ďťż
cranberies
Przyjechałam dziś do Jonanne a w sumie bardziej do Scarlet żeby z nią potrenować. Jako że każdy z moich koni, choć trochę poskakał nie miałam problemu z ustaleniem przebiegu treningu. Weszłam do stajni i już zobaczyłam prześliczną siwą klacz wyglądającą z boksu. Podeszłam do niej i dałam jej marchewkę głaskając. Przymknęła oczy radośnie chrupiąc i rozkoszując się pieszczotami. Była już wyczyszczona wiec postanowiłam oczyścić tylko kopyta. Przypięłam jej uwiąz do kantara i wyprowadziłam przywiązując ją obok boksu. Poleciałam po cały sprzęt a jak wróciłam klacz grzecznie stała. Huh u mnie takiego spokoju nigdy nie było i nie ma. Cud a nie klacz. Zaczęłam czyścić jej kopyta, które podawała bez marudzenia czy próby popełnienia morderstwa. Przeżyłam szok. Zaczęłam ją siodłać a ona grzecznie stała pochrapując sobie. Niezwykłe. Zapięłam popręg, poprawiłam strzemiona i zaczęłam zakładać ogłowie. Piękna sprawa. Klacz trochę niechętnie przyjęła wędzidło, ale lepiej niż jakikolwiek z moich koni. Bez szarpaniny i nerwów. Szybko założyłam jej ochraniacze i poszłyśmy na halę z zamiarem treningu. Na hali zaczęłam ustawiać przeszkody o wymierzonych wysokościach i belki na rozgrzewkę. Klacz chodziła za mną i czekała cierpliwie aż wsiądę. Gdy wszystko już było gotowe zapowiadało się to tak:
1. Stacjonata 80 cm 2. Okser 110 cm 3. Pijany okser 115 cm 4. Doublebarre 110 cm 5. Stacjonata 120 cm 6. Okser 120 cm 7. Szereg 115 cm 8. Piramida 115 cm – 120 cm – 115 cm Wsiadłam na klacz i zaczęłyśmy się rozciągać. Nie byłam pewna co do wąskiego szeregu gdyż nie wiedziałam jak klacz na tym stoi no i obawiałam się piramidy choć trudną przeszkodą nie była to możliwe że klacz się wystraszy ale wierzyłam w nią. Zrobiłyśmy sobie półwoltę w stępie na luźnej wodzy. Powyginałam klaczuchnę na lewo i na prawo. Przeszłyśmy przez drążki gdzie klacz niezruszona machała kopyciskami czasami wpadając na jakąś belkę jednak ogółem szła ładnie i nie robiło jej to większego problemu. Ppochodziłyśmy tak trochę aż w końcu ją zebrałam i ruszyłyśmy kłusem. Zrobiłyśmy serpętynę a po chwili półwoltę i wjechałyśmy na drążki gdzie klacz wykazała się bardzo płynnym ruchem i wygodnym chodem. Zmieniłam kierunek i znów powtórka. Nie zawahała się a ja ją poklepałam w nagrodę. Zrobiłyśmy dużo zwrotów, rozciągnęłyśmy szyję i wciąż byłyśmy na kontakcie. Przeszłam dla mojej osobistej niewygody do kłusa roboczego gdzie zazwyczaj obijałam sobie tyłek ale klacz miała bardzo płynny ruch i dało się to przeżyć. Mały problem z koncentracją miałam jak wjechałyśmy na drążki gdzie zaczęłam anglezować bo rady bym nie dała. Klacz wysoko unosiła nogi, ładnie się zaokrąglając. Porozciągałyśmy się jeszcze chwilkę i ruszyłyśmy galopem robiąc od razu półwoltę po chwili lotną zmianę nogi i zmieniłyśmy kierunek i znowu lotna. Przy okazji poćwiczyłam kontrgalop, który chyba nie za bardzo się klaczy podobał, ale za każdym razem ładnie jej dziękowałam za zrobione ćwiczenie. Samej mnie niewygodnie się jechało w takim układzie choć tylko ledwo wyczuwałam. Ruszyłyśmy na przeszkodę, z półwolty i klacz bezproblemowo przeskoczyła pierwszą stacjonatę jednak zrobiła spory margines który nie był potrzebny i wylądowała na prawą nogę twardo. Postanowiłam przejść na chwilę przeszłam do kłusa, przebrnęłyśmy przez drągi gdzie Małą się trochę pogubiła i poprzetrącała niektóre i trochę się wstraszyła i nieco poniosła ale ją zwolniłam a ta zaczęła lekko pochrapywać, a ja zachęciłam Siwą do galopu. Zrobiłyśmy jedno porządne kółko wyginając się i najechałyśmy na okser. Klacz bardzo szybko załapała, o co mi chodzi i szybko zrobiłyśmy lotną zmianę nogi a Siwa wylądowała prawidłowo, miękko będąc zadowolona z siebie. Delikatnie się uśmiechnęłam, zrobiłam szybko półwoltę z użyciem kontrgalopu i znów najechałam na pierwszą stacjonatę trochę się rozkręcając a klacz znów ochoczo ją przeskoczyła ze sporym marginesem. Ruszyłyśmy, więc porządnie do przodu i gdy już ponownie minęłyśmy drugą przeszkodę zrobiłyśmy ostry najazd na pijany okser, którego klacz się chyba trochę wystraszyła gdyż od razu skuliła uszy i się spięła al. Dzielnie go pokonała wyrzucając mnie jednak trochę z rytmu. Byłam z niej zadowolona. Gdy najeżdżałyśmy na doublebarre ładnie podkuliła nogi i rozciągnęła się niesamowicie przeskakując porządnie naszą czwartą przeszkodę. Zrobiłyśmy półwoltę i już byliśmy przy piątce, którą była stacjonata 120. Klacz lekko się zawahała a gdy skoczyła puknęła kopytem belkę, która jednak nie spadła. Spłoszyło ją to nieco a musieliśmy się skupić, bo przed nami był okser jednak klacz mocno się wybiła, przeskoczyła z marginesem, ale wylądowałyśmy miękko startując na kolejną przeszkodę. Trochę ją zwolniłam, wyczulona była na pomoce i dobrze na nie reagowała. Spokojnie podjechaliśmy na szereg gdzie klacz przyśpieszyła i robiła skok-wyskok tak jak chciałam gdyż odległości miedzy przeszkodami były na wymiar do takowych ćwiczeń. Siwa strąciła ostatnią belkę z ostatniej przeszkody jednak nie miałam jej tego za złe gdyż nie wiedziałam, który raz w życiu ma z tym do czynienia. Ważne, że pokonywała wysokość 120 cm i czasami skakała dużo wyżej. Postanowiłam później powtórzyć szereg, ale na razie męczyła mnie piramida, która była nieopodal i na którą właśnie najeżdżałyśmy. Zrobiłyśmy jednak woltę by się trochę uspokoić i jedziemy. Scarlet była podekscytowana, czułam to i wiedziałam już że ma powołanie do skoków, więc szybko najechałyśmy na piramidę a ta wybiła się wysoko rozciągając najbardziej jak mogła i perfekcyjnie pokonując piramidę. Hoho nieźle nie powiem, że nie. Zatrzymałyśmy się by poprawić przeszkody, co zrobiłam szybko i wsiadłam na nią ponownie. Zdążyłyśmy zrobić półwoltę by szybko najechać ponownie na szereg metodą skok-wyskok. Klacz była zdecydowana i pewna siebie. Miała bardzo ładną foule co musiałam przyznać po całym treningu. Klacz już sprawnie przeskoczyła przez trzy przeszkody a ja ją poklepałam na znak ukończonego treningu. Byłam z niej zadowolona, więc pozwoliłyśmy sobie jeszcze na okserek 120 cm za dobry trening. Klacz ładnie do niej pogalopowała, odbiła się prawidłowo, podkuliła nogi i wylądowała niezwykle miękko. Zwolniłyśmy do kłusa by znów przejść przez drążki na rozluźnienie, po czym zrobiłyśmy jeszcze woltę i półwoltę i na spokojnie przeszłyśmy do stępa gdzie klacz zaczęła się rozluźniać. Dałam jej luźną wodzę będąc zadowolona z przebiegu całego treningu i widać było, że klacz również rozpiera duma. Pospacerowałyśmy tak sobie trochę czasu gzie klacz została wygłaskana i wymiziana. Już ją lubiłam. Jest taka przyjemna a przede wszystkim spokojna i nie agresywna. Przynajmniej nie teraz. Zsiadłam i odprowadziłam ją do stajni gdzie rozsiodłałam, przetarłam sianem, założyłam derkę, dałam marchewki i pożegnałam się z Siwą |