ďťż

Skoki - Praca szeregowa do 130 cm

cranberies
Postanowiłam popracować z Etiudą na jednym, ale dokładanym szeregu. I już pójść w prawdziwe 130-centymerowej wysokości wagony Gniada czekała na mnie już w boksie, ponoć wyczyszczona.
-Hej niunia, mam nadzieję, że humor dopisuje - Powiedziałam wchodząc do klaczy i gładząc ją po muskularnej szyi, miękkim ganaszu i jak zwykle ruchliwych chrapkach. Spojrzałam w jej bystre, duże oczy. Były w nich ogniki, więc na pewno koń nie będzie ospały. Potrafiłam już jako-tako rozpoznać nastroje Holsztynki. W końcu jednak przeszłam do rzeczy i sprawdziłam wpierw kopyta, potem ogon, grzywę i na końcu sierść gniadej. Czysta. Filip dotrzymał słowa Złapałam więc ogłowie i założyłam Etce, następnie wyprowadziłam ją na korytarz i tam odziałam ją w ochraniacze, czaprak, siodło skokowe i derkę polarową. Tak ubrane pomaszerowałyśmy na halę, gdzie po dociągnięciu popręgu i opuszczeniu strzemion migiem znalazłam się 168 cm wyżej.

Rozejrzałam się, badając czy zadanie stajennych zostało wykonane: podłoże równe, czyste, drągi na kłus rozstawione tam gdzie trzeba, stojaki na szereg gotowe, przy każdych przynajmniej jeden drąg i na jednych z nich ustawiony krzyżaczek 60 cm. Parę fuli dalej, na końcówce ostatecznego szeregu ustawiono też stacjonatkę 90 cm. Uśmiechem okazałam satysfakcję i delikatnym sygnałem łydek wprowadziłam Etiudę w stęp. Klaczucha szła energicznie, ale bez gnania. Szyjkę sobie wyciągnęła i na luzie dreptałyśmy sobie pierwszych 10 minut. Potem zdjęłam derkę i nabrałam wodze na kontakt, półparadka, łydeczka, stęp pośredni. Parę woltek, serpentyna, z dwa zatrzymania i kłus.
Gniada miała sporo energii, ale na szczęście za mało na odstawianie scenek. Chociaż kto ją tam wie, wiedźma zawsze znajdzie siły na bunt. Kłusowałyśmy sobie w ustawieniu, z podstawionym zadkiem i okrągłym grzbietem wykonując jakieś koła, wolty, serpentyny. Włączałam w to przejścia do stępa. Etiuda ładnie reagowała na dosiad, natomiast wędzidło włączało u niej coś porównywalnego do włączonego ABS-a. Stwierdziłam, że czas na zatrzymania. Usiadłam w siodło, przyłożyłam łydki, zablokowałam dosiad, zamknęłam rękę i pyk, piękne stój. Pochwała, chwila stania i kłus. Pyk - jedziemy. Pochwała, jakieś dodanie. Pyk - i mamy milowe, ale spokojne kroki. Parę dodań, zatrzymań, jakieś cofnięcie i postanowiłam skrócić Holsztynkę. Nie lubiła tego, ale umieć musiała. Siedząc już jakiś czas w siodle dałam pomoce do skrócenia. Pilnowałam impulsu, działałam delikatnie i ze spokojem a tu pyk - skrócenie jak talala. Pochwaliłam ją i dałam spokój. Zajęłam ją drążkami. Najpierw na kłus roboczy, taki dość obszerny, akurat dla Etki. Przechodziła spokojnie, lekko, więc poprosiłam stajennego o rozszerzenie ich, by gniada musiała się powyciągać nieco. Szybko się uporał i najechałam. Impuls, dodajemy i hop-hop-hop-hop-hop. Na luzie. W drugą stronę również bardzo ładnie. Jeszcze z dwa razy i stajenny tworzy rozstaw na skrócenie. Najeżdżamy. hop-hop-puk-puk-hop. "No tak, nie lubimy skracać..." uświadomiłam sobie i ruszyłam jeszcze raz mocniej skracając gniadą. Łydką nakazywałam jej podnoszenie nóg,co zaowocowało ładnym, czystym przejściem. Po drągach do stój, pochwała i kłus. Zawijamy, z drugiej strony. Parę przejść przez takowe drągi i starczy. Rozluźniając się przed galopem zrobiłam parę ładnych żuć z ręki na przemian z przejściami, w końcu zaczęłam zagalopowania.
Przyłożyłam łydki, wypchnęłam Holsztynkę biodrami w galop na 4 fule i do kłusa. Nieco niechętnie. Pół koła kłusem i zagalopowanie. Pyk i płynny, okrąglutki trzytakt. 5 fuli i kłus. Dużo lepiej. Pochwała, koło kłusem i zagalopowanie. Błyskawiczne niczym chińska zupka ;] Zrobiłam koło galopem i do stępa. Pochwała, po paru krokach zagalopowanie ze stępa. Pyk i jest. Pochwała i chwila galopu na kole, potem na ścianie, w końcu do kłusa, zmiana kierunku. Znów zagalopowanie na parę fuli i do kłusa, potem zagalopowanie, koło i kłus, następnie jeszcze jedno zagalopowanie i do stępa na parę kroków, zagalopowanie i po chwili pracy na kole trochę na ścianach. Etiuda była bardzo przyjemna do jazdy, czuła, spokojna, zrównoważona. Idealna do pracy w szeregu. Powydłużałam i poskracałam trochę jej galop, porobiłam lotne (oczywiście z "dodatkami" w postaci eleganckich bryknięć, których się chyba nigdy nie oduczy) i najechałam na drągi. hop-fule-hop-fule-hop. Gładziutko. Z drugiej nogi to samo i jesteśmy gotowe. Przeszłam do stępa i dałam gniadej chwilę odpoczynku. Gdy jej oddech się uspokoił zagalopowałam i spokojnie najechałam na drągi z kopertą. Stacjonatę omijałam. Łatwo było wpasować się z odległości, bo Etiuda niczym za dotknięciem różdżki była po prostu złota. Skrócić skróci, dodać doda, no wszystko. Parę kicnięć z obu nóg i jedziemy drągi, kopertę oraz stacjonatę. Poszło gładko, z obu nóg, wszystko super. Stajenny dostawił nam po kopercie kolejną kopertę 60 cm, na skok-wyskok. Dalej natomiast przed stacjonatą postawił kolejną stacjonatę 90 cm. Najechałam spokojnym, równym galopem. Drąg-koperta-koperta-fula-fula-stacjonata-fula-stacjonata-fula-drąg-fula-fula-drąg-fula-drąg. I po sprawie. Etiudzie takie wysokości nie sprawiały najmniejszych problemów. Ot, są sobie pyrpycie i trzeba nogi wyżej podnieść. No to stajenny dostawił nam kolejną stacjonatę 90 cm w miejscu drąga po ostatniej pionowej przeszkodzie oraz oksera 100 x 100 na samiutkim końcu szeregu. Zagalopowałam z prawej nogi i najechałam. Hop-hop-2 fule-stacjonata-fula-stacjonata-fula-stacjonata-fula-drąg-2 fule-drąg-fula-okser. Skok-wyskok gładko, potem stacjonaty. Przypilnowałam łydką oraz ręką klacz, która zaczynała się wczuwać w swoją rolę i leciutko, na luzie. Następnie dwie fule, drążek, fula i idealny odskok na oksera. Oddałam rękę czując napór kobyłki i lądujemy w galopie z lewej. Jeszcze raz i stajenny ustawia ostatni dziś człon - stacjonatę 100 cm na fulę przed okserem. Zagalopowałam i jadymy. Skok-wyskok ładnie, potem stacjonaty zgrabnie, na ostatnie człony Holsztynka planowała wyrwanie się, ale błyskawiczna i mocna reakcja dała pożądany skutek i walkę wygrałam. Jeszcze raz i wszystko idzie 10 cm w górę. Chwila odpoczynku w stępie i zagalopowanie na lewo, jedziemy. Musiałam zacząć się gimnastykować, bo Holsztynka poczuła zew skoków i nie dość, że uznała dziki galop za najlepszy na szereg, to jeszcze sadziła pod chmury. Ku mojej uciesze nie musiałam z nią jakoś szczególnie walczyć, po jednej sprzeczce słuchała się wszystkiego. Najechałam z lewego, potem z prawego i kolejne 10 cm w górę. No, teraz mamy już 120 Skróciłam galop i najechałam w rytmie, na spokojnie, ale okrąglutko. Hop-hop i skok-wyskok za nami. Potem stacjonaty, które zaczynały już sprawiać problem i w końcu stacjonata-okser nad którymi gniada poszybowała niczym nad 160. Poklepałam ją i z drugiej nogi. Większy impuls w podejściu do dalszych przeszkód dał świetny efekt - Etiuda zgrabnie przeskoczyła każdą z przeszkód, zachowując bezpieczny i dość ekonomiczny zapasik. Ja zaś musiałam się już pogimnastykować bardziej, jednak przywykłam do tego Pochwaliłam ją po udanym przejeździe i przedostatni próg. 120-130. Koperty od dłuższego czasu stały 90 cm. Zagalopowałam i spokojnie wjechałam w szereg. Hop-hop-2 fule-hop-fula-hop-fula-hop-2 fule-hop-fula-hooop. Ładnie, czysto, pod kontrolą. Pochwaliłam gniadą i do stępa. Stajenny ustawił wszystko poza kopertami na wysokość 130 cm, a z oksera zrobił się naprawdę niezły wagon. Wciągnęłam powietrze i ruszamy. Wjeżdżamy spokojnie,równo, z impulsem ale bez gnania. Skok-wyskok na luzie, potem równe 2 fule i stacjonata, mocniejsza łydka i dobry odskok, kolejna mocniejsza łydka i kolejny dobry odskok, następnie 2 fule okrągłego, lekko skróconego galopu i stacjonata, po niej mocna łydka i świetny skok przez oksera.
-Super! Dobra Etka! - Powiedziałam klepiąc gniadą. Szybko jednak zebrałam wodze i z drugiej nogi. Tym razem przy stacjonatach trochę odpuściłam mocy w łydkach i wyszło nam to na dobre, bo odskoki wypadły idealnie, okser skoczony zgrabnie, ale w gorszym stylu niż poprzednio. Mimo to byłam bardzo zadowolona z Etiudy. Takie szeregi to wcale nie taka łatwizna jak się wydaje.
Puściłam wodze i rozgalopowałam, rozkłusowałam i rozstępowałam kobyłkę ile trzeba było, przykryłam ją derką, by się nie zaziębiła i w końcu zsiadłam, zrobiłam parę okrążeń w ręku, następnie wyszłam z kobyłką na dwór.

Szybko dotarłyśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam, przederkowałam kobyłkę, zlałam jej nogi i po odpowiednim czasie zaserwowałam wyjście na padok, gdzie dostała dwie piękne, duże marchewki w nagrodę za świetną pracę. Zostawiłam ją tam i polazłam dalej. dnia Pon 16:17, 26 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies