ďťż
cranberies
Po długiej przerwie ruszyłam do stajni. Z nową motywacją, z nowymi chęciami. Zaopatrzyłam się w górę marchewek i niemalże wbiegłam do stajni pędząc do Jokera.
- Jak ja się za tobą stęskniłam ty śmierdzielu! Niemalże piszczałam z radości otwierając boks. Joker o dziwo się nie zbuntował ani nic tylko radośnie machnął uszami i zwrócił się w moją stronę. Na przywitanie dałam mu marchew, prowadząc z nim radosny dialog. Poszłam po sprzęt dopatrując się innych koni. Wiele się tu ich pojawiło. Wróciłam, przywiązałam Jokera, wyczyściłam (co wcale nie było takie proste), osiodłałam i wyszliśmy na maneż. Joker był dziś dość spokojny, może dorósł? Mogłam robić z nim co chcę, zobaczymy co będzie na jeździe. Przybliżyłam schodki, ogier odwracał się do mnie zaciekawiony, nie minęła chwila a ja siedziałam już w siodle. Poklepałam go, włożyłam nogi w strzemiona i przyłożyłam łydkę. Joker wzdrygł się i elektrycznie ruszył do przodu, prawie kłusem. Uspokoiłam go i dałam mu duuużo swobodnego stępa, na początku czuł się niepewnie, ale z czasem się rozluźniał. Co jakiś czas zbierałam wodze, dawałam łydki, uspokajałam, tak, aby szedł spokojnie i bez nerwów. Chłopak mało się przejmował mną, więc często skręcał tam gdzie ja niekoniecznie chciałam iść, więc zaczęły się bunty. Ja wtedy z zapasem cierpliwości kręciłam kółka przyklejając łydki do jego boków tak, aby skupił się właśnie na tym co go smyra a nie na swoich fantazjach. Sytuacji takich było wiele, a ja nie ukrywam, że bałam się jego reakcji. Stępowaliśmy naprawdę długo, bo jakieś 25 minut, jeśli nie więcej. Młody oswoił się z naciskiem wodzy, nie zadzierał już łba. Kręcąc kółka pokazywałam mu jak działają łydki, dzięki czemu zmiany kierunku nie były aż tak straszne a reakcje na łydki były coraz to bardziej książkowe. Przyszedł czas na kłus. Zebrałam delikatnie wodze, cały czas rozmawiając z Jokerem i dałam sygnał łydkami do kłusa. Zakłusował bardzo elektrycznie, więc uspokajałam go i zbierałam wodze. Nie było jakoś źle, bo młody po kilku kółkach się wyluzowal a nawet się skupił i dość starał. Chciałam żeby chodził jak najwolniejszym kłusem, ale średnio udawało się to goracokrwistemu, młodemu ogierowi, nie wymagałam od niego cudów ponieważ wiedziałam że się stresuje. Mówiłam cały czas do niego spokojnym głosem, nawet skutkowało. Kilka kółek zrobiliśmy i przejście do stępa. Takie krótkie taty kłusa i przejścia. Dużo przejść. Po wielu próbach nawet miało to ręce i nogi. Byłam naprawdę dumna, że Joker do pracy podchodzi z takim skupieniem, bo pomimo jego wylaman, wyrwan do przodu był cały czas skupiony na mnie i angażował się. Klusowalismy powtarzając ćwiczenia, robiąc volty przez kilkanaście minut z przejsciami. Poprosiłam jakąś twarzyczkę ze stajni aby podpiela lonze i chwile mi potowarzyszyla. Chciałam iść się zabic, znaczy ekhem ZAGALOPOWAC. Wiedziałam że dzisiejsza jazda jest nie odpowiedzialna i to mocno, ale chciałam w końcu poczuć galop na Jokerze. Puściła lekko wodze aby mógł się wyciągnąć i złapałam się siodła. Powiedziałam dziewczynie, że to może się skończyć moja śmiercią tragiczna i ze nie będzie to jej wina, śmiałysmy się chwilę, poprosiłam aby lonza była jak najdłuższa, bo Pride na pewno nie zaprzestanie na truchtaniu. Zakłusowałam w cwiczebnym kilka kółek, mocno wbilam się w siodło i przyłożyłam mocna łydkę. Ogier machnął głową i strzelił pełnym galopem. Okazało się, że jest bardzo miękki, ale nic nie widziałam, słyszałam tylko prrr ze strony lonzujacej mnie dziewczyny. Miałam niezła zabawę w takim galopie, czułam się jak mała dziewczynka zaczynająca swój galop, trzymająca się siodła i jedyne co miała zrobić to nie spaść. Miałam ubaw! Nie nadazalam za Pridem, ale trzymałam się i czekałam aż młody zwolni i ustabilizuje się. Gdy galopowal elastycznie chwaliłam go glosem i chciałam żeby się trochę zmeczyl wiec trochę galopowalismy. Pochwaliłam go i przepielam lonze. Na drugą stronę także była wielka strzała, doszło kilka brykow. Ale było fajnie, serio. Po wszystkim Joker był wymeczony, ale szczęśliwy. Cieszyłam się ze i jemu nasz galop przyniósł radość. Rzuciłam się na jego szyję i przytulalam, klepalam. Podziękowałam dziewczynie i stepowalismy przez kilka dobrych minut. Zarzuciłam na młodego derke i poszliśmy do stajni. Tam rozwiedli łam młodego, sprawdziłam kopyta i wpuscilam do boksu, dając Jokerowi resztę marchewek. Posprzątałam po sobie i pożegnałam się z koniem. Trening na duuuuuuzy plus. |