ďťż
cranberies
Bierzemy się za Omnisa. Poćwiczymy trochę chodzenie pod siodłem i przetestujemy jak się nauczył pomocy dzięki workowi z wapnem. Wzięłam nowiutki sprzęt dla konia i poszłam do jego boksu. Wesoło wyjrzał i parsknął w moim kierunku. Uśmiechnęłam się na ten widok. Weszłam do jego boksu, szybko acz dokładnie go wyczyściłam i osiodłałam, również dość sprawnie zważywszy na jego niechęć do siodła. Wzięłam go na halę, dziś bez Łukasza, bo pojechał do kolegów a i tak nie jest potrzebny.
Wsiadłam na łogra ze stołka. Tupnął nogą, kwiknął i podniósł tylne nogi jakby chciał bryknąć ale zrezygnował. Dałam stanowczą łydkę do przodu i pojechaliśmy stępem. Z początku, pierwsze pół koła jechał strasznie sztywno z uszami skierowanymi w moją stronę. Jednak wydłużył krok i zrelaksował się jak zaczęłam do niego mówić. O tak, tak masz iść kolego. Rozglądał się po hali, nie skupiał się na jeźdźcu w stępie, bo i po co. Dałam łydką sygnał do wolty. Zrobił zagalopowanie jednak go wstrzymałam i ponowiłam próbę. Ładnie się okręcił wokół łydki, poklepałam go za taką śliczną woltę. Dałam jeszcze raz sygnały, ale tym razem półwolta. Ogierek zaczął się interesować co się dzieje i nastawił uszka wprzód. Po paru kołach zdecydowałam, że zakłusujemy. Znowu próbował zagalopować więc go wstrzymałam i elegancko ruszamy kłusem. W tymchodzie zdecydowanie mógł się popisać! Miał dość krótki wykrok, jak to arab. Cały czas anglezowałam, na półsiad i wysiadywany jeszcze przyjdzie czas. Omnis jednak nie miał problemów z równomiernym kłusem - chodził tak jakby miał już staż pięciu lat pod siodłem. Po czterech kołach czas na dużą woltę na pół hali. Trochę zbyt sztywno, było jedno potknięcie, lecimy jeszcze raz. Za drugim razem ogier ładnie się okręcał wokół łydki. Poklepałam go, półwolta i na drugą nogę. Już nie wyrywał do galopu, zaskoczył mnie jego niebywały spokój. Porobiliśmy jeszcze parę wolt i chwila stępa. Jak odpoczął chwilę to spróbujemy zagalopować. Na zakręcie dałam sygnały do zagalopowania z kłusa. Bryknął i śmignął do przodu. Hamowałam go co foulę delikatnym znakiem wodzami i głosem, stopniowo jechał coraz wolniej, jednak nadal co jakiś czas zasadzał delikatnego baranka. Zwolniłam go do kłusa, na dzisiaj dosyć, potrenujemy jeszcze conieco jutro. Rozkłusowałam go na luźnej wodzy, co łobuz wykorzystał bardzo niecnie do zagalopowania i zrzucenia mnie. Wsiadłam ponownie i na luźnym popręgu stępa. Jak się uspokoił trochę to poszliśmy do stajni, rozsiodłałam, posprzątałam o sobie i poszłam coś ciepłego wypic bo mróz straszny. |