ďťż

09.09.2011 Paniczne początki w crosssie

cranberies
Podeszłam do Moona i pogłaskąłam. Dziś nasz sprawdzian crossowy czyli część pierwsza. Wyczyściłam go delikatnie dociskając szczotkę sunącą zdecydowanie po srebrnej sierści. Cmoknęłam konia w chrapy i założyłam ogłowie oraz czaprak. Wszystko do prania. O jeny. Dmuchnęłam w czaprak i założyłam ochraniacze które zmieniałam 2 razy. Nie byłam chyba skoncentrowana na koniu. Wzięłam za wodze, otworzyłam boks i wyszliśmy.
Zaczęłam kombinować trasę. Malutki żywopłocik, sterta gałęzi i rów. Na początek starczy. Wsiadłam na konia i wyregulowałam sobie strzemiona. O matko. To wszystko było odskocznią od kłopotów. Mój wymyślony świat. Moje trzy kochane wymyślone koniei zarazem przyjaciele... Ścisnęłam łydki zebrałam wodze, wzięłam dwa wdechy i ruszyliśmy stępem. Będę musiała wybudowac jakieś porządne przeszkody. Pilnowałam by koń nie odbijał od bandy ale po paru minutach monotonii odbiłam od ogrodzenia i nakierowałam konia na zmianę kierunku. W ochraniaczach koń czuł się okej aczkolwiek były na niego chyba trochę za małe. Wybrałam jeszcze chyba zły czaprak. Łezka nie pasowała. Ogólnie nie było mu do pyszczka w niebiweskim. Ja go widzę w żółtym no ale nie skupiajmy się teraz na tym. Nakierowałam na woltę. Cały czas się szarpał ze mną. Niedobrze. Musimy poćwiczyć wolty. Zakłusowaliśmy i tutaj koń delikatnie schyliłłeb i postawił uszyska. Dobrze. Tak jest. Ja oczywiście anglezowąłam jakzeżby inaczej. Ogier był grzeczny i spoglądął na przeszkody. A nuż będzie musiał je skakać? Usiadłam w siodło i nakierowałam na przekątną by zmienić kierunek. Mocno ścisnęłam łydki by jechał kłusem. Zaczęłam anglezować i nakierowałam na woltę. Szarpał się mniej lecz nadal. Odchyliłam się do tyłu i ścisnęłam łydki. Koniu, do stępa. Nie chce się zatrzymać żmija jedna. Szarpnęłam za wodze co ogier odebrał jako „stój”. Następnie ścisnęłam łydki do stępa. O i teraz świetnie. Robiło się ciemno więc przeszłam do kłusa a potem odpowiednia sekwencja ruchów spowodowała galop. Najpierw siedziałam w siodle lecz gdy tylko Moona nakierowałam na stosik gałęzi przeszłam do półsiadu. Skoczył ładnie ale czuć w tym było niezdecydowanie. Najechaliśmy na zywopłocik. Zachamował tuż przed. Nie. On nie skoczy. Odjechałam od przeszkody i próbowałam znów zagalopować lecz gdy tylko widział że jedziemy na żywopłot to wyłamywał. Ciekawe co mu jest. Skręciłam więc na rów. Ogier w panice przebiegł i na końcu strzelił zadem. W rezultacie wyleciałam do tyłu i wpadłam do wody.. W pobliżu nie było nikogo więc cała mokra musiałam złapać szalejącego Księżyca. Złapałam wodze i zasłoniłam mu oczy. Zatrzymał się nagle lecz ciągle miał ogromne chrapy. Głaskałam go i gdy się w miarę uspokoił wsiadłam. Mięśnie mu drżały. Nie nie. Już robimy końcowy stęp tylko chwilka kłisa o który grzecznie poprosiłam. Wystarczyło dosłownie pół minuty i do stępa. Dałam mu totalnie luźną wodzę i najechałam na woltę. Ja tylko chciałam skręcić koń się cofał. Zeszłam z niego i wzięłam wodze w rękę. Szłam przed nim i sprawdzałam co go tak przeraziło. No niby nic nie ma. No trudno. Resztę stępowania odbyliśmy w reku i wyszliśmy z padoku.
W stajni pogłaskałam konia i rozsiodłałam. Przetarłam jeszcze słomą i poklepałam. Wyszłam zamykając boks.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies