ďťż
cranberies
Jestem Uthar Lewrence. Nie moim obowiązkiem jest opowiadać historię - moim obowiązkiem jest brać w niej udział. Prawdą jest to, co mówią, że zwycięzcy tworzą historię, a pokonani giną w pomrokach dziejów. Mam nadzieję, że moja historia nie zaginie i dotrwa do czasów przyszłych. Że współcześni jej nie zmienią. Nie jest to też historia o honorze czy braterstwie. Na wojnie nań nie ma miejsca - liczy się skuteczność i przeżycie.
Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz oglądałem pobojowisko wraz z grupką mieczników, w których służyłem. Krew, ciała oraz fekalia były na całym pobojowisku. Tuż pod moimi nogami leżała głowa bez ciała - usta miała wykrzywione w dziwnym grymasie bólu, połączonego ze strachem. Ciało należące do tej głowy było rozsmarowane na przestrzeni 5 metrów. Widok niezbyt przyjemny... Wiecie, czym jest plemię? Plemię to wspólnota, w której trzeba znaleźć swoje miejsce. Każdy jest trybikiem wielkiej machiny, która musi funkcjonować dla wspólnego dobra. W plemieniu liczy się dobro każdego z nas oraz dobro wspólnoty, która stanowi plemię. Nie musimy być braćmi. Nie musimy się lubić. Musimy się szanować i być gotowi ponosić ofiary, nawet te najcenniejsze w naszym życiu. Czy inni są gotowi - nie wiem. Wiem tylko, że dorosłem i jestem gotów ponosić ofiary razem ze swoimi ludźmi. 1. "Strach" Zaczynam od opisania tego, co mnie otacza. Rzeczy najpotężniejszej na wojnie. Odwaga i strach przeplatają się, a ten, kto je zrozumie, osiągnie wiedzę dającą potężną broń do ręki... Ile to razy najemnicy ulegali chłopom zmuszonym do ostateczności? To prawda, że chłop jest lepszy od najemnika. Obrona swojej ziemi i swego życia jest lepszą motywacją od pieniędzy. Strach, wojna - to jego apogeum. Rzekłbym, że wojna jest sumą wszystkich strachów i analizą strachu w czystej postaci. Tylko nieżywi go nie czują. Nie ma ludzi, którzy nie boją się niczego. Wszyscy, nawet weterani, czują strach. Nie wierzę komuś, kto mówi, że niczego się nie boi. Może nie poznał jeszcze swojego strachu... Najgorszy jest strach przed śmiercią: nikt nie boi się samej śmierci – można raczej powiedzieć, że istoty boją się umierania. Ja boje się tylko tego, że moi ludzie stracą do mnie szacunek i tego, że stracę ich przez swoją nieudolność. Nikt nie jest nieomylny, a ja boję się podjęcia złej decyzji. Oni są moimi podopiecznymi i musze ponosić za nich odpowiedzialność. "Kroniki Bitewne" 26 Marca Anno Dominium 1007r. W południe przybył goniec. Prawie zajechał konia nim przybył do jednej z moich osad. Gwardziści pałacowi musieli trzymać młodzieńca, gdyż słaniał się na nogach z wyczerpania. Na moje oko chłopak miał najwyżej 14 lat i jeśli z takim oddaniem służyłby sprawie naszej, zaszedłby wysoko. Odwagi też mu nie brakuje - widziałem to „coś” w jego spojrzeniu, co cechuje znamienitych wojowników: pogardę dla śmierci. Mówił szybko, wyraźnie. Zwiadowcy Klapa zauważyli zbliżające się wojska „oświeconego” Mustakillah wyznawcy Stana z południa. Nie wiem, dlaczego taką przyjęli nazwę i nie bardzo mnie to interesuje. Ważne jest, że na naszym kontynencie stanowią największą siłę, więc pojedynek z jednym z nich mógłby zaowocować wojną. Na myślenie o wojnie przyjdzie jeszcze czas, bowiem ich czyny przeczą temu, co mówią. Ja nie ufam im na tyle by chcieć mieć ich za sąsiadów. Mustakillah wymyślił sobie, że zajmie wioskę mojego sąsiada, księcia Klapa. Ten nowy nabytek byłby ósmą wioską jego imienia. Wiecie, jak to jest - każdy chce zagarnąć jak najwięcej z ziemi niczyjej. Przynależność do jednego państwa, bo tak o nim mówią jego mieszkańcy, zobowiązywała mnie do wysłania kontyngentu wojskowego na pomoc sąsiadowi… - Bracia i siostry, przed chwilą dowiedziałem się o tym, że niecny sąsiad chce zająć wioskę naszego sąsiada, księcia Klapa. Jestem rycerzem i honor rycerski nakazuje mi wesprzeć go w bohaterskiej walce o swą wolność i posiadłość. Wiem, że jesteście zmęczeni. Ja też jestem - żyłem z wami walczyłem z wami. Przeżywałem to, co wy i nigdy was nie zawiodłem. Teraz natomiast to nie jest walka o naszą ziemie, nie zamierzam więc wymagać rozkazem byście za mną poszli wesprzeć przyjaciela. Chcę, byście uczynili to z własnej woli. I milczenie zapadło na placu. Tylko jedna mała, niepozorna kobieta odważyła się przerwać ciszę. – JA jestem gotowa na następną bitwę. Jako rycerz – tak jak wy, bracia i siostry moje - wzięłam obowiązek ochrony słabszych na własne barki. Honor nie pozwala mi zostawić naszego brata w potrzebie. Uthar mówi, że bitwa nie toczy się o nasze włości. Nie wydaje mi się by miał rację. Bitwa toczy się o NAS - jeśli teraz opuścimy naszego sojusznika, to kto stanie za nami w potrzebie? Ona była młodsza od znacznej części wojowników, ale nie bała się - na wojnie nie ma miejsca na strach taki, jakim pojmują go zwykli chłopi. Ruda, szczuplutka kobieta, urodzona w siodle i z mieczem w ręku. Miała okrągłą twarz, wyrażającą spokój, a jej oczy… Miały odcień fioletu jak żadne inne… Jej szata miała kolor morskiej zieleni i miecz u pasa. Tłum dał się porwać jej retoryce i plac opustoszał, gdyż szlachetni panowie i szlachetne panie musiały przygotować się do bitwy. Przywołałem dowódcę zwiadowców - starszego już trapera, który do tej pory był zawsze mymi oczami i uszami. Rzekłem do niego: „Domandzie, ślij wici i wyślij moje pozdrowienia mej szlachetnej siostrze Reviri Chysis, albowiem ona będzie wiedziała, co robić gdy mnie tu nie będzie przez jakiś czas.” A oznaczało to w naszym szyfrze, że ma przejąć moją władze na czas mojej nieobecności. Sam, na czele 10 ciężkich chorągwi rycerskich i 10 chorągwi pieszych, udałem się do wioski Klapa, gdzie wyznaczył punkt zaborczy wojsk. 2. Droga… Zwiadowcy donieśli, że przed nami maszeruje jakieś wojsko. Co dziwne, maszerowali od dłuższego czasu w tym samym kierunku, co my. Wysłałem najlepszego tropiciela, jakiego miałem przy sobie, a reszcie wojska nakazałem, by nie zbliżali się do niezidentyfikowanej armii. Z niecierpliwością czekałem na powrót tropiciela. Zdziwiłem się, gdy go zobaczyłem – nie był sam… Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, jaką chorągiew ujrzałem… Tropiciel wracał w otoczeniu 10 rycerzy, wśród których była Allam, która dowodziła przednia strażą, a obok niej zauważyłem szlachetnie urodzonego Pawła Uczekas oraz jego chorążego. Ulżyło mi to znacznie i Allam zachowała się tak, jak powinna - przydzieliła eskortę i doprowadziła tak znacznego gościa przed moje oblicze - w me serce wstąpił nowy duch i zapał bojowy. Sam wystąpiłem przed szereg wojska, a obok mnie jechał tylko mój chorąży. Nim zbliżyliśmy się do siebie na 50 metrów, nakazałem szeptem chorążemu, by pochylił z szacunkiem sztandar przed gościem, gdyż okazanie szacunku względem przyjaciela było bardziej niż wskazane. Jego chorąży odwzajemnił gest. Rzekłem: - Witam Cię przyjacielu, miło mi Cię widzieć. Mogę wiedzieć, co twoje wojska robią tak daleko od domu? Starszy rycerz, jakim był Paweł z Uczekas, miał dumną posturę rycerza i bliznę na twarzy po ranie, którą odniósł, gdy walczyłem u jego boku w obronie przed nikczemnym Debbo. Blizna ciągnęła się od lewego oka, które na szczęście nie zostało uszkodzone, aż do brody. - I ja Cię witam, przyjacielu. Zakładam, że moje wojska robią to samo, co twoje i maszerują do księcia Klapa. Uśmiechnąłem się - Prowadzę na jego wezwanie 10 znaków ciężkiej kawalerii i 10 chorągwi piechoty. Liczę, że dołączy jeszcze parę naście znaków - rozesłałem wici. Niestety, nie było czasu dopilnować, by zebrać całą siłę. - Niestety, taka prawda: gdyby był czas, to zamiast tak marnych sił sprowadziłbym jeszcze 10 znaków ciężkiej kawalerii i z 50 piechoty. - Ja prowadzę 24 znaki piesze. Razem mamy więc około 12 tysięcy ludzi, jeśli mnie moje obliczenia nie mylą. Nakazałem swoim ludziom poczekać na połączenie z twoimi, ale na pewno będzie raźniej maszerować razem. Będę też prowadził przednia straż - powiedział Piotr. Nim zdążyłem coś odpowiedzieć, obrócił się i pogalopował w kierunku swoich oddziałów. Ja szybko wydałem polecenia i podjechałem do Allam. - Jak się miewasz, szlachetna pani? - uśmiechnąłem się i spojrzałem w jej przecudne oczy, które wyrażały i podziw, i oddanie sprawie. - Nie lepiej niż zwykle panie. Jak zawsze przed bitwą czuje się smutno - twarz jej jak zwykle nie wyrażała emocji. - To czemu bierzesz w tym wszystkim udział? - zadałem pytanie, na które sam odpowiedzi szukałem. - Wiesz, że nie da się tego wytłumaczyć honorem czy obowiązkiem… Czuję coś, co mnie pcha w wir walki. To takie płytkie… Po prostu czuję, że tam jest moje miejsce. Podjęłam się jakiegoś zadania i muszę je doprowadzić do końca. Tak mało wiem o ludziach, którzy giną obok mnie. Tylu znowu nas zginie. Może przyjdzie tym razem czas na mnie? Na wojnie przecież jest tyle śmierci. Przyjrzałem się jej, nie bardzo ją rozumiejąc. - Na wojnie jest tyle śmierci, ale nie chciałbym, byś ty dołączyła do krwawego żniwa śmierci. Poczułbym się strasznie samotny. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się w duchu. Ciekawe, jak ta scena wyglądała w oczach podkomendnych… Jechaliśmy ramię przy ramieniu i żadne z nas nie odezwało się. Wojska szły w szyku i połączyły się z wojskami Piotra. Ja natomiast zaintonowałem pieśń: - Bogarodzico Dziewico! Dziewico, usłysz nas, matko Boga, usłysz nas… Chorągwie pancerne podchwyciły ją i śpiewały dalej, co dało mi czas na rozmowę z Allam. - Dziwnie te słowa zabrzmiały w twoich ustach, ale bez Ciebie ja też czułabym się samotnie. - Nie obróciła nawet głowy, zresztą ja też na nią nie spojrzałem. - Może to nic nie znaczy, ale wiele razy twoja odwaga była mi wzorem, zawsze w najcięższych momentach bitwy walczymy u swego boku. - A gdy ból przeszyje me ciało, a niemoc złoży ramię, będę mogła jeszcze raz spojrzeć na Ciebie. Jej odpowiedź zaskoczyła mnie, ale i ucieszyła. Jechaliśmy strzemię w strzemię, a ja miałem ochotę ją przytulić, lecz nie mogłem. Zresztą ona chyba też to rozumiała. Jako wodzowi nie przystawały mi takie zachowania. Z racji naszego urodzenia, jej – wysokiego i mojego – niskiego, nie mogłem nawet prosić rodziny Allam o jej rękę. Nie byłem synem szlachcica w prostej linii - byłem bękartem, co powodowało wiele komplikacji i brak szacunku okazywanego przez większość możnych. Z jej rodziną było jeszcze gorzej, ale to długa historia, Tytuł Hospodara Rawiczi zawdzięczam temu, że samotrzeć dotarłem do ojca i ostrzegłem go przed zasadzką, która miała go zabić. Później wykazałem się w czasie rozgramiania tych zdrajców. W trakcie tego zdarzenia Allam znajdowała się na dworze mojego ojca w roli zakładnika. To długa historia, tutaj tylko ją skróciłem. Tym natomiast, którzy poznali me słowa i kieruje nimi ciekawość, powiem, że historię tą opowiem w swoim czasie, ku przestrodze i pokrzepieniu serc rycerskich. Szlachetny Paweł wysłał do mnie gońca z wiadomością, że przednia straż, złożona z dwóch znaków piechoty, już prawie dotarła na miejsce. Po chwili Paweł sam podjechał do mnie i razem wysunęliśmy się na czoło chorągwi ciężkiej kawalerii. W tym czasie znaki piesze zajęły swoje miejsce w szeregu. W szyku luźnym na czele jechał Paweł, za nim ja i Allam, a dalej dwóch chorążych. Tak to jest w świecie feudalnych podziałów - Paweł, jako szlachetnie urodzony przywódca, zajmował miejsce powyżej mnie w hierarchii. Allam była szlachetnej krwi, lecz jej ród nie miał takiego znaczenia jak ród mojego ojca. Ja, mimo, iż dostałem tak wysokie miejsce, powinienem iść za sztandarowymi. Wioska nie wyglądała najlepiej po ciężkich bojach, które w niej stoczono, podniszczony mur dawał tylko średnia ochronę, a większość budynków była nadpalona, jednak znaczna część z nich zachowała się. Obozu wojskowego nie było widać, na murach natomiast byli żołnierze. Jakkolwiek nie opisać ich radości, była ona wielka w chwili, gdy ujrzeli chorągwie, a brama miasta otwarła się szybko i wyjechał na pstrym koniu Książe Klap wraz z swoja eskortą i chorągwią – dwoma skrzyżowanymi mieczami z diamentem po środku na białym polu. Chorągiew rawicka, to panna na niedźwiedziu, pole żółte na górze, a na dole zielone. Herbem Pawła była krwawa róża. Spotkania na przedpolu nie opiszę, gdyż mało wniosłoby do opowieści. Zostaliśmy podjęci w pałacu i wywiązała się dyskusja o naszych ruchach. Pasza Mustakhil rzucił wszystkie swoje siły, by zdobyć wioskę należąca do Księcia. W przestronnej komnacie znajdowały się 3 osoby, wśród nich ja. Przystrojona gobelinami, arrasami i obrazami sala miała oddawać cały przepych książęcego dworu. Po środku stał duży stół, a wokół niego zdobione krzesła. Od północy znajdowało się duże przestronne okno. Nad wejściem wisiał portret ojca - księcia, starego, siwego mężczyzny o szlachetnych rysach. Ja stałem odwrócony do księcia i szlachetnego pana plecami, lustrując okolice i kreśląc w głowie bardzo śmiały plan wykorzystania terenów. Oni w tym czasie rozmawiali, jak to wielcy państwo, o ważnych wydarzeniach z ich ziemiach. - Myślę, że nie powinniśmy się bronić w twierdzy – rzekłem, przerywając ich rozmowę. Można by rzec, że zaskoczyło ich to. Pierwszym, który odzyskał głos był Paweł - nie zdziwiło mnie to wcale, gdyż już parę razy razem stawaliśmy na polu walki i znał on już część mojej odwagi i szalonych planów walki. - Zwiadowcy dowiedzieli się, że nadciągają prawie całe siły naszego wroga! Walcząc w polu nie mamy z nimi szans - odrzekł Paweł, zaczynając rozumieć moje plany. - To nie jest aż tak szalone, jak wam się wydaje. On zamierza zapewne atakować z północy, inaczej musiałby zmitrężyć co najmniej dwa dni na przemarsze. Teren z północy jest dla nas korzystniejszy, gdyż opada w dół, co oznacza, że oni muszą atakować pod górę. Zakłada pewnie też, że my nie zdążyliśmy na czas pojawić się w wiosce. Wie, że im dłużej będzie zwlekał, tym więcej będzie obrońców - powiedziałem tak, jak wyglądało to w moich oczach. Książe myślał i nie zamierzał przerywać mimo, iż ostatnie zdanie należało do niego. Paweł dalej nie chciał ryzykować potyczki w polu. - Na murach będziemy bezpieczni, a kawalerią będziemy mogli operować dzięki czterem bramom - przerwałem mu. - Rozesłałem wici. Na moje wezwanie odpowie na pewno około pięciuset rycerzy, którzy wraz ze swoimi pocztami mogą wpaść w łapy wroga. Wróg nie spodziewa się, że to my możemy być stroną mającą inicjatywę. Wiem, jak zwiadowcy stawiają sprawę w raportach, zapoznałem się z nimi. Mają znaczną przewagę liczebną. Według informacji, jakie posiadamy, wróg posiada piędziesiąt tysięcy fanatycznych toporników, dwadzieścia tysięcy jazdy i dużo sprzętu oblężniczego. My natomiast mamy dwadzieścia tysięcy pikinierów, dziesięć tysięcy mieczników oraz dziesięć tysięcy ciężkiej jazdy. I świadczę wam, że nasi rycerze z odpowiednim duchem dadzą im dostateczny opór. Klap mi odpowiedział: - W twym szaleństwie jest metoda! Przy zostawieniu minimalnych sił do obsadzenie murów, ten śmiały plan ma szanse powodzenia. Ich przewagą jest liczebność. My weźmiemy sobie inicjatywę i zaskoczenie. Stary szlachcic, który tu mieszkał, powiedział mi o przejściach pod pałacem, prowadzących na zewnątrz. Panie, świeć nad jego duszą - i naznaczył się znakiem krzyża. Allam lustrowała wzrokiem swoją chorągiew. Jak zwykle chciała wiedzieć, co myślą jej ludzie. Uśmiechnęła się myśląc, jakim zaskoczeniem będzie dla islamskich wojowników walka z kobietami zakutymi w zbroje. Zdawała sobie sprawę z tego, że albo będą uciekać, albo zginą w osłupieniu. Dla nich kobieta byłą istota gorszą, nie godną noszenia broni czy zbroi. Większość „rycerskich” panów też patrzyła na to ze zgorszeniem. Ludzie Hospodara już zdołali się przyzwyczaić do kobiet w armii i to nie tylko w roli praczek czy kucharek. One po prostu były takimi samymi żołnierzami jak mężczyźni. Allam podziwiała za to Hospodara, a później mnie. Za to, że obaj pozwalaliśmy na tak śmiałe rzeczy, jak białogłowe wojownikami. Kobiety natomiast odpłacały nam za to lojalnością i tym, że na polu walki nie jednokrotnie przewyższały mężczyzn. Allam pomyślała o tym, ilu twarzy ubędzie i ile już ubyło w czasie niekończącego się pasma wojen. Zdawało się jej, że mnie rozumie. Robiłem to, co musiałem, chociaż tego nie chciałem. Wyszedłem z pałacu w chwili, gdy ona zakończyła przegląd mego wojska. Pachołek od razu podał mi cugle mojego konia, a ja podjechałem do moich ciężkich hufców. Oni wszyscy stali trzymając swe uzdy koni. Moją cała zbroją była w tamtej chwili kolczuga. - Bracia i siostry! Dziś, na tym polu, stoczymy bitwę z wyznawcami Allacha. Jest ich wileka siła, ale my, z tarczą chrześcijaństwa, nie ugniemy się przed nimi. Nie możemy poddawać się złym myślom. Wygramy lub umrzemy z honorem, maszerując prosto w objęcia nieba. Tu, na tym polu, pokażemy im, jaką siłę stanowi rycerstwo. Każdy z nas brał udział w wielu bitwach i potyczkach, lecz ta będzie największa. Będzie to nasz największy tryumf. Przerwał mi głos strażnika stojącego na wierzy: - They are coming! Rycerze wsiedli na konie i ustawili się w kliny - formacje służące do przełamywania szeregów wroga… 3. Chorągwie rycerskie i roty piesze. Opowiem wam tu o kilku najsłynniejszych chorągwiach i rotach pieszych w Republice Śląskiej (respublica Silesia), które służą podemną. Widok tych oddziałów mrozi krew w żyłach największych weteranów - zła reputacja robi swoje. Czasem jestem dumny z tego, że kilka z nich jest pod moją komendą. Kiedy indziej, gdy modlę się żarliwie za dusze zmarłych, smutek bierze górę. Anioły Zagłady - jedyna w pełni kobieca chorągiew kawalerii - służą pod pułkowniczką Allam. Na ich chorągwi widnieje anielica z mieczem ociekającym krwią. Wokół miecza owinięty jest trzykrotnie srebrny łańcuch. Całość znajduje się na czarnym tle, a na górze, złotymi nićmi, wyszyte są słowa: równość, honor ojczyzna. Pod aniołem znajduje się rzymska cyfra II, co oznacza, że jest to druga chorągiew hospodara. W skład tej chorągwi wchodzą tylko kobiety, w których żyłach płynie choć odrobina szlacheckiej krwi. Chorągiew jest sławna, ponieważ kobiety - uznawane za płeć słabą - nadrabiają wszystkie swoje wady zaciętością. Są tak zacięte, że nie odpuszczą żadnemu przeciwnikowi i będą walczyć do śmierci – jego lub własnej. Allam daje im wyśmienity przykład. Zakuta w czarną zbroje i z tarczą w kolorach rodowych, sieje postrach wśród wrogów. Jej postawa na polu bitwy mocno kontrastuje ze spokojnym usposobieniem poza walką. Należy nadmienić, że większość ludzi patrzy na to przez palce, nie pochwalają tego, że kobiety mogą służyć w wojsku na równi z mężczyznami. Chorągiew hospodarska, czyli Ciche Ostrza, zasłużyła się w wielu zasadzkach i bitwach wojny podjazdowej. Wrogowie, którzy mieli okazje przeżyć taką zasadzkę, mówią, że słyszeli rozpływający się cień, gdy my nikniemy w mroku. Przyznam, że tu cała zła sława jest zasłużona. Gdy wróg jest znacznie liczniejszy, walczymy jak lekkokonni, mimo ciężkich zbrój. Atakujemy nagle i tak samo nagle znikamy. Szarżując w bitwie śpiewamy „Bogurodzicę”. Na naszej chorągwi znajduje się ostrze tnące powietrze, a wokół ostrza owinięta jest łodyga róży z kolcami. Przy rękojeści znajdują się jej płatki. Na pierwszym cierniu wisi kropla krwi. Wszystko to znajduje się na szarym tle. Napis - na lewo od ostrza – głosi: „Chowaj ostrze w ciszy”, natomiast na prawo znajduje się srebrna I, oznaczająca elitę hospodarskiego rycerstwa. Podpalacze mostów są najbardziej znaną rotą pieszą. Jeśli kogoś nie stać na konia, marzy o tym, by dostać się do tego oddziału, który słynie z brawurowych akcji dywersyjnych. Najsłynniejszą z nich było spalenie mostu na Masłówce podczas ataku wrogich wojsk na Rawiczie, Spalili go tuz przed nosem wrogów. Czerwone płaszcze i zapinki w kształcie mostów, to najbardziej charakterystyczne rzeczy związane z tym oddziałem. Nie mógłbym też zapomnieć o ich powiedzeniu: „Albo maszerujesz, albo giniesz”. Dziennie potrafią pokonać 70 mil pieszo, co jest naprawdę dobrym osiągnięciem(wręcz nierzeczywistym). Na czerwonym polu sztandaru znajduje się srebrny most i złota łuna ognia wokół niego. „Morituri Te Salutant” - to głosi napis nad mostem. A pod mostem znajduje się cyfra X. 4. Walna bitwa z wyznawcami Allacha. … i w szyku wyszli przed mury. W środku stała chorągiew książęca, po jej lewej stronie Anioły zagłady oraz chorągiew hospodarska. Lewe skrzydło tworzyło rycerstwo przyprowadzone przeze mnie. Prawe skrzydło zostało stworzone przez piechotę, dowodzoną przez Piotra. Centrum należało do księcia Klapa, a naprzeciw nas stanęła cała siła wojsk paszy. Ci bliskowschodni wojownicy byli elitą wśród wojsk. W tej bitwie nie miało być miejsca na litość. Było tylko miejsce na zwycięstwo albo śmierć. Nie czułem nienawiści. Wiedziałem, że to, co teraz nastąpi, zakończy się śmiercią i, że na to pole przed nami zstąpi dziś anioł śmierci. I mogłem się, co najwyżej modlić o to by nie raczył on spojrzeć na mnie lub Allam. - W imię Bożę zaczynajcie bracia! - Książę Klap wskazał na moje skrzydło, by ruszyło. - Bracia za mną! Nastawiłem kopie i zjechałem na czele swej chorągwi w dół. Naprzeciw nam ruszyły lekkie chorągwie osmańskie. W powietrzu unosił się strach, oddziały zderzyły się ze sobą i kopie prysły w pierwszym starciu. Mojej ciężkiej kawalerii nie mogły zatrzymać lekkie hufce. Zaczęły one podawać tyły. Mi samemu kopia pękła w rękach, ściągając jednego jeźdźca przeciwnika. Odrzuciłem ją i dobyłem miecza, by ciąć wrogów przede mną, ale i samym ciężarem konia i zbroi ich spychałem - mieczem doprawiałem dzieła zniszczenia. W tym czasie Allan, wraz z jej klinem, siała spustoszenie w szeregach wroga. Dwie chorągwie przeciwników padły, w tym chorągiew paszy. Gdy udało mi się spojrzeć nad głowami lekkiej kawalerii, zobaczyłem toporników. Starali się obejść swoją kawalerię i uderzyć nas od flanki. Na szczęście, chorągiew obwodu też ich zauważyła i wpadła w nich tratując ich samą masą. Lecz już szła kolejna fala lekkiej kawalerii wymierzonej w nasze kłębowisko. Jedyną nadzieją było wyrwanie paru ludzi tak, by uderzyli za mną w ich szereg - inaczej zmiażdżyliby nas. - Za mną! - krzyknąłem w momencie, gdy moja chorągiew padła. Wróg dziko krzyknął, lecz ja swoich ludzi poderwałem. Używając półtora ręcznego miecza, jak kropi przeszyłem kawalerzystę. On natomiast trafił mego konia, na szczęście kropierz uratował go. Koń stanął dęba i wysadziło mnie to z siodła. Miałem szczęście - nie spadłem pod kopyta i udało mi się wstać. Pomogło mi to, że nie byłem w pełnej zbroi płytowej, tylko w kolczudze. Wraży kawalerzysta został przeszyty czyimś mieczem, gdy starał się wymierzyć mi cios. A był to miecz w cudnej ręce Allam. Nie zdążyłem pomyśleć o podziękowaniu, gdy zeskoczyła z konia i podała mi go bym na niego wsiadł. Nasza sytuacja stawała się dramatyczna. Jeszcze chwila, a szeregi rozprysłyby się i rycerstwo, walczące do tej pory tak składnie, podałoby tyły. Książe czekał do ostatniej chwili z atakiem. Jego ciężka kawaleria uderzyła z boku na atakujących ludzi pode mną. Wgniotła się w nich i wzbudziła popłoch. Wysłana przez przeciwnika lekka kawaleria, która miała temu zapobiec, została zgnieciona przez obwodowe chorągwie kawalerii, które czekały do ostatniej chwili z włączeniem się do walki. Ja w tym kotłowisku porwałem Allam na siodło i wycofałem się wraz z moimi hufcami na pozycje, z jakich rozpoczynaliśmy atak. Zaskoczyło ją to, że wziąłem ją na siodło, ale nie opierała się - pozostanie tu oznaczało śmierć. Zapach jej ciała przebijał się przez zapach krwi i śmierci, jaki nas otaczał. Głupio byłoby mi zostawić ją, gdyż to ona oddała mi swego konia. Zbroja niestety nie oddawała miękkości ciała, ale zdawało mi się, że jest szczęśliwa, ze pomyślałem o niej. Oparła się o mnie i położyła dłoń w rękawicy na mym udzie. Zeskoczyła z konia, gdy zajęliśmy pozycje sprzed ataku. Wycofały się też wojska książęce. Większość moich rycerzy nie nadawała się do dalszej walki – byli albo ranni, albo spieszeni. Straty ponieśli też ludzie książęcy. Mahometanie pozostawili znaczną część wojska na placu boju, lecz została ich jeszcze ponad połowa. Moi ludzie ustawili się w trzy kliny, bo tylko tylu pozostało konnych. Ja podjechałem do Allam. - Poprowadź kawalerie. Ja zostanę z resztą. To twój koń. Zeskoczyłem i podałem jej uzdę. Była zaskoczona - widziałem to w jej oczach, mimo, iż wyraz jej twarzy nie zmienił się ani o jotę. Pochyliła głowę i powiedziała: - Ja nie mogę tego zrobić, to ty jesteś dowódcą. Przerwałem jej. - Wiec rozkazuję Ci, byś dowodziła kawalerią. I nie przerywaj mi protestami. Ja zorganizuję tych, co się da, w szyk pieszy. Wiesz, że wolę walczyć na piechotę. Prawdą było, że otrzymałem wszechstronne wyszkolenie szermiercze. Gorzej walczyło mi się konno. Ojciec zadbał o to, bym umiał dobrze walczyć - już od samego początku o to dbał. Cóż, niezbadane są wyroki boskie i nie mi je badać. Allan, mimo mojego zakazu, i tak chciała protestować. - Nie przystoi mi… Przerwałem jej dość brutalnie - Przystoi ci. Tylko… nie daj się zabić. Obróciłem się na pięcie i zza pasa wyjąłem sztylet. Miecz miałem dalej, trzymałem go w prawej ręce. Drugie ostrze obróciłem parokrotnie w dłoni. Sztylet wirował dość widowiskowo w mej dłoni. - Wy! Formować się w 4 linie! Jeden szereg, jedna linia, niech nikt się nie cofa! Ruchy, sława rycerska nie będzie czekać! Z dołu dało się słyszeć okrzyk bojowy toporników, brzmiący jak wielkie „Ror”, po czym usłyszeliśmy zgrzyt żelaza o żelazo i jęki rannych. To miecznicy i pikinierzy pod Pawłem starli się z drugą falą ataku. Topornicy zderzyli się z ścianą nie do przejścia. Mimo zajadłego ataku, to miecznicy, osłaniani przez pikinierów, zyskiwali teren, spychając wrogów w dół. Obie strony jednak ponosiły straty i przewaga liczebna zaczęła brać górę nad walką w szyku. Lekka kawaleria wroga zaczęła się poruszać do przodu. Klap zgrupował w kliny Ciężką Kawalerię. Chorągwie zaczęły powolnie zjeżdżać w dół. Moi spieszeni jeźdźcy podążali tuż za jeźdźcami Allam. Widziałem w ich oczach brak przekonania co do sensowności walki pieszo. Chociaż ci, co starsi i służący za mną, już długo szli bardzo pewnie w pierwszym szeregu. Kawalerie rozpędziły się i runęły na siebie. My w tym czasie zajęliśmy miejsce za chorągwiami Klapa i zdążaliśmy w kierunku wojsk Pawła, ale - niestety – ich linia pękła i kwestią czasu było to, kiedy padną desperacko broniący się już piechurzy. - Za mną! Ratować skrzydło naszej armii! I biegłem już w stronę wyłomu. Obróciłem sztylet tak, by służył mi jak lewak i wpadłem we wraży szereg. Pierwszy poległ od niego topornik, który - ze zdziwieniem w oczach - padł jak rażony po ciosie. Wirowałem jak w tańcu, siejąc śmierć i przebijając się przez zastępy wrogów. Młynkowałem półtorakiem, a sztyletem wyparowywałem różne ciosy. Niestety, przeliczyłem się i desperacka zastawa sztyletem przed młotem bojowym zdała się na nic. Sztylet rozprysł się jak lód pod wpływem silnego uderzenia, wiele kawałków odbiło się od mojej kolczugi, część też trafiła przeciwnika, zaskakując go na chwile. Cios sprawił, że upadłem na kolana. Na szczęście nie straciłem dechu czy przytomności i to mnie uratowało. Wyprowadziłem sztych, który przeszedł przez kości i trafił w serce przeciwnika. Moi ludzie osłonili mnie przed furią innych psich synów i pomogli mi wstać. Nie było źle - mogłem chodzić o własnych siłach i nie miałem połamanych kości. W tym czasie dało się słyszeć tętn z oddali. Jak się później dowiedziałem, to były nasze siły, a dokładniej rycerze, którzy odpowiedzieli na wici. Dzięki nim, kolejne uderzenie zadecydowało o wyniku starcia - na naszą korzyść. Spadli niespodziewanie i wywołali swym uderzeniem ogromny popłoch. Przeciwnik już nie posiadał żadnych obwodów i rozpoczęła się rzeź… Ja w tym czasie dopadłem syna paszy. - I do ciebie przyszła śmierć, psi synu. Nawet, jeśli przegramy, wezmę twą duszę przed oblicze Allacha. Walczmy tu sami i niech inni się rozstąpią. Zrobiłem tylko jeden gest. Przed sobą mieliśmy czyste pole. - Ten, kto wygra, zostanie żywy i jego ludzie odejdą w spokoju - zabrzmiała moja propozycja. On pozdrowił mnie swoim falchionem w szermierczym geście powitania. Niektórzy ludzie nazwaliby jego ostrze tasakiem. Nie wiem, czemu, ale czasami są problemy ze zdefiniowaniem, do jakiej klasy broń należy. Odwzajemniłem gest moim półtorakiem, który ująłem pewnie w obie dłonie. Zaczęliśmy „tańczyć” wokół siebie. Przeszywałem go wzrokiem, tak jak on mnie. Wiedziałem, że ten, kto przestanie nad sobą panować, przegra. Zaszarżował na mnie i skoczył w górę - wiedziałem, że cięcie będzie pozorowane, a cios zostanie wyprowadzony z drugiej ręki. Poszedłem w kierunku przeciwnym do rękawicy, jednocześnie wyparowując cios tasaka. Sam skontrowałem ciosem z nad głowy, gdy zaskoczony przeciwnik wylądował. Wiedział, co robić w takiej sytuacji i poturlał się w lewo nim mój cios doszedł do niego. Wstał i gestem zachęcał mnie. Bez zbytniego szarżowania podszedłem do przeciwnika i zaatakowałem z wypadu sztychem. On przeszedł tuż obok ostrza i spróbował mnie ciąć. Podbiłem jego rękę, przeszedłem pod ostrzem i z obrotu umieściłem w jego szyi mizyrkordię wyrwaną zza pasa. Przekręciłem nią. Nim upadł, chwycił się jeszcze za szyje. 5. Uczta Gdy książę ogłosił ucztę, zdałem sobie sprawę, że nie mam się w co na nią ubrać. Mogłem prosić jego krawców o błyskawiczne przygotowanie jakiegoś stroju lub włożyć strój typowy dla mężczyzn ze szlachetnego rodu w naszych stronach. Wybierając strój z rodzimych stron zdałem sobie sprawę, że mogę wydać się przesadnie skromny. Na mój wygląd składały się różne części stroju. Na długie skórzane buty opadały nogawki spodni. Na czarna bluzkę założyłem skórzany kaftan, przypiąłem pas, a do pochwy włożyłem zdobny miecz. Za pasem miałem też skórzane rękawice. Tak ubrany, udałem się na ucztę, odbywającą się w największej Sali miejscowego pałacu. Była to ta sama sala, w której odbywała się narada. Stoły ustawiono w podkowę, a u szczytu stołu było miejsce księcia. Po jego lewej ręce siedziała księżna - urocza i piękna kobieta, przyzwoicie zbudowana i bardzo zadbana, która - jak głosiła plotka - miała już 40 lat. W niebieskiej szacie i takim też czepcu przyglądała mi się przez chwilę z zainteresowaniem. Moje miejsce było po prawej ręce księcia (o czym wcześniej poinformował mnie pachołek). Obok mnie siedziała córka książęca. Była podobna do matki. Na pierwszy rzut oka była młodsza ode mnie, ale niewiele. Czerwona szata wydatnie podkreślała jej krągłości i harmonizowała z jej czarnymi włosami. Oczy koloru nieba uważnie się we mnie wpatrywały. Po lewej ręce księżnej siedział Piotr i parę osób, których nie znałem. Allam znajdowała się po prawej stronie stołu, w otoczeniu rycerzy i rycerek z moich ziem. Po drodze jednak, poza księżniczką, było jeszcze parę naście osób, niestety bliżej również mi nieznanych. Skłoniłem się przed Klapem oraz jego małżonką. Pozdrowiłem ich słowami: - Witaj, oświecony panie tych ziem i ty, szlachetna księżno. Klap skinął mi głową, a szlachetna pani obdarzyła mnie uśmiechem i odrzekła: - Tak zacny gość, jak ty, zawsze będzie mile tu widziany i z należytymi honorami przyjmowany. Pan tych włości powiedział do mnie: - Usiądź obok mnie i mojej córki, Mistile - na pewno będzie zachwycona twoim towarzystwem. Obiecałem jej, że pozna rycerz, który ceni swój honor nad życie. Ukłoniłem się przed córką Klapa. - Pozdrawiam cię, piękna księżniczko. Muszę Cię lojalnie ostrzec, że połowa tego, co o mnie mówią, to wierutne bujdy, a druga połowa jest znacznie przesadzona. Uśmiechnęła się, gdy usiadłem na wskazanym mi miejscu i odpowiedziała na me słowa: - Dopiero teraz uwierzyłam w rzeczy, które o tobie słyszałam. Rycerze, żywcem wzięci z eposu rycerskiego, rzadko się zdarzają. Wielkie szczęście mnie spotkało, że ktoś taki jak ty jest tu obok mnie. Odwzajemniłem jej uśmiech i odpowiedziałem komplementem na jej słodkie słowa: - Raczej mnie spotkało szczęście, gdyż nikt mnie nie uprzedził, że usiądę zaraz obok anioła. Młoda dama delikatnie się zaczerwieniła i pochyliła w pokorze głowę. Jej twarz była bardzo harmoniczna i przyciągała wzrok tym rodzajem piękna, które nie przemija za szybko. Książe powstał by wznieść pierwszy toast, jego złoty puchar był wysadzany prawdziwymi rubinami. Przemówił do nas tymi słowami. -Chciałem wznieść pierwszy toast dnia dzisiejszego. Co was może zdziwić nie będzie on za zwycięstwo. Lecz będzie on za Uthara Lewrence i Pawła z Uczekas. Tak to ich główną zasługą, jest ogrom tego zwycięstwa, albowiem to oni dwaj bardziej cenili honor rycerski niż życie. Wykazali się w boju. Uthar zabił syna paszy. Zdrowie i chwała ich wielkim czynną.- I podniosły się wiwaty na nasza cześć, cóż powiem szczerze zawstydziły mnie oni trochę. Jednak one też mi sprawiały radość, każdy w cieniu duszy jest łasy na pochlebstwa. Sam ująłem swój puchar i wypiłem toast. Wino miało słodki smak i bardzo delikatny i dobrany bukiet. Spojrzałem w stronę Allam, zresztą ona patrzyła też w moją. Czasem gdy obok kogoś żyje się bardzo długo to idzie z tym kimś nawiązać taki kontakt, że rozumieć się go bez słów. Właśnie Allam i ja rozumieliśmy się bez słów. Ona nie za bardzo chciała tu siedzieć i nie czuła się za dobrze na przyjęciu gdzie wszyscy goście byli wystrojeni. Zresztą ja też czułem się nie na miejscu. W domu gdzie wychowuje się w surowszej regule dzieci, takie przyjęcia jak to nie miały miejsca. Skromność jest jedna z najważniejszych cnót rycerskich wiec nikt nie stara przyćmić wszystkich innych strojem. To jest naprawdę piękne gdyż wszyscy rycerze są sobie równi. Ja nie rozumiem tego jak można ociekać bogactwem, gdy poddani nie maja co w usta włożyć. Przede wszystkim ja jako rycerz żyje dla nich, a nie oni dla mnie. Ja bez nich mogłobym sobie poradzić, lecz Oni beze mnie już nie. Ktoś musi ich ochraniać i opiekować się nimi. Skromność nie oznacza ubóstwa, bo wtedy rycerze przestali by być rycerzami. Rycerz jednak musi posiadać konia i miecz, bez tego pozostanie w duszy rycerzem, ale nie będzie mógł spełniać swoich ziemskich obowiązków. Moje rozmyślania przerwał klaśnięciem w dłonie Książe. Tak o to nakazał muzyką grę na instrumentach. A przyznać mu trzeba było, że muzyków to miał dobrych i znających się na swoim fachu. Grali jakiś skoczny kawałek, niestety na tyle dobrze się nie znam na muzyce by określić co dokładnie grali. Zdawało mi się, że jest to walc angielski, który jest szybszy od austryjackiego. Księżniczka delikatnie dotknęła moje ramie dając mi znak, że ma ochotę zatańczyć. Cóż w złym guście było by jej nie zaprosić do tańca. -Nie znam się na tanach najlepiej, ale czy nie zechciałabyś zemną zatańczyć?- Ona słysząc te słowa, uśmiechnęła się uroczo rozwarła delikatnie wargi ukazując białe jak perły zęby i powiedziała: - Z miła chęcią nie tylko ten walc angielski, a wszystkie tańce dzisiejszej uczty z Tobą.- Odrzekłem jak to miałem w zwyczaju: - Żebyś mnie nie przeceniła, nienajlepiej się czuje jeszcze po bitwie.- Oboje wstaliśmy i ująłem jej ramię do tańca prowadząc. Na parkiecie były już inne pary, my do nich dołączyliśmy. O dziwo nie zapominałem jeszcze jak się tańczy, ale ona i tak przyćmiewała mnie umiejętnościami tanecznymi. Urodziła się do tańca, stąpała lekko jak po chmurach. Ja starałem się dostosować do jej poziomu umiejętności. Tańczyliśmy walca tak długo jak muzycy grali, a było to dobrych parę chwil. Cieszyłem się, że skończyli grać, bo musiałem cały czas mocno uważać by nie wyszedł mój brak umiejętności. Na stole w czasie tańca pojawiły się pierwsze potrawy oraz półmiski. Przede mną stały kaczki w sosie śliwkowym, obok nich przed księciem dzik z jabłkiem w pysku. Każdy miał przed sobą półmisek puchary zostały napełnione winem. Cóż nie usłyszałem co Klap mówi, w sumie nie interesowało mnie to i myślałem nad czymś innym, czy uda mi się znaleźć chwile na odpoczynek. Poczułem dotyk na ramieniu, jak przypuszczałem to była Mistile. -Tańczysz naprawdę dobrze, mam nadzieje, że mogę liczyć na kolejny taniec, a teraz czy zechciałbyś podać mi mały kawałek kaczki ?- W duszy się uśmiechnąłem, mi też zaczynał doskwierać głód jadłem tylko śniadanie przed wyruszeniem w drogę. Ułamałem nóżkę kaczą i położyłem ją na półmisku księżniczki. Ona odłamało udko od pałki i położyła udko na moim półmisku. Zaskoczyło mnie to, lecz nie odrzekłem nic czekając na jej słowa. -Czemu nie chcesz mnie raczyć swoja mową, która przypomina muzykę anielską? Coś powiedziałam nie tak? Coś zrobiłam, że sobie na to zasłużyłam.- Zdawało mi się ,że ona mówi to z prawdziwym nie udawanym wyrzutem. Nie chciałem być odbierany jako niemiły gbur, nie nadający się do towarzystwa i musiałem wejść w jej gierkę słowną. - Nie wiem czy moje słowa, mogą przypominać anielskie śpiewy, śmiem mocno w to powątpiewać, a nie mowie wiele boś ty waćpana zamęczyła mnie podczas tańca.- Zaskoczyły ją moje słowa, ale dzielnie podjęła rękawicy i odpowiedziała: -Słyszałam, że dzielnie stawałeś w walce i tam jakoś stawało Ci siły, a tutaj miało by jej zabraknąć po jednym niewinnym tańcu? Wydaje mi się, że tutaj minąłeś się z prawdą, musze Ci przyznać, że twoje słowa jednak łechtają moja próżność.- W tym momencie chciałbym wiedzieć co ona myślała, niestety nie dana mi byłą umiejętność, czytania w myślach. Czasami umiejętność byłą warta prawie wszystkiego. -Nie miały łechtać twej próżności, tak w bitwie sił mi stawało, teraz jestem zmęczony. Bitwa swoje piętno zostawiła, a ty Pani jesteś bardziej wymagająca od bitwy.- Podniosłem udko do ust i odgryzłem kęsa delikatnie, ona to samo uczyniła z pałką. Dało mi to kilka cennych chwil, na zebranie myśli, czułem wzrok Allam na sobie nie tylko ja to zauważyłem, że ona patrzy na mnie. -Kim jest ta młoda dama patrząca na Ciebie Utharze.- Usłyszałem słodki głos Mistile, gdy nań spojrzałem pokazała mi ja wzrokiem. -Allam dowódczyni Aniołów Zagłady. Niezła obserwatorką jesteś. Albo masz taki talent, albo w co wierze bardziej miałaś dobrego nauczyciela.- Konwersacja przynajmniej dla mnie stała się ciekawsza. Czasami warto wiedzieć o talentach i umiejętnościach innych szczególnie gdy są duże i przydatne. Księżniczka okazała się być dużo ciekawszą osoba niż na początku sądziłem, pierwsze wrażenie często jest mylne. -Nie skłamię, że to talent, tak miałam dobrego nauczyciela. Nawet można by rzec bardzo dobrego. Chyba teraz stała się warta poświecenia większej uwagi. Ciekawi mnie ile posiadłeś umiejętności, jesteś naprawdę ciekawą osobą. Czy to gra słówek i pozorów ma sens?- Moja odpowiedź byłą dość cięta lecz starałem się ją utrzymać w dobrym tonie: -Gdybym chciał Ci wyjawić wszystkie sekrety mojej skromnej osoby to bym je wyjawił. Każdy ma tajemnice i nie widzę powodu by swoich się pozbywać. Każdy władca musi posiadać bezwzględne minimum wiedzy z paru tematów. Może ja posiadam więcej wiedzy niż chciałbym to okazać. Gra pozorów i słówek nie jest grą dla mnie.- I tak wiedziałem, że w to nie uwierzy skro wiedziała tyle co wiedziała musiała być dość inteligentna. -Tak ta gra nie jest dla Ciebie. Stanowczo jesteś za dobry i kryjesz swoje myśli pod słowami, mogącymi być zinterpretowana tak różnie. Masz racje sekretów nie wyjawia się gdy się nie chce. Szkoda, że nie dowiem się o Tobie więcej, tajemniczość Cię otaczająca jest pociągająca.- Moja odpowiedź należała do przerywających rozmowę: -Nie wiem jak ty, ale ja od rana nic nie jadłem. Może odbierzesz to za niegrzeczne, ale bym coś zjadł bo padam z głodu, zaraz zapewne będzie kolejny taniec, a nie chciałabyś bym w trakcie niego Ci padł.- Zabrałem się za pałaszowanie udka, głód mi doskwierał. Mięso kruche przyprawione dobrymi ziołami smakuje cudnie. Księżniczka zajęła się swoją pałką, a ja zlustrowałem wzrokiem okolice, wszystko było w porządku. Zauważyłem paziów z miseczkami z woda i ręcznikami, zapewne do umycia dłoni i wytarcia ust. Skończyłem w sam raz, gdy zaczęli podchodzić do gości, młodzik z przestraszonym wzrokiem podszedł do mnie z miską w dłoniach podając mi ją bym zmoczył palce, zrobiłem to i wytarłem usta oraz dłonie w podany ręcznik. Inni goście robili to samo w tym czasie. Na kolejne klaśniecie księcia muzycy zaczęli grac a pachołkowie się wycofali. Słuch mnie nie mylił i był to kolejny walc angielski tylko, że grany na inną nutę, księżniczka wstała pierwsza i chwyciła mnie za dłoń. Nie wypadało robić sceny i z nią nie zatańczyć bo było by to źle odebrane. Wstałem bez ociągania i rzekłem jej szeptem na ucho: -Ładnie mnie urządziłaś, przez Ciebie nie miałem wyboru. Nie ładnie tak bez pytania- Pogroziłem jej przy tym palcem, tak by to było odebrane jako żart. Ona perliście się uśmiechnęła. -Mówiłam, już że chce z Tobą przetańczyć wszystkie te tańce i nie wypuszczę Cię przed końcem uczty z objęć.- Pod uśmiechem ukryłem moja odpowiedź. Nie miałem ochoty na dalszą zabawę czy tańczenie, chciałem się znaleźć tylko w łóżku, odpocząć po takim ciężkim dniu jak ten. Czasem trzeba udawać, że wszystko jest dobrze, gdy tak naprawdę wszystko boli. Mnie bolał bok po tym ciosie młotem i zaczynał coraz bardziej doskwierać. Tańczyłem z Mistile, obok mnie wirowała Allam z Gatzem Hasyss. Wolałbym tańczyć z Allam, trochę mnie zaskoczyło, że umie tak dobrze tańczyć. O tym, że Gatze umie to wiedziałem dobrze, w sumie jak się razem wychowuje to idzie kogoś dobrze poznać. Księżniczka dalej wykazywała się kunsztem i musiałem się starać jej dorównać. Nie podeptałem jej i nadążyłem za nią czyli nie było tak źle. Gdy taniec się skończył poczułem ulgę. Nawet nie usiadłem tylko pomogłem usiąść partnerce i rzekłem jej szeptem: -Wybacz Pani, ale musze się udać na zasłużony odpoczynek. Książe powinien organizować ucztę dzień po bitwie, a nie jeszcze w ten sam dzień. Źle się czuje, oberwałem trochę w walce i musze wypocząć. Nie chce być nie grzeczny, ale tak będzie lepiej, wystarczy spojrzeć na tych z moich ludzi, którzy zaproszenie też dostali. Ledwo się trzymają już na nogach.- I to był fakt, robili dobra minę do złej gry, udawali że się bawią, a tak naprawdę to męczyli się strasznie. Może dla kogoś kto ich nie znał wydałoby, że świetnie się czują, ale znając ich dobrze i ich zachowania. Na przykład Gatze, rozglądał się po sali i charakterystycznie się śmiał. Kandra(jedna z przybocznych Allam) wydała się skupiać na jakimś punkcie wzrok, tak naprawdę to nic właściwie nie widziała. -Przykro mi, że mnie opuszczasz, uczta by i tak się za nie długo zakończyła. Rozumiem Cię, ale mam nadzieje, że nie długo przyjdzie nam się jeszcze raz spotkać.- Puściła mi oczko, co mnie chwile zastanowiło. Głos jej przedstawiał nadzieje i nie wiedziałem czy ją rozwiać czy pozwolić trwać. Zdałem sobie sprawę, że przecież mogę zaprosić księcia w moje skromne progi. -Liczę, że odwiedzisz mnie wraz z szlachetnym ojcem i jego małżonką u nas- Uśmiechnęła się promiennie i odpowiedziała: -Czyli mam rozumieć, ze jesteśmy zaproszeni do Ciebie? Bardzo się cieszę z tego.- Wtrącił się Książe nam przyglądający się naszej wymianie słów - O czym tak szepczecie?- Księżniczka z słodkim uśmiechem odpowiedziała jako pierwsza: - Hospodar zaprosił nas do siebie. Nie możemy przecież odmówić jego zaproszeniu.- Ja odrzekłem tak - Tak to prawda, że miło było by was przyjąć i chciałbym by książę znalazł czas by mnie odwiedzić na mojej ziemi. Rzecz jasna wraz z cała szlachetna rodziną.- Książe na to odrzekł z uśmiechem na ustach -Z przyjemnością odwiedzę twą ziemie przyjacielu. Może raczył byś zasiać do stołu ?- Fakt cały czas stałem, ale miałem zamiar udać się do pokoju w pałacu oddanego do mych usług: -Wybacz książe, ale chciałbym udać się na spoczynek. Jestem już zmęczony.- Starałem się być jak najbardziej naturalny, ale zmęczenie dało mi już się we znaki. -Mój pachołek zaprowadzi Cię do twego pokoju- Pachołek podszedł zaraz po jego słowach. 6. Pokój nocy „Samotność" Samotność życiem cienia Łkaniem posłanym w dal Jej głosem cisza Odezwą milczenie Samotność cieniem życia... Samotność życiem cienia. I napisałem ostatnie słowo, dałem ostatnią kropkę na pergaminie, ostatni znak. Arta poetica to duża siła, nie uważam się za jednego z najlepszych wierszokletów, ale czasem lubię napisać parę zdań mową poetycką. Tym razem nie schowałem arkusza papieru do torby podróżnej dziwnym trafem pozostawiłem go na stole tuz obok kaganka, który zgasiłem. Ułożyłem się na wygodnym dużym łóżku, gdy usłyszałem szelest za drzwiami, bez szelestnie wstałem i skryłem się tuż obok drzwi tak by móc wyskoczyć na przybysza z sztyletem. Zawsze spałem z tą bronią, wierzyłem, że kiedyś może uratuje mi życie. Dziś chyba nadszedł taki dzień, a raczej noc w którym wierny przyjaciel miał mi posłużyć. Uzbrojony jedynie w sztylet i umiejętności czekałem tak by zaraz po wejściu przeciwnika rzucić się na niego. Jakieś dziwne przeczucie dało mi sygnał, że nie powinienem tego robić, wtedy weszła zakapturzona postaci nie uzbrojona zdać by się mogło. Trzymała kaganek w jednej dłoni, drugą osłaniała płomień by nie za mocno świecił. Te palce, które widziałem były kobiecymi. Kobieta, podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, dobrze, że koc wyglądał jakby ktoś pod nim leżał. Chciała przejechać po kocu dłonią, lecz gdy odstawiła rękę od kaganka zauważyła mnie. I na chwile osłupiała, odsłoniła swą twarz… To była Allam co mnie mocno zaskoczyło, liczyłem na jakąś nieznana assassynke, ale to była ona. Nie wiedziałem jak zareagować, rzucić sztylet czy dalej go trzymać. Z jej ręki mnie krzywda spotkać nie mogła, za długą ja znałem i miała zbyt wiele okazji by mnie zabić. Ale też jej widok jak kogokolwiek innego o tej porze nie był oczekiwany. Odzyskałem głos i powiedziałem na tyle spokojnie na ile mogłem i tak mi się łamał głos: -Co tu robisz? I o tej porze?- Je głos bardzo się łamał, pierwszy raz słyszałem jak się jąkała: - bo....bo....bo....bo ja.....no....bo....- Głos jej rwał się w gardle i nie wiedziała co powiedzieć. Zresztą ja też nie wiedziałem co mówić, nawet mi nie udało się powiedzieć nic sensownego na jej miejscu. Chwile trwało kłopotliwe milczenie. Które ja przerwałem: -Na razie nic się nie stało wiec nie ma się czym przejmować. Uspokój się trochę to porozmawiamy.- Parę oddechów i chwil później już mogła mówić z jako takim składem, acz z treścią były jakieś problemy: -Przepraszam. Nie chciałam. Nie wiem co się stało. Głupia jestem ja nie powinnam…- Dziwił mnie ten jej brak opanowania, rzekłem do niej: -Usiądź opanuj się i uspokój się. Może chcesz trochę wina bo mam w bukłaku- Ona usiadła się na krześle znajdującym się przy stole, odstawiła kaganek tak, że światło padło na zapisany przez mnie papier. Pokój był przestronny acz bardzo pusty. Znajdowało się w nim jedno duże łóżko, stojak na zbroje i szafa. Stół stał obok łóżka i znajdował się pod oknem. Resztę stanowiła wolna przestrzeń. Sięgałem po bukłak znajdujący się przy łóżku sam go położyłem i podałem go jej. A ona szybko go chwyciła i wypiła parę łyków. W świetle kaganka zauważyłem, że odzyskała barwy na twarzy. Dostrzegła rozłożony papier, a jej oczy wędrowały wraz z słowami. Usta się rozwarły: -Piękne, tylko czemu o samotności myśli ktoś kto ma tylu przyjaciół?- Odzyskała dawny spokój i opanowanie, co dało się słyszeć w jej słowach. Podniosła kartkę, a pod nią była kolejna kartka. Czytała sobie ten o to wiersz, nie nadałem mu tytułu. 0000000000000000000000000000000000000000000000Słońce jasności Uśmiechu zaranny Pomruku burzy Skazo ziemi Wysłuchaj mnie Aniele złoty Piękna damo Księżniczko kwiatów Uśmiechu boga Kocham Cię Pomniku z brązu Srebno stopa Złoto głosa Platynowowłosa Me serce bije dla Ciebie Królowo żywych Matko życia Pani nieumałych Królowo śmierci... Me serce jest twoje. Bogini miłości O pani mądrości Duszo anielska Istoto nieśmiertelna Oddaje Ci dusze mą... - Jestem samotny, zawsze musze uważać na gesty, na słowa. Dla większości nie liczy się to kim i jaki jestem. Liczy się to, że jestem bękartem u sterów władzy.- Wyrzuciłem jej swój żal. I chyba to odczuła. -Nie rozumiem Cię, wszyscy okazują Ci szacunek. Wśród żołnierzy masz większe poważanie niż nie jeden pan z czystą krwią. My idziemy dla Ciebie w pole ginąć. Nie idziemy bo musimy idziemy z własnej woli. Wiesz co mówią miedzy sobą o Tobie ludzie służący Ci? Powiedziała to akcentując pytanie. Nie znałem odpowiedzi na jej pytanie, tak samo jak nie znałem podejścia moich żołnierzy do mnie. Odpowiedziałem wiec jej szczerze: -Nie wiem co o mnie myślą, ani co mówią.- Rozbawiła ją moja odpowiedź co dało się zobaczyć w chybotliwym świetle kaganka. Chociaż może to ja sobie wyobraziłem ten uśmiech na jej ustach. Gra cieni mogła być złudna. Usłyszałem jej słowa wypowiedziane dość ciepło: -My Cię kochamy, szanujemy. Mówimy o tym jak często ty idziesz w największy ogień bitwy. Jak cenisz nasze życie. Ty jesteś wśród nas, nie wynosisz się ponad nas i żyjesz wraz z nami. Jesteś taki namacalny nie to co wielcy możni czy księża. Odpowiedź wydała się taka prawdziwa w jej ustach. Cieszyła moje serce, ale wiedziałem, że część szlachetnie urodzonych widzi problem w moim urodzeniu. -Twe słowa cieszą moją dusze. Wiem, że możni mówią o mnie za moimi plecami. Wiem też jak mnie nie szanują i za co uważają. Skazy krwi nie da się zamazać w ich oczach.- Pokiwała głową jakby rozumiejąc mnie -Wiesz, że jesteś o wiele bardziej szlachetnego serca niż większość tych co się urodziła z błękitną krwią? Dla mnie nie liczy się urodzenie. Bo wiem jaki dobry jesteś.- Spojrzała znowu na wiersz- Nie wiedziałam, że umiesz pisać takie piękne słowa… Ciekawe dla kogo ten wiersz jest- wskazała na ten zaczynający się słowami Światłość jasności- pewnie dla tej pięknej księżniczki Mistile czy jak jej tam było.- Trochę smutniej już mówiła przynajmniej tak mi się zdało. -Ten wiersz jest dla Ciebie…- Powiedziałem jej prawdę ten wiersz był dla niej, położyła mi dłoń na policzku i przejechała po nim palcami. Powiedziała tez takie słowa: -To jest za piękne by było prawdziwe, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz. Jej dłoń byłą taka miękka, ciepła i delikatna. Nasze usta zbliżyły się do siebie i się zetknęły z sobą, w pocałunek włożyłem całe pożądanie jakie było we mnie. Moja dłoń znalazła się na jej plecach, a druga na policzku. Pocałunek trwał kilka chwil, przytuliła się do mnie po jego skończeniu a ja ją objąłem. Patrzyłem w jej oczy, które coraz bardziej mnie pochłaniały. Jej oczy koloru fioletu… -.Allam wiele ryzykujesz przychodząc tutaj, a ja nie chce na ciebie zrzucić tego co mnie prześladuję. Twój los wiele dla mnie znaczy…- Położyła mi palec na ustach i wyrzekła: -Ja Cię kocham- Nie dała mi nic odpowiedzieć tylko pocałowała mnie w usta namiętnie. A mój umysł przeszyły różne sprzeczne myśli: pożądanie, strach, miłość, lęk i niedowierzanie. Czy to wszystko ma jakiś sens? Tego się nie da opisać słowami, nie da się tego wyrazić. Najbliżej temu było do amoku związanego z walką. Niestety piękne chwile nie trwają długo, pocałunek przerwały odgłosy kroków za drzwiami. Wypuściłem Allam z uścisku, a ona bez słowa i szmeru schowała się pod wielkie lóżko, zdążyła prawie idealnie bo po chwilo otwarły się drzwi. Ja w tym czasie chwyciłem kaganek i strony papieru z wierszami. Drzwi cicho się otwarły, a licho przyniosło Mistile, poprawka ona sama tu przyszła. Uśmiech, który rozświetlał jej twarz zdał mi się parszywy, gościł na jej twarzy, a oczy dziwnie błyszczały. W rękach nie miała kaganka wiec musiała chyba iść po ciemku, możliwe że znała tak dobrze rozkład korytarzy, ubrana była tym razem czarna zwiewną suknie. Nie czekając na to co ona zrobi czy powie wyrzekłem słowa: -Nie powinnaś tutaj przychodzić jesteś księżniczką i jak ktoś o tym się dowie zostanie to źle się to może skonczyć dla nas.- Moje słowa, w ogóle nie wpłynęły na jej zachowanie a ona odrzekła mi: - Przyszłam zawrzeć bliższą znajomość i trochę po konwersować, co czytałeś jak weszłam i czemu nie spałeś skoro jesteś taki zmęczony?- Delikatny i złośliwy uśmieszek odmalował się na moim obliczu: -Czy zmęczony oznacza śpiący? Czytałem wiersze lubię czytać poezje. Spojrzała na mnie uważniej i podeszła do mnie: -Jesteś o wiele ciekawszą osobą niż sądziłam na początku. Ojciec ma racje widząc w Tobie kogoś więcej niż wszyscy. Znasz się na wojowaniu, szpiegowaniu i szermierce. Umiesz tańczyć, zachować się przy stole zabawić rozmową. Przeczytasz te wiersze na głos? Proszę. -Musze? Przecież może ktoś wejść, a to jeszcze bardziej skomplikuje sytuacje… Niestety miała gotową na to odpowiedź, która mocno mi się nie spodobała, a Allam pewnie jeszcze mniej. - Zadbałam o to, że nikt nam nie będzie przeszkadzał. Jesteś przystojny, inteligentny, umiesz zachować się w towarzystwie. A twoi ludzie idą wręcz ślepo za Tobą w bój i chyba ja w Tobie się zakochałam…- Spokojnie, myślałem co by tu odpowiedzieć i końcu wymyśliłem dobrą odpowiedź, którą niestety powiedziałem donośnym głosem. -To co miała by tu się stać Było by nie rycerskie. Czy ktoś w ogóle chce się liczyć z moim zdaniem? Jak bym chciał mieć żonę to już bym ją miał. Wiesz w ogóle ile wiosen przeżyłem w swym życiu? Pewnie nie odpowiem Ci 20 wiosen przeżyłem, a nie było to łatwe i wesołe życie na dworze.- To chyba mocno ją zabolało bo w jej pięknych oczach ujrzałem krople łez, pogodne i łagodne oczy się zaszkliły. Tym razem ciszej i delikatnie odpowiedziałem: -Przepraszam, to nie miało zabrzmieć tak ostro, jesteś piękną kobietą możliwe, że gdyby mój los był inny to wszystko by mogło się spełnić. Ale urodziłem się kim się urodziłem, a mariaż zemną jest raczej mało opłacalny. Zniszczyła byś tym swój honor i wizerunek. Skomplikowałoby też twoje życie, na pewno są lepsi ode mnie kandydaci.- Odpowiedziała smutnym i płaczliwym głosem dość cicho: - Chciałabym poznać smak prawdziwego życia, przy Tobie on jest możliwy i wiem to, widzę po twoich oczach, że nie traktował byś mnie jak lalki salonowej. Wcale me życie nie jest łatwe, robię to co muszę udaje, że jestem szczęśliwa. Ty możesz dać mi tą wolność, proszę nie odrzucaj mnie.- I nawet mi w duszy było smutno, że nie mogę się rozdwoić i kochać obu, nie zasłużyła sobie na życie w złotej klatce, nikt na takie życie nie zasłużył. - To nie jest tak. Ja Cię nie odrzucam, nie chce męczyć Ciebie ani siebie- Ona dalej szlochała, i powoli składała słowa w zdanie: -Nie będziesz mnie męczyć, ale masz racje nie mogę być egoistką przecież liczy się twoje zdanie.- Przytuliłem ja i pozwoliłem by płakała mi do ramienia. Moja szata stała się wilgotna od łez. -Może po rozmawiamy jeszcze kiedyś indziej?- Pokiwałem głową, że tak i pomogłem jej dojść do drzwi. Otwarła je i wyszła, ja za nią zamknąłem i obróciłem się w kierunku łóżka. Allam już stała obok niego, nie zauważyłem, nie usłyszałem tego, gdy się ruszyła. Patrzyła na mnie jakby trochę z wyrzutem, ale na razie jeszcze słowa nie wyrzekła zresztą ja sam nie wyrzekłbym żadnego, bo księżniczka jeszcze nie oddaliła się od drzwi i szloch ucichł. W końcu usłyszeliśmy kroki i skrzypnęły jakieś drzwi dalej położone, zdawać by się mogło, że będzie to sygnałem do rozmowy, ale żadne z nas jeszcze ust nie otwarło. Z tego, co wiem takie sztuczki były stosowane przez najlepszych szpiegów wiec nie wolno było ryzykować. Allam wiedziała więcej na temat szpiegów i ich zachowań gdyż była jednym z najlepszych cieni(nasza nazwa przeszkolonego szpiega), mogłaby zostać kroczącą wśród cieni mimo młodego wieku mówiła, że ma 18 lat prawda natomiast było to, że miała tych lat 16. Mogła być dalej szkolona i wtedy umiejętności były by jej jeszcze większe, wolała zostać przy mnie, jako pogromca szpiegów i brać udział w bitwach. Chociaż jej głównym zadaniem było zabijanie innych szpiegów lub zabójców, którzy mierzyli w moje życie. Dopiero po drugim trzaśnięciu drzwiami atmosfera zelżała, chociaż nie bardzo o takie zelżenie atmosfery mi chodziło, Allam podeszła do mnie i powstrzymała się od spoliczkowania mnie -Jak mogłeś ją przytulić?- Tak w jej głosie dało się słyszeć wyrzut, była naprawdę bardzo zła na mnie. Sprawiłem jej wielką przykrość, na jej miejscu też nie czułbym się najlepiej. Zdziwiły mnie jej zdolności obserwacji, ciekawe jak to zrobiła, że to wiedziała. -Wybacz, ale jakby narobiła większego rabanu to nie wiem jak by się to skończyło. Musze znaleźć, kogoś, kto dostarczy list do hetmana. Wątpię bym się stąd wydostał bez jego pomocy. Nie będą mnie więzić w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale niegrzeczność wobec księcia wywoła nie miłe reperkusje. Księżniczką się nie przejmuj nie zagraża Ci, w wszystkim jesteś lepsza od niej. Uwierz mi do niej nic nie czuje.- Pomyślałem, ze przydałoby się wykorzystać umiejętności Allam by odkryć te tunele pod pałacem, to pozwoliłoby mi zniknąć jak coś by poszło nie tak, ale na razie nie wypadało jej o to prosić. Zobaczyłem jak powoli uspokaja się jej oddech, przymknęła oczy by spokój powrócił do końca na jej oblicze. -Ona jest ładniejsza ode mnie i ma lepszą pozycje. Korzystniejsze dla Ciebie będzie wyjście za nią.- Dziwo to wywołało mój szczery uśmiech: -Tak, pragmatyczna i spokojna jak zwykle i za to można Cię kochać. Nie martw się, wydawało mi się, że przez ten czas, jaki razem spędziliśmy poznałaś mnie na tyle, by wiedzieć, że kieruje się w swoich poczynaniach sercem i honorem. A jej oczy mimo słów, jakie wypowiedziała wyglądały na radosne: -Ale to by ugruntowało twoją pozycje i nikt nie pamiętałby o pewnej rzeczy… Pokiwałem głową zasłoniłem usta dłonią by ukryć rozbawienie -Mówię Ci nie kuś mnie.- Pogłaskała mnie po twarzy zrobiła to nadzwyczaj delikatnie. Rozwarła usta -Nie kusze Cię- i pocałowała mnie w usta, a ja odwzajemniłem ten pocałunek. -To chyba na tym skończyliśmy, nim nam przerwała księżniczka- Wypowiedziało ostatnie słowo bardzo nie miłym tonem, lepiej się bać, gdy ona tak mów. Patrzyłem w jej słodkie urocze oczy i zgłębiałem się w nich coraz bardziej… Wypowiedziała kolejne słowa: -Będziemy tak stać czy położymy się?- Wtedy pomyślałem dopiero o tym, jaka pora nocy już jest i o tym, że nie mogę tego zrobić, do czego dążyła sytuacja. Nie byłem na to gotowy i tylko siła woli trzymałem się na nogach. Przytuliłem ją i wyrzekłem słowa: - Do tego można by wrócić później. Dzisiaj wypadałoby się położyć spać. Nie to, że nie mam ochoty, ale jutro będę spał na stojąco… Prychnęła jak obrażona kotka, ale tylko pogłaskała mnie po twarzy i odpowiedziała: -Masz racje, nawet ja odczuwam zmęczenie, ale chciałam przyjemnym akcentem zakończyć dzień. Oblizała kusząco wargi i otarła się o mnie, a dłoń położyła na moich plecach. – Odrzekłem jej spokojnie: -Ty mała diablico nie kuś mnie- Ona na to: -No dobra już nie będę.- Pocałowałem ją tuż przed wyjściem jej z pokoju. 7. Trzy ruchy do mata Obudziło mnie słońce, którego pierwsze promienie wpadły przez okno. Czułem ból w klatce piersiowej, zdałem sobie sporawe, że ból jest w miejscu, w które mnie uderzono wczoraj. Na szczęście nie był to zbyt mocy ból, jednak dało się go dość mocno, odczuć. Niestety zabierał trochę oddechu. Z trudem usiadłem na łóżku i się przeciągnąłem, gdy to robiłem jeszcze ziewnąłem. Usiadłem na krześle i wyciągnąłem z mojej torby przybory do pisania. W jednym pojemniku miałem tusz z soku cytryny, po wyschnięciu napis znikał, lecz gdy ogrzało się papier napis ponownie był widoczny, w drugim normalny tusz. Zacząłem pisać sokiem z cytryny słowa brzmiące tak: Drogi Przyjacielu 27 marca 1007r. Mam pilna sprawę do Ciebie hetmanie, wezwij mnie przed swoje oblicze nawet z najbłahszą misją, bo nie mogę się wydostać z rąk księcia. To długa historia i opowiem Ci ją jak się spotkamy. Opowiadanie o bitwie z Mustakhilem spodoba ci się, była to nasza wielka Wiktoria. Z wyrazami szacunku Uthar Lewrence Chwile musiałem poczekać, aż tusz wysechł. Wtedy napisałem normalnym tuszem Biały pionek na g6 Pozostały Trzy Ruchy Do Mata. Pozdrawiam Uthar Wszyscy wiedzieli, ze hetman kochał szachy i często grywał partyjki przez posłańców, wiec ten list mógł zosta odebrany jako przekazanie ruchu w granej partii. Dunina z Jelonkowa i ja wiedzieliśmy, że słowa między ruchem pionka a pozdrawiam to ukryte hasło, oznaczające zagrożenie. Wcześniej omówione schematy działania na ten wypadek mówiły o czytaniu tego, co jest pod wersami, czyli nie mniej ni więcej ukrytej treści. Papier zgiąłem na pół i zalakowałem woskiem odcisnąłem w nim hospodarski sygnet i posypałem piaskiem. Sprzątałem przybory do torby wraz z listem, zrobiłem to niezwykle ostrożnie. Dzban z wodą, wraz z miską stały przy drzwiach. Zabrałem oba przedmioty do pokoju miskę położyłem na stole i wlałem do niej wodę. Ściągnąłem szatę i ujrzałem spory siniak na klatce piersiowej, który odbierał mi trochę oddechu. Przyjrzałem się swojemu odbiciu w wodzie, pod oczami miałem cienie, z powodu zmęczenia, oczy jakby były bardziej szare niż zwykle i twarz o ostrych męskich rysach. Obmycie zajęło mi kilka chwil, z mojej małej garderoby dobrałem wysokie buty do jazdy konnej, oraz jakieś szare spodnie i tegoż koloru bluzką. Założyłem te rzeczy, wraz z skórzanym pasem i pochwą na miecz. Pochwę miałem przewieszoną przez plecy, gdyż inaczej połtorak przeszkadzał w chodzeniu. Krótkie czarne włosy rozczesałem, ochlapałem jeszcze twarz i byłem gotowy na to, co przyniesie dzisiejszy dzień. W momencie, gdy skończyłem, sługa książęcy zapukał do drzwi. Dobiegł mnie męski głos: -Panie, może mogę w czymś pomóc? Książe zaprasza na śniadanie.- Otwarłem drzwi, a starszy mężczyzna w barwach książęcych mi się ukłonił. Zdziwił go mój ubiór, co zobaczyłem na jego twarzy. -Raczej nie możesz mi w niczym pomóc. Mógłbyś powiedzieć stajennym by kulbaczyli mojego konia.- O dziwo odpowiedział mi w miarę szybko, czyli był dość inteligentny. -Koń będzie oporządzony, ale książę po śniadaniu chce byś udał się z nim na polowanie. Jeśli mogę coś doradzić to zostawiłbym ten katowski miecz w komnacie.- Skinąłem mu głową i odrzekłem: -Dziękuje za rada, skoro książę zaprasza nie wypada odmówić.- Pochwę z półtorakiem rzuciłem na łóżko, które trochę zatrzeszczało, ale wytrzymało. Spojrzałem na służącego. -Prowadź- Doszedłem do Sali, w której wczoraj była uczta. Przy stole siedział książę i jego córka, nie było księżnej. Księżniczka była ubrana w pół prześwitującą zieloną suknie. Bardzo mocno to uwydatniało jej i tak duże krągłości. Zatrzepotała rzęsami na mój widok, włosy miała zaplecione w warkocz. Uśmiech wykwitł na jej twarzy. Książe skinął mi głową był ubrany podobnie do mnie, tylko, że jego strój był bardziej kunsztownie wykończony od mojego, miał złote i srebrne obszycia. Przednim na stole leżały jego skórzane rękawice. Ukłoniłem się dwornie i odwzajemniłem uśmiech księżniczce. Księżniczka pachniała cynamonem, z tego, co o tym słyszałem cynamon był uznawany za jeden z afrodyzjaków, mnie osobiście bardzo podobał się ten zapach. -Wiedze hospodarze, że rano wstajesz jak i ja. Miło jest mi Cię gości na śniadaniu.- Odrzekłem mu -A mnie miło jeść z szlachetnym księciem śniadanie, oraz z szlachetną ksieżniczką-. Kucharki wniosły jakąś dziwną sałatkę składająca się z kapusty, szparagów i pomidorów. Do tego podano dzban koziego mleka, dzban wody i kubki. Przed każdym z nas położono miskę z potrawą. -No to jedzmy, bo dziś długi dzień.- Rzekł pan tych włości, na których byliśmy. Popatrzyłem na księżniczkę, która się jeszcze słowem nie odezwała i pokornie patrzyła teraz w dół. Potrawa miała dziwny smak, była za słodka i niezbyt smaczna, ale nie wypadało odmówić, ani też wypluwać jedzenia. Przełknąłem z niechęcią, zdając sobie sprawę, że czeka mnie zjedzenie jeszcze większej ilości tego. Starałem się nie okazać po sobie, że to mi nie smakuje, lecz jadłem wolniej od osób jedzących zemną. Książę nalał wody do swojego kubka, księżniczka spojrzała na mnie: -Napijesz się ze mną koziego mleka?- Rozlałem je z dzbanka do naczyń służących do picia. Średnio lubiłem ten rodzaj napoju, a dziś spodziewałem się wszystkiego. Był słodki i imbirowy, wiec nie taki zły jak się spodziewałem. Popatrzyłem na księżniczkę, wydawała się jeszcze bardziej pociągająca niż zwykle, udało mi się zapanować nad oczami i spojrzałem na twarz księcia. Wyrażała ona zadowolenie, skłoniłem delikatnie głowę: -Dziękuje za pyszne śniadanie, jak mniemam polowanie zaczniemy zaraz po nim?- Skinął mi głową w geście oznaczającym tak, a księżniczka wpatrywała się we mnie, tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczyma, udając że patrzy gdzieś indziej. W tej chwili miałem i tak ochotę by mnie zjadła wzrokiem lub bym ja ją mógł schrupać. Tak to co było na śniadanie to były afrodyzjaki i to dość mocno działające. Trzeba było się jakoś opanować... Mój medyk będzie musiał sporządzić jakąś miksturkę. Mistile się odezwała: -Hospodarze, udało Ci się wypocząć?- Mimowolnie dotknąłem swojego boku i odrzekłem -Udało się trochę wypocząć choć bywało lepiej. Bitwa dała mi się we znaki. Musze wrócić do swojej komnaty by wysłać list do Hetmana.- Księżniczka zatrzepotała rzęsami, uśmiechnęła się słodko do mnie, oraz zapytała: -Wysyłasz list by zdać relacje z wspaniałego zwycięstwa nad poganami?- Słodki uśmiech i moj |