ďťż
cranberies
Przybyłam do stajni, w końcu chcąc zrobićtrening dla klaczy. Weszłam do stajni i ujrzałam ładną klaczkę opięknej maści oraz ślicznej prezencji. Przywitałam się z koniem moimikochanymi cukierkami, co kobyłka bardzo chętnie przyjęła. Pogłaskałamją po chrapach i pogładziłam po uszkach. Kiedy zobaczyłam, że klaczjest naprawdę przyjemnie nastawiona do ludzi poszłam po sprzęt konikado czyszczenia, siodło, ogłowie i ochraniacze.
Wyczyściłam niecierpliwą klacz, która nie mogła się doczekaćwybiegania. Kiedy tylko skończyłam zabiegi pielęgnacyjne, a była dośćmocno brudna, założyłam jej siodło, ogłowie i ochraniacze. Wyszłyśmy naprzygotowany mini-parkur, składający się z m. in. stacjonaty 90cm,koperty 60cm, oksera 100cm i pijanego oksera 120cm. Dodatkowo były tamułożone jeszcze cztery drągi do Cawaletti. A więc wsiadłam na konika idając delikatną łydkę ruszyłam rozpędzonym konikiem. Jako, że miałanaprawdę full energii po 10 minutach była gotowa do kolejnych ćwiczeńpo moim rozciąganiu szyi przez wyginanie jej na obie strony iwyciąganiu w dół. Klaczka nie miała nic przeciwko tym ćwiczeniom iwidocznie się odprężała. Kiedy miała rozgrzane mięśnie zakłusowałyśmyrównomiernym, ale długi kłusem. Sepia fantastycznie reagowała napolecenie zebrania się, ale nie zrobiłam tego jakoś na siłę, a klacznie szła w pełnym zebraniu, tylko bardzo delikatnym, gdyż nie chciałamjej zrobić krzywdy. A więc kłusowałyśmy anglezowanym po całościwykonując wolty, półwolty, ósemki i serpentyny na tej części, gdzie niebyło przeszkód. Ten kłus sprawił, że konik uspokoił się i przestałlecieć na łeb, na szyję do przodu, więc jechałyśmy teraz niewyciągniętym, ale roboczym kłusem. Po pewnym czasie zwolniłam klacz dostępa, dając jej odpoczynek i luźniejszą wodzę. Sepia zwolniła oddech,więc zebrałam ją troszeczkę bardziej niż wcześniej i znowuzakłusowałam. Po kilku kołach w jedną i drugą stronę, przejechałam zkonikiem przez Cawaletti. Klaczka naprawdę ładnie zapracowała nadprzeszkodą i porządnie ją po przejeździe wyklepałam. Przeszłam z niąjeszcze raz z tej strony, a potem z drugie również dwa razy. Poklepałamją i na wolcie zagalopowałam. Po kilkunastu kołach w jedną stronę izmianie nogi w galopie najechałam na kopertę. Kobyłka wspanialeskoczyła, zostawiając niewielki odstęp od drągów. Poklepałam ja izwolniłam do kłusa. Po chwili szła już spokojnie stępem. Dałam jejchwilę odpoczynku przed przejazdem po mini-parkurze. Kiedy oddechklaczy zwolnił, zebrałam ją i z miejsca zagalopowałam. Wyszło nawetbardzo dobrze, więc poklepałam konia i ruszyłam na przeszkody. Zaczęłamod stacjonaty, którą klacz pokonała bez problemowo; potem koperta,którą pokonałyśmy równie dobrze jak wcześniej; następny był okser, przyktórym usłyszałam dosyć mocne puknięcie, więc przy najeździe napijanego okser, użyłam nieznacznie mocniejszej łydki i tym razemkobyłka skoczyła ze sporym zapasem. Poklepałam ją po łopatce, a widzącpot na jej szyi zwolniłam do kłusa i na luźnej wodzy przejechałam kilkarazy Pinerole, a potem wykłusowałam Sepię. Kiedy to było zrobione,przeszłam do stępa i stępowałam tak długa, aż klaczka była sucha. Zaprowadziłam konika do stajni, rozsiodłałam i sprawdziłam kopyta.Okazało się, że konik miał pod podkową dosyć spory kamień, ale był onzaokrąglony, więc nie zrobił koniowi krzywdy. Jeszcze tylko sprawdziłamczy klacz kuleje i okazało się, że ledwie zauważalnie, ale do jutra jejto przejdzie. Zaprowadziłam ją z powrotem i przegnałam się cukierkiem.Zaniosłam sprzęt do siodlarni, a przeszkody na padoku złożyłam |