ďťż
cranberies
Weszłam do Inferno po tylu miesiącach nieobecności. Konie się obudziły dawno temu, był wieczór. Inside wstał z podłogi i się otrzepał. Nie wyglądały źle. Postanowiłam wziąć Bułanego na teren. Wzięłam stare szczotki i zaczęłam z niego sczesywać stary brud. Grzywę trzeba niestety przyciąć. Ale za to jak równo! Lśniący Inside połaził trochę po boksie, podczas gdy ja odkurzałam mu siodło i uzdę. Wzięłam to wszystko w łapki i poszłam do konia. Prychnął mi prosto w twarz. Otarłam się chusteczką i podrapałam go po chrapach. Założyłam mu sprzęt i poszliśmy na dwór.
Pooprowadzałam go trochę w ręku. Wszystko wyglądało tak jak przed wyjazdem. Wsiadłam i dałam sygnał do stępa. Inside ociężale ruszył do przodu. Ruszyliśmy w stronę małego jeziorka. Koń łaził jakby na stracenie. Przyłożyłam mu łydki, ale to nic nie dało. Taki sflaczały trup. Weszliśmy do lasu. Ogier podniósł głowę i rozszerzał chrapy. Podobało mu się tutaj. Machał ogonem intensywnie. Teraz był zadowolony. Szedł szybciej. Zauważyłam na nim jakąś gzę. Pacnęłam ją, Inside oberwał w szyję co go przeraziło. Podkłusował trochę, gdy go uspokoiłam. Na horyzoncie było jeziorko. Stępem spokojnie weszliśmy na brzeg. Pobrodziliśmy trochę w płyciźnie i pojechaliśmy dalej w las. Przyłożyłam łydkę do zakłusowania. Inside bryknął i poszedł odrobinę za szybko. Zwolniłam go, bez gwałtowności. Kłusował oglądając się na boki. Jechalismy sobie leśny szlakiem 10 minut gdy zobaczyliśmy otwarte pole. Inside oszalał. Przyłożyąłm mu łydki do galopu i POSZEDŁ! Pochyliłam się w siodle i wrzasnęłam z radości. Była trawa po pierś konia i po chwili Inside się zmęczył. Postanowiłam chwilkę wolnego galopu i przeszliśmy do kłusa. Inside szybko oddychał, ale był szczęśliwy. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Pochylił głowę i przeszedł do stępa. Nie ma tak dobrze. Ruszyłam go do kłusa, by nie pokazywać mu, że to on tu jest górą. Kłusował chwilkę i po pięciu minutach stęp. Skręciłam w dróżkę do stajni, ale Inside miał inne plany. Przyłożyłam mocno łydki i niezadowolony pojechał we wskazanym kierunku. Z pochylonym łbem jechaliśmy jakieś pół kilometra do domu. Gdy zobaczył pastwisko podniósł głowę i zobaczył stajnię. Z trudem go zatrzymałam do zsiadania. Wzięłam wodze w rękę i poklepałam go po szyi. Poszliśmy do stajni gdzie przemyąłm mu ubłocone kopyta. To był mój pierwszy trening od jakiegoś czasu. Odprowadziąłm go do stajni, gdzie wszystkie konie dostały ode mnie porcję jedzonka. Poklepałam dwa konie Skrzydełka i poszłam w swoim kierunku. |