ďťż

22.05 - Folbluci teren z Deandeiowcami

cranberies
No to trzeba rozruszać stare kości. Miałam już naprawdę po dziurki w nosie treningów wyścigowych w tym skwarze, i z niepocieszoną miną schodziłam po schodach żeby zająć się Zenką. No bo co tu zrobić z takim narwanym potworem w środku sezonu?
Wyszłam jeszcze na moment przed stajnię zebrać suszące się czapraki z koniowiązu. Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz z taką siłą, że aż przystanęłam, sapnąwszy zaskoczona. Podeszłam szybkim krokiem, zgarnęłam czapraki i wróciłam do chłodnej stajni.
-No way x.x nie pójdę się tam smażyć -mruknęłam, rzucając buntowniczym gestem ułożone w stosik czapraki pod ścianę siodlarni i pozostawiając je własnemu losowi. Ze stajni usłyszałam gniewne, gardłowe rżenie Zenki i kilka łupnięć.
-Jezu. Wiem mała, że Cię roznosi nosz x.x -jęknęłam i niepocieszona zwróciłam moje oblicze w stronę jej wyścigowego sprzętu. Nieświadomie musnęłam ręką jej wszechstronne siodło, zwróciłam na nie wzrok i zamyśliłam się. A gdyby tak ...?
Po chwili wytaczałam się z siodlarni z dziwnym bananem na licu i sprzętem zupełnie odmiennym, niż zazwyczaj. Powiesiłam wszystko na wieszaku przy boksie, podparłam się pod boki i wyprostowałam, patrząc na Zeniszczową łepetynę.
-No i co powiesz, kobito? - potarmosiłam jej grzywkę i pogładziłam chwilę po szerokim czole. Gniada postawiła uszy i wyciągnęła szyję ku siodłu, z zaciekawieniem i prawdopodobnie zamiarem skonsumowania.
-Ej! nie żryj -powiedziałam wysokim głosem, na co klacz poderwała głowę nieco i skuliła uszy. Weszłam do jej boksu niewzruszona i wyprowadziłam ją za kantar na korytarz. Tam przypięłam ją na dwa uwiązy tak, że wylądowała idealnie na środku korytarza i zabrałam się za czyszczenie.
Zeniszcz stąpał sobie znudzony zadem na boki i przodem w nieokreśloną stronę świata co jakiś czas. Ja byłam przyzwyczajona i upewniona w 100%, że nic nie da się z tym fantem zrobić. Sprawnie czyściłam ją, śmigając szczotami na lewo i prawo. Kiedy jej ciemna sierść już lśniła, szybko zabrałam się za kopyta. Były mniejsze, niż można się było spodziewać po tak wielkim koniu, ale w końcu to cecha anglików.
Sprawnie skończyłam czyścić, bo Zen nie lubi zbyt długo stać na trzech nogach (nie da się wiercić xD).
W końcu była lśniąca i w ogóle piękna, tak więc można było rozpocząć siodłanie. Najpierw na nogi ochraniacze, takie z prawdziwego zdarzenia, nówki nieśmigane. Następnie na ryjca ogłowie z podwójnie łamaną oliwką oraz napierśnik z wytokiem. Na koniec na grzbiet padzik w paski oraz siodło wszechstronne z futerkiem, i możemy śmigać *o* Poprawiłam wszystkie tybinki i inne drobiazgi, podciągnęłam popręg i wyprowadziłam gniadą przed stajnię. Tam wdrapałam się mozolnie na drabiniastą kobyłę i usadowiłam wygodnie na jej grzbiecie. Kobyła się trochę irytowała taką ilością nowych bodźców i tupnęła nogą kilka razy. Dodałam jej łydki, a ta z ociąganiem ruszyła przed siebie, po chwili przystępując do tańczenia.
-A ty gdzie? x.x -usłyszałam głos z nieba. Zdezorientowana rozejrzałam się, po czym dostrzegłam Sayca wyglądającego z okna na piętrze.
-Yyy w teren? -wyszczerzyłam się niepewnie, przysłaniając dłonią oczy bo mnie blask Saya oślepiał x.x
-Chyba Cię coś pogrzało, sama się stąd nie ruszasz -stwierdził Say, po czym zniknął i pojawił się na dole błyskawicznie. W równie szybkim tempie zatahała sobie rozogierzonego Don'ta do stajni i po 10 minutach dołączyła do nas w pełnym osprzęcie.
-Teren beze mnie to nie teren! -Tuż za Sayem ze stajni wyszła Tiara, prowadząc w dłoni swojego młodego kasztanka. Sun zerkał na konie zaciekawiony, kręcąc się nieco z podekscytowania.
-To jak już tak wesoło ma być zadzwonię po kogoś do zbierania zwłok x.x - mruknęłam i po krótkiej rozkminie kto jest a kogo nie ma w domu wybrałam numer Joan. Pogadałam chwilę, wyjaśniłam sytuację i umówiłyśmy się w lesie na pewnym charakterystycznym rozdrożu. Miałyśmy do niego dalej niż ona, tak więc spokojnie zdąży wyszykować Antarktydę.
Zenka była już zirytowana długim stępowaniem i zaczęła trzepać łbem, memłając wędzidło z położonymi uszami. Postawiła radary na ogiery, zaraz znów skuliła, niezdecydowana kobita.
Zebrałam wodze, wysiadując ze stoickim spokojem cofania i tańczenie gniadej. Spojrzałam na dziewczyny, czekając aż się wpakują na swoje konie, po czym wskazałam kierunek ruchu i ruszyłam żwawo przed siebie.
Odwróciłam się i ostrzegawczo wyciągnęłam palec.
-Tylko dystans, moje panie, dystans, bo Zenka się nie patyczkuje ostatnio z panami i kopa zaliczycie -uprzedziłam lojalnie i poprowadziłam naszą grupkę ścieżką w stronę wyjazdu do lasu.
Gawędziłyśmy beztrosko, zupełnie odruchowo już wstrzymując nasze rozjuszone rumaki i utrzymując je w jako takim stępo-caplującym chodzie.
Zenya prychała, zerkając za siebie i łypiąc na ogiery ostrzegawczo. Jednocześnie machała ogonem zaczepnie co jakiś czas, doprowadzając tym Don'ta do szału. Blondyn gryzł wędzidło, odstawiając co i raz jakąś szopkę, Sayu jednak ze stoickim spokojem sprowadzała go zaraz na ścieżkę dobra. Sun Dancer z kolei tuptał sobie wolniutkim kłusikiem, nie chcąc stępować. Uszy miał postawione na sztorc i ogólnie wyglądał uroczo.
-Dobra, dajemy Jo fory? -spytałam, patrząc znacząco na dziewczyny.
-W życiu -odpowiedziały równo.
-Tak myślałam ^^ to z życiem,
Półparada i momentalne zakłusowanie. Gniada wystrzeliła szybkim krokiem, czując się chyba niezwykle ważną jako prowadząca zastępu. Uszy na sztorc, zerkamy czujnie na wszystko w koło i przede wszystkim prujemy ile wlezie x.x Uwiesiła mi się lekko na wędzidle. Póki nie galopowała, było spoko.
Sayu i Tiara kłusowały gdzieś tam za mną, ale taki zastęp nie był zbyt dobrym rozwiązaniem. Don't momentalnie zaczął się pchać na zad Zenki, na co ta zareagowała ostrzegawczym podrzuceniem, Sun z ciekawością pchał się na tą oto dwójkę i ogólnie przepychanka i ściganie kto jest bliżej zadka Z.
-Dawaj Say na prowadzącego, Dancer za Donciskiem a ja na koniec -powiedziałam, przytrzymując kobyłę jakimś cudem i zwalniając jej kroki, co pozwoliło pozostałej dwójce na ustawienie zastępu. Teraz było nieco lepiej, zwłaszcza że Zen nie miała parcia na bycia pierwszą - w wyścigach zawsze biegła 3/4 na dead laście.
Don't nie widząc podrygującego zadka Zenki również się wyciszył, skupiając na swojej roli przewodnika, a Sun czując nastroje pozostałej dwójki uspokoił się i skupił na tym jakby tu biec tym kłusem jeszcze szybciej.
Tylko moja kobita ciągle się burmuszyła bo w końcu ten typ tak ma. Dotarłyśmy na umówione rozdroże i zatrzymałyśmy konie. Ustawiłyśmy je jakoś tak bezpiecznie, żeby móc pogawędzić. Po 5 minutach na kręcących się folblutach dotarła do nas Joan na rudej Antarktydzie. Przywitałyśmy się z nimi entuzjastycznie. Starsza kobyłka patrzyła z politowaniem na rozjuszone młodziaki, zwłaszcza Don'ta który swoim zwyczajem na dzień dobry miał ochotę na spotkanie pierwszego stopnia z kobyłą i jego piątą nogą w roli głównej.
Ogarnęłyśmy się szybko, ustawiając się w kolejności Don't, Sun, Anti i Zenka po czym ustaliłyśmy, że jedziemy nad jezioro zaliczając większość prostych ścieżek do galopad oraz piaszczystych górek żeby mięśni poużywać i o.
Ruszyłyśmy więc znów kłusem, żeby był to faktycznie teren kondycyjny. Przemierzyłyśmy tak spory kawałek, aż dotarłyśmy do piaszczystych górek. Zarządziłyśmy stęp i indywidualnie pozjeżdżałyśmy i powjeżdżałyśmy na wzniesienia. Kilka koni wgalopowało, część zgalopowywała, jeszcze inne się zsunęły przysiadając na zadach. Jo nie chciała przemęczać Anti więc po kilku zjazdach czekała na nas cierpliwie przy wyjeździe z górek. Kiedy my się już wyhasałyśmy i zmęczyłyśmy trochę młodziki, ustawiliśmy zastęp ponownie i dojechaliśmy kłusem do pierwszej prostej.
Konie były już rozgrzanie i tylko czekały na sygnał do zagalopowania. Kiedy takowy nastał, to był ciężki kawał chleba xD Naszarpałyśmy się sporo, żeby nie dopuścić do ścigania między końmi, ogólnie jednak się udało i pomijając wylądowanie sobie na zadach przy hamowaniu całkiem fajnie to wyszło. Myślałam że będzie duużo gorzej.
Kuniska parskały niewzruszone tym krótkim wysiłkiem i z entuzjazmem mknęły kłusem dalej. Udało nam się jakoś opanować rozognione folbluty i przejść do stępa. Teraz było trochę spokojniej, bo trochę energii już zużyły i mogłyśmy się nieco odprężyć. Stępowaliśmy dość krętym odcinkiem ścieżki między wielkimi połaciami jagód i jeżyn. Do tego pełno miękkiego mchu w koło, no sielanka ^^
-Ile jeszcze do tego jeziora? -spytała Ti, tulając się do szyi Suna.
-Jakieś 15 minut kłusa, a potem wracamy inną drogą -powiedziała Say, podciągając popręg. Kiedy konie uspokoiły trochę oddech, ruszyłyśmy ponownie szybszym chodem, żeby nie przedłużać.
Po 15 minutach kłusa z przerwami na stęp dotarłyśmy do celu. Piękne leśne jeziorko rozpościerało się przed nami, odbijając lekko refleksy słoneczne na delikatnych falach.
Podjechałyśmy stępem, rozbijając się indywidualnie i zbliżając do wody. Jo z Antardi chciały wjechać do wody, ale kobyłka nie przepadała za nią więc tylko przestępowały po płyciźnie i dały sobie spokój.
Ti i Sun bez oporów wjechali aż po końskie kolana do wody, gdzie ogierek od razu zaczął rozchlapywać przednią nogą wodę ^^
Doncisk kulił uszyska i kłapał zębami w stronę Sun'a, jako że był jego rywalem w stosunku do dwóch panienek stojących obok. Nic to, że Dancer to jego syn, trzeba walczyć o swoje racje xD Say odjechała więc dalej, odgradzając się od nas grubą warstwą tataraku i spokojnie, indywidualnie zajęła się wprowadzaniem Hurta do wody.
Ja i Zeniszcz również miałyśmy zamiar wejść do wody, kobyła trochę świrowała ale w końcu dała się przekonać i weszłyśmy po sam brzuch do wody. Nogi miała długie, więc pozwoliło nam to dość daleko zawędrować. Do oporu wody była przyzwyczajona przez częste ćwiczenia na basenie, więc rozluźniona wodziła chrapami po wodzie i parskała, rozchlapując ją na boki. Zaśmiałam się dając jej luźną wodzę i gładząc po szyi.
Po jakichś 10 minutach zebrałyśmy się ponownie w zastęp. Konie otrzepywały się, odprężone i parskały co jakiś czas. Ruszyłyśmy stępem w drogę powrotną.
Po pewnym czasie ruszyłyśmy znów kłusem, a kiedy dojechałyśmy do ostatniej już prostej w tym terenie zagalopowanie. Tym razem nie było tak sielankowo - konie się czegoś spłoszyły, w rezultacie poniosły i zaczęły się ścigać. Najszybciej odpadła Anti, wiadomo, nie była w treningu wyścigowym + wiek no i oczywiście większe doświadczenie pozwalające Joan zapanować nad nią. Nasza trójka jednak nieubłaganie pruła do przodu x.x
Udało nam się zatrzymać, kiedy wypadłyśmy z zakrętu prosto w gąszcz drzew. Zen nie omieszkała przejechać mną po jakiejś wyjątkowo nierównej sośnie, w wyniku czego byłam na sto procent pewna, iż mam szramę na pół uda. Nie było teraz jednak czasu tego opatrywać, więc pozbierałyśmy się znów w kupę i już tylko stępo-kłusem udałyśmy ku naszemu celowi.
Dotarłszy do charakterystycznego rozjazdu, pożegnałyśmy się z Joanne i udałyśmy w stronę Deandrei spokojnym stępem. Konie ochłonęły, było naprawdę gorąco i tylko drzewa pozwalały nam na chwilę wytchnienia. Do tego zaczynały się zlatywać robale i konie były nerwowe.
Popuściłyśmy nieco popręgi, dałyśmy koniom wyciągnąć szyje. Sun był cały mokry, to było sporo jak na dwulatka. Don't i Zen wyraźnie zlani na łopatkach, szyi i słabiźnie. Do tego każdy z koni miał odciśnięty na sobie potny czapraczek ^^"
Dojechałyśmy w końcu do stajni, zsiadłyśmy i zajęłyśmy się okupywaniem myjki. Najpierw puściłyśmy Tiarę, jako pensjonariuszkę, a same rozsiodłałyśmy konie i zaniosłyśmy sprzęt do siodlarni. Czapraki powędrowały do schnięcia na słońce. Konie szybko wyczyściłyśmy, Don't nawet szybko wrócił do siebie bo zaczął odwalać szopki do Zenki. Zabrałam więc kobyłę szybko na myjkę, wypłukałam, schłodziłam i odstawiłam na pastwisko, zostawiając Say w pustej stajni żeby mogła spokojnie zająć się ogierem. Potem Doncisko również powędrowało na swoje zielone m4.
My we trzy zgodnie padłyśmy w pokoju gościnnym, sycąc chłodem w domu *-* potem wydobyłam z lodówki dwa pudełka sorbetów i przygotowałam nam mniamuśny deser i lemoniadę ^^
(by Deidre)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • black-velvet.pev.pl
  • Tematy
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © cranberies