ďťż
cranberies
Przyszłam do Distrib z zamiarem rozpoczęcia skoków z Księżycem. Jestem tu nie po raz pierwszy, więc wiem, gdzie co jest. Najpierw podeszłam do boksu ogiera i przywitałam się z nim. Nie był wrogo nastawiony, a cukierek w mojej dłoni bardzo mu się spodobał. Schrupał go ze smakiem, a ja wybyłam do siodlarni po siodło, ogłowie, szczotki i ochraniacze sportowe Księżyca. Wszystko to zaniosłam pod jego boks i wyprowadziłam ogiera na korytarz. Tam uwiązałam go do pierścienia i zaczęłam czyścić. Z początku zgrzebłem gumowym wyciągnęłam kurz z jego sierści. Zgrzebłem iglastym zebrałam wypadające włoski, a miękką zmiotłam cały syf z powierzchni ciała Moon’a. Po tym wyczesałam jego grzywę i ogon, a na koniec wyczyściłam mu kopyta. Osiodłałam ogierka i wyszłam z nim na halę, gdzie czekały na nas cztery przeszkódki. Miały najwyżej 40cm. Dodatkowo położyłam na ziemi drągi do dość szerokiego przejazdu. Z siodła wyciągnęłam strzemiona na odpowiednią dla siebie długość i trochę podpięłam popręg. Księżyc wdrygnął się lekko, kiedy dociskałam pas. Wsiadłam na niego lekko i spróbowałam zebrać. Ogierek obniżył łeb i zaczął rzuć lekko wędzidło. Ruszyłam energicznym stępem. Ogier pilnował tempa, chociaż czasami się zapominał i potrzebna była mu łydka, aby sobie przypomniał o utrzymywaniu dobrego tempa. Po niedługiej rozgrzewce zakłusowałam. Księżyc ruszył bez ładu i składu wyciągając szyję przed siebie i idąc jak jakiś wieśniak. Przez cały czas zbierałam go i nawet dobrze mi szło, głównie, kiedy robiliśmy serpentynę. Wymagało to od niego mocnego wygięcia, więc dla wygody zbierał się. Utrzymywałam ten stan (w każdym razie starałam się), kiedy robiliśmy ósemki i wolty. Ogier nie sprawiał dużych problemów, oprócz tego, że trochę się ciągnął i gdy zniżał łeb – opierał się na wędzidle. W nagrodę za opieranie się dostawał palcatem w okolicach łydki, co mi przypłacał lekkim barankiem, ale przestawał się opierać. Po kilkunastu ćwiczeniach przeszłam do stępa. Troszeczkę poluźniłam mu wodzę, aby wyciągnął nie co szyję. Nie przestając robić różnych ćwiczeń, poprowadziłam Księżyca wokół przeszkód. Okazało się, że tylko na nie patrzy z zainteresowaniem – nie reagował na nie ze strachem. Poklepałam go, kiedy przejechałam koło ostatniej przeszkody. Ruszyliśmy po raz kolejny kłusem. Ogierek przeszedł lepiej. Przypomniałam sobie, że trzeba poćwiczyć przejścia z chodu do chodu. W takim wypadku z kłusa zwolniłam go do stępa. Przeszedł całkiem całkiem. Po kilku krokach zatrzymałam się. Z tej pozycji ruszyłam kłusem. Nie było źle. Z kłusa zwolniłam do stępa. Było coraz lepiej. Po przejściu do kłusa i znowu do stępa, mogłam go pochwalić, ponieważ się starał. Przeszłam do kłusa i teraz trochę go wyciągnęłam. Nie miałam z tym problemu – wystarczyło, że lekko odpuściłam wodzę. W pewnym momencie wjechałam na woltę i lekko skróciłam kłusa. Kiedy już go zebrałam porządnie i ustaliłam trochę większą woltę, zagalopowałam. Ogierek bryknął kilka razy, ale poszedł zaraz galopem: nie zebrany, w szybkim galopie, machający nogami na wszystkie strony. Zwolniłam go do kłusa i zebrałam zwalniając. Znowu zagalopowałam, mocno wsiadając w kręgosłup konia, aby nie mógł bryknąć. No i tego nie zrobił, za to skulił uszy. Udało mi się go podebrać po kilku kołach. Już śmigaliśmy całkiem ładnie. Po kilku ładnych kołach zwolniłam do kłusa, szybko zmieniłam kierunek i zagalopowałam na drugą nogę. Tu już nie było tak wielkich problemów, więc było więcej ładnych kółek. Poklepałam go i przeszłam do kłusa. Zebranego nakierowałam na Cavaletti. Moon przeszedł, ale zahaczył kopytami o dwa ostatnie drągi. Nie poklepałam go, tylko szybko naprowadziłam drugi raz wzmacniając łydkę. Teraz przeszedł lepiej. Poklepałam i najechałam po raz kolejny. I tym razem się udało. Zmieniłam kierunek i najechałam trzy razy. Było dobrze i za każdym razem został pochwalony. W pewnym momencie zagalopowałam i skierowałam Księżyca na przeszkodę. Była to koperta o wysokości 40cm. Najazd był ładny, tyle, że albo ja go nie wyczuła, albo jemu coś nie wyszło bo skoczył za wcześnie i tyłem zhaczył drągi. Zwolniłam ogierka do stępa, zeszłam i poprawiłam przeszkodę. Chwilę po tym byłam z powrotem w siodle i galopowałam na kopertę. Tym razem dałam mu naprawdę silny impuls przed skokiem i udało się – wylecieliśmy wysoko i wylądowaliśmy dość daleko, aby nie zahaczyć żadnego drąga. Poklepałam go sowicie. Następna była również koperta, ale była chyba o trochę wyższa. Najechałam zebranym ogierem na przeszkodę. Księżyc potrzebował mocnej zachęty do dobrego skoku, ale ładnie skakał jak na młodego konia. Poklepałam go po drugim skoku. Kolejna była stacjonata 40cm. Najechaliśmy na nią z dość dużego najazdu. Tym razem dałam mu najsilniejszą zachętę, jaką mogłam i ogier poszybował bardzo wysoko. Poklepałam go mocno, a potem w podobnym stylu pokonaliśmy ostatnią stacjonatę. Moim zdaniem może skakać dość wysoko, ładnie mu to idzie. Ogiera przegalopowałam po jednym pełnym kole na jedną i drugą stronę, a po tym wykłusowałam i występowałam. W stępie dałam mu długą wodzę. Wróciłam z Księżycem do stajni i rozsiodłałam, potem wyczyściłam kopyta i założyłam derkę. Na koniec dałam ogierowi cukierka za wspaniałe sprawowanie.
|