ďťż
cranberies
Wyszłam z domu dopiero wieczorem, cały dzień był niesamowity gorąc, że hej. Spojrzałam na trawiasty parkur. Była godzina 18, było jeszcze jasno. Poprosiłam Łukasza o asystę, dziś poćwiczymy zmianę nogi. Ustawiłam drąg między stojakami mniej więcej na środku parkuru i poszłam po klacz. Szybko się uwinęłyśmy i podeptałyśmy na miejsce.
Oczywiście wsiadłam i nie regulując strzemion (bo dobre były) ruszyłyśmy stępem. W rzeczonym chodzie porobiłyśmy wolty, które klacz ładnie wykręcała (i chętnie!) i parę razy zmieniliśmy kierunek. Na drugą stronę to samo w sumie, to była jej gorsza strona, więc wolty wychodziły bardziej koślawe, ale się starała. Sprawdziłam popręg, podciagnęłam o dwie dziury i ruszyłyśmy kłusem. Nie jechała dobrym tempem, odrobinę za szybko. Pulsacyjnie skracałam i oddawałam wodzy dopóki się nie uspokoiła. Potrzebowałam jeszcze paru wolt. Jechałyśmy potem spokojnie, bez szaleństw. Znów ją nakręciłam na woltę w spokojnym kłusie. Ładnie się wygięła i szybko wróciła na proste ustawienie. Z uśmiechem zadowolenia zagalopowałam po paru kołach. W galopie jechała spokojnie od samego początku, równo i umiarkowanym tempem. Zwolniłam ją do kłusa i przez półwoltę zmiana kierunku i od razu zagalopowanie. Odrobinę ją zaskoczyło tempo zmiany, ale po chwili zachwiania pojechała równo. Zwolniłam ją do stępa przez kłus i dałam jej odpocząć chwilę. Po chwili dość swobodnego stępa znów zwróciłam uwagę klaczy zbierając trochę wodzy i ruszyłyśmy kłusem. Nastawiałam ją na cięższy dla jej umysłu trening zwracając jej uwagę na siebie, znowu się rozglądała. Poprosiłam Łukasza, żeby ustawił z drąga stacjonatę. Niewielką, jakieś 30cm. Najechałam prosto na nią kłusem, żeby klacz się z nią oswoiła. Skoczyła bez problemu, poklepałam ją. Na zakręcie zagalopowałam i znów najechałam na przeszkodę. Skoczona. Dobra, zaczynamy pracę. Jadę galopem znów na przeszkodę. Klacz już spokojnym najazdem, ale w trakcie lotu dałam mocne pomoce na zagalopowanie na drugą nogę. Trochę ją zdezorientowałam i wylądowała dość nierówno, pomocy nie zrozumiała. Najechałam jeszcze raz i zrobiłam to samo. Tym razem z drobnym zawahaniem wylądowałyśmy i pojechałyśmy w drugą stronę. Poklepałam ją mocno i wykręciłam z powrotem na przeszkodę. Znów w locie pomoce na drugą nogę. Wylądowała bez zawahania na dobrą. Poklepałam i dałam koło galopu. I potem znów to samo. Klacz szybko zakumała o co chodzi, więc poprosiłam ekseprymentalnie o podwyższenie przeszkody do 50cm. Najazd niezbyt szybki ale energiczny. Od razu przy odskoku pomoce na zmianę nogi i dobre lądowanie. Z wielkim entuzjazmem ją poklepałam i do kłusa. W kłusie porobiłam parę wolt, żeby się nie odzwyczaiła od dobrego wygięcia. W stępie też trochę potuptałyśmy, pokusiłam się o wyjęcie nóg ze strzemion. Kiedy Łukasz zaczął sprzątać przeszkodę ja zsiadłam, odprowadziłam klacz i opłukałam nogi po czym do stajni. |