ďťż

TU PISZEMY, OK

cranberies
Piszę, bo muszę zobaczyć jak wygląda mój awatar heh


Ok, to jak już wiem, że awatar mam zajebisty to mogę pisać posta. Dni w życiu Waylona od jakiegoś czasu wyglądały dokładnie tak samo. W domu Imogen działała mu na nerwy swoimi ciągłymi pytaniami o to co słychać w pracy i czy wszystko w porządku, więc większość czasu, nawet tego wolnego, spędzał w pracy. Kręcił się zazwyczaj pomiędzy sądem, jedną z kancelarii prawniczych a szpitalem gdzie miał swoje biuro i trupy kilka pięter niżej w prosektorium. Nigdy nie miał problemu z obcowaniem ze zwłokami. Zdążył naoglądać się wielu przypadków, kiedy to nie wyglądały najpiękniej, delikatnie mówiąc, ale nigdy nie miał z tym żadnego problemu. Na studiach nawet raz nie zwymiotował czy zasłabł co często dotykało niedoświadczonych, przyszłych lekarzy. Być może dlatego, bo wtedy wiedział, iż jedyne co mu zostało to przyszła praca i jej wir, któremu bez walki da się wciągnąć. Po śmierci małego Danny'iego nie był tą samą osobą i rozpad dobrze zapowiadającej się rodziny cholernie go przytłoczył oraz nieco namieszał w głowie. Najzwyczajniej musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby do końca nie oszaleć.
Dzisiaj miał przeprowadzić wraz z patologiem i stażystką, jaką miał ''pod opieką'' wyjątkowo mało przyjemną sekcję zwłok. Ofiarą było dwóch strażaków, z których zostały teraz spalone, ciągle imitacje ciał. Cała sprawa stanowiła o tyle duży problem, iż prawdopodobnie nosili na sobie ślady szarpaniny albo bójki i mięli spróbować dzisiaj wybadać tę kwestię.
- Dzień dobry, Barry - rzucił jak zwykle bez entuzjazmu ze swoim charakterystycznym, holenderskim akcentem wyczuwalnym praktycznie w każdym słowie - gdzie jest Aurelia?
Mógł sobie na nią gadać ile chciał i serwować jej przeróżne psztyczki w nos, ale bez niej nie wiedziałby czasami w co ręce włożyć, dlatego też często bardziej przypomiała jego asystentkę niż stażystkę. Była jak przedłużenie jego świadomości i kiedy, na przykład, biegał po biurze i wyklinał w ojczystym języku jakąś sprawę bądź ludzi z pracy, po cichutku chodziła za nim odsuwając przeszkody, żeby na nie nie wpadł, łapiąc latające rzeczy i ratując je przed zniszczeniem czy po prostu wyprzedzała proces myślenia Aaldenberga podsunięciem długopisu czy odpowiedniego narzędzie zanim jeszcze zdążył skończyć poprzednie zdanie. Tak czy inaczej, Waylon nigdy w życiu nie przyznałby się, że miałby o wiele ciężej z kimkolwiek innym.
Założył na siebie biały, ochronny fartuch, maseczkę materiałową na nos i usta oraz lateksowe rękawiczki. Właśnie kiedy stawał przy pierwszych zwłokach, do pomieszczenia weszła blondynka.
- Aurelio - zaczął nieco stłumionym przez maseczkę głosem i uniósł brwi posyłając jej karcące spojrzenie - są cztery minuty po godzinę dziesiątej. Od czterech minut powinniśmy pracować. Ubieraj się i tu podejdź.
Z pewnością był specyficznym człowiekiem, na dodatek niesamowitym pedantem w pracy i zdecydowanie nie cierpiał spóźnialstwa.
Hahahaha, cała Wrona, kocham, teraz mogę spokojnie pisać posta, bo jesteś dalej taka głupia, jak byłaś. <3
Rutyna była z pewnością przeciwieństwem życia, jakie wiodła Leo. Wiecznie w biegu, w ruchu, wszystko toczyło się szaleńczym tempem i uwielbiała to. Uwielbiała to tempo, kiedy wręcz aż nie nadążała, kiedy wracała do domu tak zmęczona, że nogi to wchodziły jej w tyłek i zasypiała niemal na stojąco. Czuła wtedy, że żyje, czuła się szczęśliwa. Musiała coś robić, nie przywykła do bezczynności - nawet jak miała wolne w pracy, to wiecznie gdzieś ją niosło, swoje mieszkanie traktowała głównie jako miejsce do spania. A i to nie zawsze, bo nie raz czy dwa zdarzyło się, że zasnęła w pracy, co w sumie kogoś mogłoby przerazić, bo jednak pracuje ze zwłokami. Nie ją! Ona swoje `trupki`, bo tak je pieszczotliwie nazywała, bardzo kochała, była trochę koronerem z powołania, jeśli w ogóle można mieć powołanie do krojenia zwłok - ona miała! I okej, nie była jeszcze faktycznym koronerem, bo dopiero zaczynała i jak na razie była jeszcze tylko stażystką, ale miała wielkie plany, wielkie marzenia. I z pewnością widziała siebie za parę lat w roli jej obecnego szefa, który był... specyficznym człowiekiem. A może to Aurelia nie pasowała do tego miejsca? Wszyscy byli tutaj stonowani, wręcz egzaltowani, podczas gdy Leo była ich kompletnym przeciwieństwem - żywa, energiczna, tryskająca optymizmem i humorem. Może dlatego Waylon jej nie lubi? W sumie to chyba nie było takie typowe nielubienie czy też jawna niechęć, ale utrzymywał między nimi okropny dystans. Nigdy nie lubiła dystansu, zawsze wręcz spoufalała się z ludźmi, ale szanowała też ich jakieś ograniczenia, więc nie narzucała się Waylonowi, chyba.
Zdyszana wbiegła do prosektorium, w locie zakładając fartuch i inne niezbędne rzeczy, po czym skruszona podeszła do mężczyzny.
- Przepraszam, bardzo przepraszam, był jakiś wypadek, zrobił się gigantyczny korek, naprawdę przepraszam! - powiedziała jak tylko w końcu udało jej się złapać oddech, nawet dłoń o jego ramię oparła, żeby odsapnąć. Zaraz jednak rzuciła mu przepraszające spojrzenie, pospiesznie zabierając dłoń.
- Więc co dzisiaj mamy ciekawego? - zapytała, wiążąc włosy w kucyk, bo o mały włos by o tym zapomniała, po czym pochyliła się nad jakimś biednym nieboszczykiem. dnia 7:42:25, w całości zmieniany 1 raz
Hehs, no widzisz, po co w ogóle zrobiłyśmy sobie przerwę w związku? ;/
To wcale nie było tak, że Waylon nie lubił młodej panny McCartney. Znaczy się, ogólnie rzecz biorąc to on nie lubił ludzi jako gatunku, denerwowali go w większości przypadków, byli niepoważnie i czasami jeszcze śmierdzieli. Chryste, jak dobrze, że miał swój samochód i nie musiał jeździć komunikacją miejską gdzie te wszystkie zarazki i syf były wręcz namacalne. I wcale nie miał nerwicy, a w każdym razie nie została ona nigdy zdiagnozowana ani nigdzie jej nie odnotowano.
Westchnął głęboko stojąc ze skalpelem w jednej, a jeszcze innym narzędziem w drugiej ręce, które trzymał lekko rozchylone, trochę w geście księdza za ołtarzem na mszy czy po prostu typowego lekarza, jakim tak właściwie nie był. Barry, patolog przygotowywał właśnie zwłoki do pracy, a Waylon tylko przesuwał wzrok po tym blond-elektronie, który musiał się chyba wyrwać z przewodu i teraz zasuwał po całym prosektorium jak nakręcany samochodzik. Przekręcił głowę w bok nie wykonując żadnego innego ruchu w momencie gdy poczuł na barku dłoń Leo i jedynie wwiercił w nią bardzo wymowne, niewymagające komentarza spojrzenie.
- Boże drogi - mruknął kierując wzrok gdzieś ku niebu, następnie odłożył ''narzędzia'', zdjął rękawiczki i stanął za blondynką. Tym, co nie pozwoliłoby mu skupić się na pracy był średniej grubości kosmyk włosów, który wypadał z kucyka McCartney, więc po wcześniejszym pociągnięciu ją za biodra w tył o przepisowe trzy kroki rozwiązał włosy blondynki i sam, z chirurgiczną precyzją je związał.
- Aurelio, ile razy Ci mówiłem, żebyś je obcięła albo chociaż nosiła coś osłonowo na głowę? To są zwłoki, ale nie potrzebujemy Twojego DNA w ich brzuchu - rzucił kończąc wiązać włosy stażystki, po czym podszedł do umywalki, umył ręce zgodnie z zaleceniami instrukcji BHP wiszącej nad zlewem i nałożył nowe rękawiczki lateksowe.
- Dobrze, możemy zaczynać - zakomunikował ingnorując rozbawienie widniejące na twarzy patologa - mamy tu dwójkę mężczyzn, mężczyzna pierwszy ma na szyi ślady duszenia, a mężczyzna drugi przypuszczalnie złapał serdeczny palec przed nastąpieniem zgonu. Możliwe, iż nieprzypadkowo właśnie nasi denaci zostali wysłani do tego pożaru. Z pierwszych ekspertyz wynika, że na miejscu przed ich przyjazdem było już kilku innych, ale to oni jako pierwsi wkroczyli do akcji.
Powiedział, jak zwykle z niezwykłą dbałością o dobieranie angielskich słów. Nauczył się języka potrzebnego zarówno na co dzień jak i w pracy w mniej niż trzy lata co mogło być nawet imponujące. Miał swój silny akcent, a czasami przekręcał powiedzenia co było dość zabawne, ale...no właśnie, nie ma takiego odważnego, kto by się zaśmiał przy nim na głos.
- Aurelio - podjął i wyciągnął w stronę kobiety rękę - podaj mi, proszę, skalpel i podejdź bliżej, będziesz wszystko obserwować, a jeśli odpowiesz poprawnie na kilka trudnych pytań, które zaraz wymyslę, dostaniesz możliwość pogrzebania w denacie i sporządzenia raportu dla prokuratora.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, uniósł palec na wysokości jej ust, choć oczywiście zachowując dystans.
- Pod moim okiem, rzecz jasna - dodał tak na wypadek, jak gdyby już się za bardzo ucieszyła czy coś. dnia 8:06:15, w całości zmieniany 1 raz


No nie wiem, chciałaś przerwy, to ją miałaś, ale wiesz, teraz to już koniec wakacji, żona wróciła, więc musisz być grzeczna ;/
No faktycznie, nie wszyscy ludzie z komunikacji miejskiej pachnieli różami, nie raz czy dwa Leo się o tym przekonała. Ale takie uroki metra, prawda? Jej to już nie przeszkadzało, już się przyzwyczaiła do tego, może dlatego, że miała inne zdanie na temat ludzi niż Waylon. Który był nieco inny, ale taki śmieszny w tej specyficzności i zdecydowanie do polubienia, ona go lubiła. Nawet jeśli czasami przyglądał się jej jakby wyglądała jak jakaś zmutowana kaczka i mówił jakby urwał się z choinki, albo średniowiecza.
- Coś nie tak? - zmartwiła się, wbijając w niego pytające i jednocześnie nieco przestraszone spojrzenie. Fartuch i rękawice miała, maskę też założyła, włosy też już doprowadziła do ładu, więc no, nie wiedziała co się stało. Wydała z siebie jakiś taki pisk i szerzej otworzyła oczy, no bo co on do licha robił? Następnie oblała się rumieńcem, czując się jak pięciolatka, której tata musi poprawiać źle związane włosy, normalnie miała ochotę zapaść się pod ziemię. A poza tym to było takie trochę neandertalskie, że tak sobie ją wziął i przesunął, ale z drugiej strony jakieś takie... fajne? Już wiadomo chyba było, czemu była aż taką fanką 50 twarzy Grey'a, ale nigdy nie sądziła, że jedną z nich zafunduje jej szef i to jeszcze w prosektorium, ale no, nie będzie przecież narzekać.
- A ja Ci tyle razy mówiłam, że ich nie obetnę, a w siatce na włosy bardziej przypominam jakąś kurę, a nie koronera - odpowiedziała, wciąż jeszcze cała czerwona, dziękowała więc, że jej nie widzi - dziękuję - rzuciła, gdy skończył, zastanawiała się jak wygląda, ale no przecież nie będzie teraz szła do lustra. Kątem oka wychwyciła spojrzenie patologa, więc tylko westchnęła ze zrezygnowaniem, coś czując, że piętro wyżej będą mieli z niej niezły ubaw, znowu. Gdy Waylon poszedł umyć ręce, posłała Barry'emu złowrogie spojrzenie i wykorzystała ten moment, żeby poprawić sobie włosy. Były tak ciasno spięte w tego kucyka, że zaraz miała wrażenie, że zgniecie jej czaszkę, więc nieco go poluzowała i od razu odczuła ulgę. Następnie spoważniała i podeszła do stołu. Słuchała uważnie szefa, jednocześnie przypatrując się `przypadkom`, leżącym na stole. Nie mogła się chociaż lekko nie uśmiechnąć, gdy Waylon przeinaczył słowo, ale nie poprawiła go, wiedziała, że tego nie lubi i z pewnością nie zaśmiałaby się z tego na głos. Czasami mężczyzna ją przerażał, ale tylko czasami, w gruncie rzeczy uważała, że wystarczyłoby, żeby poprzebywał z nią dłużej i na pewno zmieniłby stosunek do wielu rzeczy, Leo taka czarodziejka!
Na jego słowa kiwnęła głową, wzięła potrzebne narzędzia z tego takiego czegoś w kształcie nerki i tak jak prosił, podeszła bliżej. Po jego słowach nawet nie dał jej czasu, żeby się ekscytować, od razu hamując jej entuzjazm, ale tak nie do końca.
- Wspaniale! - bo to była dobra wiadomość, nie mogła się więc nie ucieszyć i chociażby delikatnie nie uśmiechnąć - więc co to za pytania? - powróciła do swojej kamiennej twarzy, teraz musiała być skupiona i musiała pokazać, że czegoś jednak nauczyła się na tych studiach, a pracy nie dostała, bo goście z zarządu lubią blondynki.
No całe szczęście, bo bez żony to jak Diksia bez strzały ;/ (czaj ten niesamowity podtekst)
Waylon nigdy nie był jakoś szczególnie otwarty i nigdy nie czuł potrzeby zbytniego spoufalania się z ludźmi, a po śmierci dziecka to już w ogóle zdziczał nie na żarty. Dziwiło go więc, jak inni mogą w ogóle go lubić, nie pozwalał przekraczać wielu osobom pewnej świętej bariery i nie chciał mieć wielu bliskich. Tak, dokładnie, nie chciał mieć bliskich, bo im więcej ich jest, tym bardziej boli kiedy się ich traci, a on paradoksalnie wcale nie miał takiej silnej psychiki.
- Kurę? - uniósł brew w górę próbując pojąć co kura miała mieć do wyglądu, ponieważ w jego holenderskim słowniku nie było takiego określenia, uznajmy, że oni nazywali kurę domową w jakiś inny, własny sposób - bądź poważna, Aurelio, to nie jest przerwa w szkole tylko miejsce pracy.
Zabawne, że użył takiego porównaniu podczas gdy swoim stylem bycia mógł przypominać starego, zrzędliwego belfra. Nie zwrócił na to jednak uwagi tak samo jak nie miał pojęcia, że twarz jego stażystki zmieniła kolor pod wpływem tego, co zrobił chwilę wcześniej. Po ostatnim westchnięciu zabrał się już ostatecznie do pracy.
- W porządku. Barry? - przywołaniem na siebie wzroku mężczyzny sprawdził czy on również jest gotowy, a następnie rozpoczęli powolne i ostrożne rozcinanie mocno naruszonej skóry.
Okej, nie mam pojęcia jak mogłyby brzmieć te ogromnie trudne pytania, ale z pewnością były one z górnej półki, choć nie nierozwiązywalne. Wayland zadał blondynce trzy pytanie jedno po drugim nie odrywając spojrzenia ani myśli od wykonywanej czynności.
- Możesz się zastanowić, nawet wskazane jest, żebyś to zrobiła. Pamiętaj, zarówno w pracy jak i w życiu, że pośpiech bywa zgubny - dodał chwilę później po raz kolejny wcielając się mimowolnie i niecelowo w mentora swojej młodszej współpracownicy. Po kilku minutach wyprostował plecy odsuwając nieco ręce od zwłok, po czym przekręcił głowę w stornę Leo wyczekując odpowiedzi z jej strony.
- No dalej, Aurelio, jestem pewien, że coś pamiętasz - naprawdę, ciężko było rozgryźć czy powiedział to w celu zachęcenia jej i zmotywowania czy po prostu twierdził, że przeciwnie, niczego się nie nauczyła, jednak powinna już przywyknąć do tego typu odpowiedzi.
Zczaiłam ten podtekst, bardzo subtelny! Na całe szczęście strzała jest już na swoim miejscu, hehe.
Aurelia była zdecydowanie społecznym człowiekiem i nie wyobrażała sobie życia bez gromadki ludzi wokół niej. Potrzebowała towarzystwa, żywego towarzystwa warto dopowiedzieć, bo w pracy to się czuła jak wśród samych denatów - z tym swoim usposobieniem to Waylon trochę przypominał trupa. Aż czasami myślała, że jak mu położy rękę na szyi albo nadgarstku to pewnie nie wyczuje pulsu. Dla kogoś byłoby to creepy, ale dla niej nie, no nie oszukujmy się, wolała żywych, ale i martwi też byli bardzo spoko! No i tak to już jest, że jak się do kogoś przywiążesz to strata potem boli, ale czasami trzeba otworzyć się na drugą osobę, życie w pojedynkę jest strasznie smutne i ciężkie po prostu.
Z pewnością tym razem zauważył, że się zaczerwieniła, gdy ją tak zbeształ - i zapadła martwa cisza - dodała tak trochę na rozluźnienie, ale zaraz umilkła i postarała się być poważną, żeby `pan nauczyciel` znowu nie skarcił głupiego `uczniaka`.
Z Waylonem był taki problem, że nie można było sobie pozwolić na jakiekolwiek żarty przy nim. Był strasznym profesjonalistą, wsiąkniętym w swoją pracę, Leo to niesamowicie imponowało oczywiście, ale hej, każdemu czasem przyda się chwila oddechu, prawda? Zwłaszcza, że spędzali całe dnie z trupami, więc jak nie ze sobą to co, z nimi mieli żartować? Zdążyła się jednak już przyzwyczaić do tego, więc tylko zakasała rękawy i zabrała się do pracy, nie ukrywajmy, że jeśli chodzi o to, to też była profesjonalistką. I nawet chyba jeszcze większą profesjonalistką niż jej szef, może dlatego, że była młoda i chciała się wykazać, ale głównie dlatego, że lubiła swoją pracę, a jak coś lubiła, to chciała być w tym dobra, piekielnie dobra.
Znała odpowiedzi na jego pytania, ale trochę zbił ją z tropu tym co powiedział. W gruncie rzeczy więc stała trochę zdekoncentrowana, nie mając już pojęcia czy to, co chciała powiedzieć faktycznie jest poprawne. Zastanowienie się, refleksja, preferowała raczej szybkie działania - szybkie, ale to nie znaczy, że powierzchownie. Była w stanie analizować i wyciągać wnioski w krótkim czasie, taka tam przydatna rzecz ze studiów. Wprawdzie tutaj czas był sprzymierzeńcem, zmarli nie ożyją nagle, no ale jakieś długie refleksje nie były dla niej. Mimo to pokiwała głową, wzięła oddech, by zebrać myśli przez chwilę.
- Pamiętam nawet więcej niż coś - zażartowała, po czym pewnie odpowiedziała na wcześniej postawione przez niego pytania. Nigdy się nie oburzała, nigdy nie odbierała jego słów jako atak czy podważanie jej kompetencji. Wiedziała, że ma sporą wiedzę, raczej nikt nie byłby w stanie tego zakwestionować, chociaż oczywiście wielu rzeczy jeszcze nie wiedziała, wiadomo.
Cholera, może zaraz w ogóle się okaże, że Waylon jest zombi? Ależ żarcik sytuacyjny, no ja nie mogę, coś na kacu mam zawsze takie wyrafinowane poczucie humoru. No w każdym razie, miał zarówno puls jak i oddychał, chociaż czasami jego mina była tak poważna, a ogólne oblicze na tyle nienaganne, że ludzie mogli wyciągać przeróżne wnioski na ten temat. Doświadczył ogromnego wstrząsu w przeszłości, z którym sobie ewidentnie nie poradził i teraz jest kim jest. Nigdy jednak nie narzekał ani nie robił z siebie ofiary, a także nie tolerował takich zachowań u innych, jako potworny profesjonalista.
Na żart ze strony Leo przymknął na moment powieki i Matko Najświętsza - kącik jego ust drgnął ku górze, czego jednak nie miała szansy zauważyć ze względu na maskę, która w dalszym ciągu zakrywała jego usta i nos. To nie tak, że nie miał poczucia humoru, bo miał, ale zazwyczaj dość dziwne oraz ''czarne''. Ludzie nie zawsze go rozumieli, jednak nie robiło to na nim wrażenia, w końcu ludzie są beznadziejni i przebywać z nimi trzeba, bo innej opcji nie ma.
Po odpowiedziach na pytania, które zadał, pokiwał głową zadowolony z tego, co powiedziała mu Leo, a następnie wyciągnął w jej stronę narzędzia, jakimi się posługiwał.
- Pięć z minusem - no nie byłby sobą, gdyby przyznał McCartney czy komukolwiek na świecie, tę przysłowiową piątkę, o plusie już nie wspominając. Choć bardzo podobała mu się odpowiedź kobiety, nie zamierzał jej wychwalać, a na pewno znalazłby nawet jakieś punkty zaczepienia do wytknięcia uwagi! Był w tym mistrzem, poważnie - od teraz słuchasz tego, co mówi Barry.
Kiedy przejęła od niego skalpel oraz drugi przedmiot, skrzyżował ramiona na torsie, zrobił krok w tył i obserwował uważnie każdy ruch ze strony Leo.
- Aurelio, co robisz po pracy? - spytał w pewnym momencie nie odrywając spojrzenia od dłoni blondynki wykonujących precyzyjne ruchy.
Hm, to byłby chyba zombie uzależnionym od samoopalacza, bo jednak kolor skóry miał normalny. Albo jakimś takim kryptozombie, albo zmiennocieplnym zombie - że raz jest blady jak truposzek, a innym razem kolor skóry ma normalny. WTF, zostawię te przemyślenia na temat zombie już.
