ďťż
cranberies
SKINS Dosłownie "Bletki", ale na potrzeby polskich, zapewne niekumatych widzów, którzy są wychowani grzecznie i na pewno nie mają pojęcia czym są bletki (naiwności, oj naiwność!) serial zmienił w naszym kraju nazwę na "Kumple". Serial dla młodzieży inny niż wszystkie. Po pierwsze nic w tym świecie nie jest "grzeczne" i "bezpieczne" - świat imprez, amoku, haju i brzydoty. A w tym wszystkim masę zabawy, miłości, wyrachowania i pustki. Twórcy serialu otarli się o wiele obliczy życia, pokazując je takimi, jakie jest: brzydkimi, beznadziejnymi, niemal bez wyjścia, ale wciąż przynoszącym nam szczęście. Serial o dojrzewaniu? Taaaaa... tylko, że można być dorosły, a nadal nie dojrzeć do konfrontacji z problemami, z którymi borykają się bohaterowie. Na wielki plus serialu: jest absolutnie nieprzewidywalny i zaskakujący. Chyba głównym pomysłem było przedstawienie psychologicznych archetypów ról w grupie. Już pierwszym odcinku bez problemu można przypisać pozycje bohaterom: Tony jest niezaprzeczalnym liderem, prawdziwym Alfą, Chris to grupowy Błazen, Jalander to uważny Strażnik. Obsadzają się też inne role: mamy Kozła Ofiarnego, Outsidera, Blockera, Współpracownika itp itd. Tylko, że w trakcie akcji okazuje się, że te "role" nie są wieczne, że pozycja bohaterów się zmienia, albo oni się zmieniają. Przykład Tony'ego - ma władzę, szacunek, posłuch i w końcu zaczyna tego nadużywać. Najbardziej fascynujący (dla mnie) wątek stanowiła przemiana Kozła Ofiarnego w Betę, aż w końcu w Alfę (chociaż chyba nie do końca zdał sobie sprawę z mocy jaką posiadł... bo jej nie chciał). Od pierwszego odcinka miałam nadzieję jeszcze raz zobaczyć grupową outsiderkę - w niej były same tajemnice. Fascynowała i wabiła tajemnicą. Bardzo lubię odcinki z Effy (no... aż do końca 2 sezonu... ). Fakty: - Serial wypuszczono w Wielkiej Brytanii. - Liczy sobie 47 epizodów, dzielących się na 4 sezony. - Po drugim sezonie wymieniono całkowicie główną obsadę (ze starych Skinsów została tylko Kaya Scodelario). - Każdy odcinek jest nazwany imieniem jednej z postaci, która automatycznie staje się głównym bohaterem: historia jest opowiadana z jego/jej perspektywy. - W rolach głównych: Nicholas Hoult znany z roli w "Był sobie chłopiec" gdzie partnerował Hugh Grantowi, wciela się w czarującego Tony'ego, Mike Bailey świetnie zagrał Sidneya (klasa... chłopak ma klasę... mam nadzieję, że na Skinsach przygody z kamerą nie skończy), April Pearson jako piękna Michelle, Joseph Dempsie nas rozśmiesza jako ujmujący Chris, Mitch Hewer jako roztańczony gej o rozbrajającym uśmiechu - Maxxie, Dev Patel znany z Oscarowego "Slumdoga" w roli Anwara, Larissa Wilson jako bystra klarnecistka Jal, modelka Kaya Scodelario wciela się w rolę fascynującej Effy oraz Hannah Murray w roli Cassandry (jej sposób bycia i wygląd przywodził mi na myśl potterową Lunę Lovegood). Uwielbiam Skins. Absolutnie uwielbiam, nawet jeśli czasem pogłębiają mi chandrę, zamiast ją redukować. A teraz podstawowe pytanie: czy jestem jedyną osobą, która uważa, że druga generacja jest dużo lepsza od pierwszej? W pierwszej absolutnie nie miałam się z kim utożsamiać. Bo Cassie jest zabawna i urocza do pewnego momentu - później zaczęłam się zastanawiać, czy jej aby nie upuszczono na łeb w dzieciństwie. Z odjechanej zaczęła mi się wydawać głupia. Nie lubię Chrisa, przepadam za Sidem, nie toleruję Anwara i Effy - jakoś mnie wcale nie zaciekawiła, uznałam, że się nie odzywa, bo nie ma nic do powiedzenia (co się ostatecznie w następnych sezonach okazało prawdą) - Jal nie wywołuje we mnie żadnych specjalnych emocji, lubiłam Michelle w pierwszym sezonie, ale w drugim okazała się suką, a Tony jest mocno dyskusyjny - bo śliczny i uroczy, poza tym naprawdę lubię takie postacie, niby skonfliktowany z rodzicami... no ale jednak to trochę za mało, żeby się z bohaterem utożsamiać. O, jedyną postacią którą autentycznie polubiłam był Maxxie. So cute ^^ Cóż, widać muszę sobie znaleźć przyjaciela-geja. Z drugą generacją jest fajniej. Bo co prawda nie znoszę Effy jeszcze bardziej, Freddiego kompletnie nie polubiłam, ale Cook okazuje się w czwartym sezonie dużo ciekawszą postacią niż w trzecim, JJ jest słodki, związek Thomasa i Pandory poplątany w zaskakująco życiowy sposób, no i mój absolutnie ulubiony wątek Naomi i Emily... A teraz podstawowe pytanie: czy jestem jedyną osobą, która uważa, że druga generacja jest dużo lepsza od pierwszej? W pierwszej absolutnie nie miałam się z kim utożsamiać. Bo Cassie jest zabawna i urocza do pewnego momentu - później zaczęłam się zastanawiać, czy jej aby nie upuszczono na łeb w dzieciństwie. Z odjechanej zaczęła mi się wydawać głupia. Nie lubię Chrisa, przepadam za Sidem, nie toleruję Anwara (...) (...)i Effy - jakoś mnie wcale nie zaciekawiła, uznałam, że się nie odzywa, bo nie ma nic do powiedzenia (co się ostatecznie w następnych sezonach okazało prawdą) O, jedyną postacią którą autentycznie polubiłam był Maxxie. So cute ^^ Cóż, widać muszę sobie znaleźć przyjaciela-geja. Maxxie miał śliczny uśmiech I to była jedyna postać, która nawet w drugiej serii trzymała fason Strzyguś nie musisz szukać od razu geja, czasami hetero są równie uroczy |