ďťż

Treningi z SC

cranberies
Spacer i jazda na oklep (by Destiny)

Nie pierwszy raz jechałam do tej stajni. Byłam tam już kiedyś potrenować z jakimś koniem. Tym razem jednak jechałam poznać swojego nowego wierzchowca. Kupiłam Grację od Cochise, bo nie chciałam, żeby kobyłka trafiła do Stajni Centralnej a po za tym od zawsze miałam słabość do walijków. Nie wiedziałam czego oczekiwać. Dziewczyna nie powiedziała mi o niej za wiele. Wiedziałam, że dzisiaj na razie się przywitam i może jakaś mała przejażdżka. Trening dopiero za kilka dni. Grację i Destiny łączyła maść i miłość do skoków. Weszłam do stajni i wzrokiem odszukałam kuca. Właśnie jadła paszę. Na jej widok aż się uśmiechnęłam. Była przecudna. Kiedy do niej podeszłam podniosła głowę i zarżała. Pogłaskałam ją i poczekałam aż zje. Najedzona kobyłka domagała się pieszczot. Zachowywała się jakby wyczuła, że jestem jej nową panią. Zabrałam uwiąz i wyprowadziłam ją z boksu. Prezentowała się wspaniale. Przywiązałam ją i chwyciłam wcześniej przyniesiony zestaw do pielęgnacji. Chwyciłam szczotkę i zaczęłam czyścić jej sierść. Stała bardzo grzecznie. Cierpliwie czekała aż skończę. Kiedy cała była już czysta, założyłam jej ogłowie i wyprowadziłam na zewnątrz. Na początek pospacerowałyśmy sobie po stadninie. Chciałam zobaczyć jak będzie się zachowywała na widok nowych rzeczy. Ona była cały czas spokojna, jakby nic nie mogło wyprowadzić jej z równowagi. Świetnie. O takiego kuca mi chodziło. Gdy ujrzała inne konie, podniosła uszy, ogon i zarżała radośnie. Zabrałam ją na halę. Dzisiaj chciałam trochę pojeździć na oklep, aby czuć dokładnie jak się porusza. Czy mocno wybija w kłusie i galopie? Budynek był pusty. Wskoczyłam na jej grzbiet i dałam jej łydkę. Natychmiast zareagowała. Dało się zauważyć, że jest świetnie wyszkolona. Nie miałam zbyt dużo czasu na jazdę, zamierzałam jeszcze wpaść do mojego drugiego skarba. Kucka świetnie kłusowała i galopowała. Potrafiła też kilka rzeczy z ujeżdżenia. Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej. Zapłaciłabym Cochise więcej z tego wspaniałego Walijka. Zastanawiało mnie czy ona jest dobra w crossie, bo jeśli tak to trenujemy do WKKW. Wyczyściłam ją znów i odstawiłam do boksu. Wsiadłam do auta i ruszyłam do WSR Ahora.


Skoki LL (by Destiny)
Postanowiłam cały dzionek poświęcić mojej siwce Gracji. Chciałam lepiej ją poznać, zaprzyjaźnić się, aby dobrze nam się razem wspólpracowało. Powiedziałam pracownikom stadniny, że dzisiaj nie muszą się nią interesować. Do stajni wpadłam z samego rana. Swe kroki od razu skierowałam do boksu siwki. Dałam jej śniadanie, które spałaszowała ze smakiem. Kiedy skończyła jeść, wyprowadziłam ją na pastwisko. Usiadłam sobie opierając się o pień jakiegoś drzewa i obserwałam walijkę. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest bardzo spokojna. Skubała trawę w towarzystwie dwóch swoich stajennych przyjaciółek, co chwilę się z nimi bawiąc. Po długim dniu, nadszedł czas na trening. Poszłam po uwiąz i sprowadziłam klacz z pastwiska. Przywiązałam ją i poszłam do siodlarni. Zabrałam rząd oraz zestaw do czyszczenia i przyniosłam do Gracji. Chwyciłam szczotkę i dokładnie przejeżdżałam nią po jej sierści. Wyginała się zadowolona. Kiedy skończyłam wszelkie zabiegi pielęgnacyjne kochanej kucki, chwyciłam ogłowie. Na jego widok skuliła uszy. Cochise wspominała, że ona go nie znosi. Już wcześniej się o tym przekonałam. Walijka nie chciała wziąć wędzidła. Szarpała się, gryzła, kopała i zaciskała zęby. Męczyłam się chyba z 20 minut, bo nie chciałam jej go siłą wpychać. Z siodłem poszło szybko, wcale jej nie przeszkadzało. Chwyciłam wodze i ruszyłam na parkur. Spojrzałam na przeszkody. Ich wysokość była idealnie dopasowana.
Na placu znajdowały się takie przeszkody jak stacjonaty 60,70 oraz 80 cm, okser 70 cm, piramida 80 cm i krzyżak 70cm. Świetnie. Kiedy wsiadłam Gracja od razu chciała galopować. Musiałam mocno ją hamować. Niechętnie stępowała. Aby ją trochę zmotywować, starałam się jak najbardziej urozmaicić jej tą jazdę. Robiłyśmy ósemki, półwolty, wolty i inne tego typu rzeczy. Gdy pokonałyśmy już kilkanaście okrążeń, postanowiłam trochę przyspieszyć. W kłusie strasznie szarpała łbem. A miała być takim idealnym koniem jak Destiny. Może to po prostu jeden gorszy dzień? Poprzyjeżdżałyśmy sobie trochę przez drążki dla zrelaksowania. Nie zabrakło też wolt i ósemek. Zastanawiałam się, czy jak dam jej skoczyć to się uspokoi. Popracowałyśmy jeszcze w kłusie, a potem zagalopowałyśmy. Po dwóch okrążeniach czas na jakieś małe skoki. Naprowadziłam ją więc na małego krzyżaczka. Skoczyła bardzo ładnie i do tego przestała wierzgać. Postawiła uszy i całkowicie skupiła się na moich komendach. Właśnie poznałam sposób na tego siwego kucysia. Pojeździłyśmy sobie tym chodem chwilę pomiędzy tymi wszystkimi przeszkodami. W końcu ku uciesze Gracji skręciłam na stacjonatę. Skoczyła bosko! Nogi przyciągnięte do siebie, baskil, ładne wybicie. Zawróciłam ją kolejny raz na krzyżaka, a zaraz potem znów na stacjonatę. Gracja radziła sobie perfekcyjnie. Naprowadzałam ją na kolejne przeszkody, stopniowo coraz wyższe. Nie zrzuciła nic. Raz zahaczyła tylnym kopytem, ale drąg nie spadł. Co chwilę robiłyśmy sobie przerwy na kilka ćwiczeń w kłusie i odpoczynek w stępiem. Dałam jej lekką łydeczkę i przeszła do galopu. Czyli teraz skaczemy już całkiem na poważnie. Pokazałam jej wszystkie przeszkody od nowa. Wychodziło jej o niebo lepiej. Taka magia galopu. Nie chciałam jej przemęczać i od razu podwyższać przeszkody do L. Poskakałyśmy jeszcze chwilę. Ściągnęłam wodze, poluźniłam je i pozwoliłam jej wyciągnąć szyję. Właśnie wyjechałyśmy na słońce. Kucka parsknęła radośnie. Stępowałyśmy tak długo, aż na ciele klaczy nie było już potu. Zsiadłam i zaprowadziłam ją do stajni. Wyczyściłam, odstawiłam do boksu i wyczyściłam rząd. Tego dnia dowiedziałam się o niej bardzo wiele.
Skoki LL (by Destiny)
Po południu zadzwonił telefon. Siwulka wróciła od wuja. Najszybciej jak mogłam udałam się do Gracji. Planowałam poskakać z nią LL-kę. Zaparkowałam auto i poszłam do stajni. Klacz ciekawsko wyglądała ponad drzwiami boksu. Na mój widok zarżała. Pogłaskałam ją i poszłam do siodlarni. Zabrałam jej zestaw do pielęgnacji i rząd. Szybko byłam już spowrotem. Zapięłam jej uwiąz, wyprowadziłam z boksu i przywiązałam. Dokładnie wyszczotkowałam całą sierść, wyczesałam grzywę i ogon oraz wyczyściłam kopyta. Szybko przygotowałam do treningu. Kiedy była już gotowa ruszyłyśmy na parkur. Widząc, że przeszkody są ustawione o wiele za wysoko, przywiązałam klacz i wzięłam się za ich zniżanie. Ustawiłam:
Stacjonaty 50 cm, 45cm i 80 cm
Krzyżaka 40 cm, 65cm
Oksera 60 cm, 75 cm
Tripple Bara 55 cm
Piramidę 70 cm
Drągi na ziemi
Cavaletti

Gdy tylko skończyłam, jak najszybciej udałam się do kucki. Dosiadłam jej i dałam łydkę. Ruszyłyśmy wolnym stępem wzdłuż płotu. Szłyśmy tak dość długo. Skręciłam klacz i przejechałyśmy sobie przez drążki. Siwa wykonywała świetnie wszystkie polecenia. Odkąd weszłyśmy na parkur minęło prawie pół godziny. Dałam Gracji mocną łydkę. Podniosła uszy i przeszła do kłusa. Zrobiłyśmy kilka okrążeń wzdłuż ogrodzenia i najechałyśmy na prosto ustawione drągi, po pokonaniu ich skręciłyśmy na drągi ustawione w kole. Kobyłka nie była nimi zachwycona i dwa razy zahaczyła o nie kopytem. Wykonałyśmy przejazd kolejny raz. Tuż przed nimi zachęciłam klacz łydką do postarania się bardziej. Było o niebo lepiej. Wysoko podnosiła nogi. Poklepałam ją po szyi i naprowadziłam na cavaletti. Postarała się siwka i pokonała je bardzo dobrze. Przejechałyśmy przez wszystko jeszcze dwa razy i zrobiłyśmy cztery okrążenia i jeden slalom między przeszkodami. Teraz naprowadziłam Grację na najniższego krzyżaka. Kilka foulee przed nią dałam jej łydkę. Postawiła uszy i przyspieszyła kroku. Mocno się wybiła i przyciągnęła przednie nogi do ciała tak żeby nie zahaczyć o nic. Skoczyła po mistrzowsku. Poklepałam ją i skręciłam na proste drągi przez które musiała przejechać kłusem wyciągniętym. Skuliła trochę uszy. Nie lubiła nic z ujeżdżenia. Po przejechaniu ich skręciłam ją na 45 cm stacjonatę. Zachowała się tak samo jak przy krzyżaku. Wykorzystując okazję bycia blisko stacjonaty wyższej o 5 cm naprowadziłam klacz na tę właśnie przeszkodę. Zapomniałam dać jej łydki. Mój błąd. Walijka wybiła się za słabo i przednie nogi jej wisiały. Tym razem tylko otarła się o drąg ale następnym mogłyśmy nie mieć tyle szczęścia. Znowu drągi i wracamy na tę samą przeszkodę. Teraz już dałam jej łydkę i wyszło super. Skoczyłyśmy sobie jeszcze oksera i wyższego krzyżaka. Przyszedł czas na galop. Popędziłam Grację łydką. W mgnieniu oka przeszła do szybszego chodu, a ja do półsiadu. Pojeździłyśmy trochę wzdłuż płotu, a potem skierowałam siwą na tripple bara. Mocna łydka przed przeszkodą i świetny skok w wykonaniu Walijki. Przeskoczyłyśmy jeszcze każdą z przeszkód po trzy razy. Na bokach klaczy pojawiło się wiele plam potu. Znak, że czas kończyć. Ściągnęłam wodze i Gracja przeszła do stępa. Spacerowałyśmy sobie spokojnie dopóki jej sierść nie stała się całkiem sucha. Zsiadłam i odprowadziłam klacz do stajni. Rozsiodłałam ją i wyczyściłam dokładnie. Nagrodziłam jabłkiem i wprowadziłam do boksu. Zrobiłam klaczy masaż terapią T-Touch. Pożegnałam się jeszcze i ruszyłam do domu.
Trening ujeżdżeniowy z Volverem i Cochise (by Destiny)
Rano odwiedziłam sklep jeździecki. Kupiłam nowy rząd ujeżdżeniowy dla Volvera. Spakowałam go do auta i ruszyłam do Deandrei. Chciałam go od razu wypróbować. Zaparkowałam samochód, wysiadłam i zabrałam wszystko z bagażnika. Weszłam do stajni i położyłam rzeczy przy boksie Volvera, w przeznaczonym do tego miejscu. Przywitałam się z blondynkiem i dałam mu marchewkę. Kiedy zjadł od razu zaczął przeszukiwać moje kieszenie.
- Nie mam nic. – powiedziałam do niego i przeczesałam palcami jego śnieżnobiałą grzywę.
Chwyciłam uwiąz i przypięłam karabińczyk do jego kantara. Otworzyłam drzwi boksu i wyprowadziłam go z niego. Przywiązałam wielkopolaka i chwyciłam szczotkę oraz zgrzebło. Gdy dokładnie wyszczotkowałam całą jego sierść, odłożyłam je i chwyciłam grzebień. Grzywa i ogon nie wymagały długiego czesania, więc poszło szybko i sprawnie. Kiedy wyczyściłam także kopyta i cały koń był czysty, odniosłam zestaw do siodlarni. Szybko byłam spowrotem. Wzięłam do ręki ogłowie i założyłam je Volvkowi, delikatnie wsuwając mu wędzidło do pyska. Wziął je chętnie, bez większych problemów. Bałam się, że może nie chcieć go wziąć, bo było mocniejsze niż jego wcześniejsze wędzidło. Zapięłam wszystko i chwyciłam siodło z czaprakiem. Położyłam mu je na grzbiecie i zapięłam popręg. Pięknie się prezentował w tym całym rzędzie. Nagle mi się przypomniało. No tak, jeszcze owijki! Chwyciłam je i założyłam ogierowi. I właśnie wtedy zauważyłam, że ktoś stoi przy boksie Gracji. Od razu skojarzyłam kto to. Gdy koń był gotowy podeszłam do boksu siwej kucki.
- Cochise! A co Ty tutaj robisz?
- Hej. A tak wpadłam, zobaczyć co u Gracji.
Spojrzała się na Volvera.
- Wybierasz się na halę?
- Tak. A może weźmiesz Grację i pójdziesz z nami? Jej też przyda się trening ujeżdzeniowy.
- Hmm… No zgoda. Dzięki, że mnie zaprosiłaś. To miło z twojej strony.
- Skończmy już z tym gadaniem i chodźmy do siodlarni. Pomogę Ci ją przygotować.
Szybko udało nam się wyczyścić klacz i przygotować do jazdy. Każda z nas chwyciła wodze swego rumaka i ruszyłyśmy na halę. Była pusta. To dobrze. Dosiadłyśmy koni i ruszyłyśmy stępem. Obie jechałyśmy na luźnej wodzy. Volver i Gracja wyciągnęli szyje. Po kilkunastu minutach chodu dałam łydkę blondynowi. Zakłusował. Cochise z Gracją dalej stępowały. Dziewczyna siedziała na klaczy z zamkniętymi oczami. Przestraszyłam się.
- Co, wszystko ok.?
Otworzyła oczy.
- Tak, po prostu chciałam aby ta chwila trwała wiecznie.
-Tak bardzo Ci brak Gracji?
- Yhym.. Ale wolę, żeby była z Tobą i ktoś się nią zajął.
Nie odpowiedziałam tylko skupiłam się na anglezowaniu. Teraz i one przyspieszyły. Wielkopolak szedł żwawo i bardzo miękko. Kolejny raz stwierdzam, że wygodne z niego konisko. Postanowiłam zacząć program. Kłusem wjechaliśmy przez A i ruszyliśmy energicznie do X. Ledwo zauważalnie ściągnęłam wodze i ogier zatrzymał się. Ukłoniłam się i ruszyliśmy znów kłusem roboczym. Koń szedł z podniesionymi uszami. Po punkcie C, delikatnie ruszyłam lewą wodze i skręciliśmy w tymże kierunku. Jechaliśmy cały czas w tym samym tempie. Obok E znów ruszyłam ledwie widocznie lewą wodze i skręciliśmy. Gdy dojechaliśmy do X zrobiliśmy dwa koła o średnicy 20 m. Pierwsze w lewo, drugie w prawo. Volvek szedł nadal dobrze i świetnie wykonywał polecenia. Przy B skręciliśmy w prawo i skierowaliśmy się w stronę punktu A. Przy tym punkcie lekko przycisnęłam pięty do jego boków. Zagalopował z prawej nogi. Dojeżdżając do E wykonaliśmy kolejne koło o śr. 20 m . Gdy znów byliśmy przy punkcie obok którego zaczynaliśmy wykonywanie koła, delikatnie ściągnęłam wodze i ogier wrócił do kłusa. Jechaliśmy tak spokojnie do M. Przy tym punkcie skręciliśmy na przekątną, kłusowaliśmy przez X aż do K, skąd ruszyliśmy w kierunku A. Docierając do tego punktu zwolniliśmy do stępa pośredniego. Blondyn od początku przejazdu ładnie pracował zadem i miał rozluźniony grzbiet. Przy F zmieniliśmy chód na stęp swobodny. Odbiliśmy na skos w lewo, w kierunku X, a obok tego punktu odbiliśmy w przeciwnym kierunku jadąc do M. Gdy dojechaliśmy przeszliśmy do stępa pośredniego. Przy C dałam mu delikatną prawie niewidoczną łydkę i przyspieszył do kłusa roboczego. Przy E zaczęłam anglezować i zrobiliśmy koło o śr. 20 m, podczas którego stopniowo popuszczałam wodze, przez co ogier wydłużał i obniżał szyję. Przed E zaczęłam stopniowo nabierać wodze. Usiadłam w siodło i ruszyliśmy do A. Przy tym punkcie przyspieszyliśmy do galopu. Blondyn galopował na prawą nogę i dość długo nie chciał jej zmienić. Nasze szanse na zawodach za coś takiego z pewnością zmaleją. Kawałek za F wreszcie, niechętnie wykonał polecenie. Przy B kolejne koło i wracamy do kłusa roboczego. Przy H znów zaczęłam anglezować. Zmieniliśmy kierunek i tak dotarliśmy do F. Przy A skręciliśmy w prawo. Dojechaliśmy do X. Ściągnęłam lekko wodze. Ogier zatrzymał się. Ja się ukłoniłam. Poluzowałam wodze i wyjechaliśmy przez A. Cochise nam klaskała i sama z Gracją wjechała na czworobok. Wyglądały razem bardzo pięknie. Gracja spisywała się nieco gorzej od Volvera. Niechętnie słuchała poleceń swej amazonki. Za późno zmieniała chody. Ale miała bardzo rozluźniony grzbiet i ładnie pracowała zadem. Jakaś rozkojarzona po prostu była. Widać było po minie dziewczyny, że jej się to nie podoba. Jednak wytrwale wykonywały resztę programu. Jakoś przy 10 elemencie Gracja jakby się rozbudziła i teraz mogła pokazać na co ją stać. Nie było mowy o jakimś spowolnieniu czy ominięciu polecenia Co. Gdy tylko poczuła pomoce amazonki natychmiast wykonywała to co ona chciała. Ze zmianą nogi nie miała problemów. W przeciwieństwie do Volvera. Kiedy skończyły na czworobok wkroczyłam znów ja z Volverem. Chciałam poćwiczyć tę zmianę nogi w galopie. Podjechaliśmy do F i ruszyliśmy kłusem. Przy A dostał leciutką łydkę i zagalopował. Znów nie chciał zmienić nogi. Uparcie galopował na prawą. Ja jednak nie chciałam się poddawać i wróciliśmy kłusem do K, a z tamtąd znów do A. Łydka i zagalopowanie. Znów nie zmienił tej nogi od razu kiedy mu kazałam, ale zrobił to trochę szybciej niż poprzednio. Zawsze jakiś postęp. Ściągnęłam wodze i znów ruszyliśmy do K. Teraz do A, łydka i galop. Teraz zmienił nóżkę o wiele szybciej, ale nadal trochę za wolno. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, a potem już dać mu spokój i udać się do stajni. Teraz zmienił nogę od razu. Podjechaliśmy do A. Zatrzymałam go i mocno przytuliłam.
- Dobre konisko. Właśnie tak masz robić.
Spojrzałam w stronę Cochise. Ona właśnie ćwiczyła z Gracją półparadę. Nawet nieźle już im szło. Zaczęłam klaskać. Dziewczyna spojrzała na mnie i tylko się ukłoniła.
- Wracamy już?- zapytała.
- Tak.
Obie wyjechałyśmy z hali i ruszyłyśmy do stajni. Każda z nas zajęła się swoim wierzchowcem i po chwili oba były już w swoich boksach.


Sprawozdanie z pracy WKKW-istycznej
Czas trwania: od 25.07 do 07.08

Dzień pierwszy wspólnej pracy (25.07)
Aby dobrze zacząć naszą współpracę, zaczęłyśmy od lonży. Zabrałam Grację do round pena i rozpoczęłam ćwiczenia. Sprawdziłam jak siwa radzi sobie we wszystkich chodach i czy jest posłuszna. Klacz dobrze reagowała i wykonywała polecenia, ma problem ze zmianami kierunku. Trzeba nad tym później popracować. Udało nam się też join-up.

Dzień drugi wspólnej pracy (26.07)
Kolejna lonża, tym razem w rzędzie jeździeckim. Skupiłyśmy się głównie nad tymi zmianami kierunku z którymi klacz miała wczoraj problemy. Siwa ciągle zatrzymywała się zdezorientowana. Po wielu próbach załapała wreszcie o co chodzi. Udało się już częściowo ich pozbyć.

Dzień trzeci wspólnej pracy (27.07)
Postanowiłam zabrać klacz na maneż, a lonżę powtarzać co jakiś czas. Dzisiaj praca na oklep. Ustawiłam Gracji korytarz z drążków i kilka małych przeszkód. Pracowałyśmy długo nad półparadą oraz zbieraniem i wyciąganiem kłusa. Starałam się, aby ćwiczenia były dla niej jak najbardziej interesujące. Walijka uczy się bardzo chętnie i już wkrótce opanuje wszystko do perfekcji. Skoki wychodziły jej równie dobrze, chętnie współpracowała i świetnie skakała. Siwa ładnie baskiluje, przyciąga do siebie nogi i mocno się wybija.

Dzień czwarty wspólnej pracy (28.07)
Praca na maneżu w sprzęcie ujeżdżeniowym, doskonalenie kłusa wyciągniętego, zebranego i półparady. Razem z Siwą najpierw poćwiczyłyśmy wielokrotnie te kilka elementów, a potem jeździłyśmy różnego rodzaju programy, aby Gracja lepiej przyswoiła sobie wszystko. Widać już małe, ale jednak, efekty naszej pracy.

Dzień piąty wspólnej pracy (29.07)
Maneż ujeżdżeniowo ciąg dalszy. Popracowałam z siwą w stępie, kłusie i galopie. Coraz lepiej radzi sobie z wyciąganiem i zbieraniem się. Półparada także nie stanowi już dla niej wyzwania. Kiedy zaczęłam odnosić wrażenie, że siwka przyswoiła już sobie elementy i potrafi je poprawnie wykonywać, postanowiłam spróbować czegoś nowego. Padło na żucie z ręki. Gracja już wcześniej została zaznajomiona z tą figurą, ale nadal nie wykonywała jej przynajmniej poprawnie. Udało mi się choć trochę doszlifować tę umiejętność.

Dzień szósty wspólnej pracy (30.07)
Przenosimy się na ujeżdżalnię. Z większością wprowadzonych elementów siwa radzi sobie perfekcyjnie, jednak żucie z ręki pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Jest lepiej, ale nie wystarczająco dobrze. Zauważyłam, że Gracja jest nieco zestresowana i kiedy tylko długo odpoczęła po treningu, zabrałam ją na lonżę. Oczywiście wykorzystałam sposobność do poćwiczenia zmian kierunku. Jednak głównie chodziło tu o join-up. Po sesji treningowej przez prawie godzinę masowałam klacz terapią T-Touch.

Dzień siódmy wspólnej pracy (31.07)
Kolejny dzień ciężkiej pracy na ujeżdżalni. Zaczynamy od doskonalenia wszystkiego nad czym wcześniej pracowałyśmy. Gracja to bardzo inteligentna walijka i szybko wszystko opanowała. Czas wprowadzić jakieś nowości- stęp i kłus pośredni. Siwa jak na razie jeszcze trochę się myli, ale zaczyna rozumieć o co w tym chodzi.

Dzień ósmy (01.0Cool
Chwilowa przerwa od ujeżdżenia. Nieco skoków. Zmieniamy rząd na skokowy i przenosimy się na parcour. Ćwiczymy jeszcze wyciąganie i zbieranie kłusa oraz półparadę. Skaczemy przeszkody odpowiadające klasie mini LL. Gracja jakby się do tego urodziła. Fruwa nad przeszkodami, ma wspaniałą technikę.

Dzień dziewiąty (02.0Cool
Ruszamy na pacour. Ustawiłam na placu cztery przeszkody o wysokości 50, 60, 70 i 80 cm. Kucka wspaniale przez nie skakała oraz świetnie współpracowała. Na drążkach radziła sobie bardzo ładnie. Przypomniałyśmy też sobie różne elementy z ujeżdżenia, które siwka już opanowała i daje sobie z nimi świetnie radę.

Dzień dziesiąty (03.0Cool
Kontynuujemy treningi skokowe. Taka sama trasa jak wcześniej, plus nowy okser 90 cm. Gracja miała z nim duże problemy. Ćwiczymy wszystkie poznane już elementy ujeżdżeniowe.

Dzień jedenasty (04.0Cool
Męczymy się z tym okserem. Nie dałam klaczy spokoju dopóki nie dala sobie z nim rady. Ćwiczymy elementy ujeżdżenia.

Dzień dwunasty(05.0Cool
Ruszamy na tor crossowy. Kucka poradziła sobie z nim bardzo dobrze. Bała się trochę wskoczyć do wody, ale udało nam się przezwyciężyć ten lęk.

Dzień trzynasty(06.0Cool
Dalej cross. Starałam się pokonać trasę czysto i z dobrym czasem. To drugie sprawia siwulce jeszcze problemy, ale z czasem powinno się udać.

Dzień czternasty(07.0Cool
Sprawdzamy swoje umiejętności. Najpierw rano ruszamy na czworobok. Gracja radzi sobie na nim jak ryba w wodzie. Zdarzyło nam się kilka pomyłek, ale widać znaczną poprawę. W południe czas na parcour. Klacz skakała bardzo żywo, energicznie, bez zrzutek, czas w miarę. Po południu cross. Jak zwykle świetnie, tylko ten czas. CZAS, CZAS i jeszcze raz CZAS. Gracja jest po prosu leniwym kucykiem i nie chce jej się pospieszyć, Destiny musi z nią nad tym bardzo popracować.
Teren z małym crossem i ścieżką huculską z Karatem

Z samego rana zawiozłam siwą do Star Horses. Dzisiaj czekał ją teren kondycyjny w towarzystwie mojego ogiera Karata. Udało mi się załatwić dla niego jeźdźca - Kasię, luzaka w Stormie. Obie przygotowałyśmy swoje rumaki i ruszyłyśmy w drogę. Karat jeszcze trochę wariował, ale Gracja zachowywała stoicki spokój. Szła sobie ochoczo, ignorując brykającego karosza. Przy okazji terenu, mieliśmy pokonać jakieś crossówki i kilka przeszkód ze ścieżku huculskiej. Po kilku minutach stępa, wjechaliśmy między drzewa. Każda z nas podpięła popręg swojego wierzchowca. Jechaliśmy spokojnie ścieżką, w stronę toru crossowego i ścieżki. Puściłyśmy z kucką, Karata i Kasię na przód. Nie zachwycało to walijki, ale holsztyn bardziej wariował jeśli szedł z tyłu. Dziewczyna dała koniowi łydkę i ten posłusznie przyspieszył do kłusa. Ja zrobiłam tak samo. Karat szedł bardzo szybko, więc Gracja musiała przestać się obijać i ruszyć z kopyta. Niechętnie, ale przyspieszyła. Po chwili, na horyzoncie pojawiła się rzeka, a nad nią szeroka kładka. Obie chciałyśmy zachęcić konie do przejścia przez nią. Ogier zatrzymał się i nie chciał iść, a kiedy Kasia dawała mu łydkę żeby szedł, stawał dęba. Bałam się, że Gracja też zacznie się tak zachowywać, więc szybko zsiadłam. Dziewczyna zrobiła to samo. Obejrzałam pobliskie drzewo. Dookoła sama trawa, wzięłam mój zapasowy uwiąz, który mam zawsze, obwiązałam go dookoła drzewa i przywiązałam, jak na razie, spokojną siwkę. Wspólnymi silami, razem z Kasią, starałyśmy się uspokoić holsztyna. To udało się bardzo szybko, ale cwaniaczek chciał poczuć wiatr w grzywie. Wyszarpnął się nam, wleciał na kładkę i pogalopował przed siebie. Szybko znalazłam się na grzbiecie kucki, dziewczyna ją odpięła. Ruszyłam szybkim galopem. Klacz nie bała się kładki ani trochę, raźnie po niej przebiegła. Karat zwolnił, sądząc, że nikt go nie goni. Zakradłyśmy się bokiem i wjechałyśmy mu prosto przed nos. Zdezorientowany stanął dęba, a ja chwyciłam wodze. Dałam klaczy łydkę, i we trójkę pokłusowaliśmy znów do dziewczyny. Czekała na nas z uwiązem w ręku. Oddała mi go i wsiadła znów na karosza. Stępem ruszyliśmy w dalszą drogę. Po chwili natrafiłyśmy na kolejne elementy ścieżki. Pierwsze było wąskie przejście. Cmoknęłam i Gracja ochoczo przeszła przez nie. Karar wszedł, ale kiedy był na środku, spanikował. Zaczął machać głową, strzelać z zadu i cofać się. Dziewczyna uspokajała go, wtem wyskoczył do góry i wygalopował z przejścia. Po kilku foulee Kasia go zatrzymała. Dalej ruszyłyśmy kłusem. Siwa ciągle grzeczna, a Kary broi. Kłusował dość nerwowo i płoszył się za każdym razem kiedy usłyszał jakiś hałas. Wydawało mi się, że Kasia sobie z nim po prostu nie radzi. W pewnym momencie, poprosiłam ją żeby się zatrzymała i przesiadłyśmy się. Ona na siwkę, ja na karego. No i zachowywał się o wiele lepiej. Kobyłka pod każdym była grzeczniusia. Ruszyliśmy najpierw kawałek kłusem, potem galopem. Na złość holsztynowi, kazałam dziewczynom jechać z przodu. Szedł bardzo ochoczo ;D Na naszej trasie pojawiły się krosówki. Hyrda nie sprawiła nikomu żadnego problemu. Gracja bardzo ładnie skakała, Karat też. Kawałek dalej był Shep Feeder. Walijka sobie z nim świetnie poradziła, ale kary miał problemy. Nie potrafił tak daleko skoczyć i ciągle ocierał się o przeszkodę (mimo czterech prób). Musiałam dać sobie spokój.. Ruszyliśmy dalej. Ciągle galopem. Ta dam! Równoważnia na drodze. Rozpędziłyśmy konie i ruszyłyśmy prosto na nią. Gracja zwinnie pokonała przeszkodę. Karat zwolnił podczas przechodzenia, ale po zeskoczeniu przyspieszył. Przed nami długa prosta. Popędziłyśmy konie. Czas poczuć wiatr we włosach! Karat biegł szybciej niż Gracja. Za zakrętem ściągnęłyśmy wodze. Czas wracać i ochłonąć. Trafiliśmy jeszcze na labirynt, schody i bramkę. Gracja świetnie radziła sobie z każdym z nich. Karat nie wiedział co ma zrobić na schodach, ale w końcu dał radę. Naszym oczom ukazała się stadnina. Każda z nas zajęła się koniem, potem jeszcze ja odwiozłam Grację do Deandrei.
Ujeżdżenie L-10

Rano zwlokłam się z łóżka i ledwo co doszłam do łazienki. Ubrałam się, ogarnęłam jakoś i zjadłam śniadanie. Zaraz potem nakarmiłam konie, obeszłam całą stadninę. Powiedziałam stajennemu i reszcie kadry, że jadę do Deandrei. Wsiadłam do auta i ruszyłam do stajni. Długo jechałam, ale dojechałam. Zaparkowałam samochód i poszłam do stajni. Od razu podeszłam do Gracji. Wyglądała ponad drzwiami boksu i zarżała na mój widok.
- Witaj maleńka, jak się dziś miewasz? - klacz odpowiedziała mi parsknięciem i zaczęła przeszukiwać moje kieszenie. - Niestety misiu, nie mam żadnych smakołyków dla Ciebie. I tak za dużo już dostałaś. Czas się trochę odchudzić.
Pogłaskałam ją jeszcze i ruszyłam do siodlarni. Zabrałam wszystkie potrzebne mi sprzęty i wróciłam do kobyłki. Poklepałam ją po szyi i weszłam do jej boksu. Głaskałam ją chwilę i przypięłam uwiąz. Wyprowadziłam ją z pomieszczenia i przywiązałam. Podeszłam do jej grzbietu i zaczęłam masować. Nasz długi masaż terapią T-Touch skończył się westchnieniem kucki. Odeszłam kawałek i zabrałam zgrzebło. Zlikwidowałam wszelkie sklejki itp. z jej sierści. Potem zabrałam szczotkę i zajęłam się dokładnym szczotkowaniem siwki. Kiedy skończyłam, wzięłam się za czesanie ogona i grzywy. Trochę kołtunów było, ale bardzo szybko się z nimi uporałam. Nadszedł czas na kopyciaki. Kopystka i ja stworzyłyśmy zgrany duet i zajęło nam to mało czasu. Czas na ogłowie i siodło. Szybko poszło, Gracja nie ma nic do tego. Gdy tylko była już gotowa do jazdy, chwyciłam wodze i wyprowadziłam ją na zewnątrz. Razem udałyśmy się na halę. Wprowadziłam ją do środka i dosiadłam. Poluzowałam wodze i dałam jej łydkę. Ruszyła stępem i mocno wyciągnęła szyję. Po kilku okrążeniach przeszłyśmy do stępa pośredniego. Po następnych kilku okrążeniach, zaczęłyśmy kłusować. Chwilę później walijka zrobiła ładną półparadę i wyciągnęła tego kłusa. Jeszcze tylko trzy kółeczka i jedziemy nasz program. Minęło szybko. Podjechałam do A. Dałam klaczy łydkę i ruszyła stępem pośrednim. Dojechałyśmy tak sobie do X. Lekko pociągnęłam wodze i siwa się zatrzymała. Ładnie się ukłoniłam, dałam łydkę i ruszyłyśmy dalej. Też stępem pośrednim. Przy C sobie w prawo skręciłyśmy. Obok zaczęłyśmy kłusować, na razie roboczy, a ja sb anglezowałam. Od B do E i znów do B zrobiłyśmy koło. Od E usiadłam sobie wygodnie w siodło. Przy B zagalopowałyśmy z prawej nogi na wprost. I tak sobie jechałyśmy po odcinku BFAKEH. Przy H zwolniłyśmy trochę do kłusa roboczego anglezowanego. Czas zmienić kierunek. Od M przez X i do K. Przechodzę do półsiadu i robimy sobie kółeczko AXA. Siadam w siodło i jedziemy AFB. Potem pół koła BE. Przed E zaczynamy galopować z lewej nogi na wprost. I tak galopujemy sobie przez EKAFBM. Przy Mce zwalniamy do kłusa anglezowanego. Jedziemy tak bardzo długo, aż do C! Na lini CHE siadam w siodełko, a przy E zatrzymujemy się. Czekamy ii.. ruszamy dalej stępem pośrednim.Przy K nieco szybsze tempo, kłus roboczy anglezowany.Jedziemy do A, potem X. Stop, ukłonik i zmywamy się. Jeszcze tylko kilka kółek stępa i wracamy do stajni. Szybko rozsiodłałam i wyczyściłam kobyłkę. Potem odstawiłam ją do boksu, pożegnałam się i wróciłam do Storma.
Skoki mini LL

Z samego rana udałam się do WSR Deandrei, żeby zabrać Grację na jakichś trening. Wyszła trochę z formy i trzeba wziąć się w garść i dużo trenować. Zostawiłam w siodlarni siatkę z jabłkami oraz marchewkami i udałam się do mojej siwki. Na mój widok zarżała i wyciągnęła szyję do głaskania. Przytuliłam się do jej białej szyjki. Po chwili odsunęłam się i zaczęłam ją głaskać i drapać za uszkiem. Kiedy na chwilę przestawałam, od razu trącała mnie pyskiem domagając się więcej pieszczot. Poklepałam ją po szyi i weszłam do jej boksu. Pocałowałam ją w chrapki i podeszłam do jej grzbietu. Zaczęłam masować ją terapią T- Touch. Bardzo szybko totalnie się rozluźniła i westchnęła głośno. Pogłaskałam ją jeszcze i wyszłam z boksu. Poszłam do siodlarni. Wzięłam wiadro i siatkę ze smakołykami. Pokroiłam je na małe kawałki i wrzuciłam do wiadra. Zabrałam je, oraz rząd i zestaw toaletowy mojej klaczki. Położyłam wiadro przy boksie, aby dać Gracji zjeść jego zawartość zaraz po treningu. Podpięłam siwce uwiąz i wyprowadziłam ją z boksu. Kucka nie zauważyła wiadra, więc cały czas zajęta zaczepianiem mnie. Przywiązałam ją i zaczęłam czyścić. Wzięłam zgrzebło i zlikwidowałam wszystkie sklejki. Gdy nie było już żadnych, chwyciłam szczotkę i dokładnie wyszczotkowałam całe ciało walijki. Kolejną wykonaną przeze mnie czynnością było wyczesanie grzywy i ogona, a potem czyszczenie kopyt. Kiedy moja kochana była już cała czyściutka, założyłam jej ogłowie. Przez chwilę nie chciała wziąć do pyska wędzidła, ale dała się przekonać. Pochwaliłam ją i wzięłam siodło. Powoli położyłam je na jej grzbiecie i lekko zapięłam popręg. Zostały już tylko ochraniacze, które założyłam klaczy bardzo szybko. Przytuliłam się do siwej szyi i chwyciłam wodze. Wyprowadziłam klacz z budynku. Udałyśmy się na parkur. Przywiązałam Grację do ogrodzenia i ustawiłam jej kilka małych przeszkód oraz położyłam drągi na ziemi. Wróciłam do siwki, poprowadziłam ją stępem przez chwilę, dopięłam popręg i wsiadłam. Szybko ustawiłam sobie strzemiona i po chwili już stępowałyśmy wzdłuż ogrodzenia. Zrobiłyśmy sobie kilka ósemek, przekątnych i dużo wolt. Po dziesięciu minutach takiego spaceru, ruszyłyśmy spokojnym kłusem. Zrobiłyśmy kilka pełnych okrążeń. Później w każdym narożniku robiłyśmy dużą woltę. Poklepałam klacz po szyi i skierowałam ją w stronę środka placu, aby zmienić kierunek po przekątnej. Zrobiłyśmy parę okrążeń i najechałyśmy na drążki. Kucka ładnie podnosiła nogi, ani razu nie zachaczyła o żaden drąg. Poklepałam ją po szyi i wróćiłyśmy na ścieżkę wzdłuż płotu, kiedy przejechałyśmy jedno okrążenie robiąc wolty w dwóch narożnikach, znów skręciłyśmy prosto na drążki. Siwka poradziła sobie z nimi tak samo jak wcześniej. Ściągnęłam wodze i na chwilę przeszłyśmy do stępa. Gracja parsknęła głośno. Poluzowałam trochę wodze, aby mogła nieco wyciągnąć szyję. Stępowałyśmy przez kilka minut. Wreszcie dałam klaczy łydkę i ruszyłyśmy kłusem. Postanowiłam trochę ją rozruszać. Najpierw przyspieszyłyśmy trochę ten kłus, a potem wyciągnęłyśmy. Siwka bardzo dobrze radziła sobie już z kłusem wyciągniętym. Szła chętnie, nie zwalniała kroku. Zmieniłyśmy kierunek, znów po przekątnej. Przejechałyśmy kilka okrążeń i skierowałam klacz na drugie drążki – te były dostosowane do naszego obecnego chodu. Widząc je Gracja jeszcze przyspieszyła kroku, ale jednak, któreś z jej kopyt puknęło w drąg. Zrobiłyśmy jedno okrążenie i podjęłyśmy kolejną próbę przejechania na czysto drążków. Tym razem kucka też puknęła, ale nie było tego aż tak bardzo słychać jak poprzednim razem. Spróbowałyśmy jeszcze raz. Teraz wreszcie się udało, siwka poradziła sobie bardzo dobrze. Kiedy dojechałyśmy do ogrodzenia, ściągnęłam wodze i pozwoliłam jej na chwilę odpoczynku. Zadowolona kucka szła bardzo powoli. Gdy minęło już kilka minut, znów dałam jej łydkę i ruszyłyśmy kłusem. Ten chód jednak nie zajął nam zbyt wiele czasu. Zmieniłyśmy kierunek półwoltą, a zaraz potem dałam Gracji kolejną łydkę. Kucka natychmiast przeszła do galopu. Przejechałyśmy tym chodem kilka pełnych okrążeń. Podczas każdego kolejnego, wjeżdżałyśmy na środek placu, żeby zrobić woltę i jakąś ósemkę. Siwka radziła sobie bardzo dobrze. Na chwilę zmieniłyśmy nogę. Przejechałyśmy kilka okrążeń kontrgalopem i pozwoliłam jej znów galopować na drugą nogę. Zwolniłyśmy do kłusa, a po dwóch okrążeniach przeszłyśmy do stępa. Czas na kolejną chwilkę odpoczynku. Po paru minutach, ruszyłyśmy kłusem. Zrobiłyśmy trzy okrążenia, a zaraz po nich przeszłyśmy do galopu. Przejechałyśmy tym chodem kilka okrążeń, a potem skierowałam Grację na jedną z przeszkód. Był to 40cm krzyżak. Galopując prosto na przeszkodę, siwa podniosła uszy i przyspieszyła kroku. Przeskoczyła bez problemu, takie wysokości to dla niej łatwizna. Skoczyłyśmy przez krzyżaka jeszcze trzy razy, a potem skierowałyśmy się na 50cm wersję tego samego typu przeszkody. Kucka znów poradziła sobie wspaniale. Przeskoczyłyśmy jeszcze raz, po czym zwolniłyśmy do kłusa na dwa okrążenia i znów do stępa. Po chwili odpoczynku, zrobiłyśmy jedno okrążenie kłusem, a zaraz potem przeszłyśmy do galopu. Po trzech okrążeniach najechałyśmy od razu na 50 cm krzyżaczka. Jak zwykle – wspaniały skok. Pokonałyśmy go jeszcze dwa razy i tym razem skierowałyśmy się na 60 cm stacjonatkę. Gracja nie zawahała się ani przez chwilę, od razu skoczyła. Pochwaliłam ją, zrobiłyśmy jedno okrążenie kłusem, a potem znów galop i jedziemy na stacjonatę. Klaczka bardzo dobrze się wybiła i ładnie baskilowała podczas skoku. Skoczyłyśmy tę przeszkodę jeszcze kilka razy i w końcu najechałyśmy na ostatnią z przeszkód jakie będziemy skakać – 70cm stacjonatę. Podczas najazdu, walijka trochę się zawahała. Zgubiła rytm, ale skoczyła. Nie strąciła w prawdzie żadnego drągu, ale otarła się o jeden z nich. Postanowiłam, że spróbujemy jeszcze raz, a potem już zwolnimy do kłusa. Tym razem mocniej chwyciłam wodze i starałam się jak mogłam, aby siwa skoczyła czysto, bez dotykania drągów. Tym razem, nie wyczułam żeby się zawahała, oddała lepszy skok, ale nadal nie było to perfekcyjne. Zrobiłyśmy jedno koło galopu, a potem ściągnęłam wodze. Przeszłyśmy do kłusa. Zrobiłśmy parę okrążeń tym chodem. Zmieniłśmy kierunek, porobiłyśmy wolty i ósemki. Znów ściągnęłam wodze i przeszłyśmy do stępa. Spacerowałyśmy sobie tak długo, aż sierść klaczy była prawie sucha. Wyjechałyśmy z parkuru i udałyśmy się do stajni. Zatrzymałam się przed budynkiem, zeskoczyłam z siodła i poluźniłam popręg. Chwyciłam wodze i wprowadziłam klacz do środka. Zatrzymałyśmy się przed jej boksem. Najpierw zdjęłam jej ogłowie, a założyłam kantar i przywiązałam. Potem rozsiodłam ją i odniosłam rząd do siodlarni. Wróciłam szybko i zajęłam się czyszczeniem. Dokładnie wyszczotkowałam całą sierść kobyłki, wyczesałam grzywę oraz ogon i wyczyściłam wszystkie kopyta. Pogłaskałam ją i wprowadziłam do boksu. Zostałam tam razem z nią i wymasowałam ją terapią T- Touch. Kiedy skończyłam, przytuliłam się do niej i wyszłam na chwilę z boksu. Zabrałam wiadro ze smakołykami i przyniosłam je jej. Poczekałam chwilę, aż zje wszystko. Wzięłam wiadro, umyłam je i odstawiłam na miejsce. Wpadłam jeszcze na chwilę do Gracji. Pogłaskałam ją, pożegnałam się i wróciłam do domu.
Skoki LL

Było już południe i słońce cudownie grzało. Wróciłam ze spaceru z psem i postanowiłam, że wezmę Grację na trening. Przebrałam się w strój jeździecki i wsiadłam do auta. Wklepałam w GPS adres stadniny i ruszyłam przed siebie. Dotarłam w niecałe 20 minut. Zaparkowałam samochód i ruszyłam do stajni. Natychmiast skierowałam się do boksu mojej walijki. Siwa wyglądała ponad drzwiami boksu. Pogłaskałam ją i dałam jej powąchać moją rękę. Kiedy skończyła odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do siodlarni. Zabrałam zestaw do pielęgnacji i jej rząd. Szybko wróciłam, zapięłam jej uwiąz i wyprowadziłam z boksu. Przywiązałam i zajęłam się czyszczeniem. Podczas szczotkowania brzucha, Gracja troszkę się zestresowała i wyraźnie okazywała swoje niezadowolenie tupiąc nogą. Czesanie grzywy oraz ogona poszło szybko, na szczęście to jej nie przeszkadzało. Za kopytami już trochę gorzej. Nie była zbyt zachwycona i próbowała wyszarpnąć każdą z nóg. Zachowywała się zupełnie do siebie niepodobnie. Może po prostu gorszy dzień. Gdy była już czysta, odniosłam zestaw z powrotem do siodlarni. Prędko wróciłam i zajęłam się przygotowywaniem konia do treningu. Klacz chętnie wzięła wędzidło i bez większych problemów dała sobie założyć ogłowie. Z siodłem było podobnie. Założyłam je szybko, jednak siwa strasznie się nadęła. Niezbyt zachwycona, ale dała sobie zapiąć popręg. Założyłam jej jeszcze ochraniacze, potem chwyciłam wodze i ruszyliśmy na parkur. Przeszkody były ustawione do klasy L. Przywiązałam walijkę i zajęłam się zniżaniem ich i przestawianiem. Na parkurze stały teraz:
Krzyżak 50 cm
Stacjonata 60 i 80 cm
Okser 80 cm
Piramida 70cm
Drągi ustawione prosto i w kole
Podeszłam do konia. Z wielkim trudem dopięłam popręg i ustawiłam strzemiona. Wsiadłam. Kucka przez chwilę wierciła się w miejscu i ciągnęła wodze. Uspokoiłam ją, po czym delikatną łydką zachęciłam do ruszenia żwawym stępem. Posłusznie wykonała polecenie. Szliśmy sobie energicznie. Gracja była wyraźnie rozjuszona. Nigdy jakoś specjalnie nie zwracała uwagi na przechodzące obok konie, teraz jednak była nimi zainteresowana. Rżała do nich i szarpała mnie w ich stronę. Aby lepiej skupiła się na treningu, robiliśmy dużo wolt i ósemek. Po kilku okrążeniach postanowiłam wziąć ją w obroty. Dałam jej łydkę i ruszyła powolnym kłusem. Pogoniłam ją trochę i szła już bardzo żwawo, ładnie wyciągając nogi i pracując zadem. Anglezowałam lekko cały czas pilnując konia, aby trzymał tępo. Siwa nie była zbyt zachwycona tym, że aż tak ją kontroluje i wymuszam na niej szybki chód. Przeszłam do półsiadu i poklepałam ją po szyi. Wykonałyśmy tak okrążenie, aż wróciłam do anglezowania. Skręciłam walijkę na drążki prosto ustawione. Cmoknęłam kawałek przed nimi i pokonała je bez wahania. Wysoko i bardzo dobrze podnosiła nogi. Przejechałyśmy jeszcze przez te w kole i zwolniliśmy do stępa. Po kilku okrążeniach odpoczynku, ruszyłyśmy znów żwawym kłusem. Najpierw wyciągniętym , potem zebranym. Robiłyśmy dużo wolt, przekątnych itp. Gdy klacz się rozgrzała, ściągnęłam wodze i zwolniłyśmy. Koń odpoczął sobie przez dwa okrążenia, a ja przemyślałam cóż by tu dalej zrobić. Przyspieszyliśmy znów do kłusika. Przejechaliśmy drągi i zaatakowaliśmy krzyżaczka. Dostała delikatną łydeczkę na zachętę. Zagalopowała i skoczyła. Po prostu miodzio. Ładny baskil i w ogóle. Świetny skok. Mocno przyciągnęła do siebie przednie nóżęta. Nawet nie otarła się o któryś z drągów. Brawo dla tej pani. Poklepałam ją po szyi i skierowałam jeszcze raz tegoż krzyżaka. Wspaniały rumak podniósł uszka i przyspieszył kroku. Skoczyła jak jakiś tygrys na swój obiad. Bardzo ładnie technicznie jednak można by dopracować jeszcze te jej skoki. Zwolniliśmy do stępa na jedno okrążenie, a potem zaraz ruszyliśmy galopem. Musiałam ją mocno hamować, bo dziewczyna chciała zaszaleć i pokazać na co ją stać. Kiedy wreszcie udało mi się zwolnić do dobrego tempa jechaliśmy już na tę mniejszą stacjonatkę. Koń skoczył bez większych problemów. Ścięliśmy zakręt i pojechaliśmy prosto na oksera. To był zły pomysł. Klacz po ścięciu zakrętu za bardzo się rozpędziła. Starałam się uratować sytuację, próbowałam zahamować i skręcić w jakieś bezpieczne miejsce. Po prostu nie chciałam wykonać tego skoku. Ale konisko się uparło i postawiło na swoim. Skoczyła. Wywaliło mnie z siodła i walnęłam o jej szyję. Ona sama nie poradziła sobie z techniką skoku i zrzuciła dwa drągi. Żadnemu z nas na szczęście nic się nie stało. Uspokoiłam ją i przeszliśmy na chwilę do stępa. Poklepałam klaczkę po szyi. Ktoś cały czas obserwował nasz trening, i po chwili wszedł na parkur, aby podnieść drągi. Oczywiście podziękowałam, przynajmniej nie musiałam zsiadać żeby poprawić przeszkodę. Po kilku okrążeniach chwila kłusa, a potem znów galopek. Od razu jedziemy na obie stacjonaty. Najpierw jedna. Walijka była trochę spięta po wcześniejszym zajściu i skoczyła dość sztywno. Kiedy wykonywaliśmy duży zakręt jadąc na tę drugą przeszkodę spróbowałam ją trochę uspokoić żeby się rozluźniła. Zachęciłam ją do skoku i wyraźnie podziałało. Rozluźniła się i cała jej gracja i technika skoku wróciły. Skoro szło jej znów dobrze, postanowiłam przyspieszyć nieco kroku i spróbować z piramidą. Przeszłam do półsiadu i skręciłam ją na drogę prowadzącą do przeszkody. Byłam w 100% pewna, że da radę. Gracja chyba wyczuła moje nastawienie i zrobiła się trochę pewniejsza siebie. Bardzo mocno się wybiła i po chwili byliśmy już po drugiej stronie. Pokazała, że jest dobra. Cudnie skoczyła. Świetny baskil i cała reszta. Skoczyliśmy jeszcze każdą z przeszkód po kilka razy i zwolniliśmy do kłusa. Skoczyliśmy w tym chodzie krzyżaczka, po czym jeździliśmy wzdłuż ogrodzenia. Na początek siwa musiała wyciągać kłus, a potem się zebrać. Po jakimś czasie przeszłyśmy do stępa. Pochyliłam się i pogłaskałam ją po szyi. Świetnie się spisała. Kiedy jej sierść była sucha opuściłyśmy plac. Ruszyłyśmy w stronę stajni. Tuż przed budynkiem zsiadłam z konia. Wprowadziłam ją do środka. Szybo rozsiodłałam i przyniosłam zestaw do pielęgnacji. Dokładnie wyczyściłam i odstawiłam zwierzaka do boksu. Poklepałam ją i zaczęłam masować terapią T-Touch. Gdy skończyłam, dałam Gracji kilka marchewek po czym udałam się do Warlike.
Cross z Volverem i Cochise
Po południu, przy okazji jazdy z Gracją postanowiłam potrenować z Volverem. Podeszłam do niego. Wyglądał ciekawsko ponad drzwiami boksu. Poklepałam go po szyi i poszłam do siodlarni. Zabrałam jego rząd i zestaw do pielęgnacji bardzo szybko byłam spowrotem . Zapięłam mu uwiąz i wyprowadziłam go z boksu. Przywiązałam blondyna i zajęłam się czyszczeniem go. Dokładnie wyszczotkowałam całą sierść, wyczesałam ogon i grzywę oraz wyczyściłam mu kopyta. Przygotowałam go do treningu i wyprowadziłam na zewnątrz. Wybieraliśmy się na tor crossowy. Vol skakał już od jakiegoś czasu i nadszedł czas wprowadzić go w tajniki tej dyscypliny. Dosiadłam go i dałam mu łydkę. Ruszyliśmy stępem wgłąb lasu. Okolica była naprawdę bardzo piękna. Szliśmy tak sobie spokojnie kilkadziesiąt minut. Wreszcie dałam mu łydkę i przeszedł do żwawego kłusa. Bardzo wygodne z niego konisko. Po kilku minutach chodu naszym oczom ukazał się tor crossowy. Była tam już Wyrwij z Gracją, które na nas czekały. Galopowały właśnie między przeszkodami. Nie zauważyły nas. Dałam Volvkowi łydkę. Przeszedł do galopu, a ja do półsiadu. Podjechaliśmy do drugiej amazonki.
- Bu!!- powiedziałam.
Dziewczyna przestraszyła się i prawie zleciała z kuca. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Może zamiast się śmiać, zaczniemy trenować co? – odpowiedziała mi wściekła amazonka.
- Ok. Wy przodem.
Skręciła klacz i po chwili skoczyły już pierwszą przeszkodę. Gracja cudnie baskilowała. Skręciłam ogiera i naprowadziłam na tę samą przeszkodę. Skoczył bez zawahania. Świetnie się wybił. Druga para skakała już kolejną przeszkodę. Tak samo cudnie jak wcześniej. One do siebie po prostu pasowały. Były kawałek przed nami, więc na chwilę nieco przyspieszyliśmy tempa. Po chwili dogoniliśmy drugą parę. Konie szły łeb w łeb, aż przed nami wyrósł rów z wodą. Volver skoczył bez większych problemów, ale Gracja… Zahamowała i weszła kawałek do wody, a jej amazonka poleciała do przodu i wylądowała na środku przeszkody. Wyszła z wody. Była cała mokra. Ze mną na grzbiecie Walijka pewnie by skoczyła.
- Ja skoczę się przebrać i zaraz wracam.
Wsiadła na klacz i pojechała w kierunku stajni. Zawróciłam ogiera i zaczęliśmy przejazd od nowa. Najpierw taki śmieszny domek. Volvek mocno się wybił i ładnie baskilował. Udany skok. Kilka foulee i kolejny domeczek. Świetny skok. Dałam blondynowi łydkę i przyspieszył kroku. Wybił się i… wylądował za taśmą. Poklepałam go po szyi i skręciłam wgłąb lasu. Kolejną przeszkodą był wysoki płot. Na jego widok wielkuś skulił trochę uszka. Chyba się bał. Dałam mu łydkę na zachętę. Skoczył, ale przednimi ochraniaczami otarł się o przeszkodę. Ściągnęłam trochę wodze. Było z górki. Ogier zwolnił tempa i szedł powolnym galopem. Wjechaliśmy na łąkę. Znajdowały się na niej tylko dwie przeszkody. Wysoka hyrda i średnia palisada. Dałam Volvkowi łydkę i przyspieszył Byliśmy coraz bliżej pierwszej z przeszkód. Blondyn dał z siebie wszystko i pokonał ją bezbłędnie. Z palisadą było tak samo. Na horyzoncie pojawiła się kłoda, a tuż za nią zbiornik wodny. Nie wiedziałam, jak ogier zareaguje na jazdę po wodzie. Cmoknęłam za zachętę. Skoczył i raźnie pogalopował przez wodę. Kamień z serca. Wykonaliśmy jeszcze kilka skoków aż dojechaliśmy do końca trasy. Była krótka, dla początkujących. Zawróciłam konia i ściągnęłam wodze. Ruszyliśmy kłusem, na start. Miałam nadzieję, że Wyrwij i Gracja już tam są i nie muszą na nas długo czekać. Wybraliśmy skrót. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Siwka i jej amazonka właśnie wjechały na linię startową. Pierwsza odezwałam się ja:
- Dopiero jesteście? My już zdążyliśmy przejechać całą trasę.
- Szukałam ciuchów… I jak Volver? Dobrze się spisał?
- Wspaniale.
Zatrzymałam konia obok kucki i przytuliłam się do jego szyi.
- Kochane z niego konisko.
- Z pewnością. A co powiesz na to, żebym teraz ja na niego wsiadła, a Ty pojedziesz na Gracji?
- Boisz się, że spadniesz tak? Eh.. W porządku.
Zsiadłyśmy z koni. Teraz ja wsiadłam na Walijkę, a ona na wielkopolaka.
- No to zaczynamy, Dest.
Dałyśmy wierzchowcom łydki i ruszyliśmy w tym samym momencie. Szliśmy równo, aż Wyrwij popędziła blondyna i nas wyprzedzili. Gracja nie lubiła być z tyłu i starała się przyspieszyć.
- Nie malutka. Niech idą przodem.
Mocno ją hamowałam, ale ona dalej próbowała ich dogonić. Pierwszy z domków skoczyła fatalnie, nie skupiła się na skoku, tylko na tym, żeby dogonić Volvera. On natomiast skoncentrował się tylko na skakaniu i pokonał domek bezbłędnie. Wyrwij trochę za mało oddawała mu wodze utrudniając mu tym robotę.
- Ej! Wyr, oddawaj mu bardziej wodze to Ci lepiej skoczy.
Chyba mnie nie usłyszała, bo kolejny skok wykonała tak samo. Popuściłam Gracji wodze i ta wystrzeliła jak z procy. Rów z wodą skoczyła na łeb, na szyję, byle tylko dogonić ogiera. Zwinnie machała nóżkami i po chwili zrównaliśmy się z drugą parą.
- O, hej. – powiedziała Wyrwij.
- Słuchaj, jak skaczesz, oddaj mu wodze bardziej, bo on wtedy lepiej skoczy.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Właśnie wjechaliśmy w głąb lasu i zbliżał się do nas płot. Volver zawahał się tak jak poprzednio, ale jego amazonka nie zwróciła na to uwagi. Koń zahamował i zatrzymał się tuż przed przeszkodą. Ani jemu, ani dziewczynie na jego grzbiecie nic się nie stało.
- Jesteś cała?
- Tak…
Była wyraźnie zła. Pewnie wolałaby żebym tego nie widziała
- Hej, nie martw się. Mi też by się to zdarzyło, ale dałam mu łydkę. Najlepiej dawał mu ją przed każdą z przeszkód i na pewno dobrze skoczy. No, już. Tylko mi się tu nie rozrycz.
Cały czas milczała. Zawróciła Volva i ruszyła na nowo na tę przeszkodę. Ja czekałam na nią po drugie stronie. Gracja skoczyła bez problemów. Jadąc z górki obie zwolniłyśmy. Wyrwij miała lekko niezadowoloną minę. Ściągnęłam wodze Gracji, pozwalając im jechać przodem. Klacz od razu skuliła trochę uszy i zaczęła przyspieszać. Ja jednak trzymałam mocno napięte wodze. Siwka szarpała swoim łbem. Była zła. Skacząc hyrdę wcale się nie wysilała. Chciała pokazać, że nie będzie się starać, jak nie postawi na swoim. Zaczynała pokazywać ten swój charakterek. Jadąc na palisadę postanowiłam nieco poluźnić napięte wodze. Kucka przyspieszyła i skoczyła całkiem nieźle. Wyrwij zastosowała się do mojej rady i teraz razem z wielkopolakiem pokonali hyrdę i palisadę o wiele lepiej niż ja z Gracją. Po kilku kolejnych przeszkodach byliśmy na mecie. Obie poklepałyśmy nasze rumaki i ściągnęłyśmy wodze. Powolnym stępem ruszyłyśmy ścieżką do stajni. Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. Zsiadłyśmy z koni przed stajnią i wprowadziłyśmy wierzchowce do środka. Każda z nas dokładnie wyczyściła zwierzaka i odstawiła do boksu. To był niezły trening i dla Gracji i dla Volvera.
Cross by Dirnu
James przyjechał do Deandrei, gdzie od razu skierował się do stajnii.
Gracja dała się spokojnie wyprowadzić z boksu. Na myjce odwracała się w jego stronę i wodziła za nim wzrokiem. Męzczyzna wziął jej sprzęt z siodlarnii. Wyczyścił ją dokładnie i wziął się za siodłanie. Wodze przełożył przez jej szyję, ułożył je mniejwięcej na linii jej łopatek. Podsunął klaczy wędzidło i dopiął ogłowie. Potem nałożył jej czaprak, siodło, dopiął popręg i dopasował strzemiona. Wyprowadził ją na dwór i wskoczył w siodło. Padało.
Wprowadził Grację na halę, na samą rozgrzewkę. W innej części pomieszczenia odbywał się trening skokowy innego konia. Chyba nie będą przeszkadzać... Wypchnął Grację z krzyża i stępem zaczął prowadzić ją przez wężyki, ósemki i półwolty. Potem dał jej sygnał do kłusa i ćwiczył zmiany tempa na wolcie. Co jakiś czas przerywał to woltą w swobodnym galopie. Gdy uznał, że jest już rozgrzana, zatrzymał ją i wyjechał na deszcz.
Od razu skierował ją na tor crossowy. Ziemia nie przemokła jeszcze zbyt mocno. Pospieszył siwą do żwawego kłusa i najechał na niską kłodę. Wybicie było raczej mało zwinne, ale przynajmniej udane. Pogoda zdawała się nie przeszkadzać klaczy. Przy lądowaniu rozległo się ciche chlup, a niewielka kałuża rozprysła się wokół. Cóż, strumyków będą mieli aż nadto. Dał klaczy sygnał do wolnego galopu. Skierował ją na drugą kłodę i dał sygnał do wyskoku, wspomógł ją odpowiednim rozszerzeniem ciężaru podczas i zachwiał się lekko, gdy poczuł lekki wstrząs przy lądowaniu. Błoto wytrąciło klacz z równowagi. Na szczęście nie spadł... Te spodnie ciężko się pierze. Pochylił się w półsiadzie i wewnętrzną wodzą skierował Grację na zeskok w progu, klacz zwolniła i tym razem wykorzystała pogodę na swoją korzyść, amortyzując lądowanie grząskim gruntem. James westchnął cicho i w kłusie prowadził ją naprzód. Naturalny potok na torze znacznie się rozszerzył przez kałuże. Siwa uniosła wysoko łeb i po prostu przebiegła wodę, rozpryskując na około błoto. Mogła przeskoczyć chociaż część! James zaklnął cicho, spoglądając na brudne oficerki, bryczesy i boki klaczy. Jako, że rozkojarzył się, to nie zobaczył grzybka, na którego szarżowała Gracja. Zaciążył jej trochę przy wybiciu, wracając do odpowiedniej postawy dopiero w locie. Mężczyzna dostał po twarzy mokrym pasmem grzywy. Kolejne chlup rozległo się pod nimi. James nie miał pojęcia jak klacz dochodzi do tak twardego lądowania na takim gruncie. Siwa zarżała radośnie, chyba taka pogoda jej się podoba - to nie wróży dobrze. Gracja pędziła swobodnym galopem na stół. Zdecydowanie za trudny... Mężczyzna skręcił ją przed ową przeszkodą. Zwolnił ją do średniego kłusa, bo przed wyższym grzybkiem gęsto było od błota. Klacz jednak niewiele sobie z tego robiła, bo nie zwolniła na prośbę, tylko uparcie pozostała w galopie. Przy wybiciu koń zachwiał się i spanikował, że uderzy w przeszkodę. James dał jej sygnał do wybicia - właściwie to nic innego nie mógł zrobić. Przy lądowaniu siwa znów straciła na chwilę równowagę - zbyt duże tempo to zbyt głębokie zapadnięcie się w błocie i zbyt duża siła wyskoku. James stara się jej pomóc, ale niewiele zdziałał. Klacz nie wywaliła się, ale humor jej trochę zrzędł. Mężczyzna dał jej sygnał do żwawego kłusa, zaokrąglił zakręt i skierował klacz na stacjonatę, która w słoneczne dni upstroszona była wszystkimi kolorami tęczy, a teraz była raczej szarawa przez deszcz i chmury. Mężczyzna dał jej sygnał do wyskoku. Gracja posłuchała, przekonała się chyba, że to co każe jej robić ma być ułatwieniem. Grunt tutaj był całkiem twardy, bo przeszkoda znajdowała się pod drzewmami. Gracja skoczyła niepwenie. Lekko musnęła kopytami poprzeczkę, wylądowała bez problemu. Z każdą chwilą na torze było coraz trudniej wytrzymać. Na koniec treningu mężczyzna nakierował ją na niższego grzybka. Przy lądowaniu trafili na kałużę, która sprawiła, że byli całkiem mokrzy. Zwolnił Grację do wolnego kłusa.
Przed stajnią zeskoczył z jej grzbietu. Uwiązał ją na myjce, poszedł się przebrać do szatni. Mokre ciuchy wrzucił do torby. Grację opłukał ciepłą wodą, wyczyścił, wysuszył, a przedtem przede wszystkim rozsiodłał. Założył klaczy derkę, wręczył jej marchew i odprowadził do boksu. Wziął torbę i wyjechał do domu.
19.04.2014:
Znowu znajdując parę wolnych chwil przyjechałam do SC. Tym razem chciałam zająć się siwą kucynką, która moim zdaniem miała jeszcze szansę się pozbierać do kupy i przepracować parę lat w świetnej formie. Gdy przyszłam była na padoku. Pogwizdując pod nosem ruszyłam na jej poszukiwania, co nie trwało długo. Gracja widząc człowieka zbliżającego się do bramki od razu sama stępem ruszyła w jego stronę. Dała się spokojnie pogładzić po czole, przypiąć uwiąz do kantara i wyprowadzić z padoku. Spokojnym stępem wróciłyśmy do stajni, gdzie wprowadziłam ją na chwilę do boksu, coby mogła się napić i ruszyłam po sprzęt. Wzięłam siodło wszechstronne, ładny, błękitny czaprak, futerko pod siodło, owijki oraz ogłowie z oliwką i nachrapnikiem kombinowanym. Sprzęt wzięłam na oko, gdyż nie wiedziałam, czy kucka ma jakikolwiek należący tylko do niej. Wróciłam do klaczy, wyprowadziłam z boksu i szybko zabrałam się za czyszczenie. Niestety, jak to kucyki lubią była cała umorusana w zaschniętym błocie. Miałam szczęście, że obeschła, bo inaczej mogłoby być ciężkawo. Siwka stała grzecznie, czasem tylko mnie zaczepiała, domagając się smakołyków i ogólnie chyba trochę zapomniała, jak się zachowuje dobrze wychowany kucyk, ale na spokojnie, konsekwentnie pokazałam jej, co jest mile widziane, a co nie. Przy siodłaniu skuliła się przy zapinaniu popręgu ale upomniana od razu zaprzestała prezentowania niezadowolenia. Gdy dopasowałam ogłowie i uporałam się z jej bujną, długą grzywą założyłam kask, rękawiczki, wzięłam w razie czego długi bacik i ruszamy na maneż.

Tam podciągnęłam popręg, ustawiłam sobie strzemiona i wsiadłam szybko, od razu zatrzymując ruszającą już kobyłkę. Odczekałam chwilę w stój, poprawiłam się w siodle i dopiero dałam jej sygnał do ruszenia. Oddałam wodze i na luzie postępowałam sobie między przeszkodami parę minut pilnując aktywnego chodu. Nie człapałyśmy za długo, bo Gracja przed chwilą nawędrowała się na padoku. Sprawdziłam i podciągnęłam o dziurkę popręg, po czym nabrałam wodze na kontakt i zaczęłam się delikatnie bawić wędzidłem, dopychając klaczkę łydkami. Siwa ładnie zeszła łebkiem w dół i za każdy ruch w dobrym kierunku odpuszczałam jej na chwilę w nagrodę. Na lewo szło nam gorzej, ale nie oczekiwałam cudów. Chwaliłam ją kiedy mogłam, starałam się wyginać trochę do wewnątrz, trochę na zewnątrz, pokręciłam parę wolt, zatrzymałam się z lekkim oporem i czas na kłus.
Klacz ruszyła już od delikatnego użycia pomocy. Pierwsze dwa okrążenia dałam jej długą wodzę, jadąc aktywnie do przodu, potem zmiana kierunku, jedno okrążenie na luzie, potem nabieramy wodze i zbieramy kucyka. Klaczka fajnie reagowała na łydki, gorzej było ze sterowaniem i ogólnie wędzidłem. Podejrzewam, że jednak nie jest to idealne dla niej. No nic, następnym razem spróbujemy czegoś innego. Mimo utrudnień udało mi się ją porozluźniać, wypuścić w dół i zacząć kręcić koła bez wypadania bądź wpadania łopatką poza tor jazdy. Stopniowo prosiłam ją o coraz mniejsze koła, ósemki, przekątne, pilnując wygięcia, impulsu i rozluźnienia. Do zabawy dołączyłam też przejścia - z początku do stępa, potem też i do stój. Klacz dość łatwo się rozpraszała tuż po przejściu, kiedy trochę popracowałyśmy było z tym lepiej, ale wciąż trzeba będzie to doszlifować. Najechałam sobie na 4 drążki pozostawione po kimś, wystarczająco wąskie, by siwka bez nadmiernego wysiłku mogła przez nie ładnie przekłusować. Najechałam aktywnie, na wprost, trzymając stabilny, równy kontakt i rytm. Gracja bez problemu poradziła sobie z wyzwaniem, a następnie wykonała wyjątkowo udane zatrzymanie.
-Super mała! - Poklepałam ją i dałam chwilę odetchnąć w stępie, bo już zaczynała się pocić na szyi. Widać brak kondycji + kucka miała wyjątkowo długą sierść po przejściu z zimowej. Trzeba chyba będzie się ogolić, bo szkoda sił. Potem znów zakłusowałam i przejechałam parę razy przez drążki, łącząc je czasem z jakimś przejściem, włączając w to zagalopowania na 2-3 fule i powrót do kłusa. Gracja ładnie przechodziła do wyższego chodu, z resztą przejście w dół też przychodziło jej dość szybko. Może nie było ono zbyt udane, ale ważne, że nie hamowałam pół ściany
Po jakimś czasie jak już zagalopowałam na lewo to zostałam w tym chodzie i pobawiłam się z siwką na dużym kole. Próbowałam nakłonić ją do zejścia z głową w dół bez nadmiernego napierania na wędzidło i usztywniania się. Nie było to proste, ale momentami zaczynała naprawdę fajnie iść, o ile pilnowałam łydkami by galop był prawdziwym, energicznym galopem. Zrobiłam jedno okrążenie po śladzie i wyjazd na przekątną, zwolnienie, przejście do kłusa i zagalopowanie w narożniku. Ponownie popracowałam trochę na kole, tym razem szło nam lepiej, więc szybciej wjechałam na ślad, zrobiłam dwa okrążenia i chwila stępa. Chciałam przekonać się, jak kucka teraz skacze, a że była już porządnie spocona i powoli opadała z sił to dałam jej czas na złapanie oddechu.
Gdy trochę odetchnęłyśmy nabrałam wodze na kontakt i zagalopowałam w prawo. Na maneżu ustawiona była niewielka koperta z wskazówką, łatwa do najechania z obu nóg. Zrobiłam koło i najechałam na nią aktywnym, równym galopem na kontakcie. Nad drążkiem przyłożyłam mocniej łydkę i cmoknęłam zachęcając wahającą się odrobinkę kobyłkę. Gracja gładko przedostała się na drugą stronę, lądując na lewą nogę. No to skręcamy w lewo i z lewego najazdu. Nadałam siwej trochę żwawsze tempo i bardzo ładny dojazd do przeszkody, skok też przyzwoity, ale czuć było, że to stanowczo nie wymaga od klaczki żadnego wysiłku. Jeszcze jeden najazd z prawej nogi i do stępa, stój. Zsiadłam z kucki, podniosłam kopertę do 60 cm, wsiadłam, chwila stępa, potem galop i jedziemy. Żwawy galop na przeszkodę, dobry dojazd do drążka, naskok i ładny, bardziej staranny skok. Lądujemy na prawo i jeszcze raz z tej strony. Siwa spłynęła mi trochę na lewo i przez to musiała skoczyć wyżej. Wylądowałyśmy na lewo i z lewego. Tym razem upilnowałam jej na prawej wodzy i skoczyłyśmy przez środek, ładnie technicznie. Najlepszy z naszych dzisiejszych skoków. Poklepałam Grację po mokrusiej już szyi, puściłam wodze i przeszłam do kłusa.
Pokłusowałyśmy chwilę na luźnej wodzy, potem poprosiłam ją jeszcze o żucie z ręki w obie strony i do stępa. Wyklepałam walijkę i popuściłam popręg o dziurkę. Na stępa pojechałyśmy do lasu, w którym mała spisała się znakomicie, bo mimo bardzo silnego wiatru i saren wyskakujących zza krzaków jedynym wyrazem jej strachu były drobne podskoki w miejscu. Wróciłyśmy po 15, może 20 minutach, od razu podjeżdżając pod boks.

Tam zsiadłam z siwej, wyklepałam ją, szybko zdjęłam ogłowie i założyłam kantar, odpięłam popręg, by mogła się w razie potrzeby schylić i podrapać, co też od razu zrobiła. Ja w tym czasie podpięłam strzemiona, odpięłam popręg zupełnie i zdjęłam z niej siodło, potem futerko i na końcu czaprak. Odwinęłam nogi, zaczepiana przez kuckę jak tylko się da i zabrałam ją na myjkę. Ponieważ zbliżała się noc oszczędziłam jej kąpieli, jednak dokładnie schłodziłam i umyłam nogi, cieplejszą wodą przemyłam chociaż te bardziej zabłocone miejsca i odprowadziłam pod boks. Zostawiłam klacz na chwilę samą, lecąc po derkę polarową i smar do kopyt. Gdy wróciłam stała obrócona w drugą stronę, ale nic więcej nie wykombinowała. Poprosiłam ją o wrócenie na miejsce i dopiero wtedy nakryłam derką, poczęstowałam marchewką i zabrałam się za kopyta. Wysmarowałam je dokładnie, po czym dając czas derce na wchłonięcie potu ponownie wyczesałam grzywę z ogonem, postanawiając następnym razem przyciąć je i doprowadzić do ładu. W końcu wprowadziłam Grację do boksu, rozebrałam z derki i na pożegnanie poczęstowałam jeszcze jedną marchewką, dzieląc ją jednak na pół ze stojącą obok Ajax, która widać była o koleżankę zazdrosna. Zostawiłam klacze same, zabrałam sprzęt i ruszyłam do siodlarni, trochę tam ogarnąć, póki jeszcze mam czas.
20.04.2014:
Bladym świtem przyjechałam do SC przywieźć i rozwiesić uprane i ponaprawiane derki, czapraki itp. Przynajmniej te, które dałam radę w nocy ogarnąć. Wchodząc do siodlarni spojrzałam na wypielęgnowane wczoraj ogłowie dla Gracji. Postanowiłam wypróbować je już teraz. Załatwiłam co miałam na głowie i chwyciłam ogłowie, nowy, dopiero co kupiony dla małej czaprak, ochraniacze i siodło wszechstronne plus futerko pod nie. Wszystko to zaniosłam pod boks siwej i zacmokałam. Walijka podeszła i od razu zaczęła domagać się smakołyków. Nie dałam się naciągnąć i weszłam do środka, podrapałam ją za ganaszem i ubrałam w kantar. Wyprowadziłam na zewnątrz, uwiązałam i szybko wyczyściłam. W sumie musiałam tylko porozklejać wczorajsze zaklejki, bo stajenni nie zdążyli nawet jej na padok zabrać od wczoraj. Stała dziś dużo grzeczniej i ładniej podała nogi, jednak stale zaczepiała mnie delikatnie kiedy tylko nadarzyła się okazja. Przymierzyłam kupione ochraniacze - leżały jak ulał. Zostawiłam już je na nogach i zarzuciłam małej na grzbiet czaprak, futerko, na końcu siodło. Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i zakładamy ogłowie. Gracja chętniej wzięła je do buzi i przeżuła parę razy czując, że coś jest inaczej. Pozapinałam szybko paski, podciągnęłam popręg, chwyciłam bacik i idziemy na maneż.

Łażąc z koniem w ręku ustawiłam sobie drążki na kłus i na galop, po czym zatrzymałam się na środku pustego placu i wsiadłam, ponownie od razu zatrzymując ruszającą kucykę. Odczekałyśmy chwilę jak wczoraj, poprawiłam się w siodle i ruszamy. Dałam klaczy luźną wodzę i stępujemy. Po upływie 10 minut nabrałam wodze na kontakt i delikatnie zadziałałam wewnętrzną wodzą. Gracja od razu odpowiedziała na sygnał i opuściła łepetynkę. Poklepałam ją i pilnując niskiego ustawienia w połączeniu z rozluźnieniem wykonałam parę kół w jedną, w drugą stronę, jakąś serpentynę, przekątną i dwa zatrzymania. Wyglądało na to, że takie wędzidło bardziej jej pasuje.
Czas na kłus. Sprawdziłam popręg, podciągnęłam dwie dziurki i ruszyłam stępem.
Podebrałam kuckę, skupiłam na sobie i kłus. Ruszenie od bardzo delikatnych pomocy, potem wjechanie na duże koło i rozluźniamy. Za każdy ruch w dobrym kierunku odpuszczałam klaczy na chwilę i chwaliłam głosem. Zmieniałam co jakiś czas kierunek, kiedy szło nam dobrze na kole wyjeżdżałam na ślad i tam prostowałam małą. Gracja stanowczo lepiej dziś pracowała, szła aktywnie, rozluźniona i skupiona na pracy. No to robimy przejścia. Dalej się rozpraszamy tuż po. Zaczęłam robić przejścia w bardzo krótkich odstępach, co zmuszało klaczkę do skoncentrowania się na moich pomocach. Ćwiczenia te pomogły, więc po chwili odpoczynku w stępie zakłusowałam i drążkujemy. Dziś ustawiłam nam 6 drągów na aktywny, ale nie przesadzony kłus. Siwa bardzo fajnie sobie z nimi radziła, puknęła może 2 razy na sporą ilość przejazdów. Widząc, że zaczyna się pocić na szyi przeszłam do stępa i odpoczynek przed galopem.
Zrobiłyśmy może 5 kółek stępem na luźnej wodzy i wzięłam klacz na kontakt, poprosiłam o kłus, następnie na kole o galop. Od razu przeszła do wyższego chodu, a ja zaczęłam bawić się wewnętrzną wodzą, zachęcając ją do zejścia z łebkiem w dół. Łydkami pilnowałam, by galop był okrągły i aktywny, nie dawałam się siwej rozjechać na dwa końce maneżu. Pokołowałam chwilę i wjeżdżamy na ślad. Parę okrążeń po śladzie i przekątna, zmiana kierunku z lotną. Zaryzykowałam ten zabieg, lekko dodając uprzednio na prostej i dopiero dając pomoce do zmiany nogi. Klacz zmieniła przód, ale lekko tryknięta batem zaraz poprawiła zad, doprawiając to lekkim bryknięciem. Poklepałam ją i zwalniamy galop, trochę pracy na kole, potem po śladzie. Przeszłam do półsiadu i parę okrążeń żwawszym galopem w jedną stronę, lotna znowu z pomocą bacika i w drugą. Jedziemy drągi. Pomijając, że nie dało się dobrze dojechać, to ogólnie poszło ładnie. Gracja nie miała żadnych szalonych wymysłów na temat drążków pomijając podejście do pierwszego z nich, kiedy postanowiła zdjąć się z daleka. Dlaczego? Nie wiem. Najechałam drugi, trzeci raz. Zadziałałam tym razem trochę mocniej i udało mi się wynegocjować taki odskok, jaki chciałam. Poklepałam siwą i w drugą stronę. Drąg-fula-drąg-fula-drąg-fula-drąg. Bardzo ładnie. Jeszcze dwa razy i wystarczy, siwa była już mocno spocona i zdyszana.
Przeszłam do kłusa i wypuściłam ją stopniowo w dół. Trochę to trwało, ale ostatecznie siwa szła z łbem poniżej klatki piersiowej, parskając w rytm kłusa. Utrzymując to ustawienie zmieniłam kierunek i trochę takiej jazdy w drugą stronę, wreszcie do stępa. Poluźniłam popręg o dziurkę i wyjechałam do lasu, jak wczoraj. Spacerowałyśmy sobie leśnymi ścieżkami spokojnie z 20, może i 30 minut, tym razem bez przygód. Gracja pewnie wchodziła w każdy pokazany jej zakamarek, z uwagą obserwując otoczenie. Omijałam miejsca błotniste czy o niepewnym podłożu, nie chciałam ani ryzykować zdrowia, ani brudzić ochraniaczy.

Gdy wróciłyśmy do stajni od razu zdjęłam klaczy siodło, ochraniacze, ogłowie i założyłam kantar.
-No mała, pójdziemy się myć. - Powiedziałam wiedząc, że na dobrą sprawę i tak mam dziś naprawdę dużo wolnego czasu. Zabrałam klacz na myjkę, przypięłam na dwa uwiązy i odkręciłam nie za ciepłą i nie za zimną wodę. Zaczynając od nóg i brzucha zlałam klacz całą, wraz z grzywą i ogonem, po czym wyciągnęłam kupiony specjalnie dla niej szampon dla siwych koni, bo doprać takiego, jeszcze kucyka to nie lada wyzwanie. Klacz nie protestowała za bardzo, jedynie polewanie wodą w pobliżu uszu wyraźnie się jej nie podobało. Używając jak najmniejszej ilości szamponu wyszorowałam ogon, grzywę i sierść od szyi po koronki klaczy, następnie dokładnie spłukałam, powtarzając zabieg parę razy, by na pewno nic nie zostało. Woda spływała z niej brunatna, a oczom ukazywał się wyjątkowo urokliwy, siwy kucyk z niewielkimi przyciemnieniami na stawach. Gąbką z wodą delikatnie spróbowałam doprowadzić do ładu jej łeb, lecz wyszło to średnio, bo wyraźnie obawiała się, że woda wleci jej nie tam, gdzie trzeba.
Tak wypielęgnowaną zabrałam na trawę, która już obwicie porosła teren Centralki. Słońce przygrzewało ładnie, więc wyschła w miarę szybko. Gdy odstawiłam ją do boksu stwierdziłam, że naprawdę trzeba się będzie ogolić. Ale to już w Aurumie, bo właśnie dowiedziałam się, że mój wniosek o adopcję siwej został uznany
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies