ďťż
cranberies
Postanowiłam poświęcić trochę czasu na naukę trawersów. Oczywiście zrobiłam parę przerywników, byśmy się nie zatrawersowały i nie zadresażowały, ale był to główny punkt naszej pracy w ciągu ostatnich dni.
Dzień 1 - 16.02: Etiudę przygotowałam jak zwykle. Wyczyściłam, osiodłałam, rozprężyłam w trzech chodach, doskonaląc przy okazji inne chody boczne takie jak ustępowania i łopatki. Gniada była chętna do współpracy, skupiona i otwarta na nowe wyzwania. Po rozgalopowaniu przeszłam do stępa i jadąc na długiej ścianie wygięłam ją delikatnie do wewnątrz, a prawą łydką zepchnęłam z niewielką pomocą bacika zad do środka. Parę kroczków i spokój. Poklepałam klacz, rozluźniłam trochę w kłusie i znów stęp, znów to samo polecenie. Parę kroczków, pochwała i chwila luzu. Jeszcze jedno podejście. Zrobiłyśmy parę kroków z zadem do wewnątrz, nie tracąc tak bardzo impulsu i wystarczy. Chwilka luzu, jakiś kłus, żucie z ręki, przejście, oderwanie myśli od trawesu i znów stęp, ale w drugą stronę. Cofnęłam lewą łydkę i z pomocą bacika "odepchnęłam" zad od ściany. Etiuda poderwała łepetynkę, ale nie zareagowałam na to. Dalej wałkowałam swoje i po 5 nieśmiałych krokach odpuściłam. Poklepałam ją, zagalopowałam, zrobiłam sobie ze dwa koła i do stępa. Te same pomoce i dużo półparad wewnętrzną wodzą. Etiuda znów poderwała łepek, ale szybko odpuściła i wykonała parę dalej niepewnych kroczków. Pochwaliłam ją sowicie i znów chwila luzu. Ponawiamy ćwiczenie. Może być. Na dziś wystarczy męczenia biednego konia. Rozstępowałam i do stajni. Dzień 2 - 17.02: soon. |