ďťż

Rzeczy, które przechodzą ludzkie pojęcie.

cranberies
Macie czasem tak, że ktoś z waszej rodziny, znajomych itp. robi coś czego nijak pojąć nie możecie i co sprawia, że mam słów brakuje czasem? Ja wiem, że ludzka głupota (i dziwactwa) jest nieskończona, ale mam czasem tak, że nie mogę się powstrzymać od rozkminiania. Z okazji tego, że w przeciwieństwie do większości ludzi tutaj nie muszę niczego na jutro zakuwać to mogę sobie porozważać niejako online

Na pierwszy rzut moja własna siostra:
Przez chyba 2 godziny truła mi jak to ona nie znosi zmywać garów (cecha ewidentnie rodzinna), jak to jej się nie chce stać przy zlewie, babrać w tym wszystkim, bo to tłuste, klejące itd. Łączę się z nią w tej niechęci i dlatego mam zmywarkę i intensywnie eksploatuję ją. Moja siostra ma to urządzenie dłużej niż ja i... nie używa tylko zmywa gary na piechotę. Tłumaczę jej, że czemu, przecież zmywarka nie ciągnie dużo prądu, wody też niewiele itp. Siostra o tym wie, ale nie używa bo (uwaga) coś jej się może źle domyć i będzie musiała poprawiać ręcznie Zabrakło mi argumentów...

Drugi (to z dzisiaj) przypadek to taka daleka znajoma, na którą wpadłam przypadkiem i ją wzięło na zwierzenia. Otóż, ma pecha do facetów, ciężko jej znaleźć jakiegoś, dopiero co rzucił ją taki z którym była "aż" 2 miesiące. Facet jej powiedział, że odchodzi, bo ona jest dla niego za nudna (tak w skrócie). I szczerze mówiąc to ja go rozumiem, bo chociaż dziewczyna jest całkiem ładna, to łagodnie mówiąc przeciętna kałuża ma więcej głębi. To osoba która absolutnie niczym się nie interesuje, z którą ciężko jest o czymkolwiek porozmawiać i szczerze (bez złośliwości) mam czasem wrażenie, że ona w ogóle nic nie myśli... Ta znajoma załamana nieco swoimi niepowodzeniami miłosnymi stwierdziła, że musi zmienić swoje życie (wynikiem czego ma być znalezienie chłopa) i dlatego postanowiła.... schudnąć 15 kilo. Ona nie ma nadwagi, nawet bym powiedziała, że szczupła jest, ale wierzy, że jak schudnie to od razu pojawi się książę z bajki. Rozumie ktoś takie podejście? Bo ja na prawdę tego nie łapię.

W sumie przypadki można by mnożyć w nieskończoność ale to tak na początek.


Znam to, Neit. Czasem nawet za dobrze, ale rozwodzić się nad tym nie mam ochoty. Ale zaskoczona jestem podejściem Twojej dalekiej znajomej. Ja rozumiem, że znalezienie odpowiedniego faceta zabiera dużo czasu. Też mam z tym problem, ale nie popadam w paranoję. Zwykle kobiety jak postanawiają coś w swoim życiu zmienić, to zaczynają od siebie. I to nie od wewnętrznej przemiany, ale od wyglądu. Zrzucenie zbędnych (i niezbędnych także!) kilogramów, zmiana koloru włosów, fryzury czy ogólnego stylu. Akurat też mam przyjaciółkę, która ciągle narzeka na swoją wagę i marzy jej się pozbycia paru kilo, Tylko, że ona nie ma z czego ich zrzucać! Jest chuda jak patyk, mało jej wiatr nie porwie. Dziewczyna potrafi zjeść osiem posiłków dziennie, i to bardzo sytych, w dodatku na noc, głównie jak siedzi przed kompem, to opycha się tabliczkami czekolady. Trzy to jakieś jej minimum. Ale nie widać po niej żeby przytyła. Nie ma nawet większej fałdki, do której mogłaby się przyczepić. A za każdym razem jak ją widzę, słyszę: " już nie mogę na siebie patrzeć, przydałoby się na dietę przejść". To trochę dobijające, bo akurat ja do najchudszych nie należę. O!
Z narzekania na wagę- swoją czy cudzą- to by się dało upasić dorodny wątek...
Ale zgodzę się z Aduu- kobieta, której nie wyszło, chce zacząć wszystko od nowa (licząc oczywiście, że tak odmieniona przyciągnie rzesze wielbicieli, którzy do tej pory mijali ją obojętnie, ślepi na jej wdzięki), a że nie wie, od czego zacząć- zamiast zabrać się za swoje wnętrze, robi krzywdę swojej powłoce... Ale ma to działanie po części terapeutyczne (odbudowa podupadłej samooceny, wrażenie zamknięcia pewnego etapu życia, pożegnanie się z bolesną przeszłością itd.), więc czepianie się tej potrzeby renowacji w jej życiu byłoby nietaktem.
Niby tak, ale w jej przypadku -15 kolo to dla mnie dążenie do autodestrukcji po prostu. Ona ma 165 wzrostu i waży bodajże 52 kolo, nie powiecie mi, że taki zamiar jest normalny.

Ja mam na co dzień sporo do czynienia z odchudzającymi i czasem mam wrażenie, że u niektórych gdzie się zaczyna odchudzanie to kończy się rozum. Przede wszystkim bardzo wiele kobiet ma coś takiego: jest sobie taka przeciętna dziewczyna, z lekką nadwagą, która nie skończyła żadnej szkoły, nie ma żadnych zainteresowań, nic w zasadzie nie umie, nie ma właściwie żądnych znajomych, spędza czas leżąc przez tv i pochłaniając kolejną czekoladę. Wierzy, że jak straci x kilo to to odmieni jej życie o 180 stopni, nagle znajdzie super faceta, ekstra dobrze płatną pracę, znajomi będą się do niej pchali drzwiami i oknami... Długo by można wymieniać. I znam takie, które rzeczywiście schudły i przeżyły ciężki szok, bo dupa, nic po za wagą się na lepsze nie zmieniło. Smutne.

Co do odchudzania to mnie niezmiennie zastanawia coś takiego: Mam koleżankę, która jest strasznym pożeraczem węglowodanów, prawie nie je mięsa, bo go nie lubi, jajek też nie. Jest uczulona na większość produktów mlecznych, w dodatku nie może żyć bez owoców. Ma do stracenia jakieś 20 kilo. I przechodzi na dietę Dukana. Nie muszę chyba pisać jak często jej się zdarza na tej diecie nagrzeszyć? W każdym razie osobiście układałam jej dietę zbilansowaną z uwzględnieniem jej alergii i preferencji, to nawet jej nie zaczęła, bo "jej koleżanka na Dukanie strasznie schudła". W rezultacie po pół roku diety ona ma 2 kilo mniej. Jak jej mówię o przejściu na zbilansowaną, do której ma już wszystko rozpisane to mi mówi, że nie, bo się na tej mojej za wolno chudnie... A przez 2 miesiące mi truła o ten jadłospis. Nic tylko walić łbem w ścianę.


Jakim cudem jest na diecie Ducana, skoro ona opiera się głównie na produktach białkowych, na które koleżanka jest uczulona? To ona musi chyba nieźle tą dietę okrajać i szamać 3 produkty na zmianę...

Niestety, Neit, tak to już jest z kobietami- a mówią, że to mężczyźni chcą wszystko szybko, prosto i od zaraz Głupio tylko, że straciłaś na ten jadłospis tyle czasu...
Odchudzanie to sprawa głupia, nie przeczę, ale ma to ciekawy efekt psychologiczny Nawet te dwa-trzy kilo mniej i już czujesz się lepiej. Co nie zmienia faktu, że katowanie się, to idiotyzm.

Mnie ostatnio wkurza fakt, że pewnym ludziom mówisz, co ci nie pasuje, a oni i tak robią swoje. Po prostu nic, tylko się załamać. Moi teściowie uparcie mówią do mojej córki "pipka" i nawet jak im mówię, żeby przestali, to słyszę, że jestem przewrażliwiona i w ogóle okropna.
Jadę sobie z mężem do sklepu, zimno jak cholera, pada, piździ jak na Kamczatce, jednym słowem wyjście z domu tylko dla masochistów. Podjechaliśmy pod sklep, zaparkowaliśmy idziemy do środka. Na parkingu dwie babki (tak po dwudziestce na moje oko) obie w dżinsach typu "biodrówki o dwa rozmiary za małe" i kurtkach takich do pół brzucha. Goły pasek skóry (całkiem szeroki) odsłonięty, tzw boczki pięknie wyeksponowane (bo się ze spodni wycisnęły). Obie laski sino- fioletowe na twarzy niemal z zimna, z daleka słuchać jak im zęby dzwonią. Powiedzcie mi jak można tak sobie nerki (i przyległości) odmrażać w dodatku podkreślając mankamenty figury? Nawet się męża spytałam czy to facetów kręci (ta golizna), bo mnie intrygował powód takiego robienia sobie krzywdy. Mąż stwierdził że chyba zniechęca raczej (a słowo, mój mąż jest na prawdę tolerancyjny). Potem to samo pytanie zadawałam innym znajomym facetom z takim samym skutkiem. Nijak nie mogę zrozumieć takiej dziwacznej mody...
Neit, widać, że dawno w szkole nie byłaś... Naprawdę nie takie rzeczy da się zaobserwować na licealnym korytarzu...

Też nie rozumiem tej mody- a zresztą zawsze mi się wydawało, że to taka... niżowa przypadłość W moim liceum, na całe szczęście, takich egzemplarzy nie ma, ale w gimnazjum w klasach sportowych aż się roiło (dla wyjaśnienia dodam, że w klasach sportowych nikt chyba nie wyciągnął ponad 40 pktów z egzaminu gimnazjalnego)...
Poza tym- człowiek młody rzadko o zdrowiu myśli Wiesz, teraz takie na przykład zatoki od braku czapki nie bolą, a że za 20 lat będzie cierpiał co rusz na ostre ropowe zapalenie zatok i czeka go szereg średnio przyjemnych operacji... To już insza inszość.
Cóż, wiek szkolny to ja mam już dawno za sobą Ale ta przypadłość zbyt małej odzieży dotyczy nie tylko jednostek nastoletnich, bo swojego czasu widziałam tego typu stroje u osób po 30 i miałam wrażenie, że nie jest to jakaś "patologia". Hm... może im się biednym ubrania w praniu skurczyły?
Ja, joko przedstawiciel młodzieży a nawet gimnazjalnej twierdzę, że lubię ciepło!
I więcej... Ubierajcie sie ile wlezie! <wrzeszczy>
U mnie najlepsza jest dziewczyna, która dostała chyba śnieżką i krzyknęła do kogoś 'nauczyć cię kultury?!'. A sama jej nie ma. Jak idzie to słychać same przekleństwa albo to, jak planuje kogoś pobić. I chodzi w za małych spodniach, bo jej stringi baaardzo wyłażą na wierzch. Jest rok starsza ode mnie, a nadal siedzi w 1 klasie...
I właśnie dlatego wiecznie na młodszą siostrę wrzeszczę, jak się do szkoły wybiera. Biodrówki, krótka bluzeczka (dobrze, że chociaż koszulka, która ma służyć za mundurek, jest pokaźnych rozmiarów xD), mokra głowa i heja do szkoły! Teraz jak śniegu dowaliło to się zastanawiam, kiedy padnie na grypę Dziś była na tyle inteligentna, że przed samym wyjściem (a do szkoły ma spory kawałek) umyła głowę. Oczywiście czapki nie nosi, bo "to wstyd i włosy ochlapują", a jak jej powiedziałam, że się przez to nieźle załatwi to spojrzała na mnie jak na idiotkę i rzuciła: " przecież wysuszyłam włosy".
Ale co się dziwić. To blondynka xD ( nie uznaję stereotypów, ale na nią to ja sił już nie mam )
Inteligentnie...

Ja to raczej mam za daleko na choćby chodzenie bez czapki
Jak sobie przypomnę szkolne czasy, to żałuję, że tak rzadko czapkę nosiłam. Teraz mi wychodzą wiecznie chore zatoki i migrenowe bóle głowy ;/ A żeby tak człowiek wtedy mądrzejszy był... Pfff!
Moja mama zawsze w takich sytuacjach powtarza: "Gdyby babcia miala wąsy, to by byla dziadkiem".
Ja bezskutecznie próbuje wytłumaczyc moim uczniom, że przechodzenie z jednej części szkoły do drugiej "dołem" (czyli przez pole) nie jest najlepszym pomysłem. Przejście jest dopiero na trzecim pietrze i trzeba sie trochę nachodzić (parter-trzecie-pierwsze). Oficjalnie jest zakaz przechodzenia dołem, ale większośc ma go gdzieś, a ja nie będe się z nimi urzerać, szkoda mi nerwów. Oczywiście na argument "bedziecie chorzy" wybuchnęli śmiechem
Tak to właśnie działa. Nie słuchamy niczyich rad, bo według nas to my jesteśmy mądrzejsi. A później coś się dzieje, słyszy się słynne "a nie mówiłam?" i żałuje się swoich wyczynów.

Ale zwykle jest już za późno
Na szczęście teraz aura przyszła z pomocą, bo przy tym śniegu mało komu chce się wychodzic na zewnątrz
W szkole jest bardzo ciepło, więc to za duży szok temperaturowy.
Jak byłam trochę młodasza, to też marudziłam, bonie należę do osób, które w czapce wyglądają najkorzystniej Ale jednak kmfort jest... Tak cieplutko, bez bólu zatok, włosy mniej wypadają (cebulki nie marzną)...
Wiecie, jak ktoś młody i myśli że wie lepiej to pikuś, do niektórych nie da się dotrzeć. Istnieje szansa że nauczą się na błędach. Ale jedna ze znanych mi osób, która lata z taką golizną na wierzchu ma 28 lat i 2 dzieci. W dodatku twierdzi, że tak jest modnie i seksownie... Szkoda że rozumu z wiekiem nie przybywa...
Zależy, jak bardzo się w coś wierzy
Wiecie co?
Tak sobie to czytam i robi mi się wesoło
Hehehe

W zeszłym tygodniu też się zetknęłam z takim dziwactwem nad dziwactwa
Moja przyjaciółka dzieli od 3 lat pokój w akademiku z bardzo sympatycznym dziewczęciem. Ładne to-to, uśmiechnięte, inteligentne, takie z nad wyraz rozwiniętym instynktem macierzyńskim: za wcześnie dla niej na ciąże, ale z powodzeniem matkuje mojej przyjaciółce i całej reszcie świata.
Taka z niej kochana mama, która przypomina, że trzeba ubrać szalik i odrobić lekcje. Przyjemność sprawia jej zrobienie drugiego śniadania dla innych itp.
Słuchałam o niej od 4 lat, a dopiero w zeszłym tygodniu miałam okazję poznać...
Okazało się, że ona poszła na studia by... "znaleźć sobie męża".
Okay... ponoć się czasem tak robi...
Była pierwszą osobą, która przyznała się mi do tego otwarcie, więc plus dla niej (nie lubię pruderii).
Cały czas powtarzała, że za chwilę wpadnie w odwiedziny jej exchłopak.
Myślałam, że jej podniecenie wynika z tego, że nadal do kolesia coś czuje... a tu okazało się, że... uwaga, uwaga: nigdy do niego nic nie czuła. Była z nim tylko dlatego, że nie chciała by sama (wg. niej osoba samotna jest niepełnowartościowa), ale się rozeszli w końcu. Dwa miesiące po rozstaniu jej ex (który również szuka sobie odpowiedniej kandydatki na żonę: czyli musi być ładna, dobrze ustawiona społecznie i inteligentna. A uczucia? Co tam uczucia... ) odezwał się do niej z propozycją nadania jej pozycji jego swatki.
Chce żeby ona go wyswatała ze swoją współlokatorką (moją przyjaciółką).
xD
No patologia! xD
Mogłybyście z czystym sumieniem spotykać się z byłym chłopakiem swojej bliskiej kumpeli? Czułybyście się dobrze będąc swatane przez kumpele z jej ex? xD
Moja przyjaciółka nie potrafi.
Zresztą ten koleś to taki zimny, wyrachowany koleś. Nie przyjemny...
Ale okazało się, że jej współlokatorka wsio pięknie obmyśliła: przedstawiła swojego ex mi i mojej funfeli (z którą odwiedzałam swoją przyjaciółkę). Odbyła się oficjalna prezentacja towaru "Ten-a-ten jest lekarzem, a ta-a-ta jest studentką tego-a-tego" xD
Normalnie ta dziewczyna była zdecydowana gościa opchnąć komukolwiek w imię wyższego celu - była przekonana, że każdego uszczęśliwi bycie z kimś w związku, bo wtedy będzie lepszym człowiekiem... bardziej "normalnym". xP
Nie no... tak bez uczuć...? xD
Nie czaję takiego myślenia.

A druga sytuacja: pamiętacie jak pisałam o tym moim koledze, którego nie trawie na gruncie prywatnym za szowinizm?
Ten, który twierdził, że nie jestem warta miłości?
Pech chciał, że wracaliśmy jednym pociągiem do domu na weekend. Facet był rozsypany, bo dziewczyna go rzuciła (za to, że ograniczał jej swobodę i dyktował warunki). On nie rozumiał dlaczego do rozłamu doszło i czego dziewczę od niego teraz oczekuje. Wytłumaczyłam mu czego kobiety zwykle oczekują od swoich mężczyzn - nie podobało mu się to, ponieważ nie starał się spojrzeć na problem z kobiecej perspektywy. Ba! Nawet rozdrażniony wytknął mi, że wcale nie mu nie pomagam w zrozumieniu sprawy, bo mówię dokładnie to samo, co przedtem tłumaczyła mu jego dziewczyna... znaczy ex-dziewczyna (czaicie to? Ona mu powiedziała co jej nie leży, a on podejrzewa, że te "szczególiki" to tak naprawdę wybieg, przed wyznaniem mu prawdziwych przyczyn problemu ).
W rezultacie wykminił sobie, że odzyska ukochaną wzbudzają w niej zazdrość. Postanowił, że uda, że jest ze mną, a kiedy ta nowina dojdzie do jej uszu, ona się na mnie rzuci z pazurami i odbije mi go, po czym znowu będzie po staremu.
xD
Normalnie myślałam, że pęknę ze śmiechu!
...mu się wybitnie nie podobała moja radość i moja odmowa uczestniczenia w tym "projekciku"...
No cóż, z tym łapaniem męża to mi się od razu moja babcia skojarzyła. Kiedyś mi truła że powinnam już za mąż wyjść (miałam z 18 lat), bo starą panną przecież jestem, no a mąż to podstawa. Tłumaczę więc grzecznie babci, że ja się muszę potencjalnemu kandydatowi na męża przyjrzeć dobrze, spieszyć się nie zamierzam, bo potem się okaże, że taki pije i ma skłonność do przemocy i co ja zrobię? A babcia na to: "Nie ważne że bije, ważne żeby mąż był!".
Znam też kilka par, które są ze sobą a ciężko tu o miłości mówić. Niedawno moja koleżanka wyszła za mąż, a jak sama mówi uważała zawsze swojego (teraz już) męża, za debila i nudziarza. Jest z nim bo jej się dzieci przytrafiły i uznała, że jako pannie z dziećmi będzie jej ciężko znaleźć coś lepszego. Ale jad (w jego kierunku) wręcz z niej kapie. Jako osoba niezmiennie zakochana we własnym mężu nijak nie pojmuję takiego podejścia.

Ten twój kolega to mi baaaardzo przypomina jednego mojego byłego Zostawiłam go z podobnych powodów, plus rozpieszczony był jak nie wiem, najmłodszy z piątki, w dodatku urodzony parę lat po innych, wychuchany, wypieszczony itp. Pozbyłam się go z wielką ulgą (do dziś pamiętam że czułam się jak by mi ktoś ogromny kamulec z serca zdjął) a potem kombinował jakby mnie właśnie przez zazdrość odzyskać i długo jeszcze po rozstaniu (chyba ze 3 lata) przysyłał mi zdjęcia swoich aktualnych z opisami jak to go kochają i co ja nieszczęsna straciłam. I mimo, że ja z natury zazdrosna i agresywna jestem to jakoś nigdy mnie nie kusiło, żeby którejś facjatę obić. Raczej odczuwałam potworne współczucie dla nieszczęsnej ofiary.

Tak czy inaczej są takie typy od których człowiek powinien szybko i skutecznie oddalić się zanim do reszty popsują mu humor.
Taaa... to są przypadki z działu "niewiarygodne, ale prawdziwe". Mi się do zamążpójścia jakoś nie spieszy, ale z miłą chęcią przygarnęłabym jakiegoś dobrego i normalnego faceta. Z tym trochę ciężko, bo ja straszna kobieta jestem ;D Za każdym razem, gdy przedstawiałam swojego nowego faceta mamie, brała go na bok na rozmowę i straszyła xD. Głównie padał tekst " po wyjściu z tego domu, nie uwzględniam reklamacji. Jaką chciałeś, taką masz". Moja rodzicielka jest żywym demotywatorem, serio xD

A jeśli chodzi o związki bez miłości i takie tam... Są przypadki, których nijak nie jestem w stanie zrozumieć. Tak na przykład: jeszcze jak na Mazurach mieszkałam, w małej wiosce (jak było w niej 500 osób, to dobrze xD Same staruchy xD), był sobie taki jeden gościu, który pochodził z wielodzietnej rodziny. Aktualnie ma 10 rodzeństwa, nic szczególnego, ale jest prawie najstarszy. Przed nim była tylko siostra. Koleś ma teraz coś koło 25 lat, chyba. Nigdy nie mogłam tego rozgryźć. Jego młodsza siostra (starsza ode mnie o rok) wyswatała go ze swoją, pożal się Boże, przyjaciółką. To miała być przygoda na jedną noc, ale 9 miechów później urodził jej się synek. No i postanowili się pobrać. Było weselicho na dwie pary (bo właśnie ta jego siostra młodsza też się chajtała) i ogłoszenie kolejnego zajścia w ciążę. Wesele było takie, że nawet my, niezaproszeni, świetnie bawiliśmy się na wsi, bo pan młody nam wódkę wynosił xD Ale mniejsza o to. Wyobraźcie sobie, że gościu strasznie się rozpił. Wcześniej też pił, ale zwykle w weekendy, po ciężkim tygodniu pracy. Zaczął chlać dzień w dzień, wracał do domu i tłukł tą swoją "żoneczkę" ile wlazło. Serio, dostawała czym popadnie. Głównie kaloszami, które ściągał w progu (wirem o tym z opowieści). Dwa razy od niego uciekła do matki, ale za każdym razem, właśnie ta matka, dzwoniła do niego i kazała mu zabierać swoją żonę ze swojego domu! No i laska dostawała podwójne lanie. To tak trwało spory czas, a później wydarzyła im się w domu tragedia. W nocy udusił się im synek. Za nim dojechała karetka, już nie żył.

Spekulacje były powalające, ale ich nie przytoczę. Oczywiście wina uduszenia spadła na dziewczynę, bo, według niego, "była wyrodną matką, nie umiała się nim zaopiekować i zapewne sama go udusiła żeby mężowi na złość zrobić." To były jego słowa. Nie dość, że dziewczyna się załamała (na góra 3 dni, później widziałam jak szalała pijana na wiejskiej zabawie), to jeszcze dostała od niego takie baty, że oparła się o szpital. Oczywiście "spadła ze schodów", których w domu nie mieli. Z kolejnym dzieciakiem też od niego uciekała, ale zawsze wracała, gdy przywoził jej kwiaty i przepraszał za swoje zachowanie. Obiecywał poprawę i znów to samo. I tak to się ciągnie, a ona nadal z nim jest. A kiedy zaproponowały jej koleżanki rozwód to się wielce oburzyła, jakby kazały jej otruć własnego męża.
Ja rozumiem, że miłość może być ślepa (czasami nawet bezwonna xD Kiedyś wam to wytłumaczę xD), że kobietom ciężko jest się wyplątać z niektórych związków, ale bez przesady! Kiedy w grę wchodzi taka patologia to trzeba zwiewać gdzie pieprz rośnie. Jakoś nie wyobrażam sobie takiego życia, choćbym nie wiem jak była zakochana w gościu. A wy?
Uh... na ciężkie tematy weszłyśmy
Brutalnie mówiąc zakochane baby głupieją strasznie (niezakochane czasem też ) i mówię to świadomie szkalując własną płeć. Po prostu znam różne ekstremalne przypadki ale ani jednego gdzie facet dał by się aż tak poniżać jak kobieta. Ba, w kwestii masochizmu związkowego to mężczyźni nam do pięt nie dorastają.
Miałam kiedyś koleżankę, która związała się z typem, który lał ją tak, że poroniła. Kilka razy przez niego lądowała w szpitalu. Jak odszedł (chwilowo) do innej, to usiłowała się zabić. W końcu poznała innego, naprawdę wartościowego faceta. I co? Pojawił się ten pierwszy, przeprosił, obiecał, że nie będzie więcej i poleciała za nim jak stała nawet się nie oglądając. Nie mam pojęcia co z nią się teraz dzieje, szczerze mówiąc moja cierpliwość się skończyła. Kiedyś godzinami z nią siedziałam próbując jej pomóc. Ale nie da się pomóc komuś kto tego nie chce, a ja nie jestem matka Teresa żeby życie dla innych poświęcać (mówiłam że jestem egoistyczna). Co ciekawe po za tym zidioceniem ewidentnym na tle faceta koleżanka była bardzo trzeźwo myślącą i poukładaną osobą. Szkoda że w tym przypadku mózg zawodził....

W nocy nie mogłam spać i w ramach zabijania czasu gawędziłam sobie z taką daleką znajomą na gg. I powiem wam, że mnie rozwaliła jej opinia:

Rozmowa była o prezentach (tak ogólnie, ale przy okazji mikołajkowych) i się pochwaliłam tym co dostałam. Dowiedziałam się, że skoro przyjmuję takie drogie prezenty od własnego męża to (uwaga) nie kocham go, tylko jestem z nim dla kasy. Wyszło mi, że po za np pudełkiem czekoladek nie mogę nic od męża przyjmować żebym nie była posądzana o materializm. Tłumaczę jej, że jestem z moim mężem z czystej miłości, prezentów nie wymuszam, ani nie wyłudzam, nie mówię mu, że np "szlaban na seks jak nie dostanę...". To jego wolna wola, że mi coś kupuje i mnie rozpieszcza straszliwie. Tłumaczę też, że jak się poznaliśmy to był prawie bez grosza przy duszy i nasze początki jako pary były ciężkie pod względem materialnym. Nieraz dokarmianie przez rodziców nas ratowało przed śmiercią głodową . Potem los się odwrócił i możemy sobie pozwolić na spełnianie różnych zachcianek. Z argumentów znajomej wyszło mi, że w chwili kiedy mój mąż zaczął nieźle zarabiać powinnam od niego odejść, bo teraz to jestem jego utrzymanką, żeby nie powiedzieć dziwką, która oddaje się za wygodne życie....

Nasuwa mi się tylko jeden komentarz:


Czyli wniosek z tego taki, że kobiety niczego od mężczyzn nie powinny oczekiwać, a za każdy prezent robić awantury i krzyczeć "nie jestem dziwką, której usługi kupisz prezencikami!" Serio, poorane to jest. Ale skoro ja mogę myśleć, że faceci zwykle kupują coś swoim paniom, kiedy nabroją i chcą załagodzić sytuacje, to twoja znajoma może sobie mówić, że przyjmowanie tych podarunków jest zapłatą za usługi xD
Hm... Ciekawe myślenie...
Czytając te komentarze będę z krzyżykiem (i krzykiem ) uciekać od każdego faceta, który się do mnie uśmiechnie

No dobra... Czosnkiem też na wszelki w niego rzucę
A gdyby był nadpobudliwy do napoję walerianą...

A teraz serio... Nie rozumiem tego. Jak można myśleć tylko o czekoladkach?!?
Neit, a ma ci ta koleżanka męża? Albo chłopaka chociaż? Bo mi tutaj pachnie czystą zawiścią...
No, co nie zmienia faktu, że jeżeli chciała Cię wprawić w stan jakiejś niepewności czy obniżać Ci samoocenę, to sobie wyjątkowo głupie argumenty znalazła

Co do zakochanych kobiet... Faktycznie, potrafią robić idiotyzmy, ale dla mnie facet, który Cię uderzy, to już nie jest twój Andrzej, Janek czy tam inny Michał, a zwyczajna bestia, od której trzeba się trzymać jak najdalej, bo nie panuje nad swoim zachowaniem, ot co.
Koleżanka ma męża dłużej niż ja. Kto wie, może on to skąpiradło straszne i ona sobie w ten sposób to tłumaczy? Najlepiej mi się podobał komentarz mojej kumpeli której o całej sytuacji opowiedziałam "No to przynajmniej tanio dupy nie sprzedałaś". W sumie strasznie mi się śmiać chce z całej sytuacji. Ja tam wiem, że jestem z mężem z miłości a reszta niech na bambus spada
A własnie jeśli już przy kasie jesteśmy to się "pochwalę" co moja szwagierka (najmłodsza siostra mojego męża, która ma faceta i 2 dziecko w drodze) wymyśliła. Mianowicie stwierdziła, że mój mąż jak był kawalerem to jej zawsze jakąś kasę dał, co nasze małżeństwo skutecznie ukróciło. I ona bardzo żałuje że to się zmieniło, bo teraz mój mąż lepiej zarabia i pewnie by jej dawał tyle kasy żeby nie musiała pracować. Nawet mu zaproponowała żeby się rozwiódł. Wychodzi na to, że w pasożytowaniu to ja jej do pięt nie sięgam To tak głupie, że nawet nie mam siły się obrazić. Jak to dobrze, że mój mąż nie ma zamiaru mnie porzucać, widocznie moje sępienie jest bardziej dla niego opłacalne

Jest kilka takich rzeczy które by dla mnie wykluczały związek z konkretnym osobnikiem. Chociażby zdrada, przemoc, czy nawet wyzywanie. Znam kobiety które chyba wszystko są w stanie wybaczyć, może dlatego, że się boją samotności? Cholera wie. Szczerze, jak na niektórych "aparatów" patrzę to wolałabym być sama do końca życia. Dla mnie jednym z hitów jest taka jedna, której mąż sprowadził sobie do domu (żony się nie pozbył) 16 letnią panienkę i jeszcze zrobił jej dziecko. Babka z nim została, bo też w ciąży była. Normalnie harem
Anooooo, to pewnie jej mąż należy do takich, którzy potrafią i od wielkiego święta nic kobiecie nie sprawić A frustracja narasta...

Borze zieloniutki, 16-latkę? Takiego to ja jeszcze nie słyszałam... Jak nisko można upaść, żeby tylko nie zostać samotną matką.
Ostatnio na Polskim pisaliśmy życiorysy... No i Kacperek oddał (oczywiście zmyślone, jako ludzie starsi pisaliśmy) i polonista sprawdza, sprawdza i zaczyna się śmiać ( jak w marnym żarcie...)
I co Kacperka, że est bardzo pracowity... A później o co mu chodziło... Kacperek napisał, że ma 16dzieci...

I wszyscy ryknęliśmy śmiechem...
Z drugiej strony to żałosne...
To chyba będzie odpowiedni wątek...

Klasa maturalna. Część pisze zaległy sprawdzian, a reszta jakiej wypracowanko, żeby piszącym nie przeszkadzać. Koniec lekcji, większość już oddała sprawdziany. Patrzę, a jeden gość (swoja drogą bardzo przyzwoity no i w ogóle zdaje mature z hiszpańskiego) ma centralnie na ławce obok kartki komórkę, a na niej... zdjęcie sprawdzianu dziewczyny, która dostała 4+....

To już było parę godzin temu, a ja dalej nie wiem, czy jestem bardziej wściekła czy rozczarowana jego zachowaniem...
Hm... To ciekawe... I przyznam, też bym się nie spodziewała
Zwróciłaś uwagę chociaż?
No ba!
Ze sprawdzianu ma ocenę ndst, uwagę za "korzystanie z telefonu na lekcji" (to ogólnie niezgodne z regulaminem - rozmawiałam z jego wychowawczynia i ustaliłyśmy, że ogólnie nie będziemy robić jakiejś większej afery, ale jakieś konsekwencje muszą być). Złożyłysmy to na karb jakiegoś przypływu totalnej głupoty. Niestety, w życiu, szczególnie "dorosłym", za głupotę się płaci.
Wydaje mi sie jednak, że wyrzuty sumienia są dla niego najgorszą karą.
A u mnie w klasie nie dość, że idioci to jeszcze tchórze...

Na ostatniej religii któryś z chłopaków rzucił śnieżką nad tablicę. Ja, siedząc mniej czy tam więcej na środku zauważyłam dopiero po chwili (zresztą, razem z katechetką ) czyli musiał to być któryś z chłopaków siedzących z tyłu (dziewczyny nie, bo były stosunkowo blisko, zresztą 25/33 osoby to chłopacy... ).
Pedagog jak przyszła to nikt się nie przyznał... Czyli tchórze...
A wczoraj weszła do nas na Polski i wstawiła każdemu -7pkt za ukrywanie sprawcy (nadal nie wiem, kto to... )bo ona się w detektywa bawić nie będzie...
Czyli, nic nie rozrabiając i nie rozmawiaąc mam już -12pkt... Za zachowanie klasy...
Jak tak dalej pódzie to stanę się konfidentem (kablem lub wtyczką) i się dowiem, kto to zrobił... A niech ma za swoje :
Odnośnie rzeczy przechodzących ludzkie pojęcie, na I miejsce zasługuje zachowanie mojej koleżanki: wyobraźcie sobie, że dziewczyna znalazła faceta idealnego, wyśnionego królewicza z bajki..i zamiast wznosić losowi ołtarze za takie szczęście, cieszyć się życiem i produkować własny happy end, miesza go z błotem, obraża gościa, zachowuje się jak rozpieszczona 5latka!! No który facet by zniósł coś takiego: ukrywanie związku przed rodzicami, znajomymi i całym światem, spełnianie najdrobniejszych zachcianek, całodobowe czatowanie pod telefonem, bo a nóż widelec jaśnie pani wymyśli coś nowego, on do niej przyjeżdża z drugiego końca Polski, a ona czasami nawet nie chce się z nim widzieć, no i koleś nie może mieć swoich problemów (bo wg koleżanki staje się monotematyczny), a spróbowałby 1000000 raz nie zapewnić jej, że pięknie wygląda w nowej sukience i... To cholernie niesprawiedliwe, że tacy wspaniali faceci trafiają się patologicznym dziewczynom, które kompletnie nie potrafią tego docenić! (tak mnie coś wzięło na refleksje o życiu) A w ogóle, odbiegając od tematu zarejestrowałam się na forum dopiero dzisiaj, mimo że przeglądam je już od dłuższego czasu. Muszę, ale to koniecznie muszę wam to powiedzieć: jesteście świetne!!!
TheTosterMaster ja ci dobrze radzę, galopem leć do Łowiska się przywitać, bo ci zaraz szefostwo łeb urwie za brak przywitania.

Ta twoja koleżanka to prawie jak ja Też się nikt nie może nadziwić że taki fajny facet jak Mój Połówek jest z taką wiedźmą jak ja Strasznie mu ludzie współczują, że z taką cholerą wytrzymuje i nie mogą pojąć jakim cudem on mnie kocha No ale ja go przynajmniej doceniam i nie wypieram się go ani nie spławiam
Co do poziomu waszej wiedźmowatości to nawet nie ma porównania:D Twój Połówek to szczęściarz (wcale się nie podlizuję; naprawdę tak uważam) Omg, o co się rozchodzi z tym "Łowiskiem"?
Na samej górze jest dział "Witajcie użyszkodnicy", a w nim temat "łowisko". Tam to wszyscy nowoprzybyli grzecznie się witają, jeśli chcą być poważnie i miło traktowani przez resztę użyszkodników.

Więc witać się, ale już!!
UFF.. jak ja się boję takich powitań! Co pewnie zabawne- nawet w necie:/
Dzięki, Coya:)
Witać może lubię
Ale, później tematów braknie
A następnie to tylko mnie zakleić (słowotoku dostaję )
(w oczekiwaniu słowotoku)
Chyba słowopisu...
Ale nie... Takowego nie posiadam...
Okej, offtopik się robi

Co do koleżanki- ja tam ją rozumiem Sama ostatnio miałam takie "szczęście" być obiektem szczerego zainteresowania faceta podobnież idealnego- inteligentny, przystojny, dojrzały. Wszystkie koleżanki wzdychały z zazdrością, a ja co? Ja, nie mając serca tak po prostu zerwać (dusiłam się, mimo że mnie nie ograniczał, czułam się źle- zupełnie bez podstaw, generalnie byłam zmęczona i miałam dość), od pewnego momentu byłam chłodna, oschła, nie chciałam nigdzie wychodzić, ze wszystkiego robiłam problem, liczyłam, że facet sam się domyśli, ale gdzie tam On cierpliwie znosił te moje humory i jeszcze jak się w końcu zebrałam na szczerą rozmowę, to przekonywał mnie, że damy radę, że on wcale nie jest na mnie zły, że nie wyjedzie na te studia do Anglii... A ja naprawdę nie potrafiłam, nie chciałam, nie byłam gotowa na taki związek. Po prostu... no po prostu nie. To nie jest normalne, ale nie będę się, cholera, unormalniać na siłę. Szczęście nade wszystko, a teraz czuję się dużo szczęśliwsza
Od tamtego czasu wodzi za mną wzrokiem zbitego psa, a koleżanki nie dają mi spokoju z komentarzami o tym, jaki to ja błąd popełniłam, i jaka ze mnie skończona idiotka... Przeszło to ich pojęcie widocznie

Muszę, ale to koniecznie muszę wam to powiedzieć: jesteście świetne!!!

To było czyste podlizywanie się ;D I udam, że moje ego nie zostało mile połechtane ;P

Wijara, wiesz... po części cię doskonale rozumiem. Miałam podobnie. Ogarnęłam naprawdę dobrego faceta: miły, uczynny, szanujący kobiety... Ale miał jedną, poważną wadę, której nikt inny za wadę nie uważał xD Nie kłócił się. Nawet troszeczkę! Wszystko brał na spokojnie, łagodnie... Szlag mnie trafiał. A jak grzecznie się z nim rozstałam, to znajomi stwierdzili, że najwyższy czas zawinąć mnie w biały kaftan i oddać gdzieś do psychiatryka xD To też przechodzi ludzkie pojęcie, prawda? Znaczy to, że odstawia się na bok porządnych facetów, chociaż w duszy marzy się o takich. Hmm.. Przestałam samą siebie rozumieć xD

Nie kłócił się. Nawet troszeczkę! Wszystko brał na spokojnie, łagodnie...

Też nie lubię takich ludzi
A kłócić się lubię... Choćby dla rozrywki (wiem... to wredne... )

Ale miał jedną, poważną wadę, której nikt inny za wadę nie uważał xD Nie kłócił się. Nawet troszeczkę! Wszystko brał na spokojnie, łagodnie... Szlag mnie trafiał. A jak grzecznie się z nim rozstałam, to znajomi stwierdzili, że najwyższy czas zawinąć mnie w biały kaftan i oddać gdzieś do psychiatryka xD

No no no! Mój też był spokojny i... wręcz potulny Śmiali się wspólny znajomi, że pantofel, bo jak ja sobie zażyczyłam, żeby nie palił, to paczka wyglądowała od razu w koszu, tak na dobry przykład Ze wszystkim się ze mną zgadzał, a jak nie zgadzał, to mówił tylko: "nie będę się kłócić, rób jak chcesz". Ale to była strasznie, ale to strasznie wkurzające po pewnym czasie- że zawsze był zapatrzony we mnie, nigdy się nie obrażał, i generalnie chociaż usilnie próbowałam kilka razy wywołać kłótnię, żeby się cokolwiek w tym związku zadziało niecukierowego, to gdzie tam, skądże!
Poza tym- w ogóle każdej by się to co robił spodobało, tylko nie mnie Bo generalnie wolał się spotkać ze mną niż z kumplami, strasznie się angażował, chciał spędzać ze mną 99% procent wolnego czasu wliczając przerwy w szkole... A ja jestem typem żywiołowego, rozlatanego wolnego strzelca i po prostu taki tryb spędzania czasu mnie nudzi- mam swoje wielkie pasje, swoich przyjaciół- nie mogłam tak
Mój mąż się ze mną nie kłóci. W ciągu kilku lat małżeństwa nigdy nie podniósł na mnie głosu. I za to też go kocham. Ja się kłócę z całą resztą świata, ciągła walka normalnie. Ale w domu chce mieć kogoś, kto wysłucha, przytuli, pogłaszcze po główce, zaparzy herbatki i mnie będzie rozpieszczał Nie ma to nic wspólnego z pantoflarstwem mojego męża, bo na pewno żaden z niego "pantofel" On w przeciwieństwie do mnie lubi rozwiązywać konflikty, a nie "drzeć ryja" albo rzucać się z pazurami (co akurat ja lubię, chociaż ostatnio zmieniłam metodę na "patrzenie z góry" i podejście "nie jesteście mi godni stóp całować"- co ciekawe o wiele bardziej wkurza ludzi niż kłótnia ). I spróbujcie mojego męża namówić na coś co uważa że może mi zaszkodzić (np naukę walki mieczem- mam surowy zakaz bo mój mąż twierdzi że sobie głowę utnę...) itp. Fajnie mieć przy boku taką "oazę spokoju" zwłaszcza jak człowiek sam za tornado mógłby robić
W sumie Neit jest trochę racji w tym, co mówisz. Jeśli ktoś z natury jest wybuchowy (jak ja xD) to powinien mieć przy sobie taką osobę, która potrafiłaby ukoić swojego partnera. Ale z drugiej strony... Ja czasami potrzebuję walki. Nawet jeśli miałabym się kłócić o naprawdę banalną rzecz. Zwykle szukałam zaczepki u swojego partnera, podpuszczałam go, żeby tylko wyraził swoje zdanie w gniewie, a nie pochylał główkę i przyznawał mi rację, nawet wtedy, gdy próbowałabym mu wmówić, że Ziemia jest płaska. W dodatku lubię, kiedy facet subtelnie okazuje zazdrość. Nie mówię o jakiejś wielkiej awanturze przy ludziach czy rękoczynach, ale zadowalam się typowo terytorialnym zachowaniem mężczyzn. Jak na przykład chwilowe przytrzymywanie ramienia, groźne spojrzenia ... Czasem takie rzeczy działają lepiej niż afrodyzjaki.
Mój mąż mi nie ustępuje jak nie chce Czasem to owszem, specjalnie mówi "nie" żeby się potem zgodzić jak mu jęczę (dobrze o tym wiem ) On na prawdę ma swoje zdanie i jest w tym nieugięty jak skała. Po prostu nie ma tak jak ja w zwyczaju wyrażania tego głośno i dobitnie. Po za tym jest uparty jak osioł Co do kłótni to mi się nawet nie chce z nim kłócić. Do niego to ja się wolę przytulać Drzeć to ja się mogę na innych Mało to odpowiednich obiektów? Wystarczy drzwi domu otworzyć

Zazdrosny i "terytorialny" tez jest W dodatku nie mogę sobie siedzieć w innym pokoju niż on, bo zaraz się czepia, że nie siedzę obok niego A spróbowałabym nie dać się trzymać za rękę na spacerze itp. Dopiero by się nafoszył Faceci są jak dzieci normalnie
Ojj, Neit, gorzej niż dzieci! Dziecku to jeszcze niektóre rzeczy da się wytłumaczyć ;P
Napiszę to po raz setny chyba, ale cholernie Ci zazdroszczę takiego faceta.
Aduu nie tylko ty

Tylko ja na swojego księcia jeszcze TROCHĘ poczekam...
A od potencjalnych kandydatów pewnie ucieknę z krzyżykiem
Nie znoszę, kiedy facet okazuje zazdrość Mój wspomniany były potrafił mieć mi za złe to, że przytulałam się do długoletniego chłopaka mojej kuzynki (który traktuje mnie jak młodszą siostrę). Dla wyjaśnienia- chłopak ów należał, razem z kuzynką, do jego paczki, i generalnie byli dobrymi kolegami, no i wiedział, jakie konszachty w tej rodzinie panują- że ja z kuzynką jestem dość blisko i że jej facet jest dla mnie jak rodzina. Musiałam mu chyba przez pół godziny tłumaczyć, że chłopak jest dla mnie całkowicie aseksualny, jak brat
Ja ma kilku męskich przyjaciół, generalnie męskie towarzystwo bardzo lubię (czysto koleżeńsko) i nie znosłabym żadnego łapania za ramię czy innego "zaznaczania terytorium" (a były takie akcje, i doprowadzały mnie do czystej furii- co ja, kurna, jestem, zaklepana?).

Ale faktycznie Ci się dobrze Neit trafiło
Hehe, rozważam klonowanie mojego męża i sprzedawanie klonów za ciężka kasę Mam wśród koleżanek kilka chętnych

Nie no, zazdrość do pewnego stopnia jest jak najbardziej zdrowa i pożądana w związku i u mnie to raczej coś takiego jest. Gorzej jak człowiek trafi na typa, co to przez niego nie może nawet z koleżankami pogadać (a miałam takiego). Ja tez mam wielu przyjaciół facetów i mój mąż nie ma z tym problemów, czasem coś w żartach sobie wypominamy ale to tylko tak na śmiesznie. Gorzej jak bym się z nimi spotykała za jego plecami czy coś. A oznaczona jakby nie było jestem, w końcu obrączkę na palcu noszę I wiecie co mam czasem wrażenie że na niektórych panów to działa... wabiąco. Chyba niektórzy lubią mężatki.
No dopsz, ale to jest obrączka, a nie uczepiony Ciebie groźny facet, którego znasz od miesięcy kilku Taka obrączka to całkiem fajna rzecz po pewnym czasie...

Klonowanie? Jakby było go dziesięciu, to by Ci się już tak nie podobał
I ne byłby oryginalny
Ani niepowtarzalny
Byłby, bo wychowanie też ma znaczeni A gdzie taki klon drugą taką nieznośną zołzę jak ja znajdzie? Więc podstawowe cechy mojego męża (oczywiście jak najbardziej pożądane) taki klon będzie posiadał, a resztę to już sobie każda baba będzie musiała "dokształtować"
W takim razie wpisuję się od razu na listę oczekujących na klona xD
Może uda mi się go wychować, bym nie miała z nim problemów ;] Rodzeństwo jakoś sobie wychowałam (wchodzę do pokoju to popłoch jest xD) ;
To ja zamawiam
Tylko proszę "młodszy model"
Może być lat 16
Oj, zołz to Ci u nas na forum dostatek Męża masz prześwietnego, ale ja się nie piszę na klona- mi się jakiś oryginał należy (oczywiście nie Twojego lubego, bo koleżance się odbijać nie godzi jakiś inny oryginał...). Poza tym- nieco za stary dla mnie...
A jeżeli można spytać to ile lat liczy oryginał?
Wiecie, tak czytam, czytam i zaczęła mnie przerażać własna próżnia. Żeby to o klona się prosić (co z tego, że oryginał jest niesamowity ^^) zamiast się zmobilizować i ruszyć na łowy? To lenistwo jest koszmarne xD
Oryginał jest ode mnie starszy dwa lata i nie oddam go za żadne skarby świata Dobrze się trzyma, dbam o niego, karmię dobrze, ciągam na trening więc zakonserwowany i wieku po nim nie widać

Ale słusznie, klony mogłyby być w różnym wieku co by dopasować do klientki

Aduu nie leniwa jesteś tylko energooszczędna, tak jak ja
Chociaż....
Co ja wam będę wmawiać, lenistwo to moje hobby
Nie jestem leniwa, mam tylko upośledzenie systemu motywacji- ot co A dobry oryginał to już mam upatrzony, ale wypadałoby go zamknąć w jakiejś ciemnej piwnicy na kilka lat, bo jak taki dobry, to by się chciało do grobowej deski, a obawiam się, że jak teraz zapoluję, to nijak 60-70 lat ze sobą nie wytrzymamy
Oswajaj pomału, przekonuj, że bez ciebie to nie przeżyje. Przyzwyczai się i nie będzie uciekał
Delikwent w Ameryce siedzi, wybył na studia i raczej prędzej niż za 4 lata nie wróci, także ciężko z tym przekonywaniem
O rzesz... to na prawdę ciężkie zadanie przed tobą xD
A ja leniwa jestem I to koszmarnie. Ostatnio nawet nie widzę sensu w tym, by się ubrać po wyjściu z łóżka, a już o ogarnięciu się by wyjść do ludzi to nie ma mowy! Na szczęście, znajomych tutaj nie ma, więc nie muszę się o nic martwić. Leniuchuję ile wlezie, chyba, że rodzicielka mnie do łopaty zagoni i każe podjazd odśnieżać xD

Delikwent w Ameryce siedzi, wybył na studia i raczej prędzej niż za 4 lata nie wróci, także ciężko z tym przekonywaniem
A internet itp od czego? Wab przez skype i inne takie
Ja na początku mojego związku musiałam na 3 miesiące za granicę wyjechać i jakoś mi to w upolowaniu męża nie przeszkodziło
To żeś mnie zainspirowała... Będę próbować, a co, urok osobisty się ma, nieprzeciętną inteligencję też, więc w czem dzjeło?
Dobrze kombinujesz Raz dwa przyleci stęskniony i rzuci się w niecnych celach na jednostkę tak wybitną i pożądaną jak ty
No, ja myślę! A jak się ładnie zakręcę, to i konika na prezent zaręczynowy kupi Patrzcie no, jakie to wszystko proste
No widzisz, prosto, łatwo i przyjemnie, a tyle ludzi niepotrzebnie kombinuje i się martwi
Neit - Wielka Skarbnica Mądrości

Sądzę, że wy dwie, powinnyście jakiś leksykon dla kobiet napisać. Taki, żeby baby za dużo nie kombinowały, a działały xD
Niby można, zawsze by się jakąś kasę zarobiło. Ale czy warto takie mądrości każdemu sprzedawać? Jeszcze konkurencja wzrośnie
Łojeja! Gdzie tam nam konkurencja, oryginał jest jeden, nie? Jako oryginały nie damy się podrobić, zresztą, kto za nami nadąży...
Konkurencja konkurencją, ale pomyśl ile babeczek byście uszczęśliwiły! Coś dobrego dla społeczeństwa zrobić by się przydało, a pomoc okazana samicom, to także pomoc samcom
Niedobra jestem strasznie bo mi jakoś na uszczęśliwianiu kobiet nie zależy Ale kto wie co przyszłość przyniesie Może sobie jakąś sektę założymy, co? Myślę, że odnalazłabym się w roli guru
Jeśli ty będziesz naszym guru to ja do sekty chętnie należeć będę O ile przejdę pomyślnie próbę inicjacji... xD
*zaciera ręce z uciechy* Ależ bym miała pole do popisu z wymyślaniem obrządku inicjacji
Ja się piszę na egzemplarz waszych sentencji;0 Wzdychanie do książkowych bohaterów jest całkiem przyjemne, ale facet z krwi i kości wcale by nie zaszkodził. *ślinka po pas i obłęd w oczach; ratuj się kto może*
Przyjmiecie mnie do sekty?
Myślę, że to się da załatwić Oczywiście jak przejdziesz inicjację, którą starannie obmyślimy Ale pewnie sobie poradzisz
Jasne:) Idę się rodzicielce, szanownej kobiecie z patelnią, pochwalić; *Mamo, zapisuję się do sekty^^*
sekta?!?
Ja też, ja też... !

Od dawna miałam porzucić kościół...
Tylko jak skończę bierzmowanie (za 1,5 roku) to dołączę
Skoro chcesz się wypisać z kościoła, to po kiego grzyba czekasz do bierzmowania? Ja ani komunii, ani bierzmowania nie miałam, i się jakoś nie czuję wykluczona społecznie...

Ale dobra sekta nie jest zła
Jakby się moja babcia dowiedziała... To by na zawał padła... :wow:
Chodzę, bo... kiedyś może się przydać
Nie, Żelko, nie może Tzn. jeżeli nie wierzysz, to nie ma sensu. Ślub kościelny brać będziesz mogła nawet nie należąc do kościoła (wg prawa polskiego ślub bierze się w świątymi wyznania jednego z narzeczonych, tzn. jeśeli Twój miły będzie katolikiem, to nie ma problemu), albo ewentualnie bierzmowanie można zrobić na krótko przed ślubem- jak dasz księdzu w łapę, to nawet i bez nauk
A ja "bedę pogłębiać/ rozpoczynać swą wiarę"

A w łapę dawać nie będę - i tak dużo z tac mają
Naszemu proboszczowi to tylko skóry brakuje, bo furę i komórę już ma. I do tego jest zapalonym hazardzistą. Także zgadzam się, że w łapę dostawać nie powinni.
Ale Wijara ma rację, bez sensu robisz to bierzmowanie.. Ja tam swoje olałam szerokim sikiem; nie mam nic wspólnego z kościołem i nie chcę mieć, a nie zamierzam udawać dla rodziny i sąsiadów.. chociaż w mej rodzinie podejście do takich spraw jest raczej luźne; komunię mam, chrzest jest, siostrę raz do roku się wyśle na święcenie jajek, nadgorliwi/ fani kolęd pójdą na pasterkę i tyle
A mnie już ksiądz lubi

Bo zna już dwie takie Moniki
Bo to jest tak, że z jedną (o 4 lata starszą ) dziewczyną poznałyśmy się u koleżanki
Mamy takie same imiona i nazwiska i jeszcze mieszkamy po dwóch stronach tego samego liceum
I nawet chodzimy do tego samego budynku szkolnego
Z tym, że ja 2 gim, a ona 3 lic...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies