ďťż
cranberies
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad czymś, co nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy - nad klonami. Teraz wiem, że nie chciałabym podzielić ich losu. Powiem krótko: Republika wyhodowała je na rzeź, tylko po to, żeby walczyły w wojnie. Chyba nawet trochę mi ich szkoda. Z tego co wiem, to nie posiadały żadnych praw. Nie jestem pewna czy posiadały uczucia, ale z pewnością czuły ból. Zastanawia mnie tylko jedno - czy nikogo w Republice to nie obchodziło? Przecież było tam dużo rozgarniętych osób, które mogłyby coś z tym zrobić. Wiem, że wojny wymagają ofiar, ale używanie klonów, które nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia, wydaje mi się trochę nieetyczne. W tak dużej galaktyce na pewno znalazłyby się chętne osoby, które z własnej woli poszłyby walczyć.
Jeżeli ciekawi cię życie klonów to bardzo polecam serię Komandosi Republiki - Karen Traviss. Tam wszystko jest dokładnie opisane. Jeżeli o mnie chodzi to tu uruchamia się moja "ludzka" wersja. Klonów jest mi po prostu żal. Od małego hodowani tylko do walki, szybsze starzenie, zupełny brak szacunku ze strony dowódców. Są traktowani jak... droidy. Ale oni jednak mają uczucia. Uczą się odczuwać przeróżne emocje w ciągu swojego krótkiego życia, nadają sobie imiona, a niektórzy nawet dezerterują i zakładają rodziny. To właściwie są normalni ludzie. A jeśli chodzi o sprawę braku zainteresowania ze strony Republiki - w tych czasach politycy, ale i Jedi byli zepsuci i zadufani w sobie. Nie obchodziło ich za jaką cenę osiągną zeycięstwo. Ważne żeby je osiągnąć. Smutne, ale prawdziwe. No tak, ale te klony powstały po to, żeby walczyć. Z resztą wiemy, że nie powstały one na bezpośrednie życzenie Republiki, tylko po to, by później Imperator mógł je wykorzystać. A nad tym, czy tak powinno być czy nie, nikt się może i nie zastanawiał, bo po prostu nie bardzo było na to czas. Tak jak pisałam, klony powstały do walki, nie miały chyba nawet wolnej woli, po prostu ślepo wykonywały rozkazy, a że pojawiły się kiedy Republika potrzebowała sił do walki, to je wykorzystano. One od początku były przygotowywane do tego by walczyć i zginąć i z pewnością wydawały się mniej cenne niż normalni ludzie. Miały wolną wolę. To je właśnie odróżniało od droidów. Umiały podejmować samodzielne decyzje i improwizować gdy coś poszło nie tak. Wykonywały rozkazy tylko dlatego, że nie widziały sensu buntowania się. Klony nie miały pojęcia jak wygląda normalne życie. Więc nie mieli nic przeciwko należenia do Wielkiej Armii. Nie mieli rodzin, domów, prywatnych rzeczy - nie mieli do czego wracać. Dlatego słuchali rozkazów. A jeśli chodzi o ich "cenność" dla innych to rzeczywiście zwykły klon był uważany za coś gorszego niż zwykły człowiek. Za to klony komandosi byli postrzegani nieco lepiej, a "najcenniejsze" było życie członków elitarnych oddziałów zwiadowczych. Jednak tych zwykłych żołnierzy było najwięcej Z tą wolną wolą to ja nie wiem, bo jednak bezmyślnie wykonywały rozkazy i nie wydało im się nawet przez chwilę dziwne, że nagle zmieniają front i po prostu pozabijały tych, którzy wcześniej walczyli razem z nimi. A z resztą to, że klony nie znały innego życia, pozwoliło przyjąć Republice, że tak właśnie ma być. Bo przecież klony nie narzekały na takie życie, a to, że się nie buntowały, to czyniło z nich lepszych żołnierzy, bo można było być pewnym, że nie zbuntują się nagle w trakcie misji albo nie przestraszą, tylko wykonają zadanie do końca. Może i znalazło by się trochę zwykłych żołnierzy, ale oni mieli swoje rodziny, klony tymczasem znały tylko siebie nawzajem i ich śmierć nie była dla nikogo niczym niezwykłym, bo to był jeden z wielu identycznych, przeznaczonych do tego. Śmierć klonów była czymś strasznym dla ich braci. Na przykład członkowie jednej drużyny byli bardzo ze sobą zżyci. Drużyna zastępowała rodzinę, a trenujący ją sierżant - ojca. Więc pewnego rodzaju rodzinę mieli i kiedy ginął członek takiej rodziny klony odczuwały smutek chociaż nie umiały nazwać tego co czują gdyż nikt ich tego nie nauczył. |