ďťż

31.05.2012r - Praca nad elastycznością na kawaletkach

cranberies
Szłam przez dziedziniec, wystukując podeszwami czarnych oficerek rytm moich raźnych kroków, kierując się w stronę stajni. Drzwi prowadzące do budynku otworzone były na oścież, sprawnie przekroczyłam próg; zza drewnianych drzwi boksu wychylały się łby koni, które z zaciekawieniem spoglądały w moją stronę. Zapach świeżego siana śmiało drażnił zmysł powonienia, powodując że na mojej twarzy wymalował się szeroki uśmiech. Dawno nie miałam tak ogromnego zapału do pracy! Wyciągnęłam z kieszeni jeansowych bryczesów kilka smakołyków i rozdzieliłam je między zwierzętami, które wpatrywały się w moją sylwetkę oczekująco. Zatrzymałam się przy boksie, w którym stacjonowała moja ukochana emerytka. Poczęstowałam ją, mierzwiąc grzywkę i smyrając między ganaszami. Po chwili pieszczot z rudą, przeszłam kilka kroków i cmoknięciem przywołałam do siebie Lithium. Gniada hanowerka ustawiła uszy na sztorc, pospiesznie jednak kuląc je ku potylicy. Spoglądała na mnie nieufnymi, czarnymi niczym dwa węgielki oczami, ociężale przeżuwając siano. Podeszłam bliżej drzwiczek, unikając kontaktu wzrokowego i zawołałam cicho jej imię. Na dłoni wysunęłam dwa jabłkowe przysmaki i nasłuchiwałam, czy ruszyła się by je zgarnąć. Po upływającej chwili, postąpiła na przód kilka kroków i wyciągając szyję, złapała w zęby poczęstunek. Zdjęłam z haczyka kantar i uwiąz, uchylając drzwiczki i wchodząc do środka. Lith napięła mięśnie, przecinając ogonem powietrze nerwowo. Nie atakowała, jednak jej postawa była pełna rezerwy. Ponownie wyciągnęłam w jej kierunku dłoń, później pogładziłam po szyjce. W końcu pozwoliła bym nałożyła na jej głowę parciany kantar i wyprowadziła ją z boksu. Przywiązałam ją przed stajnią, zaczynając błyskawiczne oporządzenie, jako że gniada niezbyt lubowała się w zabiegach pielęgnacyjnych. Rozczyściłam zaklejoną sierść, przejechałam włosie miękką szczotką, porządnie rozczesałam bujną, kruczoczarną grzywę i ogon, na samym końcu wyczyściłam kopyta. Mimo, że wcześniej wymienione czynności nie trwały zbyt długo hanowerka zdążyła się znudzić, nerwowo przeskakując z nogi na nogę i przechodząc to na lewą, to na prawą stronę. Było już lepiej, aniżeli na początku, jednak daleko nam do perfekcyjnego, cierpliwego stania. Na nogi zapięłam skórzane ochraniacze, na grzbiet zarzuciłam cienki, jasnofioletowy czaprak i skokowe siodło. Ogłowiłam, zapinając wszelakie paseczki i byłyśmy gotowe do wyjazdu na trening. Wsadziłam stopę do strzemienia, trzymając wodze w jednej dłoni i wybiłam się w powietrze. Nie dane było mi siąść lekko w siodło, jako że hanowerka ruszyła do przodu energicznym stępem.
- Hej, hej! A panience gdzie tak spieszno?! - Siadłam w siodło i zamknęłam ją w pomocach, zwalniając do stój dosiadem. Klacz stanęła, niespokojnie przecinając powietrze ogonem. Uregulowałam sobie strzemiona, ruszając na duży maneż gdzie czekały już drągowe kombinacje na dzisiejszy trening. Skierowałam ją na wydreptaną ścieżkę, pilnując by stęp był z impulsem, jednakże bez gnania. Lithium szła do przodu pewnie, podrygując głową w rytm chodu. Na luźnych wodzach skierowałam ją na koło, pilnując dosiadem by wpisała się w łuk, nie wpadając i wypadając żadną częścią ciała.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies