ďťż
cranberies
Czas się ruszyć! Postanowiłam z okazji mroźnego dnia ustawić sobie na hali kolorowy parkur i przejechać go na swoich kopytnych. Na początek postanowiłam wziąć sobie Shettiego, jako, że Song został już odstawiony od normalnych skoków, a Scarlet przygotowywana była na konkursy klasy N. Po rozplanowaniu, wymierzeniu i ustawieniu parkuru na hali poszłam po kucyka, który łaził bez celu wzdłuż ogrodzenia. Na mój widok podszedł do bramki i wystawił łepetynkę, wyraźnie oczekując pieszczot. Poklepałam go po czole, złapałam za kantar i zaprowadziłam pod boks. Tam szybko przeczesałam go w miejscach, gdzie leży ogłowie i dokonałam zamiany kantara na tranzelkę. Kucyk bez sprzeciwu przyjął wędzidło, a świeżo wyczyszczony i wysmarowany sprzęt wyglądał na nim naprawdę szałowo. Powyjmowałam wszelkie poplątane włosy spod nagłówka i reszty, przeczesałam grzebieniem i w końcu zabrałam się za resztę ogierka. Rozebrałam go z derki, szybko doprowadziłam do ładu (nie był zbyt brudny na szczęście), ubrałam w ochraniacze, siodło skokowe z grubym padem i derkę polarową. Gdy Shet był gotowy ja założyłam kask, rękawiczki, wzięłam palcat skokowy w jedną dłoń, drugą chwyciłam wodze i ruszamy na halę.
Zamknęłam za nami drzwi, podłączyłam radio do kontaktu i ustawiłam na jednej z ulubionych stacji. Przy przyjemnym, nie przygniatającym akompaniamencie muzyki podciągnęłam popręg, odwinęłam strzemiona i z lekkiego podskoku delikatnie wsiadłam na kucyka, oszczędzając mu przeciążania jednej ze stron. Poklepałam go, gdy nie zrobił ani kroczku w którąkolwiek stronę i nabrałam kontakt. Mały od razu powędrował łebkiem w dół, więc oddałam wodze i ruszamy stępem na luźnej wodzy. Kucyk wyciągnął łepetynkę parskając i dreptał żwawo, potrząsając od czasu do czasu bujną, srebrzystą grzywą. ja wyciągnęłam nogi ze strzemion i sama też się trochę rozgrzałam zginając i prostując nogi, kręcąc nimi koła, machając, obciągając i zadzierając stopy, potem dołączyłam do tego parę krążeń rękami, wyciągnięciem się itp. Tak rozgrzani zatrzymaliśmy się przy jednym ze stojaków i zostawiliśmy na nim derkę. Podciągnęłam popręg i nabrałam kontakt. Ruszyliśmy stępem pośrednim w lekkim wygięciu w prawo. Potem wygięłam go lekko w lewo, wyprostowałam i zatrzymałam - bez problemu. Ruszyłam stępem i zmieniłam kierunek przez środek ujeżdżalni. Znowu lekkie wygięcie do wewnątrz, potem na zewnątrz, wyprostowanie i zatrzymanie. Shetty był przyjemny do prowadzenia w stępie, ale dla pewności zrobiłam sobie po wolcie w każdym z narożników na lewo, na prawo i dopiero wtedy zakłusowałam na nieco dłuższej wodzy. Pilnowałam, by kucyk szedł energicznie do przodu, dopychałam łydką do stabilnego, lekkiego kontaktu. Z początku Titek tylko na moment przyjmował oczekiwane ustawienie, ale z czasem, kiedy to męczyłam go różnymi zmianami kierunków, kołami i przejściami stwierdził, że jednak pójdzie mi na rękę i wejdzie na ładny, optymalny dla obojga kontakt. Wtedy pobawiłam się w lekkie wyginanie, zginanie, zatrzymania, wolty oraz zmiany ustawienia. Raz prosiłam go o żucie z ręki, a kiedy indziej o wysokie ustawienie odpowiednie do pracy ujeżdżeniowej. Nie byłam zbyt wymagająca, traktowałam to jako swego rodzaju zabawę, w której łączyłam przyjemne z pożytecznym. Po 10 minutach kłusa przestałam się bawić ustawieniem, wyrównałam wodze, usiadłam w siodło i ustępowanie w prawo od linii ćwiartkowej do ściany. Ładnie, zgrabnie, nic się nie zatarło w pamięci. No to w lewo, potem łopatką przez połowę długości dłuższej ściany, wyprostowanie i pochwała, potem jakieś przejście/wolta/inny wymysł Joannowej wyobraźni. Shet spisywał się jak na razie bardzo dobrze, więc zrobiłam sobie po dwa wydłużenia na przekątnych na stronę i do stępa. Chwila odpoczynku, następnie czas na galop. Ruszyłam kłusem, siedząc w pełnym siadzie i nie anglezując. Wyjechałam na duże koło i tam pozbierałam kłus kucyka, następnie zagalopowałam w lewo. Ładne przejście, ale oczywiście z sowitym strzałem z zadu. mały głupek nigdy się nie oduczy. Potem już szedł ładnym, aktywnym, okrągłym galopikiem w ustawieniu i prawidłowym zgięciu. Czułam pod sobą jego zaokrąglone plecki, zaangażowany zad i ogromne pokłady energii. Popracowałam chwilę na kole, zrobiłam po dwa przejścia do kłusa i zagalopowania, następnie wjechałam na ścianę. Dwa okrążenia i zmiana kierunku przez przekątną, z lotną. Mały wypruł mi do przodu, ale zmienił nogę, więc po powróceniu do tempa docelowego poklepałam go i znów trochę na kole, jakieś przejścia, potem trochę jazdy po śladzie i znowu lotna. Znów przyspieszenie, ale mniejsze i prawidłowo zmieniona noga. Pochwała, koło, pozbieranie się do kupy i jeszcze jedna lotna. Dużo lepiej, przyspieszenie pojawiło się tylko na dwie fule przed zmianą i dwie po niej, ale przy koniu, który dopiero uczy się zmian było to dla mnie wysoce zdatne do tolerowania. Jeszcze jedna zmiana nogi w galopie i przeszłam do lekkiego półsiadu. chcąc wylatać małego oddałam mu trochę wodze, przyłożyłam łydki i mocniejszym galopem parę okrążeń w jedną, w drugą stronę, następnie do stępa. Krótki odpoczynek i galop w lewo. Nakierowałam Shettiego na kopertę 30 cm. Jechaliśmy aktywnym galopem na kontakcie, w równowadze. Dobrze domierzyłam do przeszkody i hop, po sprawie. Jeszcze raz jedziemy z lewego najazdu, lądujemy na prawo i z prawego dwa skoki. Stojący nieopodal Filip podniósł przeszkodę do 50 cm. Zagalopowałam ze stępa i aktywnym, okrągłym galopikiem naprowadziłam kucorka na sam środek krzyżaka. Niestety tym razem źle domierzyłam i zmusiłam go do przytupania, jednak mały dzielnie się (i mię) wyratował. Poklepałam go i jeszcze raz. Tym razem dobrze wyliczyłam fule i oddaliśmy ładny, lekki sus. Dwa skoki przez krzyżaka z prawego najazdu i lądujemy na lewo, zataczamy coś w rodzaju koła i jedziemy na stacjonatę 70 cm. Trzymałam równy, mocny kontakt i czując, jak tarantowaty ciągnie do przodu pulsacyjnym działaniem wodzy nieco go wstrzymywałam. Dobrze wymierzyłam odskok, dałam mocniejszą łydkę, oddałam mocno rękę wiedząc, że kucyk mocno zabaskiluje, po czym szybko się wycofałam i dalej galopowałam na wprost po przeszkodzie, klepiąc kucyka. Jeszcze raz z lewego, potem z prawego, w przeciwną stronę. Shet skakał chętnie, wybijał się, ciągnął do przeszkody i wyglądał jakby miał z tego prawdziwą frajdę. No to jedziemy oksera 70 x 70. Równy, energiczny galop, bliskie podejście pod przeszkodę i ładny, mocny skok, po nim jazda na wprost. Pochwaliłam małego i jeszcze raz, następnie naprowadziłam na stacjonatę 80 cm, która przedtem była kopertą. Przytrzymałam go mocniej czując, jak już chce lecieć na łeb na szyję, wyczekałam do końca, przyłożyłam łydkę i oddałam rękę. Tit odbił się mocno, złożył przednie nogi, mocno zabaskilował, poprawił zadem i na odchodnym po przeszkodzie lekko strzelił z zadu. Jeszcze jeden skok przez sztalkę i potem okser 80 x 80. Galopujemy do przodu, trochę daleki odskok, ale dzięki zdolnościom kucyka i mojemu doświadczeniu w sprawianiu ratującym koniom jak najmniej kłopotu spokojnie dolecieliśmy i wylądowaliśmy w bezpiecznej odległości od przeszkody. Pochwała dla kuca, do stępa i przejrzenie parkuru: 1. okser 80 x 70 2. stacjonata 80 cm 3. stacjonata 80 cm 4. szereg: stacjonata 80 (2 fule) okser 80 x 60 5. okser 80 x 80 6. mur 70 cm 7. okser 80 x 70 8. okser 90 x 80 9. stacjonata z desek 80 cm Były to głównie linie, i to wcale nie takie proste, jednak byłam prawie pewna, że nam się spokojnie uda przejechać ten parkur na czysto. Oprócz tego jedna z przeszkód stała wyższa, jednak był to raczej mój eksperyment. Odetchnęliśmy sobie, to ruszamy. Zagalopowałam w lewo, nadałam Shettiemu parkurowe tempo, pilnowałam, by miał galop okrągły i równy. najechałam na jedynkę. Trzy ostatnie fule nieco do przodu, by pasowało i leciiimy. Miękkie lądowanie, ładne zawinięcie dużą prawie półwoltą i linia dwóch stacjonat po lekkim łuku na 7 fule. Do pierwszej podeszliśmy bardzo blisko, ale mieliśmy dobry galop, więc ogr z łatwością się wybronił i potem równym galopem odliczamy 7 fuli, dobry odskok na przeszkodę nr 3 i płynny, jak zwykle zabaskilowany skok. Lądujemy na prawą nogę, odbijamy do bandy, wyjeżdżamy narożnik i dopiero z niego najeżdżamy na szereg po czymś a la przekątna. Trochę mocniejszy galop, by nie zrobiło się daleko, ładny skok przez stacjonatę, potem do przodu dwie fule i okser - super! Poklepałabym malucha, gdyby nie fakt, że 6 fuli dalej w linii po lekkim łuku mamy oksera. Przypilnowałam go, podprowadziłam blisko przeszkody i gerooonimooo! Shetty stwierdził, że zacznie sobie zadzić do góry i poprawiać zadem, a co. Po lądowaniu machnął łbem, próbował się zabrać, ale mocne zamknięcie dłoni na wodzach doprowadziło go do ładu. Dużym łukiem na linii mur-okser na 5 fuli lekko do tyłu. Bliskie podejście, ładny, wysoki skok, potem "prr, prr, prr" i okser. Lądujemy, jedziemy wzdłuż bandy przez całą krótką ścianę, odbijamy na coś a la przekątna i okser 90 x 80. Okrągły, mocny galop, dokładne domierzenie do przeszkody i mocna łydka na odskoku. Oddałam wyraźnie wodze i starałam się jak najmniej przeszkadzać pstrokatemu. Ten wybił się mocno, ale nie tylko do góry, tylko jak przystało na oksera. Wylądował całkiem miękko, posłusznie zmienił nogę po skoku i 9 fuli dalej ostatnia przeszkoda. Hop i po sprawie. Pochwała, do stępa, chwila odpoczynku. Postanowiłam pojechać też coś w rodzaju rozgrywki, coby się chłopina wyrobił do zawodów ![]() Przeszliśmy do kłusa, ja klepiąc małego jechałam dalej w półsiadzie i powolutku zwalniałam jego tempo. W końcu zaczęłam anglezować, a po 2 minutach takiego kłusa zwolniłam małego do stępa. Podjechałam do stojaka, wzięłam derkę i przykryłam nią kucyka, sama zsiadłam i popuściłam popręg, zawijając przy tym strzemiona. Dałam mu cuksa, rozpięłam nachrapnik i rozstępowałam w ręku, bawiąc się jego puchatymi uszkami. Gdy przestał dyszeć i podsechł wróciliśmy do stajni. Tam zdjęłam mu siodło, ochraniacze i ogłowie, założyłam kantar z uwiązem, derkę polarową i zabrałam na myjkę. Dokładnie umyłam i schłodziłam mu nogi, po czym wpuściłam do boksu, gdzie poświęciłam chwilę na wymasowanie go, coby nie dostał jakiś zakwasów przypadkiem. Kucorek odprężył się, rozluźnił i przymknął oczy. Gdy skończyłam zmieniłam mu derkę na zimową i zostawiłam w boksie, musiałam w końcu ruszyć też resztę koni i załatwić parę innych spraw na mieście. Byłam bardzo zadowolona z jego pracy dzisiaj, była to idealna motywacja do dalszej pracy i przy okazji udany początek dnia. |