ďťż
cranberies
Postanowiłam poskakać z Scary. Kobyłka technikę miała, jedyny problem stanowiło niedopracowanie zmian nóg. Postanowiłam, że tym właśnie się dziś zajmiemy. Razem z Filipem przygotowałam sobie parę drągów i przeszkód na hali, po czym poszłam po siwkę, która stała sobie na padoku. Patrzyła na mnie z radością i pełnią zapału. Czułam od niej pozytywne masy energii, które sama też niejako wytwarzałam ;p Poczłapałyśmy do stajni, gdzie szybko (oczywiście z pomocą Filipa) wyczyściłam i osiodłałam moją folblutkę i marsz na halę. Scarletka szła chętnie do przodu, pozostając jednak grzecznie na równi ze mną. Na miejscu podciągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i lekko wskoczyłam na grzbiet miśki.
-No mała, dziś będzie raczej lekko dla ciała, ciężej dla umysłu ale znając twój geniusz szybko damy radę - Powiedziałam przytulając szczupłą, ale umięśnioną szyję kobyłki i ruszając stępem na rzuconej wodzy. Po paru okrążeniach zamknęłam oczy i wsłuchałam się w otoczenie. Panowała cisza, słyszałam tylko miarowy, spokojny oddech Scarlet, jej miękkie, ciche stąpanie i sporadyczne skrzypnięcie sprzętu czy szczęknięcie wędzidła wskutek jego przeżuwania przez siwkę. Czasem otwierałam oczy, by dosiadem skierować kroki folblutki w jakąś inną stronę, po czym znów je zamykałam i odbierałam kolejną cudowną chwilę wszystkimi innymi zmysłami. Po 10 minutach, gdy już zabawa przestała być taka ciekawa a czas powoli nakładał na mnie swoją presję tradycyjnie zatrzymałam się przy stojaku, zdjęłam derkę, sprawdziłam popręg i po chwili pracy w stępie ruszyłam kłusem. Scary była dziś do przodu, ale raczej w pozytywnym sensie. Nie szarpała się, chociaż czułam, że gdyby mogła to już by sobie pogalopowała hen hen przed siebie. Nie uciekała od ręki, szła pozbierana do kupy, od zadu, z coraz lżejszym przodem Pracowałyśmy na dużych i małych kołach, robiłam z nią różne wygięcia, przejścia, zmiany ram w tym dużo dodań i skróceń, by chociaż trochę spuścić energię z siwej przed galopem i skokami jednocześnie uprzytomnić jej czym jej pełnia zgrania i współpraca. Poszło gładko, Scarletka była bardzo grzeczna i nie sprawiała żadnych problemów. Po 15 minutach pracy zaczęły się drągi. Najpierw zupełnie na płasko, potem podwyższone z jednej strony, w końcu cavaletti. Bardzo ucieszył mnie fakt, że miśka stara się i podnosi nogi na tyle, na ile może, byleby nie puknąć belki. Czułam jak pracuje grzbietem, ile siebie w to wkłada. Lubiłam jej chęć do pracy, była niezwykle starannym koniem, dokładna w skoku, delikatna, raczej usłuchana. Potem zaczęłam robić przejścia przed i po drążkach, co pomogło siwej skupić się na pracy i przyspieszyć reakcje na pomoce. W końcu poczułam, że jesteśmy rozgrzane na tyle, by galopować. Usiadłam w siodło i w narożniku delikatnym sygnałem bioder i łydek wepchnęłam siwkę w nawet spokojny, równy galop. Najpierw parę okrążeń w prawo, potem w lewo, następnie parę kół w obie strony, trochę mocniejszy galop w półsiadzie i potem w pełnym siadzie parę dodań, skróceń i jesteśmy rozgrzane. Scarlet fajnie pracowała, nie walczyła, była wyjątkowo posłuszna jak na swój charakterek Nim jednak zajmiemy się głównym celem treningu musimy się z lekka rozskakać. Po chwili odpoczynku w stępie zagalopowałam przez kłus i pojeździłam trochę 3 drążki w rozstawie na jedną fulę. Potem przejeżdżałam przez jednego drąga wykonując nad nim lotne. Nad tym miałyśmy już okazję popracować, schody zaczynały się przy