ďťż
cranberies
Uuuhuhuh niedługo zawody crossowe a my daleko w mule... Podtruchtałam do Murzynka i poklepałam go po zadku coby się odwrócił do mnie swoim zacnym ryjkiem. Wielce naburmuszony tylko się odmachnął ogonem. A więc tak... Poszłam po sprzęt. Nie mieliśmy jeszcze posegregowanego po przeprowadzce... Bierzemy niebieskie siodło skokowe, niebieski czaprak w białe paski i ogłowie, obojętnie jakie. Zakosiłam z podłogi szczotki i poszłam do konia. Stał już odwrócony w moją stronę. Grzeczna bestia. Wślizgnęłam się do boksu, coby go wyczyścić. Wycofałam go trochę, żeby nie przeżuwał drzwi od boksu. Odmachnął mi się głową w ramię i pochylając głowę podniósł kopyto w celu odpoczynku. Nawet i lepiej. Siodłanie przebiegło w podobnej zaspanej atmosferze. Nie ma to jak trening o 10 rano. Wzięłam konia za ogłowie i poszliśmy w kierunku toru. Nie zapowiadało się łatwo, dlatego potrzebna solidna rozgrzewka. Wsiadłam na kunia i ruszyłam do stępa. Czułam jego leniwe poranne ruchy. Niech się trochę poobija, potem tego pożałuje, uczy się na błędach. Słońce było za chmurami, trochę wiało chłodem, ale jak na zimę było ciepło. Nie mogę się przyzwyczaić do nadmorskiego klimatu AA. Ruszyłam Moona trochę szybciej, skończyło się obijanie. Machnął głową i po momencie buntowniczego kłusa przywróciłam go do stanu pozornej równowagi. Naburmuszony szedł sobie powolutku. Zmiana kierunku po przekątnej, cudem znalezionej. Na drugą nogę zawsze szło mu lepiej, nie wiadomo czemu. Ruszyliśmy żywym kłusem. Koń szedł ładnie podstawiony. Jak do niego kiedyś mówiono? Ńjó? Nadstawił uszy jak usłyszał swoją ksywę. Starość nie radość, ale ty jeszcze stary nie jesteś więc racz ruszać się trochę szybciej. Docisnęłam mu łydki i wjechaliśmy na koło. Po dwóch okrążeniach zmieniliśmy po kole kierunek. New był fajnie wytrenowany ujeżdżeniowo. Muszę to wykorzystać kiedyś. Pojechaliśmy okrążenie kłusem i trochę odpoczynku w stępie przed galopem. Zobaczyłam jeziorko. Nie za duże, takie do przeskoczenia albo do przejścia. Ja wybrałam drugą opcję, by zobaczyć jak sobie radzi z wodą. Po poprzednim treningu crossowym podjęłam próbę dania mu pokojowej szansy na zapoznanie się z torem. Nakierowałam go na to jeziorko. Po ostatniej próbie nie chciałam wyjść z treningu mokra. O, Ńjó się skurczył. On nie chce. A co mnie to, że on nie chce.. Zeszłam i wzięłam trochę wody z bajorka. Podałam mu i położyłam mu rękę w mokrej rękawiczce na skórze. Drgnął i obrócił się. Polizał mi rękawiczkę, nie ma innej opcji, trzeba to przejść na piechtaka T_T. Wzięłam marudę za wodze i przeprowadziłam. Było błoto, to mu chyba uświadomi, że warto przeskoczyć, a nie grzebać się w mule. Podeszliśmy do płotu gdzie położyłam uprzednio ochraniacze. Komuś z koni je zajumałam, na niego były w sam raz, chyba Insidowe, bo Noxl nie skacze. Założyłam je i wsiadłam. Trochę kłusa i na zakręcie zagalopowanie. Najpierw leniwie noga za noga patataj, potem trochę żwawiej, ale i nie za szybko. O to chodziło! Dałam mu wyciągnąć łeb, ale potem zaczęłam dążyć do zaokrąglenia. Wyszło prawie jak miało wyjść. Nakierowałam go na niską kłodę. Zobaczył wroga i stulił uszy, dałam mu łydek, żeby nie zahamował. Skoczył, ale za późno się odbiliśmy. Potem dostał kierunek na rów. Machnął głową i skulił mocno uszy, czułam, że teraz zahamuje. Cmoknęłam do niego i popędziłam łydką, dałam wodzy sporo. Skoczył z odrobiną zapasu. Poklepałam go i nakierowałam się na stół. To przypominało normalny okser, więc poszło bez problemów. Wjechaliśmy na skarpę, gdzie czekał na nas narożnik i tuż po nim zjazd. Skoczyliśmy rogiem, Moon nie umiał za bardzo skok – wyskok i to jest w planie do nauczenia. Potem zjazd, przeszliśmy do stępa. Niby, że nie było stromo, ale koń stał trochę czasu jednakowoż. Zjechaliśmy na dół i trochę stępa przed kolejną rundą. Nów chciał wyciągnąć szyję, dałam mu ale trochę, widziałam już jak skakać po przerwie. Damy mu dużo wody i małą hyrdę. Ruszyłam od razu galopem ze stępa. Bez zastanowienia nakierowałam się na wąski strumyczek, Moon go nawet nie zauważył. Poklepałam go, może sobie przypomni co tam było. Najechałam na kolejny. Już widzi. Rytmicznie powtarzając magiczne słowo „Dalej” dawałam mu łydki i puściłam mniej wodzy niż ostatnio. Skoczył, z zapasem. Nakierowaliśmy się na hyrdę. Wąska przeszkoda trochę go zaniepokoiła, musnął trochę chwasty wyrastające z przeszkody, ale obyło się bez paniki. Dałam mu kierunek na strumień, trochę szerszy. Już bez lęku skoczył. Nagrodziłam go pochwałami i klepaniem. Jeszcze tylko kłoda na koniec. Ładnie naprężając się, skoczył zadowolony z siebie. Przeszłam do kłusa anglezowanego. Przejechaliśmy tak dwa koła i do stępa. Wyciągnął szyję, wyglądał teraz jak żyrafa. Ja wyciągnęłam z kolei nogi ze strzemion. Zatrzymałam go i zdjęłam siodło. Wsiadłam na oklep wspinając się po płotku na niego. Jedno kółko i idziemy do stajni. Założyłam mu siodło na grzbiet w celach transportowych. Prowadząc go w ręku poszłam do stajni, gdzie został rozsiodłany. W nagrodę dostał jabłko.
|