Leo nie miała zastrzeżeń co do niego, był jaki był i ona to akceptowała, okej może mógłby się czasem więcej uśmiechać, albo być mniej sztywny, ale wiadomo, że nikt nie jest idealny. Poza tym przez ten czas odkąd tutaj pracuje, już i tak zauważyła dużą zmianę u niego. np. już go tak nie irytowało to, że Leo zachowywała się przez większość czasu tak, jakby się naćpała felix felicis albo nawdychała się za dużo naftaliny czy coś. Zmienił się, naprawdę się zmienił i chociaż były to niewielkie zmiany, prawie nic nieznaczące, to jej nie umknęły i no cóż, była z niego dumna, serio. Tylko oczywiście nigdy do czegoś takiego by się nie przyznała, no skądże!
Z minusem czy bez, piątka była, chociaż trochę wjechał jej na ambicje, ugryzła się jednak w język, nim zapytała, co było nie tak. - No to chyba nie jest ze mną aż tak źle - tak to rozegrała, bo jakby zapytała, to do wieczora by jej tłumaczył co źle powiedziała i nie to, że miałaby coś przeciwko. Po prostu każdy człowiek był w stanie znieść tylko pewien poziom krytyki, a Waylon, hmmm, nie zawsze chyba to rozumiał, więc jego krytyka wyglądała czasami jak atak albo chęć pokazania komuś, że jest głupszy.
- Dobrze - odpowiedziała tylko, potem wymownie od razu zerknęła na Barry'ego, czekając na jakieś instrukcje, czy cokolwiek. Sięgnęła po skalpel, wzięła głęboki wdech i zrobiła długie cięcie w okolicach żołądka, bo Barry kazał jej sprawdzić treść żołądka. Zwykła, standardowa część sekcji, ale tym razem nie tylko patrzyła czy służyła jako pomoc, tym razem sama to robiła. Dobrze, że nosili te maski, bo wyglądała teraz jak jakieś pierdolone słoneczko, szczerząc się od ucha do ucha.
Pytanie Waylona tak bardzo ją zdziwiło, że z tego wszystkiego zrobiła aż za długie cięcie - cholera! - syknęła, natychmiast cofając rękę i mimo że tak naprawdę nic się takiego nie stało, to była zła na siebie. Dała się rozproszyć, to było niedopuszczalne, po chwili przypomniała sobie o pytaniu mężczyzny, więc zerknęła na niego.
- Wracam do domu? - odpowiedziała pytająco, patrząc na Waylona jak na kosmitę. Mój Boże, czy on chciał spędzić z nią czas po pracy? Cholernie dobrze, że mieli te maski, nie widział jej miny, którą właściwie ciężko było opisać, na pewno była mega zszokowana.
O stara, dobra, może lepiej nie mówmy już o nich, bo zaraz wyjdzie, że wszyscy jesteśmy zombi i przez sen wydajemy takie dźwięki jak odkurzacz albo przenosimy się do jakiejś innej czasoprzestrzeni, gdzie wszystkim odpadają oczy, ręce i wątroby. Wiesz, im mniej ciałka bym bardziej seksi. Boże Wrona..........
No cóż, sam Waylon z pewnością żadnych zmian u siebie nie był w stanie zauważyć, bo jak dla niego, on się po prostu nie zmieniał. Jego życie było cholernie rutynowe, ale nie nudziło go, może tylko niektóre jego aspekty takie jak ciągłe gadanie Imogen. Ona ciągle mówiła, buzia się jej nie zamykała i choć nei gadała nigdy od rzeczy, Aaldenberg miał ochotę czasami zakleić kobiecie usta. Poważnie, irytowała go z dnia na dzień coraz bardziej, przypuszczalnie dlatego ostatio był nazywany nieczułym egoistą, co w sumie się idealnie zgadzało jeśli chodzi o jego osobę. Wiedziała z kim zamierza żyć, nie miał sobie nic do zarzucenia. Ciągle nie zakleił jej ust, powinna jeszcze podziękować.
- Poprawnie, owszem - przytaknął na swoje słowa, lecz ostrożnie, jak zawsze - ale pamiętaj, że jeszcze długa droga przed Tobą. Mimo wszystko, będą z Ciebie ludzie. O ile się postarasz, oczywiście.
Wzruszył ramionami mówiąc tę, jak by nie było, pochwałę tak, jakby mówił o dzisiejszym obiedzie, ale biorąc pod uwagę jego usposobienie, już taka specyficzna pochwała powinna ją ucieszyć.
Oderwał wzrok od rąk blondynki w momencie, kiedy wykonała jeden niezbyt kontrolowany ruch i ściągnął brwi podchodząc od razu bliżej, żeby skontrolować stan ciała. Całe szczęście, nic takiego się nie stało, lecz wyjął skalpel z dłoni stażystki, pochylił plecy nad zwłokami i zaczął delikatnie wyrównywać nierówne brzegi nacięcia.
- Musisz panować bardziej nad drżeniem rąk. Wiesz jak to się mogło skończyć? - nie byłby sobą gdyby jakoś tego nie skomentował, oczywiście jak typowy mężczyzna, nie wpadł na to, że to jego pytanie zbiło ją z tropu, nawet blisko nie był takiej teorii - czyli nie masz planów po pracy.
Podjął chwilę później kończąc wyrównywać brzegi, a następnie, choć z lekkim zawahaniem, oddał jej skalpel i przez moment załapał z nią kontakt wzrokowy.
- Trzeba będzie powyciągać z nich resztki narządów. Te, które się nadadzą do badań należy wrzucić do formaliny. Przywieźli nową, jakąś specjalną - przypuszczalnie, dokładnie tak mógł wyglądać romantyzm w wydaniu Waylona, aczkolwiek obecnie nie było go w tym komunikacie ani trochę - mogę na Ciebie liczyć z pomocą?
No ja widzę Wrona, że Ty masz jakiś fetysz na zombiaki. Zaraz wyhaczę w googlach jakiegoś sexi zombiaka z TWD i Ci zrobię z nim tapetę <3
Waylon to w sumie powinien mieszkać sam, albo inaczej, nie powinien mieszkać z kobietą. Nieważne czy to była jego DZIEWCZYNA czy inna normalna kobieta, chyba jeszcze nie był na coś takiego gotowy. Chociaż z drugiej strony byłby smutnym ziemniakiem, jakby miał mieszkać sam. Może niech się przeprowadzi do prosektorium, przynajmniej będzie miał trupki. Leo nie raz zasnęła w pracy, za pierwszym razem prawie dostała zawału, ale później to było już lepiej, jednak nie chciałaby już więcej tego przeżywać.
Komplement z ust Waylona? Nawet taki niedorobiony był czymś niesamowitym i bardzo miłym, aż nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Zamierzam się postarać. Zobaczysz, jeszcze kiedyś będę lepsza od Ciebie. Panie Aaldenberg, rośnie panu poważna konkurencja - niby zażartowała, ale tak w sumie to mówiła prawdę. Zamierzała zostać mistrzem w swoim fachu, może więc za parę, parenaście lat, faktycznie będzie od niego lepsza? Pewnie nie, miał jednak tę przewagę, że był starszy, ale z pewnością kiedyś będą na tym samym poziomie, już ona się o to postara.
- Wiem i wiem - odpowiedziała trochę ze złością i irytacją po czym westchnęła i pohamowała się nieco - tak wiem, będę nad tym pracować - dorzuciła jeszcze, miała ochotę powiedzieć, że to nie jej wina tylko jego, bo tak ją tym pytaniem zaskoczył. Oczywiście, gdyby tylko wiedziała od razu o co mu chodzi, ale nie, wysnuła błędne wnioski.
- Nie mam - powtórzyła po nim i po raz enty już dzisiejszego dnia oblała się rumieńcem, gdy dowiedziała się, czemu się o to pytał. Miała ochotę wyciąć sobie skalpelem mózg, bo oczywiście inaczej to zinterpretowała, Bogu dzięki, że Waylon był taki niedomyślny. Niestety nie można było tego powiedzieć o patologu, który po cichu trząsł się ze śmiechu, no ale z nim policzy się później.
- Oczywiście, chętnie pomogę - no tak, po tym jak zaliczyła facepalm życia to już wszystko mogła zrobić, nawet usuwać resztki narządów, a skoro mieli trochę tutaj zostać.
- Przyniosłam makaron ze szpinakiem, chcecie trochę? - zapytała i podczas gdy Waylon naprawiał jej błędy, ściągnęła rękawiczki, które od razu trafiły do kosza, wiadomo BHP i wyciągnęła ze swojej torby sporej wielkości pudełko. Zajęło jej niecały miesiąc zanim nauczyła się tu jeść, już nie miała z tym żadnego problemu, no w końcu była człowiekiem, człowiek potrzebował jedzenia przecież. Zwykle robiła więcej, żeby potem móc poczęstować kolegów z pracy, taka kochana była. dnia 12:19:51, w całości zmieniany 1 raz
Hihihi, dawaj go <3333
On to w ogóle powinien mieszkać w prosektorium, dobrze powiedziane. Jemu tam by to nie przeszkadzało, przeciwnie. Leżałby w towarzystwie najlepszych z możliwych ludzi, a najlepszych, bo martwych i nic nie gadających pod nosem jak natrętne partnerki, dodatkowo, jeśli coś by mu jednak nie odpowiadało to zawsze mógły zasunąć delikwenta w czarnym worku i odłożyć go na półkę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mnie to niesamowicie rozbawiło, no kurwa, kwiczę.
- No, no, no, spokojnie - nie to, żeby się uważał za alfę i omegę, po prostu...nie, cofam, pewnie się uważał za alfę i omegę, bo serio miał bardzo dużą wiedzę na temat tego, co robił i mieście albo nawet w całym stanie, niewielu miało takie same kwalifikacje po tak, stosunkowo, krótkim czasie wykonywanej pracy.
On, osobiście, nie zwrócił uwagi na to, że ich patolog cały się trząsł ze śmiechu, jak zostało powiedziane, dla niego ludzie byli dzinie i nie rozumiał ani często nie chciał ich zrozumieć.
- Świetnie, w takim razie - no trochę się rozchmurzył, że nie będzie musiał podziwiać nowej formaliny sam, co jak co, ale gadać na tematy zawodowe mógł wiecznie.
Westchnął cicho na pytanie o jedzenie, bo zamierzała jeść w JEGO małym, trupim królestwie sprzątanym dwa razy dziennie, a przecież na pewno nie wymyła naczyń bakteriobójczą substancją. Co, jeśli trochę makaronu spadnie na podłogę? Chryste, to przecież tyle bakterii...
- Nie, dziękuję - mruknął uznając, że to będzie ćwiczenie na siłę woli. Ktoś je w JEGO prosektorium. W porządku, przecież z daleka od denata, nic takiego się nie stanie.
Barry jednak powiedział, iż chętnie weźmie od Leo trochę dania i, czym bardzo zapunktował u Waylona, zaproponował blondynce przerwę na lunch na stołówce. Bezpiecznie, czysto i pod kontrolą, aż się Aaldenberg uśmiechnął pod nosem, rzecz jasna ciągle w masce.
NO TO JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ, W KANCELARII

Leo zawsze sumiennie wykonywała jej polecone zadania, najszybciej jak tylko mogła i najdokładniej jak potrafiła. W każdym calu starała się być perfekcyjną profesjonalistką. Wszystko musiało być idealnie, inaczej denerwowała się, na samą siebie. Dużo od siebie wymagała, miała chyba jakiś syndrom dziewczyny z Alabamy, bo kiedy przyjechała do Nowego Jorku to za cel postawiła sobie pozbycie się tej `łatki`. Nie chciała, żeby ktokolwiek oceniał ją przez pryzmat tego skąd pochodzi, nie chciała słyszeć głupich komentarzy w stylu `wyluzujcie, ona jest z małego miasta, nie zna się`. Chyba każdy tak ma, że jak się wydostanie ze swojego rodzinnego miasta, typowej dziury zabitej dechami, to odczuwa silną potrzebę zabłyśnięcia, pokazania, że coś potrafi, coś jest wart. Tak samo było w przypadku Aurelii. Poza tym chciała, żeby ludzie widzieli w niej ciężko pracującą osobę, która nigdy nie idzie na skróty i nigdy się nie poddaje. Chyba udało jej się tego dopiąć, już dużym sukcesem było dla niej, że jej współpracownicy w końcu przestali się śmiać z jej koloru włosów. A długo i zażarcie o to walczyła! Musiała udowodnić im, że nie jest głupią blondynką i nie musiała, jasne, że nie. Ale przyjemnie było widzieć ich opadające kopary, kiedy odpowiadała na pytania, albo coś sugerowała, czy rzucała pomysłami, całkiem przyjemnie. W końcu jednak została doceniona, o czym świadczył fakt, że została asystentką Waylona, a nie musiała. I pewnie było mnóstwo innych osób na to miejsce, ale to ona dostała tę posadę, a nie ktoś inny! Więc jak teraz szła do kancelarii z dokumentami, to przyciskała je do piersi jak nowo narodzone dziecko. Drogę znała całkiem dobrze, nigdy jednak Waylon nie pozwolił jej tu przyjść samej, więc uznała to za swego rodzaju zaszczyt. Będąc w budynku uśmiechnęła się do windy, wsiadła do windy i pojechała na odpowiednie piętro. Skierowała się do właściwego biura, zapukała grzecznie i weszła do środka po chwili.
- Dzień dobry, ja przyniosłam dokumenty z sekcji... - tutaj urwała zaskoczona, bo w gabinecie oprócz dziewczyny, z którą współpracowali był także Waylon. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pochylał się nad nią i coś jej tłumaczył i to w taki sposób, że na pewno nie byli zwykłymi znajomymi z pracy. Leo trochę zamurowało, więc na dzień dobry stała i gapiła się na nich, kompletnie zapominając, po co tutaj tak naprawdę przyszła.
Waylon zawsze musiał wszystko osobiście sprawdzać. Trzymał rękę na pulsie w każdej rzeczy, której się podejmował i to nawet, kiedy nie musiał tego robić. Z jednej strony chodziło o zwykłe zaufanie, bo niby jak mógł ufać ludziom, jakich tak po prostu i z reguły nie lubił, nieważne kim byli, a z drugiej, zawsze uważał, że wie lepiej. Całe szczęście dla wszystkim, iż zazwyczaj się nie mylił.
Tego dnia wraz z prokuratorem i Leo mięli przejrzeć raporty i akta sprawy dwóch strażaków, którzy zginęli podczas akcji jakiś czas temu. Zawsze załatwiał wszystko sam albo przyglądał się sprawom osobiście, toteż nie zamierzał rezygnować z tego i tym razem. Przyszedł z prosektorium do kancelarii pół godziny wcześniej, jak zwykle z niesamowitą punktualnością, a następnie podszedł do biurka, za którym siedziała zawsze Imogen i zaczął z nią rozmawiać. Pracowała tu, a raczej ciągle była na stażu, od pół roku, choć dopiero teraz zaczynała pojawiać się tu częściej niż kilka razy w miesiącu. Miał dzisiaj jakiś wyjątkowo wyrozumiały i niezły humor, na dodatek nie gadała tyle co zawsze, więc nawet pozwolił sobie na kilka prywatniejszych gestów oraz powiedzeniu jej tego, co dzisiaj z nią zrobi jak wróci do domu. O ile dokładnie umyje ręce, w ogóle siebie, zwiąże włosy i nie będzie smarowała ciała żadnym maścidłem, do którego potem klei się prześcieradło i w ogóle wszystko, a to przecież w cholerę bakterii. Ach, poprosił jeszcze o zmianę pościeli, ostatnio zmieniali ją jakiś tydzień temu czyli o jakieś pięć dni za późno. Ohyda.
Nagle usłyszał znajomy głos za sobą, więc spojrzał w tył i wyprostował plecy na powrót z codzienną, ponurą miną. Podszedł do drzwi, otorzył je, a następnie spojrzał na Leo podpierając biodro wolną ręką.
- Aurelio, czy czekasz na specjalne zaproszenie? Zaczynamy za siedem minut, możesz już wejść do gabinetu pana Marshalla - westchnął cicho i pokręcił głową. Czy on zawsze musiał wszystko ogarniać? Wszystko zawsze było na jego biednych barkach, cały te ciężar życia.
Wrócił najpierw do przechodniego pomieszczenia gdzie siedziała Imogen i spojrzał na nią jeszcze przelotnie. Chciał nawet podejść bliżej, ale w połowie drogi przypomniał sobie o jednym, ważnym fakcie.
- Masz plamę po kawie na bluzce i trochę kapnęło na klawiaturę. Na litość boską, Imogen, jak Ty możesz pracować w takich warunkach - pominął fakt, że kiedy tylko przyszedł to przez pierwsze piętnaście minut układał wszystkie papiery jak od linijki, wkładał długopisy kolorystycznie do przegródek w szufladzie i robił milion podobnych rzeczy.
Wszedł do gabinetu gdzie za pięć minut miało odbyć się spotkanie, a następnie otrzepać prowizorycznie krzesło z wyimaginowanego kurzu i zajął na nim miejsce.
- Wszystko w porządku, Aurelio? Wyglądasz jakbym był duchem jakimś - po tym zdaniu sam prawie zbladł i przez moment milczał - jestem brudny? Widzisz gdzieś jakąś plamę?
Zaczął gorączkowo oglądać swoją nienagannie czystą koszulę bez żadnych zagięć.
No stała tak i gapiła się dobre parę minut i tyle samo zajęło jej ogarnięcie, że Waylon coś powiedział. Kiwnęła głową, nawet nie wiedząc na co się zgadza, dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów, no bo Waylon stojący bliżej niż pięć metrów od jakiejś kobiety to było coś niepojętego! To tak jakby gej nagle stwierdził, że woli wsadzać dziewczynom, jakby kaczka stwierdziła, że to pierdoli i będzie łabędziem. Zaraz jednak przyszło otrzeźwienie, Waylon stał się starym Waylonem wytykającym ludziom rażące według niego niedoskonałości - wszystko prawie wróciło do normy. Prawie, bo jednak była dziewczyna, koło której stał, a jak on stał koło jakiejś kobiety to było prawie jak oświadczyny. No tego typu myśli głupiutkie panoszyły się po tej blond główce, nic więc dziwnego, że sobie zachichotała pod nosem. Ale tak raczej niezauważalnie, bo spuściła głowę i zakryła usta dłonią, że niby kłaczek albo odchrząkuje, czy coś. Opamiętała się jednak, mocniej ścisnęła teczkę i ruszyła za Waylonem do właściwego gabinetu, posyłając biednej dziewczynie, zawzięcie próbującej pozbyć się plamy po kawie, nieznaczny uśmiech.
- Tak, wszystko w porządku - nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy tak zaczął z niepokojem sprawdzać swój wygląd - i z Tobą też w porządku, wyglądasz jak zwykle nienagannie - zanim pomyślała, zanim przetworzyła to już powiedziała i uznała, że chyba nie powinna była. Standardowo oblała się rumieńcem, odchrząknęła i położyła dokumenty na stole, sama zajmując miejsce na przeciwko mężczyzny. Jedna sprawa nie dawała jej jednak spokoju, a ciekawska natura nie pozwoliła odpuścić.
- Tylko - zaczęła, w pewnym momencie, a że było jej trochę głupio, to zajęła się skubaniem rękawa swojej bluzki, jakby było to najciekawszą czynnością na świecie - ta dziewczyna, kto to był? - zerknęła na niego ukradkiem, chcąc sprawdzić, czy nie przesadziła z pytaniem, ale po prostu nie mogła się powstrzymać. Najwyżej jej nie odpowie, wtedy pewnie wypyta Barry'ego, on z pewnością będzie wiedział kto to. Leo nie zdziwiłaby się, jakby miał teczkę z informacjami na temat Waylona i ołtarzyk w pokoju poświęcony właśnie niemu. Nie żebym teraz spaliła jego kryptogejostwo, bo już nie pamiętam, czy ona wiedziała o jego gejozie, czy nie, uznam, że wiedziała, skoro już tę kwestię poruszyłam, o! Gejoza, to brzmi jak jakaś wirusówka, albo choroba odzwierzęca - gejoz to nowy gatunek zwierzęcia, nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z drozdem. W sumie to właśnie od ptaka wszystko się zaczęło, HEHEHEHE, Dalia taka zabawna.
No tak, Waylon w towarzystwie kobiety prawiący jej komplementy o tym, jaki to super musi mieć proszek, że jej bluzka jest tak czysta oraz, że ma o wiele lepiej ułożone włosy niż ostatnim razem to jednak była rzadkość. Szczerze mówiąc, on nigdy nie potrafił rozmawiać za bardzo z płcią przeciwną, za każdym razem pojawiał się ten sam problem związany z faktem, że w rzeczywistości był zamknięty w sobie, a pustkę wynikającą z trudności w kontaktach zapełniał zazwyczaj sakrazmem, przytykami i tego typu zachowaniami. Tak czy inaczej, Imogen go znosiła oraz nawet kochała, co często od niej słyszał, jednak typowy Waylon zawsze odpowiadał coś w stylu ja też wysoce szanuję to, że tak szybko i dokładnie zmywasz naczynia.
Odetchnął z ulgą przymykając powieki na dłuższą chwilę kiedy powiedziała, że z koszulą wszystko okej. Odchrząknął, ogarnął się i sięgnął po kubek, do którego nalał trochę wody mineralnej z butelki. Rzecz jasna jego własnej, którą przyniósł tu wcześniej, cholera wie czy z innej ktoś by nie pił, nie ma co tak ryzykować w życiu.
Zaczynał właśnie porządkować akta dla prokuratora i myślał właśnie o tym, jak strasznie ten facet jest nieodpowiedzialny, bo powinni zacząć czternaście minut temu, przy czym wyszedł wcześniej załatwiać jeszcze jeden dokument. U Aaldenberga by to nie przeszło, nie ma takiej opcji.
- Tak? - spytał na początku nie spuszczając wzroku z wykonywanej czynności, jednak po usłyszeniu pytania ze strony McCartney uniósł brwi i zatrzymał spojrzenie na Leo - to jest moja konkubina, Aurelio. Tak to nazywacie, prawda? Na Boga, co za dziwne słowo, ale bardzo mądre.
No przynajmniej brzmiało mądrze, a jak wiadomo, Waylon używał tylko mądrych słów. Nawet jak jakies przekręcał to i tak brzmiało ono mądrze.
Wstał z miejsca z plikiem dokumentów, stanął dokładnie na przeciwko blondynki przez co musiał lekko spuścić głowę, żeby móc spojrzeć jej prosto w oczy i wetknął akta w ręce kobiety.
- Myślałaś, że w wolnym czasie tylko sprzątam? Och, Aurelio, uwierz, że bardzo bym chciał, ale no cóż, tak już skonstruowano świat, iż na porządki nie można przeznaczyć całego życia. Raz na kozie raz pod kozem - westchnął wzruszając ramionami, po czym wrócił na swoje poprzednie miejsce i spojrzał ze zdegustowaną miną na zegarek.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies