ďťż

Potęga skoku

cranberies
No, czas zobaczyć, co mała potrafi Ostatnio jest w tak świetnej formie, że moje obawy o jej ewentualne urazy praktycznie zniknęły. Około godziny 10, kiedy było już całkiem jasno, sprowadziłam kuckę z padoku i zostawiłam w boksie na chwilę, by przynieść sprzęt. Kiedy wróciłam od razu zabrałam się za czyszczenie i siodłanie, które nie zajęło mi nawet 15 minut. Gotowe, ubrane wystarczająco ciepło na dzisiejszy typowo listopadowy już dzionek pomaszerowałyśmy na halę, gdzie stały ustawione już przeszkody - rozprężeniowa stacjonatka i okser oraz doublebarre wstępnie mierzący metra, a mający sięgać no... ile damy radę

Gdy wsiadłam na Gracjuchę ta grzecznie poczekała na mój sygnał, następnie ruszyła żwawym, obszernym stępem po śladzie. Dałam jej luźne wodze, jedynie za pomocą dosiadu zmieniałam kierunek co jakiś czas. Tak upłynęło nam 10 minut, po których podciągnęłam popręg i stęp na kontakcie, jednak bez nadmiernego ustawiania. Po prostu już zaczynamy pracować. Chwilka w takim stępie, składamy się do kupy i kłus. Długa wodza, koń wypuszczony delikatnie w dół i aktywnie do przodu. Kręciłyśmy się robiąc duże koła, ósemki, po paru minutach przejścia, a po 15 minutach pracy i jednej dłuższej odsapce stępa włączyłam w to parę dodań, skróceń, postawiłam klaczkę już kompletnie na pomoce i czas na galop. Pojedyncze zagalopowania na jedną, drugą stronę i stęp. Odsapnęłyśmy, ja sprawdziłam popręg i wracamy do galopu. Teraz już konkrety, zbieramy się, galop aktywny, "pod górkę" i koła. Większe, mniejsze, przeplatane sporadycznymi lotnymi i w obu kierunkach. Nie chcąc marnować zanadto energii klaczki po chwili przeszłam do skoków przez stacjonatkę.
Na początek 50 cm. Aktywny galop, trochę pobudziłam Grację przed najazdem dodając w galopie i jedziemy. Wpierw z lewej nogi, wszystko pasowało, rozliczone do przodu, skok ładny, lekki, okrągły. Lądujemy na prawo i z prawego. Długi najazd, dalej aktywna jazda bez majzlowania w pysku i hopsa. Lądujemy na lewo i z krótkiego najazdu. Bez problemu. Zatrzymałam Grację, zsiadłam, podniosłam przeszkodę do 80 cm, wsiadłam, zagalopowałam na prawo i jedziemy. Ładny najazd na wprost, aktywnie do przodu, ale bez rozjeżdżania, z daleka widziałam, że pasuje więc tylko czekałam, aż siwa zacznie się odbijać. Skoczyła niczym piłeczka, okrąglutko i szybko, miękko lądując potem na prawą nogę. No to z krótkiego najazdu. Wyraźniej zadziałałam prawą łydką w zakręcie i voila! Jeden skok z lewego, podniesienie do metra, jeden skok z prawego i jedziemy na oksera, mierzącego sobie 100x100 cm. Gracja rozbudzona ciągnęła do przeszkody, dając się jednak prowadzić i nie kombinując zanadto. Równo galopując dojeżdżałam do przeszkody z lewej i z prawej nogi, a po czterech udanych skokach zarządziłam przerwę przed najważniejszym punktem programu - rozpoczęciem potęgi.
Siwka była dobrze rozgrzana, skakała lekko, nie bała się oddawać pełnych skoków, składała nogi i nieraz nawet poprawiała zadem. Kiedy odetchnęłyśmy i przy okazji Filip, który miał mi pomagać w końcu dotarł na halę, przyszła pora na prawdziwe skoki
Na początek doublebarre mierzył sobie 80/100. Najechałam bez ciśnienia, dokładnie kalkulując odskok i pewnie prowadząc kuckę. Odbiła się bez chwili wahania, złożyła podwozie i oddała ładny, okrągły skok. Miękko lądujemy na lewą nogę, a Filip w międzyczasie od razu podnosi oba człony przeszkody o 10 cm. Dogalopowałyśmy w odpowiednim momencie i tym razem już bardziej pilnowałam klaczki. Aktywniejsza jazda, koń wyraźnie podniesiony, czujny. Odskok wypadł poprawnie, przeszkoda pokonana na czysto. 110 cm już raz skakałyśmy, więc mnie to nie zaskoczyło. Filip podniósł oba człony o 5 cm. Równa, aktywna jazda, najazd prosty, koń zamknięty w pomocach i okrągły, ale nie stłamszony, otwarty. Siwka odbiła się mocno i poszła wyraźnie do góry przy skoku, pokonując przeszkodę z dużym zapasem i miękko lądując za nią. No to 5 cm wyżej, drugi drąg wisi już na wysokości 120 cm. Wzmocniłam galop, narzucając siwej naprawdę porządne tempo, jednak nie rozjeżdżając. Po prostu dałam jej możliwość odbijania się z większą siłą. Siwa widząc wysoką już przeszkodę jedną fulę się lekko zawahała, po czym naparła na wędzidło i nieco pociągnęła mnie do przeszkody, wybijając się jednak na tyle mocno, by nie tknąć drągów. Poklepałam ją po skoku, mimo iż był tu akt samowolki, i 125 cm. Co tu dużo mówić... bez pudła Gracja wybijała się z taką mocą, że momentami już planowałam łapać się grzywy, coby nie zlecieć albo nie zaburzyć jej równowagi. Chwila odsapki, przed nami 130. Dobra, odetchnęłyśmy, to jedziemy dalej. Mocny, okrągły, szybki galop, dobry punkt odskoku i leeeciiiimyyy. Filip aż się za głowę złapał widząc, jak mała potrafi sadzić. Ja byłam mniej zdziwiona, nieraz na treningach już się popisała Twarde lądowanie, jednak wyszłyśmy z tego całe i stęp. Przeszkoda rośnie do 135 cm. Zagalopowanie i jedziemy. Zanadto rozpuściłam siwą i zrzutka. Złoty koń, że nie odmówiła skoku. Chwila na ogarnięcie się i poprawiamy. Dużo bardziej się pilnowałam, adrenalina dała o sobie znać i znowu nauka latania. Czułam, jak klaczka daje z siebie wszystko i skacze grubo ponad minimalny próg do pokonania tej przeszkody na czysto. Przy lądowaniu odchyliłam się mocno do tyłu, przypilnowałam, by klacz nie poleciała na głowę i stęp. No to co? 140! Zagalopowanie i jazda. Tu już kucka zaczynała się cykać. Zacmokałam dodając jej odwagi i próbujemy skoczyć. Chwyciłam się grzywy i analizując każdą milisekundę pilnowałam, by nic nie schrzanić. Siwka lekko musnęła drąga, ale nie zrzuciła go. Po wylądowaniu wyklepałam go i 145, a co. Jedziemy. Od zakrętu jechałam mocno w łydkach, trzymając klacz na kontakcie i nie dając się rozjechać czy zawahać. Na odskoku mocno dopchnęłam łydką z dokładną palcata na łopatce i poczułam, jak kucka z ogromną siłą wybija się, szybuje nad przeszkodą, następnie zaczyna lądować. Odchyliłam się mocno do tyłu i udało nam się wylądować w jednym kawałku. Drąg leżał nietknięty na wysokości 145 cm. Po dłuższej namowie z Filipem postanowiłam spróbować 150 cm, jednak nie liczyłam na zbyt wiele. Kiedy chłopak dał znak zagalopowałam i jedziemy. Poczułam kłucie w żołądku, na takim knypku 150 wydawało się gigantyczne. Trzymałam siwkę zamkniętą między łydką a ręką, strach schowałam do kieszeni i w zwolnionym tempie poczułam jak mała się odbija, zrobiłam półsiad, trzymając się grzywy. Czułam każdy jej mięsień, ogromną siłę, jaka się w nich drzemie, energię, która się wytworzyła, usłyszałam lekki szmer kopyt po drągu i analizując każdy ułamek sekundy wylądowałyśmy na ziemi. Puściłam wodze i odgalopowując obejrzałam się za siebie. Drąg... leżał na miejscu. W tym momencie oburącz zaczęłam klepać zgrzaną już szyjkę klaczy nie wierząc, jak daleko zaszłyśmy, nie znając się przecież całe życie, a ledwie parę lat, i to wcale nie tych najlepszych.
Rozkłusowałam i bardzo dokładnie rozstępowałam Grację, zsiadając gdy tylko Filip przyszedł z derką, popuszczając kompletnie popręg i łaziłam z nią w ręku, klepiąc co chwila i z podziwem patrząc na to, jak dużą przeszkodę pokonał taki mały knypek.

W końcu wróciłyśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam ją i zabrałam na myjkę. Długo schładzałam jej nogi, przy okazji dając jej czas ochłonąć pod przykrywką polarówki. W końcu wróciłyśmy do boksu, przebrałam w cieplejszą derkę, obdarowałam masą marchewek i zostawiłam, ruszając dalej, musiałam jeszcze zająć się Lithium przecież
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies