ďťż
cranberies
Postanowiłam poskakać z Etiudą jakieś szeregi dla utrwalenia w N-ce. Planowałam niedługo zacząć z nią przygotowania do C, więc może podwyższymy poprzeczkę i ustawimy Gniadej jakąś 130. Obudziłam się bladym świtem, pogoda nie sprzyjała mojemu dobremu snu. Zjadłam ciepłe śniadanko i wyszłam na balkon. Ziiimno jak cholera. Szybko wróciłam do ciepłego domu, umyłam się i ubrałam w swoje znoszone, ale przynajmniej odpowiednie na taką pogodę bryczesy, długie, ciepłe skarpety, buty, czapsy, lekko śmierdzący już golfik, na niego ciepłą, grubą polarową bluzę, a wszystko zwieńczyłam niskim kucykiem. Łapiąc po drodze rękawiczki, kask i palcat skokowy potruchtałam do stajni. Otworzyłam drzwi, panowało w niej ciepło. Nie to, co na dworze, na którym gdzie nie gdzie widać było pięknie zaszronione szyby samochodów i trawniki. Konie właśnie kończyły śniadanie, więc chcąc dać klaczy odpocząć po posiłku na spokojnie przygotowałam sobie ogłowie z meksykanem i wędzidłem smakowym, do niego doczepiłam napierśnik z wytokiem i powędrowałam po siodło. Chwyciłam lekką i wygodną dla nas obu skokówkę, położyłam na wieszaku i wyszukałam w stercie potników, padów i spółki żółciutki czapraczek od Skrzydlaka. Bez wahania chwyciłam go, do tego futerko i marsz przed boks. Poukładać i ochraniacze. Etiudowe były w praniu, więc wyszukałam jakieś lekko zakurzony jeszcze produkowany przez Sarę komplecik, do niego kaloszki więc szczotka w dłoń, oczyszczamy i idziemy do konia, który na pewno odpoczął. Holsztynka z zaciekawieniem przyglądała się stercie sprzętu, jaki przytargałam przed jej boks, ale nie zdążyła jeszcze niczego umorusać. Nie wyprowadzając jej dziś z boksu wyczyściłam dokładnie z jakiś zlepek na brzuchu, szyi i nogach (reszta była czysta pod derką), wyskrobałam brudy z kopyt, przeczesałam grzywę i ogon. Poklepałam lekko zdezorientowanego konia i po założeniu ogłowia wyprowadziłam na korytarz. Puściłam klacz i pozakładałam jej ochraniacze. Nie ruszyła się z miejsca, chociaż nie była zbyt przyzwyczajona do tego typu kaloszków i obdarzyła je nieufnością. Ja zaś wzięłam to, co mi pozostało, tj. siodło, czaprak i futerko po czym w odpowiedniej kolejności umiejscowiłam na grzbiecie młodej. Zapięłam popręg na drugą dziurkę, konia przykryłam derką i czas na mnie. Na głowę kask, na dłonie rękawiczki. Pod pachę bat i podciągamy popręg najpierw z prawej, potem z lewej strony. Opuszczamy strzemiona i wychodzimy ze stajni. Tam lekko wskoczyłam na Etiudę i po poprawieniu derki ruszyłyśmy na halę.
Stały tam już ustawione 2 szeregi i 2 wolno stojące przeszkody - koperta i okser. Do tego jeszcze parę drągów na kłus. Stępowałyśmy sobie między tym wszystkim na luźnej wodzy, poznając każdą przeszkodę z bliska i przy okazji po 5 minutach powoli zaczynając pracę. Jakieś wygięcia, wolty, jazda na kontakcie, przejścia. Tak mijał nam początek treningu. Etka miała dobry dzień. Było to czuć po tym, że bez żadnego problemu zaakceptowała kontakt, wykonywała wszystko od razu, bez mrugnięcia okiem. Gdy stępowałyśmy już prawie 15 minut wykonałyśmy parę ustępowań, łopatek i po sprawdzeniu popręgu kłus. Klacz mile mnie zaskakiwała. Reagowała na najdelikatniejsze pomoce, starała się, nie buntowała. Tu też dużo kręcenia, przejść, do tego zmiany ustawienia i ram, jakieś dodania, skrócenia, drążki. Wszystko dodawane stopniowo, z głową. Chciałam porządnie rozprężyć Etkę, bo jednak panował chłód i mięśnie trochę ciężej było rozgrzać. Po 10 minutach kłusa włączyłam w obroty większą ilość drągów, do tego przyłączyły się ustępowania i łopatki. Jakieś kombinacje ciekawe, nie ciekawe ale dające efekty, w końcu czas na galop. Usiadłam w siodło i będąc w narożniku pomoce do zagalopowania. Ładne, płynne przejście z brykiem pod postacią machnięcia parę razy głową i i mocniejszym wyrzuceniem jednej z przednich nóg. Trochę galopu w prawo, jakieś koła, wolty, przejścia, potem zmiana kierunku ze zmianą nogi przez stęp. Całkiem ładnie, potem znów trochę prawy w lewo, parę przejść między chodami i w końcu galop w półsiadzie. Parę dodań i skróceń, w końcu lotna. Lekkie bryknięcie, ale noga zmieniona. Znów parę dodań i skróceń (bardzo ładnych z resztą, bez buntów) i kolejna lotna. Lepiej. Ostatecznie jeszcze parę lotnych i do kłusa. Tak jak to miałam w zwyczaju na początek z kłusa koperta mierząca dziś 60 cm. Ładny, spokojny skok, po nim galop. Jedziemy galopem ciasne koło i tak robimy hop. Pochwała, teraz długi najazd , po przeszkodzie do kłusa i półwolta. Najeżdżamy prosto, spokojnym kłusikiem i hop, po przeszkodzie galop. Jeden długi, prosty najazd i jeden wąski, z małego kółka, po czym koperta zamienia się w stacjonatę 80 cm. Jedziemy z galopu. Hop, w skoku zmiana nogi więc z drugiego zakrętu. Znów hop ze zmianą nogi, potem kolejny. W końcu jednak do kłusa i z kłusa. Utrzymywałam impuls i hop, przeszkoda za nami. Jeszcze raz. Ładnie, chociaż jeszcze trochę i byśmy zwaliły. Poklepałam gniadą po raz enty dnia dzisiejszego i Stajenny ustawia nam metrzyk. Jedziemy. Z kłusa. Utrzymywałam impuls ale nie pozwalałam gnać i hoop. Bardzo ładnie, cudem podążyłam za gnidą ciałem. Poklepałam ją i jeszcze trzy razy z kłusa, dwa z galopu, jedziemy oksera 100 x 80. Na początku z galopu, po dwa razy na nogę. Potem postanowiłam najechać z kłusa. Tak, jestem szalona ale znając Etiudę i jej możliwości ufałam, że odda ładne skoki. Najechałam energicznie, ale bez gnania, na koniu pozbieranym do kupy, z energią idącą od zadu. Na odskoku dałam mocną łydkę i hooop. Twardo wylądowałam na szyi gniadej, ale skok bardzo dobry, czysty. Kwestia mojego nieprzyzwyczajenia. Jedziemy jeszcze raz. Bardzo ładnie. Poklepałam Holsztynkę i chwila stępa. Gdy odsapnęłyśmy parę minut zebrałam wodze i ruszamy kłusem. Czekają nas dwa szeregi: 1. koperta 60 cm (skok-wyskok) koperta 70 cm (jedno fule) koperta 80 cm(skok-wyskok) stacjonata 90 cm (dwie fule) okser 100 x 90 (dwie fule) okser 105 x 100 2. koperta 80 cm (skok-wyskok) koperta 80 cm (dwie fule) stacjonata 100 cm (jedno fule) okser 110 x 100 Na razie najazdy były z kłusa. Skierowałyśmy się na pierwszy szereg. przed kopertą były dwa drągi by się wpasować odległościowo. Udało nam się trafić, więc potem poszło gładko. Hop-hop-fule-hop-hop-fule-fule-hop-fulefule-hoop. Przy drugim skoku-wyskoku zrobiło nam się ciasno, ale Gniada ładnie wyratowała, pokonując tym samym szereg na czysto. Nad ostatnim okserem poleciała wysoko, stwierdzając, że takie kurduple nie dla niej. Najechałam jeszcze raz. Kłusik z impulsem, potem hop, skok-wyskok na luzie, lekko skrócona fula do drugiego skoku-wyskoku dzięki czemu wyszło nieco daleko ale dla Etiudy nie robiło to różnicy. Potem dwie spokojne fule do oksera, ładny skok przez niego i kolejne, już normalnej długości fule do drugiego, który również wzorowo. Pochwaliłam klacz i poprosiłam stajennego by podwyższył stacjonatę do 100 cm, oksera pierwszego do 110 , drugiego do 115. Sama najechałam na drugi szereg. Impuls, łydka na odskoku i hop-hop, potem spokojne dwie fule i lekki, ale zabaskilowany skok przez stacjonatę, potem jedno fule i duży, szybki skok przez oksera. Pochwaliłam Etiudę i jeszcze raz. Początek na luzie, potem do stacjonaty lekkie wystartowanie (guziczek się włączył) i równie ambitny jak przedtem skok przez oksera. Stajenny zameldował podniesienie przeszkód. Podziękowałam mu i poprosiłam o podniesienie tego szeregu o 10 cm, z wyjątkiem kopert. Uspokoiłam rozbuchaną klaczkę w stępie, następnie kłus i szereg nr 1. Dużo półparad przy najeździe, bo Niunia poczuła przyrost ambicji i zaczęła dyskutować, przed samym skokiem odpuściła i hop-hop, fulka, hop i hop z puknięciem drąga, następnie dwie wręcz dzikie fule do oksera, skok na 130 wzwyż i wszerz, po czym gwałtowne zatrzymanie zainicjowane przez moją osobę. -Nie-Wy-ry-wa-my. - Powiedziałam cofając gwałtownie klacz. Wyjechałam galopem z szeregu, parę ciasnych wolt z lotnymi i skokami przez stacjonatę, zatrzymania z galopu i do kłusa, najeżdżamy. Ładnie, potem fula, dużo lepiej, znów wyrwanie. Zatrzymanie, cofnięcie z wleceniem zadem w przeszkodę, parę uskoków i bryków, ostatecznie pozbierany do granic możliwości galop po małym kółku. Jedziemy z kłusa JESZCZE raz. Tym razem postawiłam na twardą, nieustępliwą rękę. W końcu koń zrozumiał. Ładne podejście do każdego z członów przeszkody, pochwała i jeszcze raz, dla utrwalenia. Tym razem spróbowałam najechać z ręką elastyczną, podążającą za koniem między skokami. Bardzo dobrze, koń się chwilowo nauczył. Poklepałam spienioną na szyi przez swoje wymysły klacz i najechałam drugi szereg. Kłus, hop-hop-dwie spokojne fule-hop-jedna nieco mocniejsza fula i ładny, nawet bardzo ładny lot. Pochwała, do stępa. Poprosiłam stajennego, by w pierwszym szeregu ustawił pierwszego oksera na 120, drugiego na 125 i poszerzył do jakiś 100-110 cm, a w drugim szeregu stacjonatę ustawił 125. Do tego dołożyłam prośbę o podwyższenie wolno stojącej stacjonaty do 130, a oksera 130 i poszerzenia do 115. Gdy pierwszy ciąg przeszkód był gotowy zagalopowałam (drągi zostały rozsunięte na galop) i najechałam. Pierwszy skok-wyskok dobrze, drugi też, potem wzięcie startującego już konia na siebie, skok dobry ale bez zgrania, potem już przy lądowaniu podkreślenie swojej pozycji w tym zespole i ładne, spokojne jak na nas podejście do oksera. Pochwała, jeszcze raz. Lepiej, klacz została utwierdzona w tym, że jeździec dyktuje podczas najazdu. Po lądowaniu od razu pojechałyśmy drugi szereg. Spokojny początek najazdu, potem zamknięcie konia w pomocach, okser 1 super, okser 2 świetnie! Dałam Etiudzie luźniejsze wodze i sowicie poklepałam po szyi. Jednak czekały nas jeszcze dwa skoki. Pozbierałam wodze i pozbieranym, okrągłym galopem najechałam na stacjonatę 130. Holsztynka widząc ją już chciała wystartować, ale mocne przytrzymanie, wolta i już w porządku. Odliczałam sobie fule do przeszkody. 3,2,1 i hoooop. Zapomniałam jak to jest mieć konia skaczącego z zapasem nawet granice swoich możliwości. Holender skakał jak potrafił, jednak nie należał do koni lubiących skakać z bardzo dużą nadwyżką, jak Etiuda czy Scarlet, która dopiero zaczyna skoki. Kończąc swój wywód najechałam też na oksera. Pozwoliłam klaczy na mocniejszy, ale nie rozwleczony galop. Musiała być zebrana, iść od zadu i trzymać w sobie energię na skok. Niby nie był on dla niej jakimś wyczynem, ma możliwości na więcej, ale pierwsze skoki na tej wysokości musiały być dopracowane. I były. Holsztynka tak poszybowała nad okserem, jakby była skoczkiem klasy GP i po prostu się bawiła w wygrywanie nagród. Po miękkim wylądowaniu od razu rzuciłam jej wodze na szyję, zaczęłam klepać z obu stron szyi i przeszłam do kłusa. Pokłusowałyśmy 5 minut i stęp. Zeskoczyłam z grzbietu Etki, ubrałam ją w derkę, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i postępowałam w ręku. Mimo iż moje 54 kg nie było dla niej niczym strasznym i bardzo ciężkim to jednak należał jej się odpoczynek od jeźdźca na grzbiecie. Występowałam ją w 20 minut, kiedy to zdążyła ochłonąć i podeschnąć na tyle, by wrócić do stajni. Na dworze robiło się cieplej, ale dalej można było zamarznąć. Szybko pomaszerowałyśmy do stajni, gdzie zatrzymałyśmy się przed boksem gniadej. Zdjęłam jej ochraniacze, siodło i ogłowie, założyłam polarową dereczkę i na myjeczkę. Długo zlewałam jej nogi, nie chciałam, by coś złego się z nimi stało przez moje zaniedbanie. Kolejnym krokiem było pójście na solarium, gdzie Moje sreberko (Złotkiem na wieki pozostanie Wiara) wyschło do reszty i się odprężyło. Tak wypielęgnowanego, ciepło ubranego konia odstawiłam do boksu. Niedługo całą gromadkę czeka golenie, bo futerko wzrasta, a to przy takich jednak ciężkich treningach mogło by źle wpłynąć na naszą formę. Zostawiłam klaczkę samą, bo czekało mnie jeszcze spoooro pracy. |