skokach, sama nie wiem dlaczego. Po wykonaniu serii zmian nóg przeszłam do kłusa i naprowadziłam siwuskę na kopertę 60 cm. Zamknęłam ją w pomocach, przez co mimo szczerych chęci nie udało jej się wyrwać w przód i zrobić naskok 2 m wcześniej, ale naburmuszona złośliwa bestia zaprezentowała mi jak skacze ze stój. Po tym pierwszym skoku szło łatwiej, Scarlet po trzeciej próbie wyciągnięcia się spod kontroli odpuściła i fajnie pokonywała przeszkódkę. Zagalopowałam więc i to samo. Pozostawałam na kole spokojnie kicając sobie przez krzyżaczka. Siwa rozluźniła się, spuściła z pary, więc przy którymś najeździe wyprostowałam ją, lekko wygięłam na prawo i przy skoku przełożyłam łydki. Hop, lądowanie z krzyżowaniem. Szybka poprawka na prawą nogę, koło bez skoku, zmiana strony i powtarzamy. Najazd, przestawienie ustawienia i pomocy, hop i galop na prawo. Pochwaliłam siwuskę za zmianę nogi i najeżdżamy, zmiana na lewą. Wykonana. Pochwała. Znów zmiana na prawo, potem na lewo, następny skok bez zmiany, potem ze zmianą, bez zmiany, do stępa. Scary potrafiła wykonać tą prostą zmianę nad krzyżakiem, więc Filip zrobił nam z niego stacjonatę 80 cm. Po chwili odpoczynku zagalopowałam i spokojnym tempem najechałam na przeszkodę. Przypilnowałam kobyłkę i podprowadziłam blisko przeszkody, dzięki czemu oddała ładny, spokojny skok. Dwa podejścia miałyśmy bez zmiany nogi, tak dla poznania wysokości. Potem jednak w momencie odbicia się siwej od ziemi przełożyłam pomoce, ciężar ciała na prawo i hop, lądujemy na prawo. Pochwała, kolejny najazd i teraz na lewo. Zmieniła. No to jeszcze raz, bez tak wyrazistych sygnałów. Ładna zmiana w skoku, potem bez zmiany, zmiana na lewo, zmiana na prawo przy jeszcze delikatniejszych sygnałach. Zadowolona z chwilowej współpracy poprosiłam Filipa o ustawienie 90 cm. Najechałam po razie ze zmianą, po razie bez zmiany na stronę i stacjonata sięga już 100 cm. Zagalopowałam na prawo, najechałam i pyk, lądowanie na lewo, ale jedziemy prosto, dopiero po chwili zakręcamy. Najazd z lewego, pyk zmiana na prawy, chwila prosto, potem zawijamy. Scarletka spisywała się super. Załapała o co chodzi, skakała chętnie, lekko, nie pukała drągów. Postanowiłam przejechać sobie parkur z 3 przeszkód o wysokości 100 cm. Dałam folblutce ochłonąć następnie zagalopowałam w lewo. Zrobiłam okrążenie galopem i nakierowałam siwą na nienaruszoną dziś stacjonatę 100 cm. Ładny, bardzo dobry technicznie skok, po nim galop z lewej nogi i ciasny zakręt na oksera 100 x 100. Najazd z mocniejszym impulsem i hop, jesteśmy za przeszkodą, galopujemy z prawej nogi i robimy duży najazd na stacjonatę. W końcu hop i jedziemy na lewo znów stacjonatę. Po niej na prawo na oksera i na lewo na drugą stacjonatę. Scarlet skupiona płynnie skakała, zmieniała nogi, wykonywała wszelkie polecenia. Zadowolona poklepałam ją i po chwili galopu na luźnej wodzy przeszłam do kłusa, a po 5 minutach kłusa do stępa. Podjechałam do stojaka, założyłam siwusce derkę i rozstępowałam w 10 minut. Po tym czasie zeskoczyłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i zaprowadziłam klacz do stajni. Tam zdjęłam jej wszystko, założyłam inną derkę, schłodziłam nogi i odstawiłam do boksu, gdzie miśkę obdarowałam nie tylko pieszczotami, ale też i jabłkiem, które specjalnie czekało na udany koniec treningu W końcu zostawiłam folblutkę samą, w zamkniętym na zasuwę boksie i ruszyłam dalej. dnia Czw 17:16, 22 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |