ďťż
cranberies
No, czas zobaczyć, co mała potrafi
![]() ![]() Gdy wsiadłam na Gracjuchę ta grzecznie poczekała na mój sygnał, następnie ruszyła żwawym, obszernym stępem po śladzie. Dałam jej luźne wodze, jedynie za pomocą dosiadu zmieniałam kierunek co jakiś czas. Tak upłynęło nam 10 minut, po których podciągnęłam popręg i stęp na kontakcie, jednak bez nadmiernego ustawiania. Po prostu już zaczynamy pracować. Chwilka w takim stępie, składamy się do kupy i kłus. Długa wodza, koń wypuszczony delikatnie w dół i aktywnie do przodu. Kręciłyśmy się robiąc duże koła, ósemki, po paru minutach przejścia, a po 15 minutach pracy i jednej dłuższej odsapce stępa włączyłam w to parę dodań, skróceń, postawiłam klaczkę już kompletnie na pomoce i czas na galop. Pojedyncze zagalopowania na jedną, drugą stronę i stęp. Odsapnęłyśmy, ja sprawdziłam popręg i wracamy do galopu. Teraz już konkrety, zbieramy się, galop aktywny, "pod górkę" i koła. Większe, mniejsze, przeplatane sporadycznymi lotnymi i w obu kierunkach. Nie chcąc marnować zanadto energii klaczki po chwili przeszłam do skoków przez stacjonatkę. Na początek 50 cm. Aktywny galop, trochę pobudziłam Grację przed najazdem dodając w galopie i jedziemy. Wpierw z lewej nogi, wszystko pasowało, rozliczone do przodu, skok ładny, lekki, okrągły. Lądujemy na prawo i z prawego. Długi najazd, dalej aktywna jazda bez majzlowania w pysku i hopsa. Lądujemy na lewo i z krótkiego najazdu. Bez problemu. Zatrzymałam Grację, zsiadłam, podniosłam przeszkodę do 80 cm, wsiadłam, zagalopowałam na prawo i jedziemy. Ładny najazd na wprost, aktywnie do przodu, ale bez rozjeżdżania, z daleka widziałam, że pasuje więc tylko czekałam, aż siwa zacznie się odbijać. Skoczyła niczym piłeczka, okrąglutko i szybko, miękko lądując potem na prawą nogę. No to z krótkiego najazdu. Wyraźniej zadziałałam prawą łydką w zakręcie i voila! Jeden skok z lewego, podniesienie do metra, jeden skok z prawego i jedziemy na oksera, mierzącego sobie 100x100 cm. Gracja rozbudzona ciągnęła do przeszkody, dając się jednak prowadzić i nie kombinując zanadto. Równo galopując dojeżdżałam do przeszkody z lewej i z prawej nogi, a po czterech udanych skokach zarządziłam przerwę przed najważniejszym punktem programu - rozpoczęciem potęgi. Siwka była dobrze rozgrzana, skakała lekko, nie bała się oddawać pełnych skoków, składała nogi i nieraz nawet poprawiała zadem. Kiedy odetchnęłyśmy i przy okazji Filip, który miał mi pomagać w końcu dotarł na halę, przyszła pora na prawdziwe skoki ![]() Na początek doublebarre mierzył sobie 80/100. Najechałam bez ciśnienia, dokładnie kalkulując odskok i pewnie prowadząc kuckę. Odbiła się bez chwili wahania, złożyła podwozie i oddała ładny, okrągły skok. Miękko lądujemy na lewą nogę, a Filip w międzyczasie od razu podnosi oba człony przeszkody o 10 cm. Dogalopowałyśmy w odpowiednim momencie i tym razem już bardziej pilnowałam klaczki. Aktywniejsza jazda, koń wyraźnie podniesiony, czujny. Odskok wypadł poprawnie, przeszkoda pokonana na czysto. 110 cm już raz skakałyśmy, więc mnie to nie zaskoczyło. Filip podniósł oba człony o 5 cm. Równa, aktywna jazda, najazd prosty, koń zamknięty w pomocach i okrągły, ale nie stłamszony, otwarty. Siwka odbiła się mocno i poszła wyraźnie do góry przy skoku, pokonując przeszkodę z dużym zapasem i miękko lądując za nią. No to 5 cm wyżej, drugi drąg wisi już na wysokości 120 cm. Wzmocniłam galop, narzucając siwej naprawdę porządne tempo, jednak nie rozjeżdżając. Po prostu dałam jej możliwość odbijania się z większą siłą. Siwa widząc wysoką już przeszkodę jedną fulę się lekko zawahała, po czym naparła na wędzidło i nieco pociągnęła mnie do przeszkody, wybijając się jednak na tyle mocno, by nie tknąć drągów. Poklepałam ją po skoku, mimo iż był tu akt samowolki, i 125 cm. Co tu dużo mówić... bez pudła ![]() ![]() Rozkłusowałam i bardzo dokładnie rozstępowałam Grację, zsiadając gdy tylko Filip przyszedł z derką, popuszczając kompletnie popręg i łaziłam z nią w ręku, klepiąc co chwila i z podziwem patrząc na to, jak dużą przeszkodę pokonał taki mały knypek. W końcu wróciłyśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam ją i zabrałam na myjkę. Długo schładzałam jej nogi, przy okazji dając jej czas ochłonąć pod przykrywką polarówki. W końcu wróciłyśmy do boksu, przebrałam w cieplejszą derkę, obdarowałam masą marchewek i zostawiłam, ruszając dalej, musiałam jeszcze zająć się Lithium przecież ![]() |