ďťż
cranberies
Weszłam do stajni. Było pusto - konie na padoku wygrzewały tyłeczki. Naszykowałam sobie sprzęt - siodło skokowe, ochraniacze, ogłowie, oraz szczotki. Wzięłam uwiąz i poszłam na padoki. Klacz jak tylko mnie zobaczyła ruszyła galopem, przegalopowała brykając przez padoki i zatrzymała się tuż koło mnie.
-Witaj Księżniczko - zwróciłam się do klaczy. - dzisiaj będziemy robić to co tygryski lubią najbardziej! No, prawie, bo nie jedziemy na cross, tylko poskaczemy na ujeżdżalni. Tak, tak, zgadłaś. Jeździmy dzisiaj z Kati. - idąc w stronę stajni mówiłam do klaczy. W stajni zajęłam się czyszczeniem. Futro miałam wszędzie - w nosie, uszach, oczach, buzi, pod koszulką.... Ale w końcu udało mi się doprowadzić klacz do stanu 'czysta'. Zajęło mi to koło 20 minut... Założyłam ochraniacze, następnie bardzo starannie osiodłałam klacz. Nasze siodło kupiłam trochę ciut przyszerokie i używalam futra pod nie, aczkolwiek Sepia tak pracuje, że czas je zmienić na rzecz cienkiego żelu! Poleciałam do siodlarni, schowałam mattesa i wyciągnęłam żel. Skończyłam siodłać klacz i założyłam ogłowie. Ostatnio zmieniłyśmy nachrapnik z meksykańskiego na hanowerski i kobyla go uwielbia! Założyłam oficerki, wzięłam kask, założyłam ostrogi krótkie i skierowałam się na ujeżdżalnie. Tam wsiadłam ze schodków, podciągnęłam popręg, poprawiłam się w siodle i dałam sygnał do stępa. Klacz ruszyła aktywnym krokiem. Wyjęłam telefon i wybrałam numer naszej skokowej trenerki Kati. -Hej, ja już siedzę na koniu i stępuje. - powiedziałam. -Okeej, to ja zaraz już wyjeżdżam, dzisiaj coś innego spróbujemy - stepuj koło 30-40 minut, łącznie z ustępowaniami, łopatkami, trawersami, renwersami, przejściami, cofaniem. Będę za jakieś 30 minut. -Ok. Stępowałam na luźnej wodzy około 10 minut. Bardzo aktywnie, do przodu, wywijając wolty, półwolty, zmiany kierunku i wszystko co możliwe. Po tych 10 minutach zebrałam wodze i klacz weszła na kontakt. Zaczęłyśmy od zrobieniu tego wszystkiego na kontakcie, następnie dodałam łopatki, oraz ustępowania, a po kilku mintuach trawersy i renwersy. Klacz robiła wszystko bardzo aktywnie i do przodu. Dodałam zatrzymania i cofania. Klacz była świetnie. Bardzo dobrze szła zadem, aż czułam to w biodrach, reagowała na wszystko natychmiastowo, przy bardzo delikatnych pomocach. Próbowała się troszkę na ręku uwalić, ale tak zdrowo, nie na chama, tylko potrzebowała dobrego, solidnego kontaktu. -Ok, widzę, że wykonałaś moje polecenie - usłyszałam głos Kati. - teraz zagalopuj, przejdź do pół siadu i zrób po 2 okrążenia galopu na obie strony, z przejściem do stępa. Wykonałam polecenie Kati. Klacz momentalnie rozluźniła plecy i szyję. Klacz galopowała od zadu, pod górkę. Kati w tym czasie ustawiała mi przeszkody. Zaczęła od szeregu na skok wyskok - drąg, krzyżak, taki dość wysoki, stacjonata 100cm, a na końcu doubblebar 120 wysoki, oraz koło 100 szeroki. Tripplebar 120x120, rów z wodą szerooki, płaski, stacjonata 120, okser 120x100, oraz na rozgrzewką skok wyskok: drąg, krzyżak, stacjonata 80, deublebar 80x80. Gdy klacz się wygalopowała przeszłam do pełnego siadu, klacz jeszcze bardziej przysiadła na zadzie. Kati kazała mi przejechać przez te niskie skoki wyskoki - klacz bez mrugnięcia okiem przeleciała przez przeszkody, trenerka bardzo nas pochwaliła - ja nie zostałam, ani nie wyszłam przed konia, klacz przejechała bardzo rytmicznie. Kati pokazała nam jak mamy przejechać przez parkur, galop na prawo, stacjonata, lądowanie na lewo, szereg, lądowanie na lewo, rów, w prawo, tripelek, w lewo, kawałek galopu, znów szereg, tym razem lądowanie w prawo i okser. Zagalopowałam w prawo, klacz weszła na rękę, zrobiłam woltę. Lekko dodałam, bo jednak trochę stoi. Najechałam na środek stacjonaty, zamknęłam łydki, ręka w jednym miejscu, czułam jak Gniada ciągnie do przeszkody, wzrok za przeszkodą. 1, 2, 3, 1, 2, 3 i hop. Kobyła pociągnęła mocno, zabrałam się dobrze z nią, chwila zachwytu lotem, szybka myśl - lądujemy w lewo. Przygotowałam się i ładnie w kolano wylądowałam. Rozejrzałam się, szereg. Trzeba dobrze wjechać, bo inaczej będzie trąba. wewnętrzna łydka, zewnętrzna wodza, dojeżdżam w pełnym siadzie. Łydki zamknięte i drąg, krzyżak, stacjonata i doublebar. Klacz pięknie to pokonała. Lądowanie na lewo, dojeżdżam do rowu. Czuję, że klacz przestaje ciągnąć. Domykam mocniej łydki, cmokam. Czuję, że będzie wyłamanie. I miałam dobre przeczucie. Kobyła zaparkowała przed rowem - nigdy tego nie robiła... Zagalopowałam, zrobiłam woltę. Trzymam bardzo mocno w łydkach, jade biodrem i dosiadem. Na odskoku cmokam, przeleciałyśmy. Jedziemy w prawo. Kobyła wylądowała na lewo, zrobiłam lotną i najechałam na trippla.Tu obyło się bez problemów. Jedziemy w lewo, dodałam, żeby nadgonić czas, znów szereg. Wjechałam w niego trochę za szybko, aczkolwiek kobyła nas wyratowała. W prawo i okser. Tu było idealnie. Kati pochwaliła nas, powiedziała, że odmowa na rowie to kwestia obskakania - klacz dzisiaj pierwszy raz skakała tego tupu rów - zawsze był to wąski pod przeszkodą, a tu szeroki, bez przeszkody w górze. Pogalopowałam chwile na luźnej wodzy, pokłusowałam i dłuuugo stępowałam. Kati zebrała się do domu, bo śpieszyła się na treningi u siebie w stajni. Zeskoczyłam, popuściłam popręg i podreptałyśmy do stajni. Tam zdjęłam z klaczy sprzęt, założyłam kantar i puściłam na padok, a sama sprzątnęłam bałagan jaki zrobiłam. |