tylko zaczęłam go wykorzystywać i pielęgnować, by nie uległ zniszczeniu. Głównym elementem był zeskok 120 cm w dół razem ze skokiem przez niewielką przewaloną sosnę, teraz obrośniętą wysokimi trawami. Dalej w głębi lasu znajdował się szereg kolejnych drzew na wysokości 90 cm na skok-wyskok. Potem galopem ruszyłyśmy w dalszą drogę. Obie kobyłki wyraźnie chciały pogalopować, więc po szybkich ustaleniach zrównałyśmy się i trochę przyspieszyłyśmy, jednak bez ścigania. Pogalopowałyśmy tak spory odcinek, po czym do stępa. -Ścigamy się? - Powiedziałyśmy niemal w tym samym momencie, następnie wybuchnęłyśmy śmiechem. -Dobra. Ze stój, na "trzy", do tamtych korzeni? - Spytałam -Ok. Zatrzymałyśmy się w jednej linii, po czym zaczęłam odliczanie. -Raz... Dwa... TRZY! - Na te słowa przyłożyłam mocno łydki i wypchnęłam Gracjuchę do przodu. Siwa natychmiast ruszyła, tuż za nią Nominacja. Niestety niebieska miała przewagę gabarytów i zaraz zaczęła wyprzedzać kuckę. Nie dając za wygraną podkręciłyśmy z Małą tempo i utrzymywałyśmy się mniej-więcej na równi z przeciwniczkami. Klacze galopowały ile fabryka dała, ja przyznam szczerze nie sądziłam, że Gracja jest w stanie osiągnąć takie tempo. W ferworze walki udało nam się wejść na chwilę w cwał, po czym już w galopie minęłyśmy "linię" mety. Pierwsza była Nominacja, jednak szły z Gracją łeb w łeb i różnica była ledwie paru centymetrów. Klepiąc kobyłki zwolniłyśmy do kłusa i zaczęłyśmy wracać do wyjścia, leżącego 100 m od nas. Tuż przed nim zwolniłyśmy do stępa i już stępem wracamy do stajni. -No, niezłą masz torpedkę - Rzuciła ze śmiechem Skrzydlata, kiedy w spokojnym już stępie zrównałyśmy się podczas drogi powrotnej do Auruma. -Wiesz... Nie miałam pojęcia, że ona potrafi tak grzać! - Odparłam, po czym obie ponownie wybuchnęłyśmy śmiechem. Gawędząc sobie i w momentach ciszy obserwując przyrodę spokojnie wróciłyśmy do stajni. Tak jak sądziłam - spędziłyśmy w terenie nieco ponad 2h. Zatrzymałyśmy się przed budynkiem stajni, wyklepałyśmy kobyłki, zsiadłyśmy i idziemy na myjki. Odstąpiłam Skrzydlatej myjkę wewnętrzną, sama spłukałam Grację całą na myjce zewnętrznej. Dzień był naprawdę ładny, ciepły, więc nie powinno jej nic być. Jak się okazało Skrzyd zrobiła to samo, po czym obie zabrałyśmy klacze na popas za stajnią, póki nie wyschły. Potem wypuściłyśmy je razem na padok, po czym poszłyśmy zjeść coś na kształt drugiego śniadania. Około 14:00 Skrzydlata spakowała rzeczy, konia i odjechała do siebie, ja zaś ruszyłam robić stajenne rewolucje. dnia Nie 10:20, 31 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy |