ďťż

02.06.2014r - Ujeżdżenie: Praca nad przejściami

cranberies
No, czas się wziąć w garść. Ostatnie dni gniada spędziła na aklimatyzacji w stajni, poznaniu z ludźmi, którzy na ogół będą się nią zajmować i razem trochę popracowałyśmy ujeżdżeniowo, zdarzyły się też drobne skoki. Dziś postanowiłam popracować nad przejściami, bo jak bardzo szybko dogadałam się z klaczą co do reakcji na łydkę czy wodzę, jak tu stale miałyśmy drobne niedociągnięcia. Przyszłam do AA, szybko chwyciłam czaprak, siodło ujeżdżeniowe, ogłowie z wędzidłem smakowym i nachrapnikiem meksykańskim, komplet ochraniaczy i ruszyłam do Lith. Gniada stała w głębi boksu, wyglądając przez okienko na zewnątrz. Słysząc szczęk sprzętu i cmokanie odwróciła się i po chwili zastanowienia podeszła do drzwi.
-No hej dzidzia - Powiedziałam dając jej cukierka na powitanie i delikatnie gładząc przy ganaszu. Zaakceptowała mój dotyk, chociaż nie wyglądała na wybitnie zadowoloną z jego obecności. Wyprowadziłam ją na korytarz, uwiązałam i szybko wyczyściłam. Przy czyszczeniu brzucha jak zwykle była ogromnie poruszona, że jak ja śmiem ją tam ruszać, że to jest be i w ogóle, tupała, kuliła się, straszyła zębami ale nie odnosząc skutku zaczynała się uspokajać. Pod koniec ograniczyła się do machania ogonem, niewielkiego skulenia uszu i w ostateczności tupnięcia. Reszta poszła dużo prościej, musiałam jednak przerobić z nią po raz kolejny lekcję "przy czyszczeniu stoisz w miejscu". Mam nadzieję, że czym prędzej uda mi się dogadać z gniadą i na tym poziomie, liczyłam na magię czasu. Szybko założyłam jej ochraniacze, siodło, ogłowie i marsz na półhalę. Dzień był upalny i nie miałam zamiaru smażyć się na patelni, jaką stał się maneż.

Przy podciąganiu popręgu Lithium skuliła uszy, jednak nic więcej. Podprowadziłam ją do schodków i szybko usadowiłam się w siodle. Przytrzymałam ruszającą już klacz, odczekałam chwilę i ruszamy. Na początek 10 minut stępa na luźnej wodzy, obszerny, aktywny chód w obie strony. Lidzia z początku spięta zaczęła się trochę rozluźniać i poparskiwać. Ładnie odpowiadała na moje łydki i dosiad, skręcała bez problemu, a gdy próbowałam wziąć ją na kontakt w bardzo delikatny sposób nie stawiała dużego oporu. Co jakiś czas próbowała poderwać głowę, ale delikatna półparadka szybko sprowadzała ją w dół.
W takim stępie pokręciłam się na większych, mniejszych kołach, co jakiś czas robiąc zatrzymanie na linii prostej. Przygotowywałam do niego klacz przez parę kroków i potem pach-pach-pach, powinnyśmy stać. Czasem wyszło, czasem nie, ale z czasem widać było progres. Zatrzymywałam się raz na dłuższą chwilę, raz ledwie stanęłam i już stęp, by nie wyrabiać u gniadej schematu zatrzymania jako takiego i owakiego. Gdy więcej podejść kończyło się sukcesem sprawdziłam popręg.
Ruszyłam stępem, pozbierałam gniadą, przygotowałam do przejścia skupiając na sobie i delikatny sygnał łydką, dosiadem, ręka mięciutka, delikatna i kłus. Lithium ruszyła do przodu niczym z procy, więc od razu półparadami i dosiadem zaczęłam ją zwalniać, a jej bezskuteczne wkurzanie się nie zmieniało mojego zdania. Dużo jeździłam po kołach, cały czas zwalniając klacz, póki nie osiągnęła oczekiwanego przez mnie tempa. Chwaliłam ją wtedy często, zaczęłam też prosić o większe zaangażowanie zadu bez konieczności podrywania łba. Pokłusowałam trochę po kołach, ósemkach, pozmieniałam kierunki i bierzemy się za przejścia.
Na początek kłus-stęp-kłus. Jeżdżąc na kole stopniowo skracałam, zwalniałam kłus Lith pilnując jednak, by się nie rozłaziła, następnie jak najpłynniej przechodzimy do stępa. Starałam się utrzymywać klacz w ustawieniu, nie rozłazić się i po przejściu jechać aktywnym stępem pośrednim. Z początku przejścia w dół zajmowały nam dużo czasu, a i tak nie zawsze wychodziły jak chciałam, przejścia w górę jednak były cięższe do zachowania równowagi i ładu, Lidzia lubiła po prostu wypruć sobie do przodu, szczęśliwa z możliwości pobiegania.
-Zaczniesz chodzić na poranne lonże w celu wybiegania, zobaczysz. - Wymamrotałam po którymś skoku w przód. W końcu jednak gniadoszka uspokoiła się i zaczęła fajnie współpracować. Jeśli została odpowiednio przygotowana płynnie i bez niszczenia osiągniętego zebrania, rozluźnienia wykonywała przejścia. Samo przygotowanie zajmowało coraz mniej czasu, co było dla mnie ogromną ulgą.
No to kłus-stęp-stój-stęp-kłus. Tu co ciekawe, o ile nie pozwalałam się klacz rozproszyć, wszystko szło bardzo gładko. Pojeździłam chwilę schemat 10 kroków (10 kroków kłus - 10 kroków stępa - zatrzymanie na 10 sekund - 10 kroków stępa - kłus i od nowa) z czasem zmniejszając ilość kroków stępa. Postanowiłam pozatrzymywać się z kłusa.
Gniada skupiona już w pełni na pracy odpuściła sobie parcie do przodu, zamieniając je na jak najlepsze wykonywanie moich poleceń. Super pomysł. Pierwsze zatrzymanie z kłusa wyszło ostatecznie przez stęp i się trochę posypało, więc spokojnie ruszyłam kolejno stępem, kłusem i jeszcze raz. Zwalniamy, zbieramy kłus, wyraźne przygotowanie do przejścia i pach-pach-PACH. Piękne zatrzymanie bez wyjścia z ustawienia.
-Super dzidzia! - Poklepałam sowicie hanowerkę i ruszenie kłusem ze stój po uprzednim przygotowaniu. Trochę się wyrwała do przodu, ale wyjątkowo szybko doszłyśmy do ładu. Jeszcze raz: przygotowanie, pach-pach-stój. Tym razem wyszło zbyt gwałtownie, za mało działania łydką z mojej strony. Utrzymanie skupienia klaczy i kłus. Dużo lepiej, musiałam ostrożnie dawkować swoje pomoce, gniada była wyjątkowo czuła i nieraz wyprucie było w znacznym stopniu z mojej winy. Dla rozrywki jedna wolta z wygięciem do wewnątrz, na zewnątrz (bez problemu) i na ścianie przygotowanie do przejścia, zatrzymanie. Przypilnowałam klaczy łydką i bardzo ładne, równiutkie zatrzymanie. Utrzymanie w stanie gotowości, bardzo delikatny sygnał łydką + dosiad i ładny, równy kłus. Pochwaliłam gniadą głosem i zmiana kierunku, zatrzymanie i ruszenie w drugą stronę. Ładnie, chociaż ten zad mógłby się podstawić jak poprzednim razem. Jeszcze raz. Przygotowanie do przejścia i zatrzymanie. Super. Zad podstawiony, ustawiony równo, przód też niczym od linijki, klacz ustawiona, prosta i skupiona.
-Chodź tu małpiszonie mały - Powiedziałam schylając się by dać klaczy cukierka. Z początku patrzyła na mnie zdziwiona, po chwili jednak zgarnęła przysmak z dłoni i zadowolona zaczęła przeżuwać. Chwila odpoczynku w stępie na luźnej wodzy.
Gdy klacz zjadła smakołyka i odetchnęła trochę nabrałam wodze, pozbierałam ją i kłus, po ogarnięciu się kłus wysiadywany, w narożniku bardzo delikatny sygnał łydką i galop. Od razu półparadami wyhamowałam Lithium nie dając jej się jednak rozwlec i galop na kole z wygięciami do wewnątrz i na zewnątrz. Działałam ręką bardzo delikatnie, ale stanowczo, jak najjaśniej pokazując gniadej czego od niej oczekuję. Po paru okrążeniach udało nam się dojść do ładu. Lith szła fajnym, równym, okrągłym galopem i nie pędziła zanadto. Pogalopowałam tak chwilę i przejścia. Galop-kłus-galop. Skracamy, zwalniamy galop przed przejściem, przygotowanie do niego i nieco przedłużone, ale całkiem ładne zwolnienie do kłusa. Poklepałam Dzidzię i koło kłusem, przygotowanie do galopu i zagalopowanie. Znowu wyskoczyła mi trochę do przodu, ale łatwiej było ją wyhamować do odpowiedniego tempa. Parę fuli ładnego, okrągłego, spokojnego galopu, przygotowanie do przejścia i kłus. Lepiej. Pochwała, przygotowanie do zagalopowania i świetne, spokojne przejście w górę.
-Super! Oby tak dalej młoda! - Powiedziałam klepiąc gniadoszkę sowicie po szyi. Potem jednak wróciłyśmy do zebranego galopu, przygotowanie do przejścia i kłus. Ładne, płynne przejście bez walki. Puściłam wodze, do stępa, do stój, smakołyk i chwila luzu w nagrodę. Potem zmiana kierunku, pozbieranie stępa i kłus, przygotowanie do przejścia, zagalopowanie. Lekko się wyrwała, jednak parę półparad sprowadziło ją na ziemię. Galopując po kole spróbowałam ją jeszcze trochę podnieść, podstawić i dopiero po uzyskaniu ładnego, dobrego galopu przygotowałam do przejścia i kłus. Trochę się sypnęło, ale cóż... Tragedii nie było. Zwolniłam trochę chód, usiadłam w siodło, przygotowałam Lith do przejścia i zagalopowanie. Ładne, płynne przejście w górę. Skubana łapie w locie o co mi chodzi. Ładny galop, przygotowanie do przejścia i do kłusa. Dużo lepiej. Jeszcze jedno zagalopowanie na 4 fule i do kłusa. Bardzo fajnie. Przejście do stępa, do stój, cukierek i chwila stępa. Trzeba by dzieciaka wygalopować jak już sobie popracował i spisał się należycie.
Gdy trochę odpoczęłyśmy pozbierałam Lidzię w stępie, skupiłam na sobie i w narożniku zagalopowanie ze stępa. Trochę oszukane, zrobione przez pół kroku kłusa ale i tak dobrze. Koło, uspokojenie galopu i do stępa. Znowu przez parę kroków kłusa, ale raczej z mojej winy. Ogarnięcie w stępie, przygotowanie do przejścia i zagalopowanie. Dużo lepiej. Przejście od razu w galop, może nie ogarnięty, ale to się dopracuje kiedy indziej. Zwolnienie galopu, skrócenie go najbardziej jak się da i wyraźny sygnał do przejścia w stęp. Dużo lepiej. Pochwała, zmiana kierunku, na drugą nogę to samo. Poszło jak po maśle. No to jeszcze jedno zagalopowanie ze stępa. Przeszłam do lekkiego siadu i oddałam klaczy trochę wodzy. Gniada fajnie powędrowała za kontaktem idąc obszernym, okrągłym galopem.
-Dooobra dzidzia - Pochwaliłam ją i wyjechałam na ślad. Przegalopowałam dwa okrążenia ładnym, niezbyt szybkim galopem i wyjazd na przekątną, lotna. Przygotowałam klacz do zmiany i w odpowiednim momencie przesunęłam łydki wzdłuż jej boków na właściwe miejsce. Lithium owszem, ładnie zmieniła nogę od razu po sygnale, ale po nim postanowiła sobie pobrykać. Wzięła łeb między nogi i jak zaczęła sadzić baranki, to przez chwilę myślałam, że się rozstaniemy. Gdy tylko złapałam równowagę niezbyt kulturalnie zmusiłam ją do podniesienia łba i pojechałam do przodu. Przeszłam do półsiadu i mocniejszym galopem przejechałam parę okrążeń, nie pozwalając gniadej jednak rozglądać się czy wychodzić z ustawienia. Praca to praca. Pododawałam na długich ścianach i dopiero gdy poczułam, że chyba tam pode mną trochę się uspokoiło wróciłam do pierwszego tempa galopu w lekkim siadzie, wyjechałam na przekątną i lotna. Ładnie, z dodatkowym wykopem z zadu i jednym barankiem, potem jednak już grzecznie. Pochwaliłam klaczuchę i mocniejszy galop w półsiadzie + parę dodań. Znowu powrót do spokojniejszego, ale stanowczo parkurowego galopu i lotna, bardzo ładna i bez przygód.
-Widzisz? Da się niunia, brawo - Uśmiechnęłam się i po jednym okrażeniu znowu przekątna i lotna. Bardzo fajnie. Znowu trochę jazdy mocniejszym galopem w jedną, drugą stronę i na koniec pojedziemy sobie parę razy samotnego drążka leżącego na ziemi. Spokojny, równy galop, bliskie podprowadzanie, cały czas koń pod kontrolą jednak bez mocowania się. W jedną, w drugą stronę. Lithium wyraźnie ciągnęła nawet do tego jednego drążka, ale nie wyrywała się na chama. Na sam koniec żucie z ręki w galopie na tą stronę na którą akurat jeździmy i do kłusa.
Rozkłusowałam gniadą na długiej wodzy, w dole, po galopadach szła bardzo fajnym, obszernym kłusem, stawiając pełne, swobodne kroki. Do stępa, pochwała, cukierek i popuszczenie popręgu o dziurkę. Rozstępowałam ją w 10 minut na luźnej wodzy i do stajni.

Zatrzymałam się przed wejściem, zsiadłam i zaprowadziłam klaczuchę przed boks. Tam zatrzymałam, zmieniłam ogłowie na kantar, odpięłam popręg, zdjęłam kolejno siodło, czaprak, ochraniacze i zabrałam małego wiercipiętę na myjkę. Tam schłodziłam i umyłam jej nogi ćwicząc stanie w miejscu, co wcale proste nie było, bo wszystko tutaj ciekawe a woda zimna i koniożerna, ale jakoś wyszłyśmy z tego miejsca tortur całe i zdrowe. Wpuściłam Lith do boksu, zdjęłam kantar, dałam marchew i podrapałam za uchem. Niby nie ufa, jest zła i w ogóle, ale chyba jednak całkiem miłe jest to drapanie. Zabawnie wyglądała to się nadstawiając to szczurząc na mnie jakbym jej całą rodzinę wybiła. W końcu zostawiłam ją samą, odniosłam sprzęt i ruszyłam dalej.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies