ďťż
cranberies
Po pożegnaniu się z Insidem podeszłam do Noxa. Dziś trochę pracy naturalnej, Natalka odwołała przyjazd. W sumie wolałam popracować z nim naturalnie. Wzięłam lonżę z siodlarni i poszłam pod boks. Siodło odniosę później. A wyszoruję na hali. Wzięłam szczotki, zaczepiłam ogierowi uwiąz i żeśmy poszli na halę.
Noxle mimo lonży przy kantarze wbiegł przez otwarte drzwi. Zamknęłam je i od razu pobiegłam za koniem. Po chwili zreflektowałam się. Zacmokałam by przyszedł. Koń się napiął i spojrzał na mnie głupio. Zrobił jeden krok, drugi... -Dobra Gadzinka. Jeśli nie chcesz się zaplątać, to tu chodź. Jeszcze jeden kroczek, jeszcze chwilka... i znowu dał ode mnie dyla. Postanowiłam go trochę pogonić. Coś w rodzaju join-up. Tupnęłam nogą i puściłam się w bieg. Noxle dziko zarżał i też biegł, tyle że galopem. Skróciłam sobie drogę przez połowę hali i zaskoczyłam go od przodu. Rzucił łbem i nastawił do mnie swoje ucho. Lonża zaczęła się już trochę plątać mu pod nogami. Stanął. Skorzystałam z okazji i podeszłam do niego. Odpięłam mu lonżę. Znowu zaczął biec. Zignorowałam go – musiałam odłożyć lonżę. Prychnął niezadowolony. Pan ładny chce uwagi?? Będzie ją miał. Zobaczymy jak sobie radzi z chodzeniem bokiem luzem. Podeszłam do niego. Myliłam się, że będzie łatwo. Ogier ode mnie odbiegł. No co za świnia! Wzięłam lonżę z ławki i strzeliłam w jego kierunku. Strzelił barana i prychnął. Co za dzika bestia. Zaczął kłusować wokół hali. Migiem pojawiły się trzy oznaki porozumienia. Konik się z panią bawi! Odwróciłam się do niego tyłem udając foch. Już milion razy tak miałam i wtedy konie się zbiegały i „pocieszały na swój sposób”. Noxle zarżał. „eeEEEeej! Tak ja się nie bawię!” I podszedł do mnie i położył mi na barku pysk. No już dobrze. Rzuciłam lonżę w kąt. Obym ja potem znalazła... Nacisnęłam Noxla delikatnie na łopatce. Podniósł kopyto...ale postawił w tym samym miejscu. Dałam mu mocniejszy sygnał. Przestawił się ociupinkę. Przeszłam do zadu. Tutaj się skapnął od razu i przestawił. Poklepałam go po szyi. Jeszcze dwa razy go przestawiałam i pobiegłam. Koń biegł ze mną. Stanęłam i stanął. Pogłaskałam go i szepnęłam mu do ucha: „Jesteś głupi ale jesteś kochany”. Psiknął i też się przytulił. Pogłaskałam go jeszcze raz z westchnieniem i zaprowadziłam go do stajni, tym razem bez lonży. Zamknęłam boks i poszłam papa. |