ďťż

Zimowy teren pod Filipem ze mną i Scarlet

cranberies
Śniegu napadało! Śniegu napadało! W końcu nie było buro, a biało. Tak bardzo pozytywnie nastrojona wstałam wcześnie rano, obudziłam Filipa i orzekłam, że jedziemy w zimowy teren. Pierwszy w tym roku i tej zimy. Lekko się zdziwił, ale nie protestował. Dostał polecenie zabrania Etiudy, która bądź co bądź była przyjemniejsza i bardziej pasująca do niego od Scarletki. Ubrałam się, zjadłam coś i poleciałam do koni. One też zdziwiły się moim ogromem energii, ale cóż. Tak to jest, jak ma się szaloną właścicielkę Wparowałam do siodlarni, złapałam co trzeba i poleciałam do Scarlet.
-Hej miśka -Powiedziałam wchodząc do siwki. Pogładziłam ją po szyi, podrapałam trochę, złapałam za ucho, pobawiłam się chwilę w końcu jednak ubrałam w ogłowie i wyprowadziłam na korytarz. Filip szedł do boksu Etiudy. Otworzyłam skrzynkę i ruszyłam z czyszczeniem. Oczywiście uprzednio zdjęłam z folblutki derkę. Migiem przeczesałam ją włosianką, w miejscach zlepek twardą szczotką, rozplątałam grzywę i ogon, w końcu poprosiłam o podanie prawego przodu. Siwuska podała go grzecznie, delikatnie i poczekała aż wyczyszczę. Tak samo poszło z resztą nóg. Poklepałam klacz, przytuliłam i złapałam ochraniacze, które nie szły z nami w teren tylko w wyjątkowych wypadkach. Kobyłka nie sprawiała problemów zarówno przy nich, jak i przy siodle i derce. mając gotowego konia opatuliłam się mocniej, odziałam czapkę, która ochroni moje zatoki i uszy przed śmiercią, bo było dziś naprawdę chłodno. Spojrzałam na Filipa. Kończył szykowanie Etiudy.
-Spotykamy się na hali, tam rozstępujemy konie i dopiero ruszamy, jasne?! - Krzyknęłam w jego stronę wychodząc z pobudzoną siwką. Szybko znalazłyśmy się tam, gdzie trzeba było. Podciągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i lekko wskoczyłam w siodło.

Ruszyłyśmy energicznym stępem na luźnej wodzy. Po niecałych 2 minutach dołączyli do nas Filip i Etiuda.
-Dlaczego wyciągasz mnie z rana na takie zimno kobieto? I to jeszcze na twoim szajbniętym koniu? - Zaczął jęczeć.
-A co? Wolisz wsiąść i potrenować resztę? - Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się na swój własny, wredny sposób. - Jeśli tak to Shetty powinien poskakać trochę, Holender też. Ewentualnie mieć coś ujeżdżeniowego staruszek... No i wtedy musiałbyś jeszcze porobić coś z Etiudą... - Zaczęłam wyliczać
-No dobra, dobra, wygrałaś. Ale nie licz na to, że Ci dziś pomogę! Będę odmarzał w domu. - Odparł.
-Jasne jasne, już to widzę, mięczaku - Zaśmiałam się i spojrzałam na zegarek. - Ruszamy.
Zdjęliśmy klaczom derki, podciągnęliśmy popręgi i jedziemy. Chwilowo ramię w ramię, szeroką, dobrze znaną nam drogą. Przejechaliśmy ok. 100 metrów stępem i na mój znak kłus. Scarlet ruszyła ochoczo do przodu, ale lekko się poślizgnęła i ostudziło to jej zapał. Filip dobrze radził sobie z Etiudą, więc u nich nie było takich atrakcji. Kłusowaliśmy równo, spokojnie, bo nieośnieżona droga wymagała dużej dozy ostrożności. Po 10 minutach dotarliśmy do naszej ścieżki. Zasypana śniegiem nie była już tak śliska, ale i tak przeszliśmy na chwilę do stępa i ustawiliśmy się w "zastęp". Pojechałam na prowadzącą. Scarlet pobudzona, energicznie szła do przodu z postawionymi uszętami i podniesioną głową. Wszystko było inne niż zwykle, najwyraźniej nie poznała naszej częstej trasy.
Po 5 minutach stępa zakłusowaliśmy. Klacze były pobudzone, ale grzeczne. Scarlet szła lekko, wysoko podnosząc nogi. Pierwsze śniegowe jazdy tej zimy, to nie ma się co dziwić Ścieżkę otoczył szereg iglastych drzew. Jak wiadomo, sosny czy świerki bądź inne iglaki to wredne drzewa, które zimą obrzucają ludzi kupami śniegu. Tak stało się i tym razem. Najpierw usłyszałam jakieś hałasy z tyłu i cichy syk "kurr..." ze strony Filipa. Obejrzałam się, a zarówno on, jak i mocno wystraszona Etiuda byli pokryci białym puchem prosto z kiwającej się nad nimi gałęzi. Zaśmiałam się i zatrzymałam, by nie prowokować różnych sytuacji. Chłopak ruszył Holsztynkę, którą wręcz wmurowało, jednak po paru krokach otrzepała się i było po krzyku.
Gdy podjechali ruszyliśmy kłusem ponownie. Wyjechaliśmy na niewielką polankę. Okrążyliśmy ją, by konie pokłusowały też w głębszym śniegu i popracowały trochę nogami, po czym wróciliśmy do lasu. Sprawdzamy popręgi i jedziemy dalej, zaraz zagalopujemy. Znów pojawiły się iglaki miotające śniegiem i tym razem niestety padło na mnie i Scarlet.
Usłyszałam "Jo uważaj!" po czym coś klapnęło na mnie oraz zad siwki. Folblutka wypruła do przodu wystraszona, podrzucając przy tym zadem, by pozbyć się napastnika. Zatrzymałyśmy się spory kawałek dalej, ale miśka i tak dreptała przerażona w miejscu. Zsiadłam i zaczęłam ją uspokajać, bo pojawiły się już drobne wspięcia. Strzepnęłam jej resztki puchu z grzbietu i oprowadziłam chwilę po małym kółku. I już w porządku.
-No proszę, jakie tu atrakcje mamy - Odparł Filip dogalopowując do nas. - Jesteś cała?
-Tak. Ona na szczęście też - Stwierdziłam wsiadając ponownie na folblutkę.
Ruszyliśmy stępem w dalszą drogę. Wykorzystałam ten leciutko pagórkowaty moment na ochłonięcie. W końcu jednak zakłusowaliśmy, a gdy i w tym chodzie wszystko było w porządku zagalopowaliśmy. Musiałam mocno trzymać Scarlet, bo była pobudzona do granic możliwości. Filip na Etiudzie galopował również energicznie, ale bez szarpaniny i pod kontrolą. Po paru minutach obie klacze się uspokoiły. Jechaliśmy sobie dość zawiłą, mocno zaśnieżoną dróżką, po jakiś 5 minutach przechodząc do kłusa. Niedługo miał być odcinek idealny na mocny galop, może nawet wyścigi. Obróciłam się do Filipa.
-Gonimy przez pole? Tylko tak dość spokojnie - Spytałam
-Możemy. Myślę, że przyda im się chwilę zaszaleć - Odpowiedział po raz kolejny wstrzymując podnieconą i prującą do przodu gniadą lokomotywę.
-No to teraz chwila galopu, od łąki jedziemy po bandzie! - Zawołałam i płynnie przeszłam w wyjątkowo spokojny jak na siwuskę galop. Poklepałam ją i popuściłam trochę wodzy, nie przechodząc jednak do półsiadu. To akurat byłaby zbyt jednoznaczna komenda. Po dwóch zakrętach pojawiła się łąka. Skróciłam wodze, przeszłam do półsiadu i ruszyłyśmy z kopyta.
Poczułam silne uderzenie wiatru w twarz, słyszałam już tylko jego głośny szum i przebijające się parskanie Scarlet. To była prędkość! Mimo iż miśka miała dużo większe możliwości wolałam ich nie wykorzystywać, bo śnieg to nie piach czy trawa, większe ryzyko wypadku. Popuściłam jej wodzy, a sama byłam już calutka w śniegu, który wzbijał się przy jej krokach. "Biedny Filip" pomyślałam. Łąka się kończyła, więc jeszcze chwilę pocisnęłyśmy do przodu i zwalniamy.
Obejrzałam się na Filipa. Był parę metrów dalej, cały w śniegu, czerwony od mrozu i wysiłku, a Etiuda zadowolona powoli hamowała niczym lokomotywa, po czym nagle stwierdziła, że pobryka. Parę baranków, parę razy z zadu, jakieś dziwne wymysły i w końcu chłopakowi udało się przejść do kłusa. Mi ze Scarletką poszło łatwiej, jednakowóż nie jest to takie tęgie, silne i rozbrykane.
Dogonili nas i zagalopowaliśmy. Klacze wybiegane były spokojniejsze, ale z drugiej strony pobudzone dalej by gnały przed siebie. Droga się rozszerzyła, a Filip zrównał ze mną.
-To bestia a nie koń! Ile można brykać?! - Powiedział wskazując na Holsztynkę.
-Filip. To koń, tylko, że rozbrykany i dość silny Wolałbyś tego wypłosza, co każdą prostą traktuje jak pretekst do wyścigowego galopu? - Spojrzałam na niego pytająco.
-No... nie. Ale dlaczego ty zawsze wybierasz jakieś szajbnięte konie, tego nie rozumiem. - Stwierdził, a oboje przeszliśmy już do kłusa.
-Bo takie są najfajniejsze I ten, Punio był normalny! - Odrzekłam i popuściłam siwej wodzy. Powoli zbliżaliśmy się do głównej drogi, która to prowadziła do stajni.
-I był twoim pierwszym koniem. - Dodał Filip nieco poirytowanym tonem.
-A Kolorowy? Chmura? Antarktyda? - Zaczęłam wyliczać.
-Antarktyda też miała niezłe odpały, nie zaprzeczysz. - Zaczął się wykłócać.
-Latający też jest całkiem normalny... - Powiedziałam
-Tylko przy skokach, które chodzi mu odwala, tak? - Zripostował.
-Jak Ci tak brakuje normalnego konia, to sobie kup - Odparłam krótko i przeszłam do stępa. najwyższa pora, bo do stajni niedaleko. W ciszy jechaliśmy na wybieganych klaczach do domu. Zajęło nam to 15 minut, bo trochę za wcześnie zwolniłam. Każdy ma prawo się pomylić. Bez słowa każdy zajął się sobą. Temat upodobań co do koni zawsze był tematem drażliwym.

Po zabraniu z hali derki i zrobieniu jeszcze 2 kółek wróciłam z siwą do stajni. Tam ją rozsiodłałam, dokładnie okryłam polarem i zabrałam na myjkę. Umyłam i zlałam jej nogi, następnie zabrałam na solarium, by się chwilę ponaświetlała i ogrzała. Wykorzystałam ten czas na odniesienie sprzętu, a potem na pomasowanie jej ponapinanych po spłoszeniu mięśni. Siwa odprężyła się, wyciszyła, a gdy odprowadziłam ją do boksu wtuliła we mnie niczym bezbronne dziecko. Pogładziłam ją trochę i poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
-Czego chcesz? - Powiedziałam obojętnie.
-Może raczej czego ty chcesz. Herbaty? Kawy? Kakao? - Powiedział Filip.
-Po 1 chcę, byś dał mi spokój, po 2 kakao nie ma, więc chcę herbatę. Dużo herbaty - Odparłam obojętnie. Powinnam nosić tabliczkę - nie drażnić - może gryźć. Podarowałam Scarlet dwie marchwie i zmieniłam jej derkę, po czym poszłam wypić herbatę i zabrać się za resztę paczki. Sprawdziłam stan Etiudy. Czuła się świetnie, nie wyglądała na zmęczoną, więc poprosiłam stajennego by za parę godzin wypuścił obie klacze na padok.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies