ďťż
cranberies
Pogoda ostatnimi czasy zaprezentowała nam, jak rozmaity może być okres nawet trzech dni, przez co niestety ścieżki w terenie w większości zostały pozalewane, pozamakane itd, maneż też był jeszcze trochę bajorowaty, więc byłam zmuszona zabrać kobylaste na halę. Na pierwszy ogień wybrałam Lithium, nasz dzisiejszy cel: przejechać pod kontrolą, w równym tempie parkur 120. Wyciągnęłam parę dawno nie używanych desek, płotków, sztuczny, krótki rów z wodą i z pomocą Filipa ustawiłam sobie całkiem ładny, solidny parkurek, akurat na rozpoczęcie sezonu. Otrzepując ręce wkroczyłam do stajni, wytaszczyłam cały potrzebny mi sprzęt z siodlarni i marsz do konia. Lidka była trochę na mnie obrażona, bo zostawiłam ją na 4 dni pod okiem Filipa, chcąc odetchnąć chwilę u przyjaciółki i pomóc jej z tamtejszymi kopytnymi. Wróciłam z nową energią, ale musiałam wpierw obłaskawić boginię fruwających kopyt i kłapiących zębów. Z początku było ciężko, jednak w końcu potrzeba bliskości i uwagi przeważyła nad urazą i hanowerka złagodniała, zaczęła współpracować, jednak dopiero po solidnym wydrapaniu i wygłaskaniu Osiodłałam ją, okryłam derką polarową i energicznym krokiem na halę.
Wykorzystując moment nieuwagi gniadej podciągnęłam popręg, wsadziłam nogę w strzemię i lekko wskoczyłam w siodło. Gniada patrzyła jak zaczarowana na tak dużą ilość kolorowych rzeczy w jednym miejscu, musiałam mocniej zadziałać łydką, by wróciła na ziemię i ruszyła swoim turbostępem. Rozstępowałam ją przez 10 minut na luźnej wodzy, zdjęłam derkę, podciągnęłam popręg i ruszamy kłusem. Na początek puściłam wodze i jadąc do przodu, aż się trochę otworzyła, następnie stopniowo nabierałam je, prosząc klacz o ustawienie, jednak bez zmieniania wykroku. Trochę czasu to zajęło, mimo iż Filip dostał dokładne instrukcje postępowania z klaczką to miał inne wyczucie, równowagę i gabaryty, co teraz odczuwałam. Musiałam trochę wyczulić Lith na łydkę, zwłaszcza spychającą, do tego zmniejszyło się nieznacznie zaufanie do ręki, ale pracując na kołach, ósemkach, wyginając się i robiąc bardzo dużo przejść, zarówno w dół jak i w górę (pojedyncze zagalopowania po 15 minutach kłusa) udało nam się dojść do w miarę zgranej jazdy. Dałam Lidzi odetchnąć chwilę w stępie i galop. Na początek dłuższa wodza i obszerny, aktywny galop z głową w dole, następnie praca na normalnym kontakcie, podnosimy galop do góry i parę lotnych. Tu widziałam poprawę - kobyłka chętniej dążyła do przodu, bardziej pchała się zadem i czekała na moje sygnały. Lotne robiła pełne, dodawała bez chwili zawahania, skracała też bez oporu. Pochwaliłam ją sowicie podczas oddechu w stępie, następnie pora się rozskakać. Na początek koperta 50 cm z galopu w jedną, w drugą stronę. Gniada niewyskakana, ciągnęła całą sobą do przeszkody, jednak chyba nauczyła się w końcu chociaż trochę słuchać jeźdźca, gdyż udawało mi się jakoś takoś nad nią zapanować i doprowadzić do przeszkody. Skoki oddawała pełne, płynne i lekkie, co nie zmieniło się nawet, gdy z koperty zrobiła się stacjonata 100 cm, następnie 120 cm, a na koniec linia stacjonata-okser 120x100 na 6 fuli. Hanowerka szła bardzo fajną, obszerną i podniesioną fulą, na ostatniej fuli lekko łypnęła okiem na pomarańczową podmurówkę z namalowanym czarną farbą przeciągającym się kotem, jednak nie odmówiła skoku i pokonała przeszkodę bez puknięcia. Pochwaliłam ją, po czym najechałam jeszcze raz na całą linię i do stępa. Kiedy gniada łapała oddech ja planowałam jak przejechać stworzony przeze mnie parkur: 1. okser 110x95 2. stacjonata z desek (fale) 120 3/4. linia na 7 fuli: stacjonata z rowem 120 - okser 120x120 5a/b/6. szereg na 2 fule w linii na 4 fule: okser 120x100 - stacjonata 120 - stacjonata z desek 120 7. triplebarre 100/110/120 8/9. linia na 5 fuli: stacjonata 120 - okser 120x100 10a/b. szereg na 1 fulę: stacjonata 115 - okser 120x90 11. mur 125 cm Kiedy odetchnęłyśmy pozbierałam klacz, skupiłam a sobie i zagalopowałam na kole. Podkręciłam trochę tempo i galopując na lewą nogę dojechałam do krótkiej ściany, od której następnie odbiłam, kierując się wprost na oksera - przeszkodę niższą od poprzednich, ale za to w barwach tęczy, z tęczową podmurówką i dość barwnymi stojakami. Pomimo tego Lith szła równo, nie wycofywała się, nie wyciągała i bez przejęcia odbiła się w prawidłowym miejscu, lekko pokonała przeszkodę, miękko wylądowała na lewą nogę i jedziemy dalej, po lekkim łuku do fali. To już trochę ją poruszyło, jednak w prawidłowy sposób, bo lekko się wycofała, przekładając jednak oszczędzaną energię w wyniosłość galopu, dzięki czemu miała baardzo dużo siły by się odbić, do tego niemalże założyła nogi za uszy, poprawiła zadem i na odchodnym lekko strzeliła z zadu. Od razu posłałam ją za to do przodu, przy presji czasu takie bryki mogą mieć duże znaczenie. Obszernym, aktywnym i okrąglutkim galopem w lewo jedziemy do linii na siedem fuli. Lidka wpadła mi w zakręcie łopatką, przez co został on skrócony tak, że zostały nam trzy fule do stacjonaty z rowem. Wzmocniłam działanie łydki i ręki, po czym wyczekałam do momentu odskoku, tam łydka, oddanie ręki, lądowanie i trochę szerszą fulą do oksera. Byłam zadowolona z Lithium, bo mimo zaskoczenia przeszkodą nie zapatrzyła się na nią i nie pogubiła nóg, tylko z zimną krwią dogalopowała, odbiła się i super technicznie pokonała przeszkodę. Okser był czerwono-czarno-biały, stojący w słońcu i dość nieprzyjemny dla oka. Tu musiałam ponownie mocniej zadziałać łydką, bo odbijające się światło wyraźnie nie budziło u Lith zaufania. Klacz ładnie, szybko odpowiedziała na moje pomoce i może mniej super-hiper technicznie, ale na czysto pokonała przeszkodę. Poklepałam ją i na prawo, dużym łukiem najazd na linię z szeregiem. Tu trochę skróciłam ostatnie fule, dystans w całej linii był dość ciasny. Z okserem nie było problemu, jednak w szeregu gniada trochę się ze mną pobiła i lekko puknęła przodami drąg stacjonaty, po której wyraźnie ją skróciłam i stacjonata z desek z fochem pod postacią wysadzenia najwyżej jak się da, a po lądowaniu doprawieniu soliidnym baranem. Ogarnęłam się i ją jak najszybciej i ciasnawy zakręt, po małej przekątnej wachlarz. Nie sprawił nam problemów, hanowerka teraz bardziej skupiała się na samym skakaniu niż estetycznych aspektach przeszkód. Wylądowałyśmy na lewą nogę i daleko galopujemy, by w końcu najechać na linię, która służyła nam za rozprężeniówkę. Gniadoszka fajnie się poprowadziła, nie walczyła, skakała lekko i szybko. Wylądowałyśmy na lewo i na przekątnej mamy szereg na jedną fulę. Wejście było od żółtej, ażurowej stacjonaty, a którą stał trochę bardziej zabudowany okser, z ładnymi, żółciutkimi deskami u dołu. Kombinacja nie sprawiła nam problemów, a po wylądowaniu na prawą nogę krótko najechałam na ostatnią dziś przeszkodę - mur 125 cm. Lithium postawiła uszka, naparła trochę mocniej na wędzidło, jednak obie wyczekałyśmy dojechałyśmy blisko przeszkody i dopiero nastąpił moment odbicia. Lith super zapracowała grzbietem, oddała okrągły, silny skok, lądując jednak miękko i płynnie galopując dalej. Oddałam jej wodze, wyklepałam po obu stronach szyi i uznałam, że powtórzymy linię z szeregiem, oddamy z trzy skoki w bardziej rozgrywkowym stylu i styknie. Dałam klaczce odetchnąć i galop w prawo, najeżdżamy na szereg. Przytrzymałam Lidkę stanowczo, ale delikatnie, po skoku przez okser od razu zadziałałam, nie dając jej szansy na wyrwanie do przodu, dzięki czemu odskok przy stacjonacie pasował, a po nim poszło już gładko. Pochwała, chwilka stępa i znowu galop, tym razem tempo podkręcone solidnie, aczkolwiek z zachowaniem okrągłej fuli. Takim galopem najechałam na linię 3/4, urywając fulę, jednak odskok do oksera wypadł we właściwym miejscu. Obie przeszkody pokonane na czysto, więc zawijamy o 180 stopni w lewo i linia "rozprężeniowa" na 5 fuli. Po niej dzida do przodu i wachlarz, a po nim na skos najechana stacjonata z desek z numerem 6. Tu klaczka lekko się zawahała i strąciła górę, jednak manewr był trudny i prowokujący do nieposłuszeństwa, więc i tak brawa dla niej. Poklepałam ją po obu stronach szyi, puszczając wodze i po uspokojeniu poprawiłam ostatni skok, wtedy do kłusa i kończymy. Rozkłusowałam Lithium na luźnych wodzach, po czym zwolniłam do stępa, popuściłam popręg i stępujemy. Po 5 minutach stępa dodatkowo ubrałam derkę, bo wcale cieplej się nie zrobiło, a po kolejnych 10 zsiadłam, popuściłam popręg do reszty i wracamy do stajni. Na miejscu szybko zdjęłam klaczce ogłowie, pozwalając na dokładne wytarcie spoconej mordki bez uszkadzania cennego sprzętu, w dalszej kolejności zdjęłam z niej siodło, futro, czaprak i ochraniacze, poprawiłam derkę na jej parującym ciele, dopiero wtedy przypomniałam sobie, że powinnam założyć kantar (taki drobny szczegół ^^"). Zabrałam hanowerkę na myjkę, dokładnie schłodziłam i umyłam nóżki, wysmarowałam smarem i w końcu odprowadziłam młodą do boksu. Na odchodnym wrzuciłam jej do żłobu 4 marchewki i ruszyłam dalej, chcąc czym prędzej zabrać się za Gracjuchę a na deser Eldka, który również zaczął wymagać intensywniejszej roboty niż spacerki w ręku. dnia Śro 11:13, 08 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz |