ďťż

Ujeżdżenie - Program P-8

cranberies
Był przyjemny, słoneczny i ciepły poranek kiedy dzwoniąc sprzętem przyszłam do stajni w celu pojeżdżenia swojej szalonej gromadki. Nawet dla Chmurki miałam coś zaplanowane. Pełna pozytywnej energii stwierdziłam,że trzeba ogarnąć w końcu Latającego, przejechać jakiś program i wybrać się na zawody. Kary był już na padoku. Biegał wesoły przy ogrodzeniu, rżąc i ogierząc się w stronę klaczy. Zacmokałam, zawołałam go i otworzyłam bramkę. Lotek zauważywszy mnie truchtem podbiegł bliżej. Od razu wepchnął swoje czarne chrapy w moje puste póki co dłonie. Rozczarował się nie napotykając tam żadnej pyszności, a tylko szorstki, stary uwiąz. Nim zdążył odejść złapałam go za kantar, przypięłam mimo wszystko sprawną linkę i zaprowadziłam do stajni.
-Nie ma tego dobrego panie koniu, czas się brać do roboty - Powiedziałam przywiązując karosza do specjalnego kółka znajdującego się w ścianie. Bardzo przydatny i dodający uroku stajni sprzęcik. Ponieważ skrzynka ostatnio się tak jakby lekko podłamała i była w reperacji u Filipa wszystkie szczotki i szczoteczki miałam w znalezionym gdzieś na dnie szafy woreczku pamiętającym jeszcze czasy rocznego Punia. Wyciągnęłam z niego miękką szczotkę i przeczesałam nią całe cielsko ogiera. Holender był czysty, miał na sobie tylko lekką pokrywę piachu, więc nie widziałam sensu używania twardej szczotki. Kolejnym krokiem było rozczesanie jego ogona i grzywy. Poszło gładko z drugim, z pierwszym gorzej, ale w końcu kita Francaisa zaczęła jakoś wyglądać. Gdy z tym skończyłam szybko wyskrobałam brudy z kopyt ogiera, zawinęłam mu nogi, założyłam siodło i ogłowie, podciągnęłam i ustawiłam wszystko, wyprowadziłam i wsiadłam.

Stępem na długiej wodzy pojechaliśmy na czworobok. Wolałam nie dawać karemu luźnej wodzy, gdyż był wyjątkowo pobudzony. Od razu zaczęliśmy pracować. Wolty, serpentyny, przekątne, zmiany kierunków, masa rzeczy, które można wykonywać bez użycia wodzy. Zrobiliśmy nawet parę zatrzymań od dosiadu. Ponieważ Latający był dziś wyjątkowo energiczny postanowiłam skrócić czas stępowania. Przyłożyłam delikatnie łydki i delikatnie nimi pulsując pozbierałam ogiera do kupy. Nie było to trudne - Latający był koniem, który na płaskim był bardzo przyjemny do jazdy. Chętnie się zbierał, miał ku temu uzdolnienia. Na padoku nieraz widziałam jak w pełnym zebraniu prezentował się przed jakąś klaczką. Popracowaliśmy trochę w stępie pośrednim - duże koła, małe wolty, zmiany ustawienia i ram, parę zatrzymań, ustępowania, łopatki, zwroty na przodzie. Wszystko ładnie, na luzie, musiałam tylko dać odpowiedni sygnał. Postanowiłam zakłusować.
Sprawdziłam popręg i przyłożyłam łydki jednocześnie lekko wypychając biodra do przodu i już wykonane płynne, zrównoważone przejście. Kary pozostał w zebraniu, szedł teraz bardzo ładnym kłusem pośrednim, z zaokrąglonym grzbietem i spokojnym ogonem. Na razie nic nie było go zdenerwować. Pojeździliśmy chwilę na luzie i zaczynamy pracę. Koła, wolty, zmiany kierunków, przejścia, serpentyny. Wszystko ładnie, od delikatnych, ale czytelnych sygnałów. Lotek bardzo fajnie kłusował, a jak spróbowałam żucia z ręki, to jeszcze chwila i by ryjkiem po ziemi szorował Bardzo przyjemne konisko się okazało. Jako, że już się dość dobrze rozgrzaliśmy w kłusie włączyłam w pracę łopatki, dodania i skrócenia, po paru minutach także ustępowania w kłusie. Kary na początku zbuntował się przeciwko skróceniom, ale dostało mu się i anioł, wszystko zrobi. Podobała mi się jego swoboda ruchu. Ze spokojem mógł wydłużyć się, skrócić, wygiąć, no po prostu pełen serwis. W kłusie dodanym nogi wyrzucał przed siebie z taką siłą i energią, że musiało to niezwykle wyglądać. Z drugiej strony jeśli nic mu nie przeszkadzało pozostawał rozluźniony, spinał się tylko, gdy np. za mocno mną miotnęło przy jednym z przejść. Będę musiała się "nauczyć" tego konia.
W końcu cofnęłam lewą łydkę, wykonałam półparadę i w narożniku zagalopowanie. Od delikatnego sygnału, płynne, koń pozostał w ustawieniu. Wykonaliśmy parę okrążeń i do kłusa. Zmiana kierunku przez ustępowanie na przekątnej i z galop drugiej nogi. Parę okrążeń i wolt, następnie skracamy chód, wyciągamy i tak na przemian, czasem wtrącamy zmianę kierunku, galop pośredni czy inny element. Przy skróceniach z początku kary zapominał o zadzie, ale popykałam go delikatnie bacikiem i od razu piłeczka kauczukowa. Pochwaliłam go za parę ładnych zmian w obie strony i galopując w lewo wykonałam najpierw wężyk o jednym łuku w kontrgalopie, potem zmieniłam kierunek przez duża półwoltę i przetrzymałam karosza w kontrgalopie całe okrążenie i potem przełożyłam łydki - lotna. Raczej w skokowym typie, ale wykonana od razu, w równowadze. Pochwaliłam więc ogiera i znów wężyk, po nim półwolta i kontrgalop, przełożenie pomocy i lotna. Zadowolona poklepałam Latającego i przejście do stępa, chwila luźnej wodzy. Teraz już mogłam sobie na to pozwolić, bo kary spuścił parę i zaczął myśleć o pracy, a nie otoczeniu. Wyciągnęłam z kieszeni karteczkę i przypomniałam sobie program P-8.
Nabrałam wodze na kontakt, uświadomiłam konia, że jeszcze pracujemy i kłus roboczy, wyjeżdżamy na linię środkową. Zatrzymanie w X, równe, zad zabrany, główka w dole, nieruchomość, ukłon i ruszenie kłusem roboczym. Ogier miał taką zaletę, że sam z siebie potrafił iść prosto, z czym konie dość często mają choćby minimalne problemy. Oznaczało to, że podstawy ujeżdżenia ma opanowane na wszelkie sposoby. Przy C dokładnie wyjechaliśmy zakręt w prawo, następnie narożnik i przy B koło 15 m w prawo. Kształtne, wykonane równym tempem, na spokojnie. Wyjeżdżamy ponownie na linię środkową i od X robimy woltę 10 m w prawo, następnie 10 m w lewo. Żaden problem, kółka idealne, koń skupiony i bardzo ładnie wygięty, ustawiony. Jedziemy na wprost do C, gdzie tym razem skręcamy w lewo. Jedziemy kłusem roboczym do E, skąd wolta 15 m w lewo. Ładna, wyjechana tak jak chciałam. Pogładziłam karego jednym palcem przy kłębie i jedziemy do F. Zmiana kierunku przez przekątną FXH kłusem pośrednim, potem znów kłus roboczy i przy C do stępa pośredniego. Zadziałałam lekko łydkami chcąc podsycić tempo stępa, który zaczynał gasnąć i na przekątnej MXK stęp wyciągnięty. Ogier zamknięty w pomocach, ładnie wydłużył swój wykrok by w K wrócić do stępa pośredniego. Przed A półparada i w A zagalopowanie z lewej nogi. Płynne, może nieco zaburzona równowaga, ale tylko na pierwszy skok galopu. Wyjechaliśmy dokładnie narożnik i między F a M na 3 fule oddałam wodze, następnie je nabrałam i kontynuujemy. Kary ładnie szedł, nie przyspieszał i ze stoickim spokojem kontynuował swój chód póki nie dałam mu jakiegoś konkretniejszego sygnału, podążając łebkiem za kontaktem. Czasem właśnie okazywał się lekko olewczy w stosunku do niektórych sytuacji, ale na szczęście w minimalnym i raczej pomagającym jeźdźcowi stopniu. Koło 15 m w C, od H do K galop pośredni. Następnie galop roboczy, pół koła 20 m między A a X, następnie ćwierć koła w kontrgalopie, wjeżdżamy na ścianę w okolicach literki S i w H do kłusa roboczego. Przejście spokojne, płynne, kontrgalop był niezaburzony niczym, jakby przewidziany przez konia. Nie mieliśmy chwili wytchnienia, już przy C trzeba było zagalopować, między M a F oddać na 3-4 fule wodze i w A zrobić koło 15 m w prawo. Żaden kłopot, wykonaliśmy to ot tak, jak pstryknięcie palcami. Galop pośredni między K a H, pół koła 20 m w prawo od C do X, potem ćwierć koła, wjazd na ścianę w okolicy V, w K do kłusa, wyjazd na linię środkową, zatrzymanie i pochwała.
Luźna wodza, koń dostał cukierka i kończymy. Byłam zadowolona z przejazdu, jak na naszą pierwszą próbę dobrze rokował w sprawach przyszłości i startów w zawodach Postępowaliśmy z 15 minut, bo karosz nie dość, że odwalił ciężką pracę, to jeszcze cały się przy tym zlał potem. Żeby nie było tak różowo i fiołkowo musiał po zauważeniu klaczy chwilę się zaprezentować jako ten piękny, rosły, buntowniczy ogier gorącej krwi. W końcu jednak zrezygnował z walki w postaci prób wspinania się, caplowania i bóg wie czego, a ja pojechałam z nim na plac, gdzie kobył już widzieć za bardzo nie mógł. W końcu zatrzymałam go przed stajnią, zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wchodzimy do środka.

Stanęliśmy przed boksem Francaisa. Tam rozsiodłałam go, odwinęłam i na myjce schłodziłam id stóp do głów. Zmyłam z niego cały pot, przy okazji jakieś brudy też pospływały do kanałów i ostatecznie wróciliśmy przed boks. Pomasowałam chwilę mięśnie Lotka, poświęciłam mu więcej czasu, doprowadziłam do ładu grzywę oraz ogon, odziałam w derkę siatkową i wzięłam na pół godzinki na trawę, coby chłopina korzystał z ostatków natury. Wysechł szybko, a nie chcąc go kisić w stajni wypuściłam z powrotem na padok. "Od jutra zaczniesz chodzić na padok trawiasty łobuzie" pomyślałam patrząc, jak stajenni kończą remontować płot od padoku, po którym do niedawna hasał sobie Song. Podzieliliśmy go na dwa mniejsze, aby oba ogiery mogły się nacieszyć trawą. Od razu po wypuszczeniu Latającego Holendra poszłam po kolejnego konia - Scarlet. dnia Śro 13:41, 21 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies