ďťż
cranberies
Po zajęciu się Chmurą i Xeną poszłam do Etiudy. Klaczka stała sobie w boksie, wyglądając żywo na świat. Przywitałam się z nią po raz kolejny dzisiejszego dnia, obdarowałam jabłuszkiem i weszłam do boksu. Etiuda, wyraźnie przywiązująca się do mnie bardzo zainteresowała się moją osobą i wszędzie wtykała swoje chrapy, a moje obie dłonie potraktowała swoim ciepłym, mokrym jęzorem. Wytarłam się o jej szyję i założyłam kantar. Wyprowadziłam przed boks i uwiązałam. Zdjęłam derkę i szybko zabrałam się za czyszczenie. Poszło gładko, Niunia była dziś wyjątkowo czysta. Owszem - wierciła się strasznie, ale gdy raz na nią podniosłam głos w ostrym "ej!" stanęła jak wryta i tylko czasem zaczepiała mnie delikatnie. Poklepałam moje sreberko i odziałam w owijeczki. Komplet chocolate dziś wybieramy, bo chyba najczystszy póki co (dziś miało się odbyć wielkie pranie). Etka wierciła się, podnosiła nogi, nie chciała ich postawić zupełnie na ziemi, i dopiero po ponad 20 minutach miałam konia z dobrze owiniętymi nogami. Holsztynka jest dla mnie naprawdę wielkim wyzwaniem, już podczas pierwszych dni pokazała, że muszę dopracować swoją cierpliwość i wytrwałość, jeśli nie chcemy się rozstać. Na grzbiet zarzuciłam pad, futerko i siodło ujeżdżeniowe, na głowę założyłam ogłowie z nachrapnikiem szwedzkim. Poklepałam kobyłkę i wyprowadziłam na dwór. Podciągnęłam popręg i z ziemi lekko wskoczyłam na jej coraz wyższy grzbiet.
Stępem swobodnym ruszyłyśmy na czworobok. Rozgrzewka była dość lekka: w stępie dużo wolt, kół, zmian kierunków, potem zbieramy się i stęp pośredni. Parę wygięć na rozluźnienie, jazda po ósemce, parę przejść w samym stępie jak i do stój. Etiuda dobrze pracowała, fajnie reagowała na pomoce. Coraz chętniej się zbiera i ufa mojej ręce, rozwija się z dnia na dzień. "Oby i dziś nam się dobrze współpracowało" pomyślałam, po czym poczułam uderzenie wiatru w twarz, gdy Etiuda, wystraszona czymś ruszyła galopem z brykami przed siebie w tempie szalonym. Gdy nic nie pomagało, a musałam konia opanować wzięłam lekko szarpnęłam za wodze. Natychmiastowa stopa, parę przycupnięć na zadzie i porządne wspięcie się, zakończone niestety upadkiem nas obu. Cudem uskoczyłam w bok, dzięki czemu nie zostałam przygnieciona przez młodą. Etiuda szybko wstała i cała rozdygotana nie wiedziała co robić. Stojąc jak ciele gapiła się na mnie zamroczonymi oczyma. Złapałam wodze i sprawdziłam czy wszystko jest okej. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Nawet siodło było jeszcze zdatne do użytku, jedynie trochę porysowane. gdy byłam w 100% pewna, że wszystko gra, klacz zdrowa, siodło nic jej nie zrobi itd wsiadłam i zrobiłam 5 okrążeń w stępie wykonując dodatkowo woltę przy miejscu, gdzie Etka ruszyła galopem. Uspokojone i przywrócone do formy ruszyłyśmy kłusem. Robocze, spokojne tempo, koń po 2 okrążeniach pozbierany i zrównoważony. Parę kół, parę wolt, zmian kierunków, serpentyny i wężyki, dużo przejść i jazdy na luźnej wodzy. Poćwiczyłyśmy trochę żucie z ręki. Pomogło nam ono się rozluźnić po tym nieszczęsnym wydarzeniu sprzed paru minut i skupić na pracy. Etiuda parskając posłusznie podążała za kontaktem, o ile nie zapomniałam przyłożyć łydek. W końcu przeszłyśmy do kłusa pośredniego i parę prostych ćwiczeń typu mała wolta-zatrzymanie-ruszenie kłusem-do stępa-ruszenie kłusem-mała wolta (na długiej ścianie). Fajna praca klaczki, pełnia skupienia i świetne ustawienie. Etiuda mnie coraz bardziej zaskakiwała. Sprawdziłam, jak wychodzą nam wyjazdy na linię środkową, zatrzymania i ruszenia - bardzo dobrze. Spróbowałam dodać na przekątnej. Nawet nawet, chociaż to jeszcze nie to. Powtarzamy w drugą stronę - lepiej, ale nadal trzeba nad tym sporo popracować. Nie chcąc już bardziej mącić młodej w głowie usiadłam w siodło i w narożniku zagalopowałam. O dziwo Etka ruszyła spokojnym, równym galopem - bez pędzenia, bez bryknięć. Chyba się trochę bała tak szaleć. 2 razy uciekła od kontaktu, jednak dość szybko przekonałam ją do powrotu. Pogalopowałyśmy w prawo, w lewo, porobiłyśmy parę kół 20 m, trochę mocniejszego galopu w półsiadzie, przejścia galop roboczy-galop pośredni, kłus roboczy-galop roboczy itp. Dużo przejść, nawet parę do stępa i z stępa się wcisnęło. Poklepałam już nieco mokrawą klaczkę i odpoczywamy w stępie. 5 minut od złapanie oddechu, dla mnie na przypomnienie programu L-4 i zaczynamy. Kłusem roboczym dojechałyśmy sobie do A, gdzie wyjeżdżamy na linię środkową. Zatrzymanie w X od łydki i dosiadu. Dobre podstawienie zadu, koń zrównoważony, spokojny i pozbierany. Ukłoniłam się, przyłożyłam lekko łydki i kłus roboczy. Pilnowałam ręki, by Etiuda na pewno była na stałym kontakcie - u niej to był chyba jedyny warunek do zebrania. Koń prosty, dokładne wyjechanie narożnika w C przy skręcie w prawo i od M, przez X do F serpentyna o jednym łuku. Ładna zmiana wygięcia, koń zrównoważony i skupiony. W narożniku F-A zagalopowanie z prawej nogi. Uspokoiłam nabierającą prędkości Etiudę i od E koło 20 m. Utrzymujemy wygięcie, zewnętrzna łydka pilnuje, by koń niczym nie wypadał, wewnętrzna aktywizuje ruch i bardzo ładne, okrąglutkie koło między ścianami. Dyskretnie pochwaliłam klaczkę i w H przejście do kłusa. Nieco chaotyczne, Etiuda uniosła na chwilę łeb, jednak szybkie ogarnięcie i jedziemy dalej. Od B koło 20 m i żucie z ręki. Przykładając rytmicznie łydki oddawałam powoli wodze, wykonując lekkie półparadki, a gniada grzecznie podążała pyszczkiem za kontaktem. Od E zaczęłam nabierać wodze i przed B miałam już normalny kontakt na wodzy. Jedziemy sobie kłusem roboczym na wprost, koń prosty, w A przejście do stępa pośredniego - bardzo ładne, zrównoważone i płynne. W K wyjeżdżamy na przekątną i stęp swobodny. idziemy po linii prostej, do wyznaczonego punku na ścianie. Spokojny, zakręt i jesteśmy na ścianie jadąc na nowo stępem pośrednim. W C leciutka łydka i kłus roboczy. Od H przez X do K robimy serpentynę o jednym łuku i w narożniku K-A lekkie przyłożenie odpowiednio ustawionych łydek i galop z lewej nogi. Uspokoiłam klacz, która wracając do formy bryknęła sobie 2 razy i robimy koło 20 m od B. ładne wygięcie, koń nie tracący ani rytmu, ani impulsu, idący w skupieniu, słuchający jeźdźca. Wróciłyśmy na ścianę i w M do kłusa. Dużo lepsze przejście, przejrzyste i spokojne. Zmiana kierunku przez środek ujeżdżalni przez E i B, z dokładnym wyjechaniem zakrętów i w A na linię środkową, zatrzymanie w X, ukłon i stęp swobodny. -Dobra klaczka - Powiedziałam klepiąc gniadą po szyi. Nie chcąc jej już męczyć stępem wyjechałam z czworoboku i pojechałam do lasu. Ryzykowne przedsięwzięcie, ale obyło się bez płoch czy spięć. Pokłusowałyśmy sobie spokojnie po ścieżce, postępowałyśmy z 10 minut i wróciłyśmy do stajni. Przed boksem zsiadłam z niuni, zdjęłam jej siodło, owijki i ogłowie, założyłam derkę polarową i wypielęgnowałam jej kopyta. Wszystko było w porządku, więc gdy ochłonęła zmieniłam derkę i wypuściłam ją do reszty koni na padok. Poszła w ich stronę lekkim kłusem, rżąc przy tym cienko. Westchnęła i poszłam pozbierać sprzęt. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo mnie wszystko boli po upadku. |