ďťż
cranberies
Dzisiejszą noc nie spałam. Będąc u wuja ciągle kręciłam się rozmyślając, typowo rozbudzona przed jakąś akcją. Przy okazji posprzątałam mu nieco zasyfiony domek i w końcu udało mi się przespać 2 godziny. Około godziny 6:00 wyjechaliśmy do stadniny, w której pomieszkiwał mój nowy nabytek. Doczepiony koniowóz nie ułatwiał nam drogi. Na szczęście dzień był dość ładny, i akurat nie wiało jakoś szczególnie. W końcu zaparkowaliśmy na podjeździe tak, by móc swobodnie wprowadzić do przyczepy konia. Opuściłam klapę i poprosiłam wuja, by wszystko tam przygotował, sama poleciałam do klaczy.
-Hej, Etiuda. - Powiedziałam wchodząc do boksu klaczki. Etiuda nieufnie łypneła na mnie okiem i wykazała zainteresowanie. Podeszłam bliżej - nie odeszła, a nawet wyciągnęła łepek by zobaczyć, co trzymam w dłoni. Stanęłam obok niej i dałam przysmak. Poklepałam, a mała spojrzała na mnie przyjaźnie, choć nieufnie. Odziałam ją w kantar i wyprowadziłam. Uwiązałam do kółeczka i zamieniłam derkę zwykłą na nową, transportową, ogon zawinęłam, grzywa była już zapleciona. ogon też jakoś zaplotłam, by się nigdzie nim nie zaplątała. była czysta, o czym mnie poinformowano na samym przyjściu, więc nie zostało mi nic tylko wkładać ochraniacze i pakować. Etiuda, mając coś dużego, dziwnego i nieco szeleszczącego na nogach zaczęła się wiercić. -Cii....uspokajałam ją odwiązując od kółeczka, następnie prowadząc na plac. Zrobiłyśmy sobie kilka kółek w obie strony, by uspokoić klacz i przy okazji oswoić z koniowozem. Wzbudziło to jedną płochę w postaci uskoku i wspięcia się, jednak z czasem gniada uspokoiła się i nie chodziła jak na szpilkach. Zaczęło się ładowanie. Sama - nie ma mowy. No to za zadem innej, starszej i doświadczonej klaczy. Z oporami, powolutku, po wielu próbach w końcu udało się ją wprowadzić do środka. Zapięłam ją na dwa uwiązy, pozamykaliśmy wszystko i ruszamy. Jechałam z Etiudą, wolałam nie zostawiać tak zdenerwowanego konia samego. Na początku klaczka wierciła się, rżała, denerwowała strasznie, jednak po 1,5 h drogi zaczęła nawet skubać sianko. Uśmiechnęłam się i patrzyłam na konia, który również zainteresował się kimś siedzącym przy nim. Pogładziłam ją po wysuniętym w moją stronę łebku i jedziemy dalej. W końcu dotarliśmy na miejsce. Usłyszałam szczekanie Xenobii i głosy dziewczyn, które przyjechały specjalnie, by zobaczyć co też takiego przywiozłam. Rampa poszła w dół, na nowo denerwując kobyłkę. Ujrzałam ciekawe i promienne twarze Martynix, Chocky i Carrot. Odpięliśmy o trzeba, w tym klaczkę i na uwiązie powolutku, spokojnie cofamy. Eti zdenerwowana chciała czym prędzej wyjść z przyczepy, jednak udało nam się nie wylatywać w kosmicznym tempie. Nerwowo rozglądała się i zarżała kilka razy. -Cii... - Powiedziałam. - Hej - Dodałam do dziewczyn -Hej hej! - odparły chórem Zrobiłam z niunią kilka okrążeń wokół placu, natomiast Carrot poprosiłam o przyprowadzenie Wiary. Za zadem srokatej oprowadziłyśmy Etiudę kolejno po stajni, lonżowniku, hali i maneżu. Nie obyło się bez nerwowego dreptania w miejscu, jednak myślałam,że będzie gorzej. W końcu, gdy klaczka zapoznała się z okolicą obie panny odstawiłyśmy do boksów, przy czym Etiudę rozebrałyśmy z ochraniaczy i odplątałyśmy ogon, grzywę. Zostawiłyśmy ją w boksie na jakiś czas, jednak nie spuszczając z oka. Na początku pokręciła się, zarżała parę razy, jednak z czasem zaczęła się rozluźniać, uspokajać a nawet jeść i pić. Po jakiś 2 godzinach od przyjazdu poszłam do Etiudy. Miałam ze sobą ogłowie i lonżę - chciałam ją chwilkę polonżować w kłusie, by się rozruszała. Założyłam ogłowie nieco nieufnemu konisiowi, pozapinałam i na doczepionej lonży zaprowadziłam na halę. Etiuda rozglądała się dookoła, ale chyba przyzwyczajała się powoli do miejsca. Weszłyśmy do pomieszczenia. Na początek stępem 5 minut. Młoda mocno do przodu, pobudzona, jednak usłuchana. No to kłus. Spięta, rozkojarzona, jednak miała prawo. Po dłuższym czasie zaczęła opuszczać łepek, rozluźniać się i interesować moją osobą. Jednak jakiś trzask na zewnątrz wywołał u niej dziki galop z dużą ilością ciekawych bryknięć. Przeciurała mnie przez pół hali i w końcu szarpnięta stanęła i wspięła się. Eh...sporo pracy nas czeka. Skoro już pogalopowała, to pogalopujemy. Uspokoiłam ją w stępie, potem w kłusie zmieniając kierunki i galop. Lekkie, płynne przejście z bryknięciem, potem ładny, przyjemny dla oka ruch. Zrobiła 5 kółek w jedną, 5 w drugą stronę i kończymy. Chwila kłusa i stęp. Połaziłam z nią w ręku, zaznajamiając z wyglądem stojaków, drągów, i innych elementów hali. Spokojne, zadowolone parsknięcie wywołało u mnie duże zadowolenie - mała czuje się dość dobrze. W końcu odprowadziłam ją do boksu, gdzie dołożyłam sianka i posiedziałam chwilę przy koniu. W końcu postanowiłam zająć się resztą koni, co jakiś czas zaglądając do niej. Była nieco nerwowa i pobudzona, jednak nic groźnego się nie działo. Pod wieczór odwiedziły nas Say i Noj, które przyjęłam z uśmiechem i herbatą, która tylko czekała na wypicie w samowarze. Pogadałyśmy, poplotkowałyśmy, pokazałam młodą i rozeszłyśmy się, bo mimo wszystko jeszcze pracy trochę jest. najdłużej zostały Carrot i Martynix. Obie wyjechały z WSR AA dopiero przed 20. dnia Śro 8:57, 09 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy |