ďťż
cranberies
Po wczorajszym szaleństwie postanowiłam dać kucykowi trochę luźniejszy dzień. Należało go jednak trochę ruszyć, bo zakwasy wcale nie są przyjemne. Idąc za radą Karuchny postanowiłam wziąć go na trening pokazowy. Wstałam bladym świtem i wynalazłam piękną, nieco zaniedbaną skórzaną prezenterkę w sam raz na niego wraz z linką, doprowadziłam ją do ładu i wygrzebałam bacik z doczepionym skrawkiem szeleszczącej folii. Tak obładowana poszłam do szetlanda. Stał sobie na padoku, nadzwyczajnie czysty, wyraźnie zmęczony wczorajszym terenem. Zacmokałam podchodząc do bramki. Podniósł łeb i rżąc swoim cieniutkim głosikiem przytruchtał lekko. Pogładziłam go po czółku i sprowadziłam do stajni. Uwiązałam luźno i dokładnie wyczyściłam, poprawiłam irokeza, który był już przydługi, to samo zrobiłam z ogonem (nie chciałam, by kucyk wyrywał sobie z niego włosy podczas wstawania), następnie zmieniłam kantar na prezenterkę, chwyciłam bacik i idziemy na pólhalę. Panował tam przyjemny chłód jako iż była osłonięta od słońca, ale nie było duszno, bo nie było ścian... no cóż. Ja i moja logika.
Postanowiłam rozpocząć od podstawy - podążania za prowadzącym. Tak jak do postawy zootechnicznej szybko dało się przejść, tak brak dopracowania podążania za człowiekiem był widoczny od razu. Prowadziłam kucyka energicznym stępem, z łbem na mojej wysokości, na lekko popuszczonej lince, by dać mu pełną swobodę ruchu. Połaziliśmy sobie w obu kierunkach, próbując dograć się podczas wykonywania zakrętów, aż postanowiłam ruszyć kłusem. Zaczęłam truchtać, ale ogierek tylko spojrzał na mnie zdziwiony. Popukałam go bacikiem po zadku i zacmokałam. Od razu ruszył. No to do stępa. Powtarzamy ćwiczenie. Ruszył na cmoknięcie. Znów do stępa i powtarzamy. Tym razem Titek zakłusował już na samo moje truchtanie. Poklepałam go, zatrzymałam i poczęstowałam cuksem. Ruszamy stępem, ruszamy kłusem. Płynne przejście gdy tylko zaczęłam truchtać. Do stępa. Przejścia w dół nie sprawiały chwilowo problemu, ku mojej uciesze. Zmieniłam kierunek i w drugą stronę. Shetty załapał o co chodzi i szybko, płynnie przechodził w kłus gdy tylko zaczynałam biec (nawet w miejscu). Pochwaliłam go i kłusując z nim w ręku starałam się znaleźć takie tempo, by pokazać go od jak najlepszej strony. Najlepsze okazało się dość szybkie tempo, w którym Shet bez spinania się mógł zaprezentować ogromną jak na swoją rasę swobodę ruchu i przykuwającą uwagę akcję nóg. Porobiłam parę przejść między bardzo dobrym stępem a bardzo dobrym kłusem, po czym trening postanowiłam zakończyć. Przećwiczyłam parę razy stawanie w pozycji zootechnicznej i wypuściłam łobuza na padok, gdzie przegoniłam z lekka galopem i dałam spokój. Wróciłam do stajni sama, z prezenterką i bacikiem, którym szybko odnalazłam miejsce w siodlarni. |