ďťż
cranberies
Po pobycie w SC wróciłam jednak do siebie. Stwierdziłam, że wrócę tam, gdy ogarnę swoje kobyły i ogiera. Na pierwszy ogień miała iść Etiuda, nasz ogólny poziom pozostawiał jeszcze wiele do życzenia. Gniada wyszorowana na błysk przez Filipa stała w boksie wypatrując kogoś znajomego. Na mój widok głośno zarżała.
-Hej kochana - Powiedziałam przytulając jej ogromny, ciemny łeb. Podrapałam klacz chwilę po ganaszach i w końcu weszłam do boksu, ubrałam w kantar i wyprowadziłam na korytarz. Przywiązałam do specjalnie wbitego ostatnio kółka (pojawiły się one przy każdym boksie) i profilaktycznie przeczesałam Holsztynkę włosianką, sprawdziłam kopyta i upewniona, że nic się nikomu z powodu niedopatrzenia nie stanie założyłam młodej komplet ochrapniaczy, kaloszki na przody, czaprak skokowy i siodło o tym samym profilu. Zapięłam popręg, złapałam ogłowie z nachrapnikiem hanowerskim i smakową oliwką + napierśniko-wytokiem, zamieniłam miejscami z kantarem i jesteśmy gotowe. Pogładziłam Etkę po szyi i wychodzimy przed stajnię. Podciągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i z ziemi lekko wskoczyłam w siodło. Złapałam strzemiona, poprawiłam się w siodle, sprawdziłam, czy nic Etiudzie nie przeszkadza i delikatnie przyłożyłam łydki. Ruszyłyśmy swobodnym, w miarę spokojnym stępem na halę. Pogoda nic a nic się nie poprawiała, wręcz przeciwnie - powoli zaczynało nam kapać na głowy, co nieco poirytowało Niunię i wywołało u niej machanie głową. Gdy wjechałyśmy do ciepłego, nieco dusznego ale osłoniętego od wiatru i deszczu pomieszczenia, od razu wszystko się uspokoiło. Dałam klaczce 10 minut luzu, następnie pozbierałam wodze, działając delikatnie łydkami i półparadami poprosiłam ją po pozbieranie się do kupy i gdy wszystko grało wraz z popręgiem i spółką lekkie przyłożenie łydek i kłus. Dość szybkie tempo, jednak znośne i typowe dla Etiudy. Do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić. Najpierw jazda po płaskim, pracujemy nad tym, by młoda nie wychodziła z ustawienia, różne ćwiczenia bardziej ujeżdżeniowe - żucie z ręki, zmiany tempa, wykroku, ram i przejścia, bardzo dużo przejść. Do stępa, do stój, parę razy cofanie i oczywiście ruszenia kłusem. Zmieniałam ilość kroków/czas trwania każdego z chodów, co zmusiło Młodą do skupienia się i pełnego zaangażowania w pracę. Gdy pokłusowałyśmy z 10 minut zaczęły się przejazdy przez drążki popodwyższane na przemian z jednej strony o jakieś 30 cm. Najeżdżałyśmy centralnie na środek, koń prosty, mój dosiad stabilny, równowaga i zaangażowanie. Gniada wysoko podnosiła nogi i mimo dużego rozstawu spokojnie dawała sobie radę, mocno pracując przy tym grzbietem. Po dłuższej chwili zaczęłyśmy wykonywać przed drągami przejścia a to do stępa, a to do stój, po czym ruszenie kłusem, przejazd i to samo. Klaczka ładnie pracowała, miała dziś bardzo dobry dzień na skoki. To teraz cavaletti ustawione w różnych odległościach. Między koziołkami 1 i 2 trzeba było wykonać jeden krok, ale między 2 a 3 dwa itd. Etiuda z początku pogubiła nogi, wystraszyła się i ruszyła galopem z brykami, potem zamknięta w pomocach poradziła sobie z sprawiającym trudność elementem treningu. Sporo przejazdów przez ciąg cavaletti, z obu stron, przejścia przed i po, bez przejść, najazdy proste i długie, bądź proste i krótkie, rzadko krzywe. W końcu byłyśmy już wystarczająco rozgrzane na galop. Usiadłam w kłus ćwiczebny. Parę okrążeń, jakieś koła itp, następnie w narożniku zagalopowanie. ładne, płynne przejście w spokojny, rytmiczny chód. Niunia wyraźnie dorastała i wyrabiała się w swoim fachu. Przestała pędzić, coraz mniej brykała, czasem uporczywie usztywniała się w prawą stronę, jednak zdarzało się to raz na jakiś czas. Trochę galopu w pełnym siadzie, potem w półsiadzie bez zmian tempa, przejścia galop-kłus-galop, zmiana kierunku i w drugą stronę. Spokojny, okrągły trzytakt, lekki i przyjemny zarówno dla jeźdźca, jak i widza. W tę stronę więcej rozluźniania (galopowałyśmy w prawo) i po dłuższej chwili lotne na przekątnych co jakiś czas. Równe tempo, delikatny półsiad, przełożenie pomocy i ładna, efektowna zmiana nogi, przy czym parę razy bonusowo znalazł się piękny bryk. Rozgrzałam klaczkę zmieniając tempo, wykrok, ustawienie. Co ciekawe w końcu zaczęły nam wychodzić żucia z ręki, z czego byłam bardzo szczęśliwa. Stwierdzając, że jesteśmy gotowe przeszłam do stępa. Etiuda bardzo dobrze wykonywała przejścia stęp-galop i galop-stęp, jednak wolałam wykorzystywać tę umiejętność oszczędnie póki co. Dałam młodej odpocząć z 5 minut, następnie czas na skoki. Na początek koperta 50 cm. Z jednej strony została bardziej podwyższona, przez co przecięcie się drągów wypadało bliżej ściany hali. Kłusem nakierowałam Holsztynkę na przeszkodę, właśnie bliżej ściany, by skakać przez środek. Gniada szła energicznie, bez bez pędzenia, tuż przed skokiem postawiła uszy i zgrabnie podniosła nogi, pokonując tym samym przeszkodę. Pochwaliłam ją i półwolta, najeżdżamy na nowo. Tym razem zniosło nas na lewo, bliżej ściany, a zbliżający się do boku Etiudy stojak wzbudził w niej chęć skoczenia bardziej przez środek. Zamknęłam ją w pomocach, nie pozwoliłam zmieniać linii najazdu i na odskoku łydka, płynne pokonanie przeszkody. Zagalopowałam na lewą nogę i nakierowałam Etiudę na krzyżaka. Bliżej prawego stojaka, ale równa linia najazdu. Dobrze wybrany punkt odskoku, ładne wybicie, lot i lądowanie. Zatoczyłam koło i znów, teraz najazd był krótszy. ładnie, bez spływania na lewo i prawo. Pochwała, do stępa. Półwolta, zagalopowanie na prawą nogę i jedziemy. Równe, spokojne tempo i hop. Pochwała, zataczamy koło i jeszcze raz. Lekko nam się uciekło do środka, przez co klacz musiała podnieść nogi wyżej niż przedtem, ale nie zrzuciła. Poprawiamy i tym razem mocniejsze zamknięcie w pomocach, najazd dłuższy i ładny, lekki hopek. Poklepałam gniadą i galopując dalej na prawo nakierowałam na również krzywą stacjonatę. Z prawej strony miała 90 cm, z lewej 75. Najechałyśmy na środek. Równe tempo, koń skupiony, pozbierany. Równowaga przy najeździe, łydka w miejscu odskoku i ładnie pokonana przeszkoda. Pochwała, zataczamy koło i jeszcze raz. Etka najpierw chciała spłynąć na prawo, potem na lewo, ostatecznie tuż przed skokiem zepchnęłam ją na sam środek stacjonaty i chaotyczny, ale czysty skok. Poprawiamy. Tym razem dobrze, wszystko na spokojnie i czysto. Po lądowaniu zmiana nogi i z lewego najazdu. Jeden skok ładny, spokojni, drugi także, przy trzecim nieco za bliski odskok, ale spokojnie się wyrobiłyśmy, w końcu to nie są jakieś straszne wysokości. Poklepałam Etkę i na chwilkę do stępa. Poprosiłam przechodzącego nieopodal Filipa, by zamienił kopertę na stacjonatę (krzywą oczywiście), drugą stacjonatę lekko podwyższył z obu stron i ustawił nam jeszcze jedną stacjonatę w miejscu, gdzie były drągi. Chłopak szybko uporał się z postawionym mu zadaniem, a ja zdążyłam wykonać z Etiudą parę całkiem zgrabnych ustępowań. Chcąc ją jeszcze trochę rozgrzać przed parkurem zagalopowałam i jadąc w lewo nakierowałam na pijanego oksera mającego na oko 100 cm w pkt przecięcia, przy czym pierwszy drąg był wyżej niż drugi i środek przeszkody wypadał już nie na środku przestrzeni. Pewny najazd okrągłym, ale spokojnym galopem, lekkie wybicie, lot i lądowanie. Pochwała, zawrócenie i powtórka. Ładne, bliskie podejście, bardzo poprawny technicznie skok i miękkie lądowanie na drugą nogę. Zataczamy koło i z drugiej nogi również 2 skoki. Obydwa czyste, poprawne technicznie, klaczka się przyzwyczaiła do krzywulców. Stwierdziłam, że raz przejedziemy sobie "parkur" mający 100-120 cm wysokości na środku przeszkody/momencie przecięcia i wystarczy. Dając odpocząć klaczce obmyśliłam kolejność przeszkód: 1. stacjonata 105 2. stacjonata 110 3. pijany okser 110 x 100 4. stacjonata 120 5. okser 115 x 100 Przyłożyłam łydki i galop na lewo. Pierwsza jest stacjonata zrobiona z koperty, podwyższona bardziej z wewnętrznej strony. Prosty najazd na środek, łydka na odskoku i ładnie, lekko, czysto. Pochwała i na krótkiej ścianie po zakręcie mamy drugą stacjonatę Nieco krzywy najazd, ale skoczyłyśmy przez środek, klaczka tyłami musnęła drąga, jednak nie zrzuciła. Dość mocny zakręt i po przekątnej mamy pijanego oksera. Spokojny, prosty najazd na punkt przecięcia i ładny, mocny skok. Pochwała, zmiana nogi i wjazd na ślad przy ścianie. Tam skręcamy na lewo i po prostej na stacjonatę. Najwyższa w naszym zespole przeszkoda pokonana na czysto, zgrabnie, z b.db. techniką. Poklepałam Etkę, która w ogóle nie przejęła się wysokością przeszkody. Pozostał nam do skoczenia okser. Bardzo krzywy, podniesiony z zewnętrznej strony. Zamknęłam nieco poddenerwowaną już klaczkę w pomocach, na odskoku docisnęłam łydki i mocny, z lekka sarni skok. Po najtwardszym w dniu dzisiejszym lądowaniu pochwała i luźna wodza, mocny galop po śladzie. Pozwoliłam się klaczce trochę wyszaleć i do kłusa. W kłusie nabrałam wodze, pozbierałam klaczkę i ustępowanie. Nawet ładne, chociaż niepewne i krzywe. Potem coraz lepiej. W końcu po wykonaniu poprawnego ustępowania w kłusie w obie strony puściłam wodze luźno, usiadłam w siodło i przejście do stępa od dosiadu. Poklepałam Gniadą z obu stron szyi, wyjęłam nogi ze strzemion i spokojny, luźny stęp przez kolejne 15 minut. Pogoda zaczęła się poprawiać, słońce wyjrzało zza chmur, deszcz przestał kropić, ale wiatr dalej uprzykrzał wszystkim życie. Gdy klaczka ochłonęła, podeschła, a jej oddech się uregulował zatrzymałam się, zsiadłam, wykonałam co trzeba przy siodle i do stajni. Przed boksem zatrzymałam niunię, rozsiodłałam, wytarłam, wyczesałam, na myjce schłodziłam i umyłam jej nogi i w końcu odstawiłam młodą do boksu. Posiedziałam tam z nią trochę czasu, delikatnie rozmasowując mięśnie grzbietu i szyi, które dziś miały spore obciążenie. Sama Etiuda uporczywie domagała się pieszczot, w pewnym momencie położyła się na słomie, wytarzała i leżała jakiś czas, gładzona przeze mnie po swojej zgrabnej, coraz lepiej umięśnionej szyi. Wyszłam po prawie godzinie, kiedy to zorientowałam się, że mam jeszcze masę roboty do wykonania, a czas przecieka mi ciurkiem przez palce. Pozbierałam sprzęt i odniosłam na miejsce. dnia Nie 12:03, 26 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz |