ďťż
cranberies
Dzisiaj było parno, gorąco, duszno. Chciałam się wyrwać z domu, pobiegac po łące czy coś. Konie były na padoku, 28 stopni w cieniu, można by jechać nad jezioro. Obudziłam Łukasza, była już dwunasta. Nalałam nam soku z lodem. Pogadaliśmy trochę o trudnych sprawach zycia i poszliśmy szukać kogoś do jazdy. Na padoku był cały skład. Podbiegły do mnie dwa czarnuchy. -Bierzemy je? Łukasz potwierdził. Już miał chwycić Moona, gdy ja go pacnęłam po ręce. -Dzisiaj ja uhuhu! Zaśmialiśśmy się i wzieliśmy je do stajni. Było tam chłodno, bez owadów. Poklepałam go Księzyca i zamknęłam boks. Poszłam do siodlarni porozkminiać co by tu mu włożyć... W tym momencie wszedł Łukasz. Bez zbędnego myślenia wziął ogłowie i siodło Noxla. Ja wzięłam Nowiowe meksykańskie i siodło. Cały ten stos ukoronwało pudełko ze szczotkami. Zadowolona z siebie doniosłam stertę pod boks. Wziełam szczotkę gumową do masażu i taką z miękkimi włóknami. Mniam xD Wślizgnęłam się do boksu. Nowiu sobie leżał. Puknęłam go w brzuch łokciem coby ruszył te swoje kilogramy. Popatrzał na mnie błagalnie. -Nie mały, robocizna nie śpi. Podniósł się i prychnął niezadowolony. Poklepałam go po szyi i zaczęłam czyszczenie. Przy szczotce do masażu się nie wiercił, był spokojny. Resztę zabiegów zniósł w miarę dobrze. Połaskotałąm go po chrapach po wszystkim, na co on się odwdzięczył skubnięciem mnie w bark. Pogroziłam mu palcem, a on prychnął. Odniosłam pod boks szczotki. Przyszła pora na wojnę. Najpierw spokojnie, po dobroci. Potem rozewrzeć pyska. A następnie, poprosiłam Łukasza o pomoc. I to poskutkowało. Nowiek uwielbia Łukiego. Potem siodło. Zaciągnęłam popręg bez problemu. Wyprowadziliśmy konie na podwórze. Ochłodziło się trochę, zaczął wiać wiatr. Przepysznie. Wskoczyłąm na Moona, Łukasz na Sir'a i pojechaliśmy w las. Leniwym stepem konie ruszyły po piaszczystej drodze. Postanowiłąm po drodze kupić ser na pizzę na wieczór. Był hak na drzewie przy sklepie. Uśmiechnęłam się i przywiązałam Moona do haka. Weszłam do osiedlowego sklepiku i kupiąłm kostkę sera. Przy okazji kilo jabłek na dzisiaj wieczór do koni. Zapłaciłam miłej pani i wyszłam. Wsiadłam na konia, przywiązałam siatki do siodła i pojechaliśmy w stronę jeziora. Moon szedł zrezygnowany z głową uwieszoną na wodzach. Noxle podobnie. Spojrzeliśmy na siebie z Łukaszem i daliśmy chłopakom sygnał do kłusa. Ogiery podniosły łby i ruszyły do przodu. Przypomnieliśmy im, że to nie pastwisko i zwolniliśmy trochę. Zrezygnowani kłusowali powoli. Oba były czarne i były już całe mokre od potu. Zagalopowaliśmy i dałam się ponieść Moonowi. Ogier galopował, machając łbem. Dałam mu swobody. Podobnie Łukasz. Zmrużył oczy. Spojrzeliśmy się na siebie i nasze twarze rozjaśniły uśmiechy. Pochyliliśmy się w półsiadzie i konie ruszyły szybciej – cwałem. Radosne parskanie wypełniło las. Poczułam bryzę i zapach jeziora. Zwalnialiśmy powoli i kłusując wjechaliśmy na obszerną plażę. Na nasze szczęście nie było tam żywej duszy. Zatrzymaliśmy rumaki i zdjęliśmy im siodła. Przepocone czapraki zawiesiliśmy na drzewie i wjechaliśmy do jeziora na oklep. Noxle na początku trochę się bał. Ale wystarczyła cierpliwość Łukasza, który zgrabnie go zachęcił do wejścia. Moon podkłusowywując wprysł na głębinę i zaczął niezdarnie pływać. Noxle i Łuki zostali an płyciźnie. My znaleźliśmy się na drugim brzegu. Pomachałam do Łukasza i zaśmiałam się pokazując mu „L”. On się zaśmiał, zrobił facepalm i wróciłam na drugi brzeg. Moon radośnie i niezdarnie znowu przepłynął i dostałam szturchańca od Łukasza. Zostawiliśmy konie na kantarach i zaczepiliśmy uwiązy, by trochę po nołlajfiły.
Załozyliśmy sprzęt z powrotem i wsiedliśmy. -Do lasu głębiej czy wracamy? Pokazałam na las i pojechaliśmy stępem w buszsz. Robił osię ciemniej i gęściej. Niedobrze... Zakłusowaliśmy i zaczęliśmy wykręcać w dom. Przejechaliśmy przez miasto, własciwie to wieś i znowu las. Było jasniej. Przeszliśmy do stępa, gdyż było widać stajnię. Inside się pasł z Becky, a Splendor leżał plackiem do góry brzuchem. Uśmiechnęłam się na widok Insida, jak podbiega do ogrodzenia. Podjechaliśmy pod stajnię i rozsiodłaliśmy konie, które poszły do stajni, gdzie sprowadizłąm tez Insida. |