ďťż
cranberies
Wczoraj na Insidzie nie jeździłam z powodu Moona i braku czasu niestety. Dziś postanowiłam nadrobić zaległości i ustawić mu tor na P. Dwie stacjonatki 110 i okser 111. Zadowolona dołożyłam jeszcze stacjonatę 100 oraz krzyżak 50 i poszłam do siodlarni. Wyjęłam siodło oraz ogłowie i zestaw szczotek. Otworzyłam boks ogierka i się wślizgnęłam. Przywitał mnie radosnym rżeniem. Cmoknęłam go w pyszczek i zaczęłam czyszczenie kuniska. Stał spokojnie oddychając. Skończyłam. Włożyłam na niego siodło i ogłowie i poszliśmy na halę. Tam wsiadłam i podciągnęłam popręg. Ruszył żywym stępem. Postanowiłam mu dać trochę impulsu z łydki i zmienić kierunek. I zrobiliśmy to! Wee! Ogier ładnie się podstawił i parsknął. Odstawiłam łydki i dałam mu trochę luzu by zaraz potem się zatrzymać i cofnąć 2 kroki. Zrobiłam półparadę, no dobra coś co przypominało półparadę i dałam sygnał do cofania. Buany na początku nic nie rozumiał, ale potem cofnął się nieśmiało raz, dwa, trzy kroki. zadziałałam łydką i poszliśmy w przód. Poklepałam go po szyi. Potem ruszyliśmy na ścianie kłusem. Skręciłam nim na serpentynę. Zdecydowałam że musi dać sobie upust złości i wzięłam wodze na kontakt i przez parę minut jechałam przy ścianie po śladzie. Po paru minutach jechał już spokojniej. Z uśmiechem stwierdziłam ze może już jechać półwolte i zmienić kierunek. Odpowiednie ustawienie łydek sprawiło, że ogier jechał półwolte z prawidłowym ustawieniem. Ja usiadłam w siodle na 4 kroki. Potem zrobiłam półsiad i wzięłam najazd na 50. Ogier bezproblemowo skoczył znudzony. Na zakręcie zagalopowałam. Koń bryknął i zagalopował. Najechałam na 100. Inside z lekką niepewnością jechał na przeszkodę, ale łydka zdementowała wszelkie obawy. Zrobiłam ostry zakręt i długa prosta nam posłużyła jako najazd na 110. Galopem spokojnie, analizując skoczył wybijając się w powietrze. Po przeszkodzie machnął zadowolony ogonem i zarżał. Nowe wyzwania mu sprawiały radość. Lecz okser 111 wzbudził trochę lęku. Skoczył lecz strącił drugi drąg oksera. Poklepałam go i galopem wjechaliśmy na ścianę z powrotem. Galopem jechaliśmy okrążenie i przeszłam do kłusa. Zrobiliśmy półwoltę i zagalopowaliśmy z dobrej nogi. Nie chciałam go już męczyć skokami i jechaliśmy jedno okrążenie galopem i zwolniłam nim do kłusa. W kłusie mu dałam trochę wodzy by mógł się rozciągnąć na koniec i przeszliśmy w stęp. Zeszłam z niego i na hali rozsiodłałam. Puściłąm go luzem by sobie odsapnął. Z uśmiechem patrzałam na mojego 13-latka jak bryka sobie wesoło. Niedługo minie jego rok w Rysualu. Wzięłam go na uwiąz i zostawiając na hali sprzęt, odstawiłam bułanego do boksu.
|