ďťż

Dla tych co lubią kłapać paszczą...

cranberies
czy w przypadku internetowym: ćwiczyć paluchy klepiąc w klawiaturę.
Jednym słowem wielki śmietnik w celu uniknięcia syfienia w innych tematach

Zapraszam


Łiiii, szaloooone To dopiero będzie offtop w offtopie offtopa offtopu...
Dobry offtop nie jest zły. Ten ma być dokarmiany, pieszczony i głaskany. Stworzymy własnego forumowego potwora! A stąd to już tylko krok do przejęcia władzy nad światem! Mwahahaha!
Za mamusię, za tatusia....


xD

Przez was nie tylko łzotoku dostałam, ale i prawie zmasakrowałam klawiaturę, która jest mi cholernie potrzebna, żeby się z wami porozumiewać xD

No to teraz niezły nam śmietnik wyjdzie
Neit, to jest miejsce idealne! Tutaj zbuduję dom i możecie mnie tutaj pochować pod jakąś ładną osiką. Wnukom będę opowiadać, jak to babcia Janka zdobyła świat dzięki masowej produkcji offtopów
Janka? Masz na imię Janina?
Ja tam zawsze byłam za kurhanem nad jeziorem, ale osika też nie jest zła

Ciekawe co szefostwo powie jak wróci Złapią się biedni za głowę No, ale ponieważ jakoś władza ostatnio błądzi i trafić tu nie może, zdążymy się zagnieździć, okopać i w ogóle
Przygotujemy świetną defensywę i plan ucieczki, tak w razie potrzeby.
Hmmm.. Neit zaklepuje kurhanik, TheTosterMaster górkę z osiką... a ja? Co mi pozostało? Wykopię sobie jakiś przytulny dołek na zapomnianym cmentarzu, o! I nadal będę się obijać ;P

Władza padnie z wrażenia. Albo nas wszystkich pogoni xD
Nie pogoni, wątek ma bardzo konkretny temat

Ja zaklepuję piramidę, a co, jak umierać, to z rozmachem!
No patrz xD Na piramidę nie wpadłam nawet xD
Nie no, do umierania mi daleko, chociaż.... Chyba można prowadzić ożywione życie po śmierci, nie? Ale możemy być taki oryginalne i modne żeby konkretne miejsca pochówku już za życia okupować Ja tam potrzebuję wygodne i dwuosobowe
Jakie umieranie?! Ja zamierzam bronić tego offtopiarskiego tematu "do krwi ostatniej kropli z żył" i osłonię go własną piersią jeśli będzie trzeba.

No Janina, a co?
A bardzo ładnie, że Janina, już wiem jak na Ciebie wołać, żeby krótko było i bez grzanek

Oj, tłoczno teraz na cmentarzach, jak za życia nie zaklepiesz, to Cię upchną gdzieś pomiędzy kranem a kubłami...
Też jestem gotowa bronić naszego offtopa wszelkimi siłami. Ba, na własnym łonie będę go hodować i resztkami własnego mózgu karmić W bardzo bojowym nastroju dzisiaj jestem

Jakie umieranie?! Ja zamierzam bronić tego offtopiarskiego tematu "do krwi ostatniej kropli z żył"
i osłonię go własną piersią jeśli będzie trzeba.
A to było typowe powiedzenie Neit, kiedy murem stawała za Lenem xD

Cholercia, jak dobrze być w domu i móc traktować was jak rodzinę^^
Tak trzymać! Ten pseudotemat, to moja jedyna nadzieja, że nie wylecę z forum na zbity pysk za offtopiarstwo.
A co do dzikich zdrobnień od mojego imienia, zawczasu lojalnie uprzedzam, że jestem na to uczulona i skrótów innych niż "Janka" nie trawię..
ha, jestem na forum od niedawna, a też was już traktuję jak rodzinkę, nieco patologiczną co prawda..
To ta osika miała się kojarzyć a z krwią to Rota:P
Właśnie w 30minut naprodukowałyśmy stronę offtopa. No ładnie, z miesiąc i będzie trzeba nowy temat zakładać...

Ja oczywiście także jestem gotowa offtopu bronić, słowo harcerza, przysięga lekarza, no i te sprawy, ogólnie- obiecuję
O cholera, harcerka? -
Nie. I lekarz też niezbyt (przynajmniej jeszcze), dla ścisłości
No i przez was zapomniałam co miałam napisać

Jak tak dalej pójdzie to sobie będziemy musiały jakiś tajny obrzęd wymyślić, wiecie, świece, krew itp

Zobaczcie do jakiego twórczego myślenia taki niewinny offtopek skłania
Łee.. trzeba przygotować zwarty plan działania, coby nie było jakiejś spontanicznej improwizy jak w początkach powstania listopadowego..*zua historia*
Okopmy się, ogrodzimy temat drutem kolczastym, albo lepiej- pod napięciem i przeprowadźmy forumowy zamach stanu *ponosi mnie*
Wiesz na początku to trzeba po cichu i ostrożnie, żeby nie zwracać nadmiernej uwagi na siebie. A potem po cichutku zakorzenimy się i nas nawet buldożerami nie wyrwą
IIIiii!!!- dziki zaciesz człowieka, który o 23.47 planuje konspirację na forum i w dupie ma jutrzejszą klasówkę z matmy^^
W razie pustki w głowie napiszesz na klasówce, że nie mogłaś się uczyć po planowałaś przejmowanie władzy nas światem i karmiłaś offtopa Ciekawe co na to powiedzą

Chyba moje przedawkowane tabletki przeciwbólowe zaczynają działać, bo jakby mi się z lekka w głowie kręci
Stwierdzą, że musk mi się zlasował i przeniosą mnie do mat-fizu w ramach terapii wstrząsowej:)

buu, wszyscy się spać wynieśli
Na innych forach na których się udzielam (łam) też są takie wątki...

SPAAAM!*szaleje z radości*
A co do miejsca pochówku...
W puszczy białowieskiej, coby nikt mi domu na głowie nie postawił
I zmumifikować
Ja chcę własnyh grobowiec w jakichś ponurych górskich lasach . Już sobie wyobrażam ten nastrój, ach ^^. Ale póki co nie chcę umierać, tak na zapas sobie zajmuję namroczniejszy zakątek jakiejś puszczy. A jak tam by mnie nie dowieźli, to zawsze mogą na Saharze zakopać...
Ogólnie nie rozumiem o czym jest ten temat. O czym właściwie? Przecie jest tyle tematów w PiPie i offtopie. Ba, jest nawet Shoutbox. Jest gdzie się wypowiadać....
No ale spoko. Lud chciał, lud ma. Rozmawiajcie sobie
Tylko wiecie, ja teraz to w ogóle wam nie pozwolę robić offa w tematach wiedźmowatych
Jako pesymistyczno-sceptyczne stworzenie mam złe przeczucia co do tego tematu. I jestem za jego wzniesieniem, albo przynajmniej na określeniu "tematu do rozmów".Mam nadzieje, że nie będzie to (używając określenia Zelki) Spam. I mam też nadzieje, że nie będzie tak, że sobie tu ktoś postów nabije, a potem po tłumaczenia będzie się starał.
To tyle jeśli chodzi o moje zdanie i obawy....
Temat ma być o wszystkim Właściwie ma służyć do uprawiania takich typowych skoków tematycznych, które się wiecznie zdarzają w innych tematach. Mam nadzieję, że to chociaż trochę usunie te rozmowy o "dupie Maryni" z tematów wiedźmowych, bo one się coś za często zdarzają. Co prawda za nowych użyszkodników nie odpowiadam, bo jak zauważyłam każdy musi dołożyć swoje 3 grosze Ale masz rację Miriam- tnij bezwzględnie
Też się trochę obawiam o to, że niektórzy będą tu sobie nabijać posty, ale po pierwsze lepiej tu niż gdzie indziej, a po drugie może można by wyłączyć zliczanie postów z tego tematu, co? Tak żeby się nie wliczały do ogółu? Bo na prawdę to nie o nabijanie punktów mi chodziło. No cóż, ale z tym pewnie też by na władzę poczekać trzeba...

Kategorycznie protestuje przeciwko nazywaniu tego co tutaj się dzieje spamem!!! *przyjmuje pełna agresji pozycję obronno-atakującą". Spam to niepotrzebne i niechciane wiadomości, a te tutaj wypociny nie tylko są chciane (mamy przecież grono wielbicielek), ale i potrzebne żeby koić nasze zszargane nerwy, dać odreagować i w ogóle Więc to nie jest spam i już

Ponuro też nie jest mimo rozmów o miejscach pochówku W końcu same uznałyśmy, że sobie tam za życia zamieszkamy, a znając nas to nie tylko zaraz towarzystwo (i to nie robaków) się znajdzie i impreza na całego będzie

A zmieniając temat: ja sobie chyba choinkę ubiorę Tylko nie wiem gdzie ja postawię jeszcze I tak sobie myślę co by bieżnię jakimś choinkowym łańcuchem okręcić żeby się bardziej nastrojowo biegało Mąż mi sugerował wieszanie na niej pierniczków, ale nie wiem czy to nie przesada Z drugiej strony nie dość że zmęczony biegacz mógłby się poratować dodatkowymi kaloriami, to jeszcze je w ciągu dalszego treningu spalić
Jak masz jakieś zwierzaki w domu to nie wieszaj pierników xD
Ja chciałam choinkę we wrześniu ubierać, ale mi rodzina nie pozwoliła. Może też ubiorę dziś? W koncu święta już blisko.
Jeden z moich psów chciał zjeść mi rękawiczki. Wyciągnęłam je na dworze, bo zimno było, a on zaczął do nich skakać. Może myślał, że to kolejna zabawka dla niego? Muszę wejść do budy drugiego, bo tam pewnie jest piszcząca kostka. Sam się nie bawi, ale drugiemu zabierze.

Jak masz jakieś zwierzaki w domu to nie wieszaj pierników xD

Mam kota który nie jest kompletnie słodyczami zainteresowany

Luiza, zwierzaki najbardziej lubią te zabawki które nie są dla nich
Moja kicia mimo, że ma masę zabawek to wiecznie kradnie... długopisy Ogólnie lubi wszelkie podłużne rzeczy. I potem ja muszę wszystkiego szukać...

Też chciałam choinkę we wrześniu ubrać. No bo zobaczcie, człowiek się nakupuje i narobi tych choinkowych pierdołek, po to żeby to wystawić na parę dni i koniec. Marnotrawstwo normalnie! Fakt że u mnie zawsze ta choinka postoi, bo w ramach kultywowania mojego lenistwa nigdy mi się jej nie chce rozebrać. Nie zmienia to faktu że jak dla mnie mogła by stać cały rok, bo ładnie wygląda Może nawet trafi się ktoś kto z rozpędu w ciągu roku jakieś prezenty pod nią wetknie?

No dobra, żarty się skończyły! Trzeba zjeść śniadanko i gary pozmywać
Neit, ogromnie ci dziękuję za obronę naszego śmietnikowego tematu:)
I bardzo mi zależy nie tyle na tłumaczeniach, co na rozmowie z wami. To wcale nie jest- z mojej strony bynajmniej-puste nabijanie postów. Może niepotrzebnie zaproponowałam wprowadzenie nowego tematu i za bardzo zaczęłam się wczuwać.. Jeśli mam być posądzana nie wiadomo o co, to lepiej, żeby posty z tego tematu się nie liczyły.

A tak z innej beczki; choinka w moim domu stoi czasem do połowy stycznia, bo zawsze świętujemy jeszcze prawosławne Boże Narodzenie, a potem nikomu nie chce się jej rozbierać^^
Moje psy by w ogień skoczyły żeby dobrać się do pysznych pierniczków
No wiecie, nie ma co posądzać każdej lubiącej pisać osoby o nabijanie postów Zresztą to najczęściej wyraźnie widać komu się śpieszy do awansu i tylko dlatego się udziela

Do połowy stycznia choinka? Ja swoją zeszłoroczną w marcu rozebrałam Hm... może tym razem przez Wielkanoc przetrzymam? Powieszę na niej pisanki żeby było tematycznie

Elena co tam psy Byś mojego Lepszego Połówka widziała jak słodycze wiszą na choince, albo się chociaż po domu walają Ten to dopiero sępi

Po wczorajszych boleściach dzisiaj obudziłam się w stanie kompletnie bezbólowym (nie żyję?!) co trwa do tej pory (tfu tfu żeby nie zapeszyć). Mam zaległy, wczorajszy trening do odpracowania i tak się zastanawiam czy mi nie zaszkodzi. Eh te życiowe dylematy...
XD
CHOINKA PRZEZ CAŁY ROK!
W lutym- powiesić na niej serca na walentynki, w marcu- kwiatki i marzannę na I dzień wiosny, w kfietniu- pisanki, kurczaki i zające, w maju- ściągi na maturę itp, w wakacje- owoce i pamiątki z wakacji, wrzesień/październik- emochoinka z okazji powrotu do szkoły, a w listopadzie.. znicze!

Moja siostra kilka lat temu zeżarła wszystkie pierniki z choinki, a cała wina spadła na kota^^
Podoba mi się pomysł z tą choinką Mnie co prawda szkoła nie dotyczy ale jakąś inną wersję dałoby się spokojnie obmyślić Jakiś czas temu chciałam robić wersję informatyczną: powieszać płyty cd, kości pamięci i takie tam (sporo części komputerowych się u mnie w domu wala). Ostatnio tak się złożyło że pod choinką wylądował router (przypadkowa zbieżność miejsc) i tak pięknie wspomagał lampki choinkowe swoim mruganiem

Kiedyś, dawno temu, za moich początków pienikowo-wytwórczych udało mi się wyprodukować dzieło które było tak twarde że gwoździa by się w to wbić nie dało (autentyk, nie mieliśmy jak dziurek zrobić więc obwiązywaliśmy nitką). W dodatku cholerstwo nie chciało zmięknąć z czasem ( a powinno). Ale wygląd miało to to prześliczny. Myślałam że ze względu na kamienne właściwości powiszą na choince... A gdzie tam, za apetycznie wyglądały i i tak wiecznie ktoś podżerał narażając się na utratę uzębienia

A w ogóle to ja jestem zUa kobieta i się cieszę, że drogi zasypane i moja szwagierka nie przyjedzie jutro Jak tak dalej pójdzie, to i na święta do teściów nie dotrę Jedyny pożytek z tego białego paskudztwa za oknem.

Dobra, ja idę pobiegać. Trza się trenować i dbać o kondycję, żebym nie wymiękła po pół minucie jak mnie zaczną gonić mordercze roboty z kosmosu.
Ja w domu to mam zoo :wow:
pies
suka
świnka morska
królik (gryzie )
żółw
rybki (na wykończeniu)

no i kilka padżąków w piwnicy
Neit, biegać? Chora być chcesz? Ja dzisiaj poł godziny bez czapki pochodziłam i proszę, już mnie gardło boli!

A my pewnie znowu będziemy mieć choinkę dopiero dzień przed wigilią...

Wiecie gdzie dzisiaj byłam? Na "laserach" To jest coś w stylu paintballa, tylko że w budynku i strzela się nie kulkami z farbą, a laseremz karabinu podłączonego do kamizelki, postrzelonemu miga ekranik na kamizelce, po kolorze ekranika rozróżnia się także drużyny... Biega się po takim... jakby labiryncie, po dość ciemku, jedynie 20 minut, a zharować i spocić się można jak po dobrym treningu
Generalnie mieliśmy iść klasowo, a ostatecznie okazało się, że z koleżanką jesteśmy jedynymi dziewczynami, które się zdecydowały (jedyne mamy jaja, jak to podsumował organizaroe) Wynik miałam 12 z 15, przy czym pobiłam 2 kolegów (jeden się nie przejął, drugi ma urażoną dumę i domaga się rewanżu ) i tą koleżankę.
Ogólnie- fajna rzecz, nie jestem fanką strzelanek komputerowych i całej reszty tego typowo męskiego inwentażu, ale naprawdę było fajnie
Ja też Kcem!

Neit, biegać? Chora być chcesz? Ja dzisiaj poł godziny bez czapki pochodziłam i proszę, już mnie gardło boli!
A my pewnie znowu będziemy mieć choinkę dopiero dzień przed wigilią...

Wiecie gdzie dzisiaj byłam? Na "laserach" To jest coś w stylu paintballa, tylko że w budynku i strzela się nie kulkami z farbą, a laseremz karabinu podłączonego do kamizelki, postrzelonemu miga ekranik na kamizelce, po kolorze ekranika rozróżnia się także drużyny... Biega się po takim... jakby labiryncie, po dość ciemku, jedynie 20 minut, a zharować i spocić się można jak po dobrym treningu
Generalnie mieliśmy iść klasowo, a ostatecznie okazało się, że z koleżanką jesteśmy jedynymi dziewczynami, które się zdecydowały (jedyne mamy jaja, jak to podsumował organizaroe) Wynik miałam 12 z 15, przy czym pobiłam 2 kolegów (jeden się nie przejął, drugi ma urażoną dumę i domaga się rewanżu ) i tą koleżankę.
Ogólnie- fajna rzecz, nie jestem fanką strzelanek komputerowych i całej reszty tego typowo męskiego inwentażu, ale naprawdę było fajnie


Łooo! Też chcę tak!
Sport, jak ambitnie. Ja tam dbam o kondychę lecąc codziennie na autobus z kilkukilowym obciążeniem na nogach (glany). I to by było na tyle:) Ale te lasery rzeczywiście ciekawie brzmią
Podklejam się do podżerania pierniczków na neitowej choince^^
A tak apropos, wiecie co by genialnie wyglądało na choince? Jakbym zawiesiła na niej wszystkie swoje kolczyki *maniakalna kolekcjonerka*
Nieźle...
Jak mi od dwóch mcy (ponad ) ne chce się zakładać kolczyków i... nie wiem, czy już nie zarosły

Też się podklejam pod pier(dol)niczki
Aaaaa!!!! Wyjeżdżam za chwilę za góry i lasy, do niedzieli nie będę miała neta!!! ;( *smarki po kolana*

Podzielę się moją choinką, chcesz? Możemy kolektywnie pierniczki obgryzać Jeszcze się nad powieszeniem jakichś dobrych cukierków zastanawiam

Ja jak najchętniej, chociaż pierniczki to ja mam lukrowane i ozdabiane w domu... No ale z Neitowej choinki wszystko smakuje lepiej, czyż nie?
A cukierki też mogą być- wedlowskie są dobre i mieszko, ale wszystko jedno, byle dużo
Tosterowi współczuję/załamuję się psychicznie

A ja... Może zrobię pierniczki
Szukałam tematu o zwierzętach, ale znikł z tego działu, więc napiszę tu ^^. Albo po prostu go przeoczyłam, ale dwa razy czytałam każdy tytuł.
Wprowadziła się do mnie czarna kicia ^^. I sobie siedzi teraz w domu, ale oczywiście mama ją wygania, bo ona nie chce kota. Najpierw dokarmia, a potem chce wyrzucić. Zrzuciła biedną kicię z łóżka i musiałam ją pocieszać xd. Tylko strasznie dużo je ten zwierz, ciągle kiełbasę i mleko dostaje, a na moje gofry z brzoskwiniowym dżemem się czai. I jak na bezdomnego kota to gruba jest... Kiedyś już miałam kota sąsiadów, może zaraz się okaże, że to znowu ich .

Ja zawsze robię kruche ciastka w kształcie choinek. Foremki z gazety . Poprawka, jedna foremka.
Jak by nie była głodna to by nie żarła byle kiełbasy, a gofra to by już totalnie nie chciała.

Dziewczyny, czemu nie karmicie offtopa? Neit!

A ja byłam dzisiaj w stajni, zmarzłam cholernie, ale sobie pojeździłam chociaż, choć nie jestem do końca ustatysfakcjonowana 2-ma godzinami oprowadzania dzieciaków przez zaspy do kolan teraz odmarzam i wcinam rosół (w stajni karmią nas tylko słodyczami ).

P.S.
I właśnie poleciała mi krew z nosa, prosto do rosołu. Moje szczęście...
Czarna polewka.^^
Hm... pomidorowa!

Ja dokarmiam offtopa!

A kota to ja chcę... chciałabym
A mam dwa psy
Ja mam tak notorycznie przy przeziębieniu... Ostatnio popijam sobie herbatę przy komputerze (czytając coś, trzymałam ją cały czas przy ustach i siorbałam co jakiś czas). W pewnej chwili patrzę, a tu mi na cytrynie pływa wielki skrzep... Nie żebym się włąsnej krwi (czy w ogóle krwi) brzydziła, ale znowuż picie takowej do najzdrowszych nie należy...
Dyniuś, co ci jest? Zatoki czy wtf?
Nie wiem, wydaje mi się, że po prostu osłabiona jestem, katar mam niezmieski, więc cały czas chodzę zasmarkana, no i kończy się pękającymi naczyniami... Przynajmniej mam nadzieję, że tylko tyle
Idź się leczyć
Nie! Jest weekend, nie będę w łóżku siedzieć. Wczoraj stajnia, dzisiaj łyżwy, nie ma bata, najwyżej im cały lód na lodowisku zachlapię, a potem jak przejedzie szlifiarka to rozmaże *zafascynowana nową wizją postanawia ograniczyć krople do nosa*
Kuruj się, kuruj bo będziesz 3dni leżała
3 to Twoim zdaniem dużo?
Nie, ale Ola tyle leżała, to że mi się skoarzyło
*WEJŚCIE SMOKA/ POWRÓT KRÓLA* Jakieś 15 minut temu wróciłam do domu i już offtopa karmię- biedaczysko, całe 2 dni bez mamusi:P
Zelka, świetny masz ten tekścik z OSD w podpisie^^
Wiem...
*połechtałaś miło moje ego*

A ja zrobiłam zwoje pierwsze ciasteczka w życiu
No coś ty?!!! Naprawdę pierwsze? I jak smakował twój piekarniczany debiut? *głodna*
Jak dla mnie pycha!

Poza tym dowiedziałam się, że mamy w domu wałek
Po ośmiu latach mieszkania w tym domu

Takie orzechowe i pyszne
I mięciutkie...
Nie ma to jak odkrywanie zawartości kuchennych szuflad i życie pełne niespodzianek:D Zelka, nie znęcaj się, głodna jestem!!! *orzechowe; mniam*
A orzechy łuskałam z dwie godziny

Przenieśmy tu pogadankę o ZHP...
Ok, możemy przenieść Trudno jest ciągle pisać na jeden temat, pomysły się wyczerpują i po kilkudziesięciu stronach zaczyna się zwyczajne pustosłowie, sranie w banię czy jak tam zwał - najlepszy przykład to gadka o dzieciach i podróżach w temacie o Lenie; porażka. Dlatego zazwyczaj szybko zmieniam tematy i wciskam offtopy gdzie się da. Tak jak ten o harcerstwie. Strasznie ci zazdroszczę! Moja drużynka jakiś rok temu się rozpadła. Od kilku lat nie chodzę na zbiórki, dawno nie byłam na żadnym biwaku i okropnie mi tego brakuje *chlip* Mam w planach wyjazd na Rajd "Granica", ale to niestety dopiero we wrześniu..
A mi po tzrech latach we wrześniu też się rozpadła drużyna (byłąm proporcowa) i poszłam do innej

Choć prawdę mówiąc... teraz jest mi lepiej
Mnie harcerstwo nie interesuje, a nawet jeśli interesowałoby, to nie miałabym gdzie iść. Nie kojarzę, żeby w okolicy było coś... W ogóle nie znam się na tym . Te grupy są z jednego miasta, województwa czy jak?
Wolę moje zajęcia teatralne . W sumie to na początku nie wiedziałam, że w ogóle jestem zapisana xd. Bo zgłosiłam się do przedstawienia na początku roku i teraz ciągle biorę udział . Jutro cały czas próby na jasełka...
A ja nie wiem nic o grupach teatralnych

Ale to zależy od wieku , gdzie się idzie
np. ja jako gimnazjalistka to do starszoharcerskiej
W mojej mieścinie nieszczęsnej ZHP ledwo zipie. Nawet gdybym chciała, nie miałabym się gdzie przenieść- albo za duża różnica wieku albo elitki, która niezbyt chętnie przyjmują nowych do swego grona.. Wszystko przez komendanta, którego istnienie i zajmowane stanowisko to czysta kpina z prawa, przyrzeczenia etc. Gnębi młodych drużynowych jak może, dlatego m.in. moja koleżanka zrezygnowała.
Zróbcie na niego zamach i po sprawie . Grupki są wszędzie, nie tylko w takich drużynach, w szkole też bardzo często się to spotyka.
Ta moja grupka teatralna to tylko szkolne przedstawienia robi xd. Wczesniej była grupa w pobliskim mieście, teraz im chyba nie pozwalają z sali korzystać i tylko w szkole jest. Ja i tak nie jestem za dobrą aktorką, więc tylko w szkole gram .
Zobaczcie to :
Draco

Posenka
Zamach planujemy już od dawna:) A moja przygoda z teatrem zakończyła się na I gimnazjum; grałam Rejenta w "Zemście". było super Do tej pory pół tej książki znam na pamięć!
Zelka, co to ma być? *pompa na 102*
Też całe jasełka znam, które graliśmy w tamtym roku

A dwie lnijki miałam do powiedzenia
Dobra, chyba będę żyła. O ile nie pęknę z hukiem, bo właśnie muffinki wsuwam.
Zastosowałam skuteczny leczniczy sposób czyli okłady z męskiej klaty
Moi rodzice zjechali do Polski na święta i nagle podejrzanie czas mi się skurczył. Krótka ta doba jakaś. Przyznać się, kto mi czas wysysa?!
*zazdrości okładów* Wiecie, spotkałam dzisiaj w pociągu królewicza z bajki.. o mały włos pojechałabym z nim do Wro.. niestety rozsądek zwyciężył *skopać drania*
Naślemy na niego jakąś bandę, to mu się odwidzi

Chociaż... Z warmii to ciut daleko
Nooo; niestety:P I szlag trafił kolejne wielkie zauroczenie :/ Nic to.
Widziałam, przeglądając stare tematy, że był pomysł, by się jakoś forumowo spotkać. Jak dla mnie bomba, nawet jeśli przyjdzie jechać na drugi koniec kraju *Warmia/ Mazury*
Warmia i Mazury... pół życia tam mieszkałam i cholernie tęskni mi się za tymi jeziorami, lasami i rozległymi polami. Ehhh... Ale sądzę, że pomysł ze spotkaniem się jest bardzo dobry. Tak obgadać najbliższą miesjcówę, datę i się zebrać do kupy. Oszołomy z forum o Wolsze ;
E tam, na sam wygląd nie ma co lecieć, bo niektórzy to specjalnie piękni tacy chyba żeby wabić nieszczęsne niewiasty, a w środku dno i wodorosty. Można co prawda upolować i przetestować delikwenta żeby wiedzieć co nam się trafiło. Trzeba było wywlec tego królewicza z pociągu a nie siedzieć teraz i ślinić się

Ja z forumowymi spotkaniami to mam nie za dobre doświadczenia. Zawsze się kupa ludzi deklaruje a potem 3 na krzyż ( i to przy "dobrym wietrze") się pojawiają.
Buuuu *cierpi przez swe durne tchórzostwo*. Nie lecę na wygląd, tzn nie całkiem; na "dno i wodorosty" to on z pewnością nie wyglądał. Głupio tak zaczepiać faceta w pociągu, a co dopiero wywlekać za fraki
A co do spotkania, to myślę, że jeśli ludzie naprawdę chcą, to nic nie jest w stanie stanąć na przeszkodzie*matko, co ja chrzanię*. Takie oszołomki nie dadzą rady?! *podpuszcza* Przydałoby się miejsce uzgodnić -jeśli się jednak zdecydujemy..
A z miejscem będzie największy problem ...
Puki się śnieg nie rozpuści to ja nigdzie nie jadę Mam za nisko zawieszony samochód i kto mnie z zasp wyciągał będzie?

Umawiałam się z ludźmi z jednego forum, grupa znająca się od kilku lat, takie bardzo dopasowane towarzystwo. Miało być 15 osób, były 3...A raczej większość z jednej okolicy. I pełno było stwierdzeń typu "jak to? m nie dam rady?" Na innym forum to się spotykamy już chyba 4 rok i spotkać nie możemy
Ten Poznań nie był wcale taki głupi. Najpierw trzeba się dowiedzieć jak z młodszymi forumowiczkami; tzn. co na to ich rodziciele. Bo mi już wsio rawno gdzie, dopasuję się jakoś.

Neit, ja codziennie, jeszcze przed śniadaniem wierzę w 6 zupełnie niemożliwych rzeczy, a nadzieja ma nie zna granic, dlatego myślę, że chociaż 10 osobową grupą się uda
*zostanę twoim hiroł i własnołopatnie cię z zasp wszelkich wydobędę*

Dobra, chyba będę żyła. O ile nie pęknę z hukiem, bo właśnie muffinki wsuwam.
Zastosowałam skuteczny leczniczy sposób czyli okłady z męskiej klaty
Moi rodzice zjechali do Polski na święta i nagle podejrzanie czas mi się skurczył. Krótka ta doba jakaś. Przyznać się, kto mi czas wysysa?!


Neeeeeeeeeeeeeeeeeeeit! Ściskam, całuję, wycieram nosek no i... zgłaszam się po należną za troskę muffinkę

A co do spotkania- od roku się już umawiamy, a zawsze komuś miejsce nie pasuje, był nawet pomysł z geometrycznym środkiem Polski, co by każdy miał równie daleko (Piątek w łódzkim bodajże), ale padło, z Krakowa, ze Szczecina, z Mazur ludziom za daleko i za dużo nas niepełnoletnich, żeby puścili...

3 osoby to były na samym Łódzkim Zlocie, więc nie wierzę, żeby na Krajowym było mniej
Ale lipa. Ludzie, no starzejcie się szybciej, coo?!
HA! Zostawiłam muffunkę dla ciebie! Nawet trzy Wiedziałam że będziesz chciała

Ja tam jestem pełnoletnia i mogę się włóczyć. Tylko nie wiem co na to mój mąż, bo on się nie lubi ze mną rozstawać Pewnie się boi sam spać Ale szczerze to ja bym wolała spotkanie o jakiejś cieplejszej porze. Teraz to ja bym w sen zimowy najchętniej zapadła.

TheTosterMaster zawsze chciałam mieć własnego hiroła Tylko szkoda mi cię zamęczać, bo ciężki ten samochód bardzo Po za tym ja jeżdżę jak wariatka i nie wiadomo czy bym w drodze na jakimś drzewie nie wylądowała

Ale lipa. Ludzie, no starzejcie się szybciej, coo?!

No, nawet po alkohol co niektórych nie da się wysłać do monopolowego
Neit, natychasz mnie; wrócę wiosną do propozycji spotkania i tylko spróbujcie nie zareagować entuzjastycznie..
Co do alkoholu, to ja mogę bardzo chętnie skoczyć do monopolowego *cel: cynienie dowodem* Chociaż ostatnio się trochę podłamałam- nigdzie mi nie chcą dowodu sprawdzać *czy nagle tak staro wyglądam?!*- co z tą Polską?!

HA! Zostawiłam muffunkę dla ciebie! Nawet trzy Wiedziałam że będziesz chciała

Ojeeeeeeeeeeeejku jej!

A co do alkoholu... Od latania do monopolowego to ja mam brata Co, biorąc pod uwagę te temperatury, ma więcej plusów, niż mogłybyście przypuszczać...
Nie martw się, to nie ty wyglądasz staro, to sprzedawcy olewają swoje obowiązki

Ja też mogę zakupy % robić chociaż jak samochodem się wybiorę to alkohol odpada:D

Ale ostrzegam, nikogo nie niańczę, żeby nie było na mnie że najstarsza itp Ja mam zero odpowiedzialności i strasznie głupie pomysły
Nienawidzę odpowiedzialności za innych! Moja koleżanka na każdej imprezie upija się w 3 dupy, robi pełno durnych rzeczy i do tego psuje zabawę innym, bo zawsze ktoś musi robić za niańkę. Nie wgłębiam się w szczegóły, ale jej fochów i gorzkich żali z pewnością nie chciałybyście poznać. Najlepsze, że ja jestem w naszej paczce najmłodsza *kwestia kilku miesięcy, ale zawsze *, a jakoś nikt nigdy nie musiał się mną zajmować w takich sytuacjach.

Cholerni sprzedawcy, następnym razem jak mi latek dodadzą, to się zdenerwuję i zadzwonię na policję!

Poza tym: Neit, chyba nie jesteś z nas najstarsza.
Ja jestem z mojej paczki też zdaje się najmłodsza, a trzeźwość zawsze jakoś zachowuję największą, ot co To ja zazwyczaj związuję włosy rzygającym, albo odciągam koleżanki od różnych podejrzanych typów (to taki typ, któremu po pijaku podoba się wszystko, co tylko z drzewa zlazło...).
Z tych osób co się regularnie odzywają to chyba jednak najstarsza jestem.

Mnie zawsze kiedyś wrabiali w pilnowanie 2 koleżanek (osobno, w różnym towarzystwie). Jednej dlatego, że mnie dobrze jej rodzina znała, a dziewczyna miała typowy problem: po % jej się nogi rozkładały i normalnie było jej wszystko jedno gdzie i z kim. A słowo jedno piwo jej starczało. Druga dla odmiany jak wypiła to rzygała jak kot. Masakra normalnie, na siebie, na meble... Potem się dziwiła, ze jej nikt nie chce zapraszać Wg mnie jak człowiek nie umie pić to niech nie pije
Ja to raczej rzadko zagrożenie stwarzam dla siebie, co najwyżej znowu będę na płocie wisiała, albo pająki jadła (eh, studenckie dzieje)
Taaa; taki co leci na wszystko co się rusza i ma cycki
Zgadzam się, ci którzy z umiarem nie potrafią, zdecydowanie pić nie powinni. Za takimi koleżankami to najlepiej puścić list gończy; żeby nikt im nie sprzedawał/ nie nalewał alkoholu
U mnie to jeszcze na szczęście nie takie, co się nogi rozkładają, ale i tak notorycznie robię za bodygarda, co by mi się potem w szkole za plecami nie kryły...

Z tym rzyganiem- znam chłopaka, któey na imprezę przyjechał motorem, wypił, zasnął, wyrzygał się i jeszcze chciał tym motorem wracać, musieli mu go odprowadzać na inną ulicę, a potem jeszcze nikt nie pamiętał, gdzie...
Byłam nie tak dawno na urodzinach u siostry i była taka nasza wspólna kumpela ze swoim chłopakiem. Oni mieszkają (jak są w Polsce bo za granicą pracują) od mojej siostry jakieś może 20 minut spacerkiem. I oczywiście przyjechali samochodem. Potem jakieś piwko itp, i ja mówię żeby ten samochód zostawili (nawet autobusy pod samym nosem mają) i jutro zabrali. To się dowiedziałam, że nie bo oni tak często po paru piwkach jeżdżą i tłumaczenie koleżanki które mnie rozwaliło "Ale my tylko tu tak po alkoholu jeździmy, jak jesteśmy za granicą to nie". Jak mnie tacy ludzie wkurzają...
O kurczę Ja tam zazwyczaj bywam na domówkach; rzadko ktoś się upija, ale i tak czasem akcje są nieziemskie. Rok temu na sylwestra koleżanka miała się spotkać z chłopakiem, a że średnio się trzymała na nogach, postanowiłą natychmiastowo wytrzeźwieć: nie wiadomo skąd wymyśliła, że pomoże jej w tym mundur policjanta; więc w noc sylwko- noworoczną, o 5 nad ranem szukałyśmy munduru policjanta w necie.. Z kolei inna znajoma opowiadała, że w ramach sylwestrowego zakładu, jej chłopak latał nago po ulicach *brr*
Oho! Tematy alkoholowe ;] I to bardzo ciekawe przypadki widzę. Rozkładanie nóg, pilnowanie koleżanek. Szkoda, że ja też to wszystko znam. Nie raz przerabiałam. A sylwestry są najgorsze. Na szczęście teraz mam taką grupę ludzi [ o ile trzy osoby, łącznie ze mną, można nazwać grupą xD], że nie muszę się już o nic martwić. I z upijania się też wyrosłam. Ale mam w pamięci sylwestra, w którego strasznie się wkurzyłam na kumpele, bo wiecznie to ja robiłam za niańkę, więc postanowiłam im się zrewanżować. Tak się upiłam, że około 22 mnie po mieście prowadzały, w samej koszulce, bym wytrzeźwiała do północy xD Ale i tak im się nie udało. Tylko weszłyśmy do mieszkania to rzuciłam się na łóżko i powiedziałam, że w dupie mam fajerwerki i chłopców, którzy mieli do nas przyjść, i poszłam spać. Obudziłam się dopiero o czwartej nad ranem, wkurzona jeszcze bardziej, i wybyłam sama na miasto, chociaż mnie powstrzymywały, pod pretekstem oglądania sztucznych ogni. Byłam jeszcze w takim stanie, że nie docierały do mnie tłumaczenia, że impreza już dawno się skończyła, że miasto opustoszało i nie ma po co wychodzić. Ale znalazłam paru znajomych, wbiłam się na kolejną domówkę i poprawiłam swój libacyjny stan ;] Koleżanki na mnie wkurzone były nieziemsko, kiedy o szóstej rano do nich zadzwoniłam, podałam adres, pod którym się znajdowałam, i kazałam im siebie odebrać. Zapamiętały sobie tego sylwestra i już więcej, przynajmniej w ich towarzystwie, nie robiłam za niańkę.
A od trzech lat spędzam sylwka tylko z przyjaciółkami. Jedna ma słabą głowę, więc bardzo z piciem uważa, a druga po prostu nie lubi się upijać. I pije tylko symbolicznie.

Co do odpowiedzialności... Mnie strasznie wkurzało to, jaką odpowiedzialnością obarczali mnie moi znajomi przed każdą imprezą. Zgodnie wykrzykiwali, że czas zrobić jakiegoś grilla czy domówkę, składali się itp, ale później zwalali się do mnie, wręczali mi gotówkę i kazali wszystko załatwiać. I gdyby nie moje w miarę organizatorskie zdolności, to na naszym małym odludziu nie byłoby żadnych imprez [ wcale się nie chwalę! xD]. Strasznie mnie to wkurzało. Odkąd tylko sięgam pamięcią to zawsze wszystko było na mojej głowie. I chociaż powtarzałam sobie, że nigdy więcej nie będę robiła za towarzyskiego osła, to i tak w końcu dawałam się namówić. Komplementy typu: "gdyby nie ty, przepadłaby nam rozrywka" lub "jak dobrze mieć cię w swojej ekipie" zawsze podbudowywały moje ego.
A teraz jestem daleko, podobno na mojej rodzinnej wiosce zrobiło się strasznie cicho i pusto, a znajomi uciekają co weekend do miasta, by się zabawić. ;] I nawet nie wiecie jaką odczuwam satysfakcję ;
Eh... A ja nie piję

Ale kiedyś na pewno

Chociaż... jak tak poczytam...
I broń Cię borze (szumiący, zielony i woniący żywicą też), żebyś w tym wieku miała pić!
Aduu, twój pomysł na uniknięcie niańczenia koleżanek jest świetny^^ Chyba opatentuję Boże (jakikolwiek); jak my tu okropnie młodsze czytelniczki demoralizujemy *zuo, mhrok i zero wyrzutów sumienia*
Wyrzutów sumienia nie macie, bo nie znacie...
Mnie wogóle zdemoralizowali w tym gimnazjum. Z miłej, grzecznej i nieszkodliwej zrobili ze mnie potworę
Nie posiadam sumienia, a przynajmniej bardzo rzadko się to to do mnie odzywa ;] Ale tak popijać to zaczęłam dopiero pod koniec gimnazjum. Wcześniej mnie jakoś nie ciągnęło i czasu na takie głupoty nie miałam ;
A ja zaczęłam po testach gimnazjalnych Najlepsza była nasza pierwsza i ostatnia impreza integracyjna w 3gim: chłopcy kupili 3 skrzynki piwa, a sprzedawczyni nie chciała im sprzedać zapałek *bo nieletni..*
xD Pozostawię to bez komentarza, chyba...

Teraz to już baaardzo rzadko piję, ale zawsze lubiłam popić sobie w miłym towarzystwie, gdzieś blisko domu, tam, gdzie bezpiecznie. Dlatego wiecznie przesiadywałam ze zgrzewkami piwa na starym niemieckim cmentarzu w mojej wiosce, albo w małym lasku, gdzieś kilometr od domu. ;D Takie bezpiecznie miejsca, gdzie nikt cię nagle nie nakryje. Chociaż... ja to i tak miałam gdzieś. Mama dawała mi baaaardzo dużo wolności, która mi się po pewnym czasie przeżarła. ;
U mnie do tej pory pod pewnymi względami jest minipoligon, więc jakoś specjalnie nie szaleję Chyba, że okazyjnie: z kumplem i ruskim szampanem na polach, albo na takiej pustej drodze, skąd pięknie widać gwiazdy *romantyczna natura się odezwała*

Eh... A ja nie piję

Ale kiedyś na pewno

Chociaż... jak tak poczytam...


Jeszcze zdążysz swoje wypić Nie ma się co śpieszyć

Ja to z piciem mam problem Po pierwsze ja mogę albo pić % albo się obżerać, nie dwa naraz, więc wszelkie picie na ślubach, imieninach itp odpada, bo jednak wolę wsunąć kawał ciacha. Do takiego typowego "ochlaju" to mi towarzystwa brakuje ostatnio tym bardziej, że ja mam bardzo mocną głowę i się wybredna zrobiłam i byle czego nie pijam Po za tym jakoś nie lubię pić po za domem, to z lenistwa chyba

Kurcze chciałam założyć nowy temat, ale nie wiem czy nie było a nie chce mi się szukać
Jak tak czytam to dochodzę do wniosku, że jesteś gorszym leniem niż ja xD Przynajmniej ja to tyłek ruszyłam, żeby z przyjaciółmi wypić. I szczerze wam powiem, że wolę małe libacje w plenerze niż w domu. Później to ściany tak dziwnie na mnie patrzą, sufit się wiecznie zapada... błeee... ;] A tak to przynajmniej na gwiazdy popatrzę, poleżę na miękkiej trawie albo na śniegu, pooddycham świeżym powietrzem. Jakoś tak lepiej ;]

Neit, a co za temat chciałaś założyć znowu?
Ja raz spotkałam na przejściu i odprowadzałam do domu pijaną koleżnkę

Niezłą bekę miałam, przyglądając się jej
Tak, patrzenie na pijanych ludzi, kiedy jest się trzeźwym jest na prawdę zabawne I interesujące ;] Przynajmniej można zobaczyć jak działa ludzki mózg po sporej dawce alko xD
No... Przeskakiwała nad ścieżkami rowerowymi
I to jeszcze niefortunnie
Najlepiej parę dni później z nimi porozmawiać i zobaczyć ich miny kiedy opowiada się o jakiejś sytuacji, a oni mają dziury w pamięci <lol2>
Moi rodzice nigdy mi nie zakazywali picia, i wręcz sami pytali, gdy pili okazyjnie jakiś alkohol, czy chcę spróbować- doszli do wniosku, że lepiej w domu, niż gdzieś w tajemnicy z niewiadomo kim I bardzo mądrze. Dzięki temu mogłam z litością patrzeć na znajomych, którzy praktykowali pierwsze alkoholowe podrygi gdzieś na torach pociągowych, generalnie żulili się nieziemsko
Pijam niezbyt często i jestem dość wybredna- większość moich znajmych jest szczęśliwa, jak może cytrynówkę z gwinta pić, a ja najbardziej lubię jakieś dobre wino, szampana, malibu, najlepiej ze szkła, i nie, nie chodzi mi ani o butelkę, ani o szklankę... No i wolę pić w zaciszu domowym, w towarzystwie przyjaciół. Ale fakt, zdarza się nam przed większą imprezą, połowinkami, czy inną klubową, na której wiadomo, że będzie drogo, najzwyczajniej w świecie iść w bramę xD
No i ja przede wszystkim nie piję na umór Wiem, w którym momencie przestać, więc nie muszę się potem wstydzić i przepraszać.
Tiaaa, nie ma to jak widok znajomych przy stole, a po sekundzie pod nim...
Lub na stole - w dziwnych pseudo tanecznych podrygach:D
Albo na parkiecie, kiedy co poniektórzy po 'ośmielaczach' zaczynają tańczyć.
Nie... Koleżanka większość pamiętała

Wracała z urodzin koleżanki z drugiego końca mmiasta
Na parkiecie to jeszcze pół biedy; może być nawet całkiem fajnie, o ile nie przesadzi się z "ośmielaczami"
Tak, jak ktoś przesadzi to trzeba wstrzymać oddech, bądź zatkać nos i uważać by nikt o ciebie się nie obił, albo nie nadepnął za mocno.
Podrygi na stołach coś mi przypomniały ^^ Kiedyś na kumpla osiemnastce, chłopcy namówili mnie bym dla solenizanta na stole zatańczyła. To miał być zwykły taniec, nie żaden strip. Chcieli zobaczyć jego minę ;D Ale niestety ani oni ani solenizant się nie doczekali niestety ;D Jeden z moich bardziej wstawionych kolegów zaczął szaleć i chciał pierwszy się znaleźć na tym stole. I jak wlazł, tak w pięciu go ściągali, a stół pękł na pół. ;] I moja oburzona mina xD "To sobie potańczyłam, no..." ;] Wesoło było ^^
U mnie w klasie krążą plotki i legendy o imprezie u jednego z kolegów; miała miejsce jakiś rok temu w jego mieszkaniu, oczywiście pod nieobecność rodziców. Zamiast zaproszonych 5 osób przyszło jakieś 25, solenizant odpłynął na samym początku - zasnął w wannie. Przez ten czas goście narysowali mu wieeelkiego kutafona na suficie w kuchni i o mały włos - wyrzuciliby telewizor przez balkon..
Ale z tym stołem też niezły motyw
Kiedyś, dawno temu mojego kumpla rzuciła dziewczyna. No i razem z 2 innymi kumplami i siostrą jednego z nich postanowiliśmy się kolektywnie schlać z tej okazji. Dziewczyna dość szybko wymiękła (tu u niej w domu było), a reszta z nas też już na niezłej bani ułożyła ją spać i postanowiła wracać do domu. Jeden z kumpli (chyba najbardziej naprany) stwierdził że z pijakami (czyli nami ) to on łaził nie będzie i wyruszył w trasę sam. Reszta (czyli ja, nieszczęsny porzucony i brat dziewczyny, która padła) z pieśnią na ustach dotarła do domów (nieco okrężną drogą, wykonując radosne podrygi przy każdej latarni oraz śpiewając arie operowe,bo jakoś nam tak pasowało w autobusie). Następnego dnia towarzystwo się znowu zebrało w celu leczenia ewentualnego kaca. Najbardziej sponiewierany okazał się kolega, który poprzedniego dnia pogardził naszym towarzystwem. Jak opowiadał obudził się w miejscowości oddalonej o jakieś 50 km od domu, w przydrożnym rowie, w dodatku na pół rozebrany (gorąco mu było), obściskując namiętnie porośnięty mchem na wpół spróchniały pień. W ogóle miał dłuższą chwilę problem ze zorientowaniem się gdzie jest, bo jakoś ludzi w okolicy mało było. Jak lazł przez jakieś pola to do strumyka wpadł Nabijaliśmy się z niego kupę czasu. Trza było nami nie gardzić, to byśmy go do domu odholowali
Miazga!!!
Neit, rozwaliłaś mnie po raz kolejny! xD Zagubiony kolega 50 km od chaty xD No maskara xD Aż tak to mi się znajomi pod wpływem alko nie rozłazili xD
Sprawozdanie z wigilii klasowej:
obecni: jakieś 15 osób na 28, uszka, barszcz, 5 paczek pierników
przelotem: wychowawca oraz znajomi znajomych
gość honorowy: Wyborowa *fanfary!*
Eh, nie takie rzeczy się działy... Innym razem:

Imprezka w mieszkaniu u znajomych, więcej uczestników. W pewnym momencie (wszyscy już zdrowo nawaleni) skończył się alkohol no i impreza powoli zaczęła dogorywać. Niektórzy o własnych siłach popełzli do siebie, reszta miała nocować. Moich dwóch dobrych kumpli stwierdziło, że oni nie są geje i z facetami spać nie będą, więc uwaliliśmy się w trójkę na takim sporym łóżku, ja po środku. (Hehe, otwarcie mogę przyznać że spałam z dwoma facetami na raz). Usnęliśmy sobie, chrapiąc radośnie (ponoć równo, na trzy głosy i tak donośnie, ze mimo upojenia alkoholowego nie dało się z nami w jednym pomieszczeniu przebywać ) Budzimy się rano, wiecie tak niemrawo, wszyscy jakiejś kawy poszukują itp, ogólnie takie niedobitki. I nagle się okazuje, że niema właściciela mieszkania, który miał spać w tym samym pokoju co my i dobrze pamiętaliśmy, że jak się kładliśmy, to on w charakterze kompletnych zwłok, leżał na materacu. Drzwi wyjściowe zamknięte od wewnątrz na łańcuch więc wyjść nie mógł. Balkon otwarty (dziewiąte piętro), więc nawet pomyśleliśmy, że po pijaku wypadł. Ale na dole nie było śladu rozdyźdanych zwłok... Najdziwniejsze domysły snujemy, no bo przecież niemożliwe żeby wyparował. W pewnym momencie słyszymy taki straszliwy łomot w przedpokoju, lecimy biegiem zobaczyć co się stało. Gość się znalazł, w takiej dużej szafie z przesuwanymi drzwiami. Okazało się, że w nocy się ocknął (nasze chrapanie go ponoć obudziło )i stwierdził, że koniecznie musi wziąć prysznic, bo śmierdzi. Niestety zabłądził biedak we własnym mieszkaniu i zamiast pod prysznic trafił do szafy. Jak potem stwierdził, pamięta, że mył się i nie mógł za cholerę ustawić odpowiedniej temperatury wody

Eh... łezka się w oku kręci. I pomyśleć, że to wszystko teraz żonate, dzieciate, albo na drugim końcu świata...

Do własnych numerów to ja się przyznawać lepiej nie będę
U nas na wigilii klasowej ogólna masakra... Jeden koleś dostał ziemniaki pod choinkę
Ach, jakie pięknie imprezy... Jakie piękne...
Moja mama dostała paczkę z pracy: oprócz słodyczy, kawy, itp. jak zawsze - 15 kilo ziemniaków...

Neit, jakie piękne opowieści! Teraz będę czytać zamiast bajek na dobranoc I mam nadzieję, że relacji z własnych numerów też się kieeedyś doczekamy^^
No imprezy to miałaś nieziemskie Neit. Akurat je się nie mam zbytnio czym pochwalić. Żadnych takich akcji nie miałam (prócz jednego sylwka, na którym się Jezus zeszczał na ścianę xD). Ale o takich imprezach lepiej się czyta lub przeżywa je w roli obserwatora. Zawsze jak impreza u mnie na chacie była, to piłam tylko symbolicznie, by ekipa się do mnie nie przyczepiała, że alko wcale nie ruszam.
Ja z kolei na ostatniej osiemnastce byłam świadkiem cudu: Dżizas przemienił wodę w wódę..
Lepiej symbolicznie niż tak jak solenizant pamiętnej imprezy - zna przebieg swojej 18 wyłącznie z relacji znajomych * a te wskazują na wyjątkową kreatywność klasy humanistycznej*
Dlatego ja mimo wszystko nie widzę nic zabawnego w przesadnej ilości alkoholu... Numery o podobnej skali ubawu naprawdę da się wycinac na trzeźwo, a ja naprawdę lubię wiedzieć, co robiłam. Z własnych prawdziwych wspomnień, a nie relacji znajomych.
Popieram Coyę. Ja tam na wszelkich imprezach utrzymuję się na trzeźwo [max dwa/trzy piwa] i zawsze świetnie sie bawię - choć, muszę przyznać, przeważnie wiążę się to z tym, że mam ubaw z upitych znajomych i to przeważnie ja następnego dnia przypominam co poniektórym co się z nimi działo - tia, wredna jestem, ale za to ubaw pierwszorzędny
Ja nie lubię być pijana umór.
Tym bardziej nie lubię wymiotować.
Generalnie podzielam opinię Coyi i Mikki, tyle, że dodam jesio, że bardzo nie lubię wypić tyle samo, co reszta i absolutnie nie odczuwać nic podczas, gdy reszta zaprzyjaźnia się z muszlą ustępową.
I nie lubię pic w ogóle jeżeli:
- "spotkanie kulturalne" odbywa się w moim domu,
- nie znam praktycznie nikogo spośród gości.
Nigdy w życiu mi się "film" nie ural. Co więcej miałam kiedyś totalnego doła i postanowiłam się urżnąć w trupa (w towarzystwie jednostek co do których miałam 100% pewność że zajmą się moimi zwłokami z szacunkiem i starannością) i... nie udało mi się. Nigdy nie tracę kontroli. Głupie wybryki to ja wyczyniam i bez kropli alkoholu, po % to tylko mam więcej chętnego towarzystwa no i chyba czasem człowiek bardzie "twórczy" w wymyślaniu głupot jest. Rzygać nigdy nie rzygałam Jedyne objawy "syndromu dnia następnego" to ból głowy i chęć na tłuste żarcie
A nie jeden był taki co mnie upić chciał... Nie ze mną te numery
Mnie się tam film raz urwał. Żal Ale to było tak dawno, więc zapomnijmy o tym. Chociaż to zdarzenie nauczyło mnie, aby nigdy nie pić na pusty żołądek i nie mieszać różnych alkoholi.
Ogólnie rzecz biorąc, chyba już się "wyszumiałam" w swoim życiu (jeśli to w ogóle można nazwać wyszumieniem). Nie cierpię czystego alkoholu. Wolę wino, likierki, nalewki i piwa owocowe. Ale to i tak w małych ilościach. Te kilka godzin dobrego humoru, nie rekompensuje mi całego dnia "umierania". Więc pije mało. Choć zdarza się że lekko nagnę swoje postanowienia.
Naleweczka wiśniowa Kobiety z Patelnią rulez:P
Dodałyśmy dzisiaj troszkę "alkoholowych" wiśni do sernika; pyszności!

Co do imprezowania, urywania filmu, itd - lubię czasem wypić - w kulturalnych ilościach, ze znajomymi albo na jakiejś imprezce. Ale lubię mieć kontrolę nad tym co *i z kim* robię, więc NIGDY nie przesadzam. Dziwne rzeczy b.często robię bez alkoholu - od podpieprzania ukraińskich lateksów, przez udawanie poprawczaka, po jedzenie racuchów w refektarzu o 4 nad ranem..
Ale kaca miałam.. m.in. po swojej 18, kiedy do północy siedziałam z kumplem, świeczką i Towarzyszem Władimirem S. na ławeczce w parku..
Ja na osiemnastce siostry ciotecznej może bym się upiła, ale siostra ze mną była...
Ale denerwuje mnie to, że raz siedziałam u ciotki i jeszcze nic wypiłam, a przyszła mama i mnie podejrzewała, że jestem alkoholiczką, bo się głupio śmiałam i cieszyłam ze wszystkiego. A ja po prostu dobry humor miałam .
Ja mam prostą zasadę. Piję tak, aby móc na obcasach chodzić nie potykając się oraz być w stanie tańczyć ^^
Czyli w ogóle?
Ha ha ha. Da si ę wypić tak by przyzwoicie chodzić na obcasach
Hahaha! Dla mnie utrzymanie się w pionie na obcasach bez uszczerbku na zdrowiu, nawet w stanie całkowitej trzeźwości graniczy z cudem! *podziwiam*
Rodzina mnie wydziedziczyła, kiedy oznajmiłam, że zamierzam pójść w trampkach na studniówkę
Oj tam, przejdzie im możesz baleriny założyć ^.^ a trampki to bardzo kreatywne rozwiązanie
Wiem:) Dlatego nie odpuszczę. Niech się cieszą, że nie w glanach, kaloszach ani półmetrowych szpilach, po upadku z których do końca swych dni tkwiłabym w gipsie.
Glany też są stylowe. Ja swoje zgubiłam i proszę mnie nie pytać jak zaginęły mi buty do pół łydki o.o Serio tak dobrze radzisz sobie na obcasach?
Ja też na obcasach sobie nie radzę. Na studniówce, co prawda, w takowych bucikach byłam, ale tylko drogę z auta do sali. Potem pod stołem buty zdjęłam i dalej już na bosaka xD

A z upijania się na umór z czasem się wyrasta, przynajmniej w moim wypadku. Nie to, żebym często się upijała ;] Kiedyś lubiłam jak mi w głowie szumiało, szalałam sobie ;D Zdarzały się sytuacje, w których przestawałam kontaktować, choć podobno nie zasypiałam nigdzie ani nie wymiotowałam, ale bawiłam się dalej, czego nie pamiętałam później xD Ale jakoś mi przeszło. Zaczęło się od jednej imprezy, kiedy antybiotyki brałam i o piciu nawet mowy nie było. Zwłaszcza, gdy miałam przy boku kuzyna, który strasznie mnie pilnował xD I miło było obserwować zataczających się ludzi. Później to już piłam dla towarzystwa, by mi nie gadali, że się odchamiłam, czy coś. Ale w tak niewielkich ilościach, że musiałam później wszystkich do domów holować ;D Przynajmniej miałam ubaw po pachy i to za darmochę xD
Jeeeee..jak można glany zgubić?! Żeby to były japonki albo sandałki- no dobra, miałam nie pytać Teraz zacznę swoich strzec jak oka w głowie, żeby nie zniknęły z nóg w tajemniczych okolicznościach:D
Nie wiem czy w ogóle można powiedzieć w jednym zdaniu: "Janka" i "szpilki". Nie radzę sobie kompletnie, gdyż mój obcasowy I i ostatni raz miał miejsce w sklepie obuwniczym i o mały włos skończyłby się katastrofą (upadek z wysokości)^^
Ja całe wesele kuzyna przetańczyłam na takich chudziutkich obcasach gdzieś 3cm
Tylko jak szłam na rozpoczęcie roku to ledwo co doszłam... Bo mi obcasy wpadały między płytki chodnikowe
Moje glany zostały doniesione do domu i tam zdjęte, od tamtej pory ich nie widziałam... Mi nawet jak nogi odpadają to zaciskam zęby i idę dalej. Taki mój upór, chociaż czasami kompletnie bezsensowny
A ja tam latam na szpilkach względnie bez problemu- tzn., w stanie wątpliwej trzeźwości często potrzebuję podeprzeć się na kimś niższym
No... Ja też później jeszcze pomagałam pani w czymś tam i latałam w tych butach po szkole (4piętra po których musiałam łazić... )
Ale doszłąm
Z dwojga złego wolę szczudła - chodzenie na nich wychodzi mi znacznie lepiej, no i bardziej oryginalne są
Hm... nie próbowałam
Żelko, ja przy wszelakich uroczystościach szkolnych przynajmniej 3 razy latam w te i wewte na 4-te piętro Tam mam salę wychowawczą, a zawsze przed akademią trzeba odłożyć torbę, po akademii ją odebrać, i jeszcze coś zanieść.. Wchodzenie to jeszcze, gorzej ze schodzeniem.
U mnie w szkole są jedne schody bardzo śliskie, a ja się tam w szpilkach pcham . Biegam tylko w kozakach, bo pantofle są nowsze i szkoda mi zdzierać obcasów, a nigdy nie wiadomo, co się stanie w takim pędzie . Ale nigdy nie przewróciłam się w butach na obcasach... Za to w trampkach i balerinach ciągle się o krzywe płyty chodnikowe potykam O.O.
Ja lubię twardo stąpać po ziemi
A u mnie w szkole na przerwach się korki na schodach tworzą i nie idzie przejść

W ogóle to ta szkoła dziwna być...
Moja to dopiero jest dziwna: z zewnątrz wygląda jak więzienie, w środku jak dworzec, a czuję się w niej jak w psychiatryku:)
Rok temu moja koleżanka stwierdziła (jak korytarze były puste) że jest tam jak w szpitalu
Choć jak są ludzie to i psychiatryk (własne doświadczenia)
Ja się uczę w byłym psychiatryku Tzn. niektóre budynki miasteczka akademickiego, w którym studiuję należały kiedyś do zakładu psychiatrycznego. Ba! gdzieś kiedyś czytałam, że wymordowali tam około 500 osób w 1945 roku.
Dlatego też nie lubię mieć wieczorami zajęć w tychże budynkach
Miriam, boisz się, że coś będzie za tobą latało ? ;>
Miriam muszę przyznać to jest lekko straszne. Moja szkoła była kiedyś uwaga uwaga klasztorem. Mamy tyle schodów i tak poplątaną numeracje klas, że w pierwszym tygodniu pierwszaki plączą się pod nogami i nie wiedzą co ze sobą począć. Szkoła jest wielka, a uczniowie i tak nie mają dostępu do całości budynku.
Tak troszkę.... No co? Jestem raczej płochliwa. Choć tłumacze to tym, że pora wieczorna, historia tychże budynków i moja bogata wyobraźnia negatywnie wpływają na moje poczucie bezpieczeństwa
W budynku mojej szkoły w czasie wojny funkcjonowało bodajże gestapo. A szkoła sama w sobie jest piękna- strzelista, cała z czerwonej cegły, w oknach czarne, zdobne kraty
Hm... Ja mogę tylko wnioskować, co było kiedyś w miejscu moej szkoły
Psychiatryk!?
Jak fajnie!
Idealne do opowieści o duchach!

Podstawówka mojego przyjaciela mieściła się w dawnym szpitalu wojskowym: dzieciaki na przerwach urządzały pełne ekscytacji eskapady do stołówki usytuowanej w piwnicy, gdzie -jak powszechnie było wiadomo - mieściła się kiedyś kostnica
Cekawe, co było w daniach?
Jadłospis:
Gulasz z oczkiem
Rosół na kościach
Oczywiście, że wszyscy sobie wyobrażali właśnie wszelkie upiorne dania, które kryły pod kamuflażem z panierki.

Wiesz jak to dzieciaki

Rozumiem ich
Mpja szkoła chyba nie ma jakiejś wspaniałej przeszłości... Stara część była podstawówką, a jak nową dobudowali to jest gmnazjum i tyle .
Nie mamy klamek w oknach, żeby desperaci nie skakali. A w starej części to i kraty, ale nie zdobione, tylko takie proste, brzydkie .
W mojej szkole w czasie drugiej wojny światowej był obóz przejściowy. Ale mało kto o tym pamięta. Niestety...
Aaaaa.... Zwariuję zaraz i zacznę gryźć albo co!

Aaaaa.... Zwariuję zaraz i zacznę gryźć albo co!
A co się stało? Bo jak coś to mogę komuś przypierdzielić w Twoim imieniu
Hm... Uczynna jesteś

Może zmieńmy temat... Bo w przerwie świątecznej o tym zUie rozmawiać to aż zUo
Dzięki Miriam ale nie wiem czy jak byś tak za mnie komuś walnęła to czy by mi pomogło.
Usiłuję sobie kupić nowe słuchawki, mają być dobre, wypasione i bezprzewodowe i normalnie zaraz zacznę dusić ludzi, których proszę o pomoc w wyborze.
Zależy mi na tym, żeby słuchawki nie miały żadnych kabelków, bo w nich latam po domu, nie mogą mieć tez żadnych "stacji dokujących" itp, bo mają być do laptopa i/lub telefonu i nie mogę się takim czymś "obciążać". Proszę o poradę to mi wszyscy odpowiadają "bezprzewodowe to do dupy, z kablem kup". Normalnie mi witki opadają? Co ja mam z tym kablem zrobić potem? Powiesić się na nim?

Ciasto czekoladowe mi się kończy. Masakra normalnie. Po tych dużych dawkach słodkiego to ja pewnie popadnę w jakąś "śpiączkę bezcukrową" albo coś.
Neit, nie popadniesz- u mnie w domu leży jeszcze spory kawałek sernika, weźmiemy go we dwie. Nie smutaj

Co do słuchawek- niestety, tego Ci nie doradzę, bo się na tym całkowicie nie znam Może obsługi w sklepie pytaj?

Dzięki Miriam ale nie wiem czy jak byś tak za mnie komuś walnęła to czy by mi pomogło. Hehe Tobie możliwe, że nie ale wiesz jakby mi ulżyło Jakoś tak ostatnio we mnie dużo pokładów negatywnych emocji i z chęcią bym dala im upust ....

Oj i mi by się takie bezprzewodowe przydały. Zazwyczaj o kabelek zahaczam i przez to uszy sobie wyrywam. Choć z drugiej strony kabelek chronił też mnie przed zgubieniem słuchawek.....

Jako że ja z elektroniką i innymi gadżetami jestem na bakier to zbytnio ci nie pomogę ... Ale nadal podtrzymuje propozycję użycia mnie jako "siły perswazji"
No właśnie byłam dzisiaj w Media Markt i jeszcze innym sklepie i normalnie wyszłam z ogromną chęcią walenia łbem w jakiś mur. Tłumaczę gościowi, że potrzebuje "bez kabelków" a on mi "Ale tu pani podłączy kabelkiem stację do komputera, a drugim do gniazdka (prąd) i słuchawki już bez kabla". Ja już mam takie i wszystko było by o,k ale ja się z laptopem po całej okolicy poniewieram i co mam niby za sobą ten kabel ciągnąć (przedłużacza takiego czy co?). No a do telefonu to jak? W końcu stanęło na tym, że potrzebuje takie "bluetoothowe" ale ja chcę takie nauszne zamknięte (tak to się fachowo nazywa) czyli takie co mi ucho obejmą i wytłumią odgłosy zewnętrzne. Wszystko pięknie cudnie, ale jedyne co mi się podobają kosztują.... 1300 zł. W dodatku jeszcze nie są dostępne bo dopiero "premiera" będzie. Osobiście uważam, że słuchawki za taką cenę to powinny jeszcze kawę parzyć przynajmniej

Wijara, to ja może Bacardi wezmę na popitkę do tego sernika, bo mi jeszcze pół litra zostało, co? Zjemy, wypijamy pośpiewamy, fajnie będzie

Miriam to może się umówimy na jakąś rozróbę, co? Bo we mnie też jakieś negatywne emocje narastają. Wyruszymy na miasto i niech nam kto podskoczy

Hm, nie sądzicie, że jak byśmy tak się zebrały do kupy z okazji Sylwestra to by dopiero impreza była?
*kupiła specjalną skarbonkę na słuchawki dla Neit: niech się całe forum zrzuci *

Wbijam na sylwestrową imprezkę!
Ja też *cholera... bo mnie wszyscy wystawili... *
A niech to, przez te zaspy to ja do Nowego Roku do Ciebie, Neit, nie dojadę

Procentami nie pogardzę, a nawet, co by się wyło do księżyca lepiej, mogę gitarę załatwić
Gitarę mam jak by trza było Co prawda umiem na niej zagrać ze 2 utwory tylko, ale podejrzewam, że po procentach będę skłonna do improwizacji

No, dojazd to rzeczywiście problem. Zawsze mówiłam że Sylwester powinien być latem. Wtedy nawet jak by człowiek zachlał to by mógł w rowie nocować bez obawy że zamarznie. A tak co? Jakoś źle ułożone te święta.
Też mam gitarę, ale brzdąkać nie umiem
Znaczy się... Kiedyś umiałam, ale się znudziło
A teraz to nawet nic nie umiem
Dlatego ja w tamtym roku obchodziłam dwa sylwestry. Jeden w sierpniu, z okazji urodzin przyjaciółki, a drugi normalnie. Za każdym razem były świetne fajerwerki i latanie w skąpych ciuchach po podwórku ;D

A tak przy okazji, z racji tego, że właśnie zbieram si.ę na wyjazd do Szczecina i nie mam zielonego pojęcia czy dopcham się tam do kompa, choćby na chwilę, więc teraz korzystam z okazji i składam wam najszersze życzenia ;* Obyście spełniły swoje marzenia i nadal aktywnie udzielały się na forum ;]
Uwielbiam Was, tak swoją drogą;**

Pe.eS. Szalonej imprezy sylwestrowej życzę! ;
Dziękujemy i nawzajem.

Mój sylwester? Ja i dwie koleżanki oraz: cytrynówka, szampan, Redds'y, drinki Sobieskiego i dużo, dużo niezdrowego żarcia Moje tłuste cielsko, moje biedne tłuste cielsko...

Moje tłuste cielsko, moje biedne tłuste cielsko...
Ja się już w spodnie nie dopinam Nie martw się, w razie czego potoczymy się ku sobie radośnie, urządzając zlot sadlastych kulek
Na gwiazdkę mój ojciec (który z okazji kryzysu wieku średniego zaczął się nagle przejmować swoją figurą) dostał wagę z pomiarem tłuszczu i wody w organiźmie. Boję się na nią wejść, naprawdę się boję Już samo ważenie przyprawia mnie o depresję, a co się robi z depresją? Zajada czekoladą. I proces zatacza koło.

Łatwo Ci mówić, Neit, mnie jeszcze jakiś miły facet musi przenieść przez próg- najlepiej bez użycia dźwigu
U mnie bez dźwigu się nie obejdzie Muszę się pokręcić na budowie; może znajdę przystojniaka z dźwigiem albo koparką.

Na gitarze umiem grać całe 2 utwory *dumna*, ale nauka jakoś mi nie wypaliła.

Sylwester: 4 osoby, na wsi, z masą żarła, filmów i ODROBINĄ alkoholu.
Faceta należy gonić na siłownię! 100% mężczyzna musi unieść własną babę nawet jak osiągnie wagę słonia Niech się taki twoim ewentualnym upasieniem nie usprawiedliwia własnej słabowitości O!

Też mam wagę z pomiarem sadła itp i też się boję na nią wejść Ale jedno ci powiem i zapamiętaj sobie to raz na zawsze: waga kłamie!


Też mam wagę z pomiarem sadła itp i też się boję na nią wejść Very Happy Ale jedno ci powiem i zapamiętaj sobie to raz na zawsze: waga kłamie! Very Happy

Zdecydowanie się zgadzam

Też mam wagę z pomiarem sadła itp i też się boję na nią wejść Ale jedno ci powiem i zapamiętaj sobie to raz na zawsze: waga kłamie!
Ważyłam się raz taką wagą. Niby wyszło, że wszytko w normie. Ale do dupy z taką normą jak to wszystko jest nierównomiernie rozłożone U mnie całe te sadełko to się w dwóch miejscach koncentruje....
Najfajniejszą wagę ma moja babcia- jest to sprzęt, z którego jeszcze moja prababcia miała przyjemność korzystać, i to wcale nie na starość... I ma dokładność pomiaru mniej więcej do 5 kg wte czy wewte

A ja na gitarze potrafię zagrać sporo piosenek Znam jeno 8 akordów (chyba wszystkie poza barowymi?), więc coś się da z tego wyprodukować... Ale z biciem mam problemy, bo zupełnie tego nie czuję
I nie, nie uczę się grać. Kiedyś miałam takie ambicje, ze 2 lata temu, teraz okazjonalnie pobawię się gitarą taty.

(Z rozpaczy nad brakiem dobrych rzeczy w domu zrobiłam sobie ciasto-murzynka z mikrofali Jak nisko można upaść do odrobiny słodyczy...)
U mnie się piecze jakiś murzynek z jabłkami . A sernik ma metaliczny posmak... To od tej blachy, tam przy krawędziach smakuje jak żelazo (nie jadłam nigdy samego żelaza, ale teraz już wiem jak smakuje). Na sylwestra przychodzi jedna koleżanka... Miałam iść do kolegi z klasy, ale dużo osób się wycofało, a w szczególności ci, których najbardziej lubię, więc zrezygnowałam. Ale będzie u mnie też siostra, więc trzeba ograniczać alkohol . I tak pewnie będą tylko 2 szampany, bo jeden ode mnie, a koleżanka napisała, że też kupiła .

EDIT: Będzie chyba 1 szampan, bo koleżanka właśnie napisała, że jej się zbił xd. Może weźmie innego .
Ja właśnie preparuję na sylwestra babeczki w sposób hardkorowy - nie tyle bez przepisu, ile odwrotnie niż w przepisie. Jak mi kuchnia nie wybuchnie i jak to będzie jadalne, to zażądam Nobla.
Mój Sylwester będzie zaopatrzony przez koleżankę, która w szlachetnym porywie serca, wyrażając swą miłość niezmierną do całej ludzkości popełniła: pierogi, babeczki, ciasto, kilka rodzajów sałatek... Tak więc po uzupełnieniu naszych zapasów o %, nie mam już nic do przygotowania

A z tymi babeczkami; gdybyś robiła dokładnie według przepisu, kuchnia na pewno by tego nie przetrwała, a tak są jakieś szanse! :p (ja tam zawsze przerabiam przepisy i zazwyczaj nie najgorzej na tym wychodzę - zazwyczaj...)
Mój dziadek twierdzi, że przy gotowaniu przepisy można wedle woli olewać, ale przy pieczeniu trzeba się trzymać... No nie wiem, siedzą w piekarniku i na razie nic nie wybuchło, a ciasto w formie mokrej było całkiem jadalne...
I z chęci Ci go, Strzyguś, wręczymy.
Moja mama robi ciasteczka owsiane. Było powiedzieć wcześniej, to bym nie zarywała sobie pleców siatami z niezdrowym, kalorycznym żarciem, z którym muszę jeszcze dojechać jawał drogi
Z OKAZJI NADCHODZĄCEGO NOWEGO 2011 ROKU ŻYCZĘ WSZYSTKIM FORUMOWICZOM SPEŁNIENIA WSZELKICH ŻYCZEŃ I MARZEŃ, A W SYLWESTRA NIEZAPOMNIANYCH WRAŻEŃ.
Jak zwykle znów wpisałam się jako gość. Co za los DORKA
Tak niezbyt do tego temat, dorko...
A moja koleżanka (której wybaczyłam wystawienie mnie i dałam się ubłagać na wspólnego sylwka ) chęcią spełniania świata, gdy nakazałam jej kupić chipsy i napój to chciała kupić 2paczki chipsów i nie wiadomo ile napojów... W końcu kupiła 1paczkę chipsów i tylko colę, ale dołożyła jeszcze: żelki ( ), ciastka paryskie i popcorn
A jak jej kazałam choć część odłożyć (u mnie w domu być pełno żarcia) to stwierdziła, że stoi w gigantycznej kolejce w biedronce i nie będzie stawać drugi raz

chęcią spełniania świata

Co to znaczy?
HA!!! Everybody shut up, I'm a genius! No, szykujcie tego Nobla, słoneczka, szykujcie...
Po wieczności oczekiwań, babeczki się upiekły. Podczas wyjmowania z foremki jedna się rozwaliła, więc - jakżeby inaczej - zeżarłam.
I okazało się, że postępując niezgodnie z przepisem stworzyłam genialne, dekadenckie muffinki czekoladowo-miętowe. Bądźcie grzeczne w sylwestra, to w ramach prezentu noworocznego dostaniecie przepis ^^ (No chyba, że nie lubicie mięty lub gorzkiej czekolady, to róbta, co chceta.)
To może odczekajmy jakieś 12 godzin i poczekajmy na efekty uboczne owych wypieków No wiesz, zanim to dojdzie do żołądka......
Jak wszystko będzie oki .... hmmmm...z twoimi czynnościami życiowymi, to ja z chęcią wezmę przepis. Dam dla siostry, niech mi zrobi takie ciasteczka.
Bravooo Strzygooo!!!
A ja się nie mogłam powstrzymać i żeby nie iść na tego Sylwka tak całkiem na krzywy ryj, zrobiłam sałatkę z NICZEGO. Całą miskę sałatki z niczego *napawa się swą zajebistością*. W sklepach półki świecą pustkami jak za PRLu prawie.. ^^
Wracając do BABECZEK: też poproszę przepis (za 12h).
A co do życzeń od Dorki; wzajemnie.
To wcale nie jest nie na temat: "Dla tych, którzy lubią kłapać paszczą" jest z założenia o wszystkim i o niczym, o dupie Maryni - jak kto woli.
Chcemy przepis Strzygu!

Mam gorączkę...

Podsumowując: miałam spędzić spokojnego, smutnego sylwestra z komputerem, nowym kompletem farb (które sobie zafundowałam w prezencie bożonarodzeniowym), pysznym, różowym winem musującym i... z moim biednym, przestraszonym pieskiem...
Tym czasem wczoraj, podczas nabywania tego wybornego szampana rosso jakoś zbyt niedbale owinęłam się szalikiem ( bardzo lubianym szalikiem, podarowanym przez znajomego Chińczyka, który uparł się by mieć Polkę za żonę... Chińczyk mi nie podchodzi w ogóle, ale szalik, w szkocką kratę, jest cieplutki i kochany) w wyniku czego dzisiaj wstałam z powiększonymi migdałkami, zawalonym nosem, suchym gardłem i załzawionymi oczami...
Od rana walczę z gorączką, kaszlem, katarem i włosami (uparcie wyglądającymi na przetłuszczone)...
Mój dzisiejszy plan: podtrzymanie psa na duchu (boi się fajerwerków), nie wymieszanie śmiertelnej dawki lekarstw i bąbelków rosso, przetrwanie do 12 i nieprzeziębienie się gorzej...

W sumie planowałam zostać w pidżamie, usiąść przed kompem i żuć żelki... ale na 200% około 00:00 będę miała tłumy jakiś kolędników, którzy przyjdą się stuknąć kieliszkami (mój best friend) lub po prostu zechcą sprawdzić co z moim zdrowiem (rodzice), więc muszę się chociaż odrobinę wystroić...
Sylwester
A wiedziałam, że lepiej zostać w domu to się tak nie wkurwię. Moim planem był wieczór przed kompem. No ale dałam się namówić na nieplanowany wypad na "wiejską popijawę" (a bo znajoma podeszła psychologicznie, że mało dziewczyn, że tylko na 2-3 godzinki, że nigdzie z nimi nie wychodzę). Był tam też mój brat (zakała rodziny). No i on (jak to on), umiaru z alkoholem nie zna. Wszystkie moje logiczne argumenty, żeby już iść do domu olał, ciągnięcie na siłę olał. Więc w końcu ja nie zdzierżyłam. Bo najgorsze co jest to być trzeźwym i martwić się o wszystkich A jeszcze do tego ja przewrażliwiona jestem.....
Mój sylwester... 3 dziewczyny w wielkim, pustym domu i alkohole wszelakie. Generalnie dobrze się bawiłyśmy, tańczyłyśmy, gadałyśmy, spisywałyśmy postanowienia noworoczne, póki właścicielka tegoż domu, tchórz jeden, przestraszyła się, że mamy włamywacza, bo na dole coś chrobotało co jakiś czas. Więc latałam po domu z pogrzebaczem i sprawdzałam wszystkie szafy i firanki, i zgadnijcie co? Nic nie było. Do białego rana nie wytrzymałyśmy, ległyśmy koło 4, rano obudziłam się z fatalnie przesuszonymi spojówkami bo nie wyjęłam soczewek kontaktowych, i oto Wam jestem.
Śpiąca.
Przepraszam, że nieskładnie, ale okropnie boli mnie żołądek
A ja z koleżanką gadałam, a koło północy przygotowało się kieliszki i szampany (na dole był brat i spółka) i poszliśmy (ubrani w kurtki) na balkon.* Popijając szampana obserwowaliśmy fajerwerki, które widać u nas z wszech stron.**
A później ja i Madzia dostałyśmy zaproszenie na dół, więc zeszłyśmy.
To był chyba najlepszy sylwek.
Tańczyłam jak szalona razem z Magdą (od brata) i Kamilą (jego narzeczoną, która na "jesteś szalona remix" zaczęła wrzeszczeć i skakać z radości).***
Było też trochę moralizujących pogawędek.

I chyba się przekonałam do zawodu księgowej.

*Kropka zamiast przecinka.
**Zła budowa zdania.
***W sumie nie moja sprawa co Twój brat robi, ale za nic nie mogę logicznie wytłumaczyć sobie dlaczego "Magda od brata" i "Kamila, jego narzeczona" brzmią tak, jakby obydwie były dziewczynami Twojego brata.
Kropki, kropki, kropki i jeszcze raz interpunkcja.
Mój Sylwester: Dwójka przyjaciół (od wczesnego dzieciństwa) i najlepsza kumpela ze szkoły ^^ Wróciłam do domu ok 6 i aktualnie jestem lekko nieżywa @.@
Wyznanie noworoczne: robiłam "Titanica" o 3 w nocy w oknie z moją koleżanką. Dobrze, że ona na wsi mieszka i wszyscy byli na miejscowej potupaji, bo mogłybyśmy oberwać za debiut wokalny o takiej porze... ^^
U mnie była koleżanka i siostra, której nie udało się wypędzić z domu xd. Zalałyśmy jednym szampanem dywan, innym moją rękę i kieliszek, a dodatkowo śnieg. Rano chciałam iść poleżeć w zaspie, ale rodzice wrócili do domu, a mama przewrażliwiona jest, więc pewnie by pobiegła zaraz sprawdzić kto to xd. Przez przypadek wlałam sok do chipsów (mało, ale jednak) i nie patrzyłam, jak nalewałam sobie do szklanki, więc miałam do pełna i ciągle się śmiałam, przez co oczywiście wylałam na talerz... I tak było świetnie . Spałam na podłodze we własnym domu. A w sumie to na dywanie. Fajnie było, ale bałam się, że jakiś pająk się przyplącze.
U mnie w wersji oficjalnej było pięć osób (na początku tyle miało być, a później, jak koleżanki się wykruszały, po prostu nie poinformowałam mamy, bo dostałabym ograniczenia na ilość alkoholu), w praktyce siedziałyśmy we dwie z Katarzynką. Miała być noc filmowa, ale po tym, jak obejrzałyśmy "Where The Wild Things Are" (mnie się podobało, chociaż momentami nieco męczące, Kaś stwierdziła, że jej dziecięca wyobraźnia była spokojniejsza i ona nie ogarnia), wypiłyśmy po grzańcu (ale ponieważ piłyśmy dość wolno, to wystygł i przez resztę imprezy co jakiś czas spontanicznie zachwycałyśmy się oksymoronem "zimny grzaniec") i zjadłyśmy paczkę czipsów-duszków, zrobiło się na tyle schizowo, że reszty przygotowanych filmów nawet nie tknęłyśmy, bo zaczęłyśmy na jutjubie oglądać "A Bit of Fry & Laurie" (impreza bez brytyjskiego humoru jest imprezą straconą, a Katarzyna ma niską, jeśli nie zerową tolerancję na moje ukochane seriale), później puszczałyśmy najróżniejsze klubowe hity, żeby się wczuć w imprezowy nastrój (bo już północ minęła, a my nadal średnio czułyśmy sylwestra...), poniekąd a' propos puściłam Kasi "Hitlera w poszukiwaniu electro", za ciosem obejrzałyśmy "Hitler dowiaduje się o maturze obowiązkowej z matematyki", po czym zaczęłyśmy rozważać naszą przyszłość studencką, ale, że po drodze wypiłyśmy już pół szampana, to było wcale nie aż tak depresyjnie, jak mogłoby się wydawać. Obgadałyśmy masę głupot, łącznie z tym, jakim cudem znamy się od dziesięciu lat i nadal się przyjaźnimy - i to w sumie teraz nawet bardziej niż kiedyś - nie doszłyśmy do logicznych wniosków, ale za to wyciągnęłyśmy statyw, Strzyg zrobiła sobie makijaż-niemalże-teatralny (w zestawie ze strojem miał być styl dark cabaret i nawet prawie że wyszło), po czym zaczęłyśmy sesję zdjęciową. Było uroczo - oczywiście, okazało się, że te fotele i półki na książki na tle których mam forumowe zdjęcie, są jedynym miejscem w domu, które jako-tako wygląda, przetestowałyśmy z piętnaście różnych opcji aparatu, kilka różnych ułożeń woalki mojego kapelutka (XD), a ja się nawet nie denerwowałam, że to tyle trwa, bo mamusia została uprzedzona, że przyjdą koleżanki palące, więc mogłam sobie siedzieć i spokojnie dymić - a Katarzynka narzekała, że dobrze, że palę, bo to ładnie wygląda, ale powinnam robić więcej dymu, żeby wychodził na zdjęciach. A jakoś koło czwartej-piątej nad ranem poszłyśmy się przejść po osiedlu i - sic! - znalazłyśmy porzucony krawat XD
A ja od początku mówiłam, że wszelkie czczenie końca roku i początku nowego to zUo i w ogóle do bani. Trza mi było w jakąś hibernację zapaść już dawno i na wiosnę dopiero wstać.

Od razu się źle zaczęło: wstałam z bólem głowy i woreczka żółciowego, którego od lat nie mam (co mu nie przeszkadza boleć ). Poszłam więc na imprezę (u rodziców, bo jak wcześniej pisałam same sępy mam wśród znajomych i tylko patrzyli żebym ja znowu coś organizowała) nażarta tabletek rozmaitych co uniemożliwiło mi znieczulenie się za pomocą procentów, a także cieszeniem się potworną ilością kalorii przygotowanych przez moją mamę. Impreza była w porządku, na to nie mam co narzekać ( na skutek dziwacznych zakładów wzbogaciłam się o 100 zł ), nawet nauczyłam mojego dziadka obsługiwać telefon komórkowy (teraz mam "skomórkowanego" dziadka ). Wszystko byłoby pięknie gdyby nie te moje dolegliwości upierdliwe straszliwie. Ze względu na nie zdecydowaliśmy się potoczyć do domu zaraz po północy. Droga krótka: parę minut spacerkiem. Dotarliśmy i chyba jako niespodzianka noworoczna zdechł prąd. Nie dość że moje marzenie o ciepłej kąpieli poszło się bujać, musiałam myć zęby w lodowatej wodzie, zdechło ogrzewania, to jeszcze piżgnęłam się straszliwie w mały palec u nogi (który wiadomo, że istniej tylko po to żeby nim o wszystko zahaczać) kiedy poszukiwałam zapałek. Dobrze, że od dawien dawna moja mama uszczęśliwia mnie wszelkiego rodzaju świecami i przynajmniej miałam zapas. Prądu nie było dzisiaj do południa więc nie tylko z kawą był problem ale nawet z żarciem, bo stwierdziliśmy, że nic nie robimy, będziemy sobie mięsko itp na bieżąco piec. A wnętrzności i głowa nadal mnie bolą
Nic tylko mnie dobić.
Biedna Neit Tulę i częstuję czekoladą.
Jak nie przestanie do jutra boleć, sugerowałabym iść do lekarza, bo z tymi wnętrznościami to nigdy nie wiadomo, co Ci gnije...
Neit nie martw się za bardzo, stare zło szybko odejdzie, a nowe może się tak szybko nie pojawi. Mnie również miniony rok nieźle dał w kark, więc na Nowy 2011 liczę jak na zbawienie. Sylwka spokojniutko sobie przesiedzieliśmy przy drinkach u starszej siostry męża, za to teraz przy remanencie towarowym na koniec roku pokutuję i marzę : "byleby do wiosny".
A mieliście dekorację? ^^
Mi się w tym roku nic robić nie chciało, mogłam kupić balony, ale o tym przypomniałam sobie na ostatnią chwilę, więc były tylko świeczki . W tamtym roku dostałam na Mikołajki podgrzewacze (mówiłam całej klasie, że chcę 'świeczkę, TYLKO NIE PODGRZEWACZE', więc dostałam podgrzewacze) i w końcu się przydały... Miałam pięć paczek, przedwczoraj już tylko 2 + takie od siostry i wszystkie zapaliłam. Teraz nie mam wcale . Było nastrojowo, w tle leciały jakieś filmy, ale nawet nie wiem jakie, bo ciągle gadałyśmy. A dywan i obrus chyba nie pachną już szampanem .
Ja z Madzią do północy siedziałyśmy u mnie w pokoju gadając i śmiejąc się. Próbowałyśmy nawet oglądnąć "step up 3" z napisami, ale w połowie film się skończył ,a ciągu dalszego nie zdołałyśmy znaleźć. Tak więc o północy razem z bratem i jego ferajną otworzyliśmy na balkonie szampana piliśmy obserwując fajerwerki. Później dostałyśmy zaproszenie a ja bawiłam się jak upita (szampan był bezalkoholowy ale w nocy zaczyna mi odbijać )
Koło trzeciej poszłyśmy do siebie i oglądałyśmy do 4.30 "podryw na głuka"...
Nieźle się uśmiałyśmy...
Hmmm Żelko, stronę wcześniej już pisałaś o tym jak spędziłaś sylwestra (no może ten post jest bardziej rozbudowany). Więc proponuję abyś zdecydowała się na jedną wersję. Edytuj, któregoś posta, a ja tego niepotrzebnego usunę. Nie ma potrzeby pisać dwa razy podobne posty, skoro sens jest taki sam.
Usuń poprzedniego.
Nawet nie zauważyłam...
Moi rodzice kupili sobie jamnika. Tzn mama go na urodziny dostała.

A ja się zastanawiam nad adoptowaniem 2 kiciaja i się zdecydować nie mogę.
Adoptuj! Adoptuj! Najlepiej jakiegoś pokrzywdzonego, bo takich nikt nie chce Tkliwa dziewucha ze mnie, ale nad TYM kociakiem na przykład trzęsłam się przez tydzień...
Ja już mam jednego (jedną konkretnie, bo to dziewczynka) taką sierotkę przygarniętą, co to ją wyrzucili jak śmiecia. A ponieważ miała już parę ładnych lat to mało chętnych na nią było (wszyscy chcą małe kociaki). I tak sobie po myślałam nad braciszkiem albo siostrzyczką dla niej. Tyle, że ta moja to już staruszka i się trochę boję jej reakcji.

A ten jamnik co go moi rodzice adoptowali to też źle był traktowany Chudzinka taka, że mu wszystkie kości widać. Ja nie wiem po cholerę ludzie biorą zwierzaki jak się potem nimi nie opiekują. I jeszcze wmawiają że on chudy, bo wybredny taki i nie chce jeść. A jak mu moi rodzice michę z żarciem postawili to musieli mu wydzielać bo tak łapczywie jadł że zachodziła obawa że się udławi.
Moje wsje zwierzaki też są z ulicy...
Kota wzięliśmy, kiedy miał ledwe kilka miesięcy (przybłąkał się na działkę, na której jako przedszkolak siedziałam z babcią, spał na wycieraczce, a gdy otwierało się drzwi, wlatywał wręcz do środka jak tu przegonić takiego?).
Kotka dużo przeszła, zanim do nas trafiła- ktoś wywalił ją na ulicę w zaawansowanej ciąży, a wcześniej zdaje się bił. Trafiła do starszej pani mieszkającej na parterze parę bloków dalej, miała ledwie rok. Poród miałą ciężki, nie wszystkie kociaki przeżyły, gdy je odchowała, przestała się pojawiać w domu- nie lubiła towarzystwa innych kotów, wychodziła na kilka dni, nie wracała. Potem znalazł ją moj brat, szukał dla niej domu, przy okazji wyszła sprawa z tą jej historią (owa starsza pani znalazła ogłoszenie ), nikt jej nie chciał, bo to już spora kicia była... Więc została. Nadal nie toleruje głaskania poniżej łebka, mimo że jest u nas od 6 lat- znajoma terapeutka-masażystka stwierdziła u niej straszne napięcie mięśni, gdy chce sięją dotknąć, tak mocne, że aż dla niej bolesne. Trauma po przeżyciach z pierwszym właścicielem
Ja oczywiście histeryzowałam, że się zwierzaki nie dogadają, że się będą bić, zagryzą, ubiją. Ale kotka szybko sobie samca podporządkowała, jak się nie zachowywał to dostawał łapą po nosie, generalnie martwią się o siebie, przybiegają, gdy drugiemu stanie się krzywda (nadepnięcie na łapę itd.), ale nigdy się nie zaprzyjaźniły Nie śpią przytulone, ale się tolerują i nie są same, to najważniejsze.

Próbowałaś kiedyś swoją kicię zaprzyjaźniać z jakimś zwierzakiem? Była agresywna, nieprzyjazna, broniła terytorium? Jeżeli nic w tym stylu, to możesz chyba śmiało brać, ale pamiętaj, to jest jak z dziećmi- musisz dzielić miłość po równo, żeby to "starsze" nie poczuło się nagle "zastąpione" Może łatwiej będzie wziąć kociaka, co by kicia go łatwiej zaakceptowała pod wpływem jakichś macierzyńskich instynktów?
Z moim (już nieżyjącym) jamnikiem moja kicia dogadywała się świetnie (jamnik staruszek, ona też już nie młoda), ale na kotkę mojej siostry (kilkumiesięczną) to tylko się najeżyła, zasyczała i przymierzyła się do ataku. Dlatego nie mam pojęcia co jej do głowy wpadnie. A rozpieszczona bestia jest niesamowicie. Nie chciałabym żeby znowu zwierzak miał przechlapane, ale i w drugą stronę, moja kotka to takie małe chudziutkie chucherko (kurde jak utuczyć kota?)i nie chciałabym jej za wiele stresów przysparzać na stare lata. Swoje to ona już przeżyła. Żeby tak człowiek wiedział co takiemu futrzakowi do głowy strzeli...
Do mnie się czarna kotka przybłąkała i znowu mam kota, chociaż mam też alergię na sierść tych zwierzaków. A moje psy jej nie atakują. Chyba... Jeden na pewno nie, a drugi pewnie też ją zaakceptuje, bo w końcu kiedyś już przyjaźnił się z moim kotem. Tylko z nim się razem wychowywał.

Jak kotka jest przyjaźnie nastawiona do innych zwierzaków, to myślę, że i w domu takiego zaakceptuje . A może nawet będzie zachowywać się tak, jakby go wcale nie widziała.
Kurczę, to ciężko, Neit Kicia sobie chyba żadnego rodzeństwa nie życzy.
No właśnie mam takie obawy. Rozpanoszył się futrzasty małpiszon i uważa się za pępek świata. Za bardzo bestię rozpuściłam. Ale jeszcze zobaczymy.

Dzisiaj byłam zobaczyć nowego "braciszka" (jamnik adoptowany przez moich rodziców) i powiem wam, że dawno nie widziałam takiego wychudzonego psa. Normalnie aż się go nieprzyjemnie głaszcze tak mu kości sterczą. Masakra, na prawdę. Rodzice dzisiaj byli u weterynarza, załatwili wszelkie szczepienia, zaczipowali go itd itp. Piesek na szczęście zdrowy tyle, że wychudzony strasznie. Dobrze, że trafił do moich rodziców, zaraz biedaka odkarmią i w ogóle. A najbardziej mnie dobiło, że poprzedni właściciele twierdzili, że pies nie jest zagłodzony, tylko jamniki po prostu taką figurę mają. Pieprzą jak potłuczeni. Nawet jak z pieskiem mama poszła do sklepu zoologicznego po karmę to babka tam sprzedająca tak się przejęła tym, że on taki zabiedzony, że im dała całą masę takich darmowych próbek Royal Cannina.
Panie w zoologoicznym zawsze są takie dobre... Jak mój pies chodził jeszcze cały w bandażach z wielką ropiejącą dziurą w piersi (z którą to do nas trafił), to tak się przejęła, że mu co rusz dorzucała jakieś pyszności do toreb...

EDIT: Na... nie tyle, co prośbę Janki, ale nawiązanie do noworocznego postanowienia mojego brata, aby powiedzieć w końcu rodzicom, że jest gejem, postanowiłam odpisać tutaj, bo to jest temat dość rozległy i w sumie chętnie się z Wami podzielę ogółem wrażeń

Rodzice ostąpili według każdego poradnika psychologicznego: powiedzieli, że natura tak go stworzyła więc oni nie mają tu nic do gadania, doceniają, że im to powiedział, zapewnili, że nadal go kochają... Ale miny mieli nietęgie Potem wszystko wróciło do codzienności i starannie omijają ten temat, chociaż chodzą wyraźnie strapieni, cały czas się zamykają w sypialni i gadają, jak myślą, że śpimy, mama chodzi załamana i z zaczerwionymi oczami, tata czyta na tony jakieś opowiadania gejów w internecie...
Jak się szybko nie pozbierają, to chyba sobie z nimi pogadam. Ja wiem od... początku właściwie- od jakichś 3 lat pewnie. Ja generalnie się nie przejęłam- nigdy nie byłam specjalnie cięta na homoseksualistów, a i powiedział mi to w taki sposób, że nie było jak się przejąć (coś w stylu: "(gada gada gada opowiada mi jakąś historię ze szkoły)mówiłem Ci już, że jestem gejem, prawda? (i kontynuuje historię)" ). Jaki by nie był, jest moim bratem i kocham go i akceptuję właśnie takiego Co więcej wydaje mi się, że gdyby był hetero, to nie nawiązałaby się między nami tak silna więź, jak jest obecnie. Uwielbiam go i w gruncie rzeczy wszyscy mi go zazdroszczą- że mogę z nim zawsze pogadać, zwierzyć się, że mi doradzi w kwestiach urodowych, na zakupy pójdzie...
No i właśnie- ja się zupełnie nie wstydzę o tym mówić znajomym. Znaczy- nie wyskakuję z tym bez wyraźnego powodu i generalnie nie roztrząsam tematu bez potrzeby, ale nie wstydzę się i przyznaję się do tego, jaki jest.
Reakcje są różne- standardowo najczęściej spotykam dwie.
Pierwsza- zdziwienie ( zarówno tym, że tacy ludzie naprawdę istnieją, jak i tym, że o tym głośno mówi) zabarwione szczerym zainteresowaniem. Dużo pytań w stylu: czy miał kiedyś chłopaka? czy rodzice wiedzą? kiedy to odkrył? czy miał kiedyś dziewczynę? U takich dziewczyn często pojawia się ochota, żeby go z tego wyleczyć. Bo on po prostu "jeszcze nie spotkał tej jedynej"- bożesz, ile już było takich, które się za te jedyne uważały i ambitnie usiłowały go przekonać, że sam się oszukuje... Inna rzecz- dla niektórych moich koleżanek zrobił się nagle atrakcyjniejszy seksualnie, są ciekawe, jak to jest całować się z gejem i nie rozumieją, że raczej nie będą miały okazji tego wypróbować
Reakcja druga- także zdziwienie (bardzo rzadko spotykam kogoś, kto nie jest zaskoczony i przyjmuje to jako coś niewartego uwagi, relacji) zabarwione obrzydzeniem, odrazą i... strachem. Jakby się bali, że się zarażą, albo że ich zaraz, za przeproszeniem, zgwałci. Na szczęście z taką postawą spotykam się coraz rzadziej (zrozumiałe, że częściej u mężczyzn)- a może ja po prostu trzymam się z daleka od ludzi, którym tak skrajnie brakuje tolerancji

Brat nie pasuje do szablonowego wizerunku geja (który się w ogóle nigdy, mam wrażenie, nie sprawdza)- nie chodzi na solarium, nie farbuje włosów. Ubiera się ładnie- tak, ładnie! Żadnych rurek, żadnych różowych koszulek i nadmiernych ekstrawagancji. Często nosi koszule, sweterki w serek, płaszcze, czarne chusty i szaliki- i wygląda po prostu ładnie i z klasą Dba o siebie, ale bez przesady- czasem podbiera mi odżywki do włosów, dość długo się "robi" przed wyjściem, codziennie myje włosy, dłużej niż inni chłopcy (ma 18 lat- maturzysta) stoi przed lusterem... I tyle tego.

To nie wyczerpuje oczywiście tematu, ale myślę, że wiele znajomych mi osób, czytając to, poczułoby się oszukanym ogólnie przyjmowanym wizerunkiem homoseksualisty.
Przecież jamniczka mojej babci ma taki brzuch, że nim o podłogę ociera
I też kce kocisko!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies